Czemu "naturalsi" wzbudzają tyle kontrowersji?

Mi w zasadzie to już wszystko przeszło, spaceruję po lesie tylko  😁. Natura i te sprawy. To chyba mam adekwatny login?  👀
A ja jestem naturalsem. Właściwie, opieram się na naturalu na samych początkach pracy z koniem, przy zajeżdżaniu go, budowaniu więzi, potem zaś stopniowo przeplatam to z klasyką.
Widzę, że właściwie pojęcie o naturalu jest dość wątłe wśród klasyków, i często oparte na jakimś żenującym widoku w wykonaniu jego miłośnika, który zapadł w pamięci. Lub braku zrozumienia.

Demonizowanie siodła, wędzidła? A skąd 😉 z jednej strony nie dziwie się ludziom, u których rozmaite piły w końskim pysku budzą sprzeciw, bo sama do takich należę. Jak dla mnie to po prostu świadczy o braku umiejętności. Jednak czym innym jest łagodne, dobrze dopasowane wędzidło i delikatna ręka. Sama jeżdżę na wędzidłach (wciąż naturalnie!). To po prostu narzędzie, którym można zrobić krzywdę lub użyć go prawidłowo, tak jak nożem możesz pokroić chleb, albo kogoś zabić.

Gloryfikowanie oczywistych czynności? Tylko że te "oczywistości" bywają poważnie zaniedbane również u osób dobrze jeżdżących. Mam złe odczucia, gdy ktoś podchodzi z siodłem do boksu, a koń w reakcji kuli uszy i odwraca się tyłem. Jest jasne, że dla tego konia praca z człowiekiem nie jest przyjemna, że nie jest odpowiednio zmotywowany, że dla niego to przykry obowiązek. Natural właśnie zmienia ten tok końskiego myślenia. Z "niestety muszę" staje się "niby muszę, ale nie jest tak źle", a potem z kolei następuje "chcę". Postęp się buduje od małych rzeczy. Więc nie ma co lekceważyć zadzierania łba przy zakładaniu ogłowia czy skulonych uszu na nasz widok. To drugie jest co najmniej przykre.

Jest wiele osób wyjątkowo nieudolnie podchodzących do naturala, skąd się nie dziwie, że budują taki a nie inny obraz tej szkoły. Ja jednak jestem do niej przekonana. Czemu?

Raz, dobrze jest znać sposób myślenia konia, chociaż spróbować wyobrazić sobie, jak widzi on świat. W jaki sposób się uczy, jak długo potrafi się koncentrować, co go motywuje a co zniechęca. Jak dla niego dobrać nagrodę i karę. Szczerze, ile osób się nad tym zastanawia? Trenując konie w sposób po prostu przyjęty jako właściwy? Niby każdy jeździec wie, że najważniejsze jest dobro i zadowolenie konia, jego zdrowie i komfort... tylko w takim razie skąd ta ogromna ilość przeganaszowanych koni na treningach, rozprężalniach, zawodach? Albo usilne pracowanie z koniem, który wyraźnie tego nie chce i na pewno nie jest to dla niego dobre ani komfortowe? Oczywiście, że nie powinniśmy rezygnować. Trzeba tylko sprawić, żebyśmy dla konia byli partnerami, a nie kimś porównywalnym z uciążliwym nauczycielem lub szefem. A do tego między innymi służy natural.

Dwa, to jest moim zdaniem najlepszy sposób na zajeżdżanie młodych koni. Koń sam podąża za swoją naturą, my go niczego nie musimy tak naprawdę uczyć, a jedynie manipulować jego naturalnymi reakcjami i mechanizmami. Zajeżdżałam w ten sposób konie i efekty są bardzo dobre. Przede wszystkim brak zbędnego rozciągnięcia w czasie, bo w ciągu niecałej godziny z surowego konia otrzymujemy spokojne zwierzę, które toleruje człowieka na grzbiecie i wszystkie czynności z tym związane. Nie ma stresu, nie ma strachu. Oczywiście to jest tylko zajeżdżenie, początek całej nauki, jednak te fundamenty są niezmiernie ważne. Pierwsze siodło, pierwsze wędzidło, pierwsze odczucie działania pomocy. Pierwszy człowiek, który coś każe. Koń to przecież długo pamięta.

Siedzenie w stajni do usranej śmierci? Hm, lubię czasami usiąść z końmi na pastwisku i poczytać książkę, bo lubię ich obecność. Tak samo lubię pójść na spacer czy posiedzieć trochę w boksie z dzieciakiem którego układam. Ale nie znam nikogo, kto by przesiadywał w stajni 24/7 i jeszcze cały czas spał w boksie 😉

Ustąpienie przy niepowodzeniu ma znaczenie. Dlaczego? To wyobraź sobie, że ktoś ci daje super trudne zadanie z matematyki, którego nie rozumiesz. Zostało ci wyjaśnione jak je zrobić, nakierowano cię odpowiednio, ale nadal nie jesteś w stanie. Po prostu cię ono przerasta. Być może brak ci znajomości poprzednich zagadnień, które są niezbędne żeby je zrobić. I jak, będziesz siedzieć nad nim bezowocnie godzinę, czując presję nauczyciela, czy wolisz, żeby najpierw zwrócić uwagę na te brakujące elementy i cierpliwie pouzupełniać braki, dopiero później próbując ponownie (na następnej lekcji)?
Nie ma nic złego w powiedzeniu sobie i koniowi "trudno, nie tym razem" i zajęciu się czymś innym, przede wszystkim wzmocnieniu tych elementów potrzebnych do tego, czego się końcowo oczekuje. Konie to nie jakieś bestie, które tylko się czają aby wykorzystać każdą twoją "słabość" i mieć we wnętrzu dzikie poczucie satysfakcji, "o hehe, wygrałem, wyszło na moje, taaaak! Dzisiaj ona, jutro cała cywilizacja!" 🤣 może ludzie wiedzieliby między innymi o tym, gdyby nie odnosili się do naturalnych metod z taką pogardą?

Teraz druga strona medalu - ludzie nieumiejętnie używający naturala. Tak, ręce czasami opadają, bo przesada w żadną stronę nie jest dobra. I moim zdaniem, nie potrzebujemy do tego żadnej specjalnej linki, patyków i innych pierdół, wystarczy nam to, co się przeciętnie ma w stajni. To jest tylko marketing.
Głęboki niesmak budzi we mnie zarówno widok pierdoły bojącej się czegokolwiek zabronić lub ukarać konia, jak i do przesady zganaszowanego zwierzaka, drepczącego w kółko w tej pozycji od pół godziny.

Prawdziwy naturalsowy jeździec to wcale nie ktoś, kto się boi koni, w ogóle skąd taki pogląd  🤔 to osoba, która chce zgłębiać końską psychikę i wykorzystywać to przy treningu, opierać go na niej.
Sama jeżdżę "normalnie" w siodle, na wędzidle, a czasami i bez nich. Po parkurze, ujeżdżalni, w terenie. Zawsze staram się dbać przede wszystkim o to, żeby moi kopytni podopieczni czuli się przy mnie komfortowo, mieli zaufanie, szacunek, chętnie wykonywali polecenia i byli spokojni. Nawet ci bardziej temperamentni i płochliwi są wyraźnie spokojniejsi przy takich metodach.
No bardzo piękne i mądre jest to co napisałaś.
Tylko, że jest jedno małe ALE.

Zajeżdżałam w ten sposób konie i efekty są bardzo dobre.

Czy mogłabyś w jakikolwiek sposób zaprezentować efekty swojej pracy?
W tym wątku było już wiele osób piszących równie piękne słowa, ale potem okazywało się, że nie mają one żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Kilka osób zaprezentowało przyzwoity poziom jazdy, ale potem okazywało się, że tylko dzięki bardzo dobremu klasycznemu wyszkoleniu (siebie i konia) a dopiero potem przerzuceniu się na "natural".

Reasumując, uwierzymy Ci jak zobaczymy. 😀
(Chyba mogę tak powiedzieć w imieniu "nas"? Kto jest przeciw, ręka w górę.)
Przy następnej wizycie poproszę kogoś o porobienie mi zdjęć. 😉
A tym czasem może powiedz coś więcej. Jak byś określiła poziom wyszkolenia, swój i konia/koni z którymi pracujesz?
Jak byś określiła udział "naturalu" w tej pracy?
🙂
Cyga,  tak off top. Z jakiego kraju pochodzisz?
redpepper, mam uwagi.

Pierwsza to: "koń to partner". To zależy jak kto definiuje partnerstwo. Np. dla mnie koń (ani żadne zwierzę) pełnoprawnym partnerem nie jest ani nie będzie. Z ludzi - tez zdecydowanie nie każdy. Partner to ktoś, kto ma dokładnie takie samo prawo podejmowania decyzji jak ja. To ktoś, kto swobodnie zastąpi mnie w moich obowiązkach, gdy zajdzie taka potrzeba. Ew. można mówić o "rodzaju partnerstwa" w danej relacji. Relacja z koniem zachodzi zawsze (gdy zachodzi). Jej jakość i styl - ustala człowiek. Tu nie ma zero-jedynkowo: : jestem "cacy", jestem "be". Większość ludzi najchętniej ujmowałaby rzecz jeszcze inaczej: JA jestem "cacy", WY jesteście "be". Taki jest też wydźwięk twojej wypowiedzi. A to nie tak.

Druga: człowiek, który zażądał(!) od konia czegoś, czego koń zrobić nie umie pomimo starań - JUŻ popełnił błąd. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby NIGDY nie żądać od konia czegoś, czemu nie poradzi. Stąd też brak przestrzeni na "wycofanie się". Owszem, błędy popełniamy wszyscy. Sposób wybrnięcia z błędu też jest ważny w relacji.
Cyga a ja nie widze w tym co opisujesz nic co rozniloby sie od normalnej klasycznej pracy z koniem... Prosze opisz jak wyglada takie "naturalne" zajezdzanie u Ciebie- czym sie rozni od klasycznego.o
@ Julie

Może zaczynając ode mnie - jeśli chodzi o samą techniczną jazdę, raczej nie ma szału, cały czas czuję, że mi wiele brakuje, dlatego biorę treningi 😉 obecnie to poziom klas L-P. Jeśli chodzi o natural, zgłębiam to zagadnienie od kilku lat i jest zdecydowanie mocniejszą stroną, jednak staram się rozwijać je obie.

Teraz przechodząc do koni, podam Ci przykład mojego podopiecznego Pepe, którego oczko możesz zobaczyć w moim avku. Koń NN, około 4 letni, szlachetnej drobnej budowy, w sumie mało co o nim wiadomo. Nie należy do mnie, ale powierzono mi jego ułożenie. Byłam przy tym, jak koń przyjechał do nowej stajni.

I teraz:
* koń wysiada z przyczepy, a raczej wyskakuje. Niemal panika w oczach. Może jest z natury nerwowy, a może po prostu boi się transportu.
* zostaje puszczony na pastwisko razem z trzema innymi końmi, z którymi przyjechał i znał się wcześniej. Podchodzę do nich; dwa pozostałe wyciągają pyski z ciekawością, on jedyny trzyma się na uboczu. Unika mnie, gdy próbuję podejść. Notuję sobie w głowie, że jest nieśmiały. Może miał przykre doświadczenia z ludźmi, a może to zwyczajna ostrożność płochliwego zwierzęcia?
* konie idą do boksów. Pozostałe zachowują się spokojnie, on jest bardzo nerwowy. Kręci się, próbuje się nawet wydostać. Wcześniej prawdopodobnie chowano go bezstajennie. Natychmiast panikuje, gdy oddziela się go od zaprzyjaźnionej klaczy. Widać, że jest wystraszony, pomrukuje, błyska białkami, kręci się bez przerwy.
* podchodzę do jego boksu. Wygląda na to, że wywołuję jeszcze większy niepokój. Siadam obok niego, nie patrząc na Pepe, oddychając bardzo powoli i dość głośno. Wiem, że spokój ludzi przechodzi na konie. Po 10 minutach Pepe nadal jest pobudzony, ale przestał się kręcić i zaczyna się mną interesować. Obwąchuje, pozwala się pogłaskać.
* przynoszę skrzynkę ze szczotkami. To dla niego nowość, jest zainteresowany, trochę zaniepokojony. Wybieram szczotkę z miękkim włosiem i zaczynam go czyścić. Zauważam, że bardzo szanuje moją przestrzeń osobistą. Nie jest typem dominanta. Przemawiam do niego łagodnie. Zachęcam, by podał mi nogi do czyszczenia. Na początku idzie to opornie, ale po chwili jest już dobrze. Gdy ładnie podaje nogi, nagradzam go głaskaniem. Trochę się uspokaja, opuszcza głowę, nawet przez chwilę żuje siano. Nadal jednak jest spięty. Nic dziwnego, przecież mnie nie zna.
* idę z nim na ujeżdżalnię. Moim celem na razie jest przeprowadzenie join-up (mam nadzieję, że wiecie jak wygląda ten proces, teraz to nie jest tajemnicą 😉). W przypadku Pepe nie zajmuje mi to długo; około dziesięć minut od rozpoczęcia do zauważenia trzech sygnałów - ucho, przeżuwanie, opuszczenie szyi. Okrąża mnie coraz ciaśniej, w końcu nadchodzi moment, gdy sam uznaje mnie za przewodniczkę jego stada. Podchodzi, obwąchuje ramię, po czym jak pies chodzi za mną krok w krok, z pyskiem tuż przy nim. Cel numer jeden osiągnięty, ale to na dziś nie wszystko.
* teraz, gdy Pepe uznał mnie za przewodnika stada, czeka mnie nadal dużo pracy. W jego przypadku głównie nad zaufaniem. Zakładam mu ogłowie z łagodnym wędzidłem. Ciężko było znaleźć takie w stajni na jego mały pyszczek, ale się znalazło. Nie uwiera, nie blokuje. Prowadzę go w ręku i pozwalam mu je żuć, bawić się, w końcu to kompletna nowość. Nie boi się, jest raczej zaskoczony.
* ostrożnie go siodłam (trzymając za kantar). Obwąchuje czaprak, siodło... jest ciekawy. Staram się to robić możliwie delikatnie, ale też nie obchodząc się jak z jajkiem; po prostu tak, jak siodłam wszystkie konie. Podpinam popręg na razie luźno, strzemiona są zawiązane. Koń idzie za mną, na początku trochę sztywno, nie będąc przyzwyczajonym do czegoś na grzbiecie, ale niedługo później opuszcza szyję i parska, rozluźnia się. Nie jest zestresowany. Opuszczam strzemiona i dociągam popręg. Delikatnie obijające się o jego boki budzą niepokój, ale po chwili się do nich przyzwyczaja.
* teraz czas wsiąść. Jestem przygotowana na różne bryki i inne takie niespodzianki. Pepe kręci się przy wsiadaniu, ale udaje mi się znaleźć na jego grzbiecie. Jest strasznie zaskoczony i niepewnie stawia kilka kroków. Kompletnie nie wie, co ma zrobić. Mówię do niego łagodnie, zachęcając do ruchu naprzód delikatnym ruchem bioder. W końcu rozumie, że ma iść do przodu. Idzie na początku strasznie sztywno i pokracznie, drobi, ale po kilku minutach spokojnego stępa opuszcza głowę i parska. Czas na koniec lekcji 😉
* Pepe w stajni zachowuje się już spokojnie. Jest zmęczony, ale też w jego małoletnim móżdżku kłębi się mnóstwo nowych informacji. Ile nowości, może nawet strasznych chwil, ale w gruncie rzeczy nic mu się nie stało. Zaufał przewodnikowi stada i nie stała mu się krzywda. Resztę dnia i noc spędza w stajni i na pastwisku.
* następnego dnia Pepe jest gotowy na nowe wyzwania. Rozpoczął się dla niego cały proces ujeżdżania, a dzięki temu, że od początku oparliśmy naszą relację na łagodności, szacunku i zaufaniu, będzie dobrze nastawiony do nauki i do ludzi.

Pepe ogólnie ma trudny charakter. Jest pobudliwy, nerwowy i nieufny, cały czas wymaga pracy nad tym, by nie był biednym wystraszonym wymoczkiem zmuszonym do tyry. Obecnie wciąż jesteśmy przy początkowych etapach (z racji tego, że obecnie nie mam możliwości regularnej pracy z nim i mamy trochę przerw). Ostatnio byliśmy na stępa w terenie z innymi końmi, sporo też pracujemy z ziemi. Jest kochanym dzieckiem, tylko zagubionym. Nadal nic nie wiem o jego przeszłości.

W ten sposób zajeżdżam konie, wykorzystując elementy naturala i indywidualne cechy zwierzaków. Poprzez użycie metody join-up mam pewność, że hierarchia jest dobrze ustalona, a koń w sposób zgodny z naturą będzie chciał za mną podążać. Jednym postępy idą szybciej, innym wolniej. Chodzi o to, żeby stworzyć sobie dobry grunt do późniejszej pracy, również sportowej, choć jeszcze nie miałam okazji zaobserwować takiej kariery swojego podopiecznego. Żeby zamiast skulonymi uszami i tyłkiem, być witaną postawionymi uszkami, wyciągniętym pysiem i błyskiem w oczku. Sama ciągle się uczę od koni, bo każdy pokazuje mi coś nowego. O to właśnie chodzi w naturalu... nie o jazdę na sznurku czy pyrganie konia patykiem za 100 zł. A sam join-up to kwestia kilku do kilkudziesięciu minut, jeśli robimy to odpowiednio, bo nasza własna postawa ma bardzo duże znaczenie.


@ halo

Koń to dla mnie partner przy pracy. Mamy swój podział zadań, pracujemy jako zespół 😉 i on, i ja się czegoś uczymy, chociaż nasze role nie są takie same. Może lepiej określić, że jesteśmy zespołem, o. W zespole jest lider i są wykonawcy. Ale zespół osiąga najlepszy wynik, jeśli jest zgrany i zmotywowany.
Chodzi mi tu o ludzi, którzy myślą egoistycznie jedynie o własnej satysfakcji z jazdy, czy też osiągnięciach, a nie pomyślą nad swoim koniem. Sporo jest takich osób, niestety. Nie mówię przy tym, że jest to ktoś z Was. 😉
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
07 maja 2014 14:53
Słowotok to drugie imię nawiedzonych naturalsów  😎
redpepper, nie znam NIKOGO kto nie myślałby o koniu użytkując go. Według mnie to zwyczajnie niemożliwe, a-wykonalne. Proporcje znaczeń, uwagi, oczekiwania, definiowanie pojęć się różnią. No i - różni się OCENA tychże. Np. moja ocena twojego (wg opisu) postępowania z koniem z pewnością różni się od twojej 🙂 Z twojego opisu bije duma. Ja bym postępowała inaczej a twoje postępowanie mi się nie podoba 🙁 Chyba inaczej pojmujemy "dobro konia".
Retna   nic nie zmieniać
07 maja 2014 16:20
halo, to Ci zazdroszczę, bo ja niestety znam. Stałego kontaktu z nimi nie mam i nie widuję ich często, ale znam. Jeden przypadek szczególnie ciężki, aż dziw, że koń funkcjonuje normalnie 🤔
ElaPe, mnie tylko zastanawia, co takiego zrobili Tobie ci nieszczęśni naturalsi, że suchej nitki na nich nie zostawisz... 🤣

Co sądzicie o Jerzym Sawce? Czytałam wywiad z nim w ŚK, zrobił na mnie dobre wrażenie, jak Wy uważacie?
Retna, a SKĄD WIESZ??? Że nie myśli o koniu? To tylko TY tak to oceniasz. W niczyim mózgu nie siedzisz. O koniu myśli nawet ten, co go katuje na śmierć (choćby, żeby celnie trafić).
🙂
Retna   nic nie zmieniać
07 maja 2014 16:48
Retna, a SKĄD WIESZ??? Że nie myśli o koniu? To tylko TY tak to oceniasz. W niczyim mózgu nie siedzisz. O koniu myśli nawet ten, co go katuje na śmierć (choćby, żeby celnie trafić).


Rozumiem o co Ci chodzi, ale chodziło mi raczej o myślenie pozytywne, z troską itd., a nie "ciekawe, czym dzisiaj przypierdzielę mojemu koniowi" 🙂 No nie siedzę, ale rozmowa też potrafi wiele wyjaśnić 😎
Cyga, bardzo mi się twój wpis podoba  :kwiatek:.
Retna no "ogólnie" wiadomo o co chodzi. Przekonałam się, że ludzie są tak ogromnie różni, że to się w głowie nie mieści. Czasem dość łatwo uznać, że co "mi" się nie podoba jest "złe", a czasem to wcale nie jest oczywiste.
"Myśleć o koniu" to wg mnie zbyt ogólnikowy banał. Dobrze by było, żeby ludzie powszechnie zauważali, że ocena postępowania kogoś innego jest ICH własną oceną. Co nie znaczy, że nie możemy "sobie" potępiać, nie ma przymusu tolerancji ani akceptacji po całości. Ale to MY ew. potępiamy. I zapewne ci ludzie, którzy podzielają Nasze wzorce, Nasze idee.
Retna   nic nie zmieniać
07 maja 2014 17:22
halo, masz rację... ale ciężko nie patrzeć nieprzychylnie na człowieka, który z pełną premedytacją robi komuś krzywdę. Koniowi, psu, człowiekowi, nieważne. Ja tu raczej o skrajnie ekstremalnych przypadkach piszę, typu katowanie zwierzaka czy głodzenie go, a dla takiego zachowania wytłumaczenia nie ma. No, teoretycznie, według Twojej tezy można stwierdzić, że on o koniu jako takim MYŚLI, ale to jego myślenie nie sprowadza się do polepszenia dobrobytu zwierzęcia. Kurczę, nie wiem, czy to, co piszę jest zrozumiałe, czy jakieś głupoty plotę, rozumiem, o co Ci chodzi, wiem, co chciałabym Ci odpisać, ale coś mi nie wychodzi 😁


Dwa, to jest moim zdaniem najlepszy sposób na zajeżdżanie młodych koni. Koń sam podąża za swoją naturą,

Gdyby koń podążał za swoją naturą to przy pierwszym wsiadaniu zwiałby na łąkę gubiąc Cię gdzieś po drodze 😉
PS: Uwaga , gorzka prawda: Jazda na koniu nie była nie jest i nigdy nie będzie dla niego naturalna.

Wg mnie zajeżdżanie konia nie powinno być konkurencją na czas. Zawsze będę wybierała zajeżdżanie klasykiem, gdzie czekasz na konia aż będzie gotowy na kolejny etap ( oczywiście nie mówię o spaczonym klasyku, bo to wiadomo jak wygląda)
Retna, ty i ja dogadamy się na pewno, że wszelkie przysparzanie zbędnych cierpień jest "nie si". Dobra - obrzydliwe. Ale podejrzewam, że spec od tortur poda ci sporo racjonalnych uzasadnień swoich wyborów. Tacy już jesteśmy, my - ludzie. ZAWSZE postępujemy słusznie (wg własnej opinii) bądź "z musu". Wszyscyśmy niewinni jak noworodki. Źli są tylko inni.
Tak działa ludzki mózg - zawsze znajdzie uzasadnienie. Od "dobra" też się mogą bebechy przekręcać. "Dobrymi chęciami piekło wybrukowane" nie wzięło się znikąd.
Retna   nic nie zmieniać
07 maja 2014 18:02
halo, "koń ma się słuchać, bo to wielkie, niebezpieczne i głupie bydle jest", "a co to, źle u mnie ma? Utrzymanie kosztuje, mogła mieć gorzej", "dla dobrego konia nagrodą jest brak kary", "dobry wpierdziel nie zaszkodzi, a wyleczy konia z głupot" i tak dalej, i tak dalej 😉 Ja wiem, słyszałam to setki razy. I zwyczajnie ja jej nie wtłukę do głowy swoich racji, a ona mi swoich, bo i ja, i ona z góry zakładamy, że opinia drugiej osoby jest błędna. Rozumiem, o co Ci chodzi 🙂
Od zbytniego dobra to się często ludzkie bebechy przekręcają, bo jak to kochany konik jest niebezpieczny? Mnie skrzywdzi? Nieeemożliweee! 😀
dla mnie branie dzikusa i jednego dnia ładowanie mu wędzidła, siodła i człowieka na grzbiet dopiero jest niezłym hardkorem. W większości przypadków najpierw się konia oswaja z wędzidłem, chodzeniem na głos na lonży, potem do siodła, potem do nacisku na wędzidło a dopiero koniec końców do jeźdzca...  Taki skrótowiec uwazam za mocno nie fair wobec zwierzaka, zwłaszcza, że bez wcześniejszej pracy na lonży-dzieciak nie ma szans mieć dość dobrze rozwiniętych mięśni pleców czy zadu, żeby nieść człowieka...

Ale jeśli już, to taka metoda nie ma sensu w naszej kulturze i otoczeniu.

Monty coś takiego wprowadził, ale to jest metoda bardziej w moim odczuciu... dla ranczerów. którzy muszą zrobić konia szybko, koń ma na początku tylko i wyłącznie iść za innymi, a jak się zepsuje-tanio można wymienić. Poza tym, konie wychowujące się na wielu tysiącach hektarów, hodowane w celu zaganiania to trochę inne konie, z innymi plecami (zbudowanymi klimatem i ewolucją) niż nasze konie, często gęsto-z miękką nerą.

Dla mnie ujeżdzanie przez join up to ... alternatywa dla przywiązywania do słupa z worem mąki na plecach i niech się szarpie aż przestanie. O i na pokazy, jako szoł. Nie wiem dlaczego spokojna praca, stopniowe przyzwyczajanie i budowanie pleców miałoby być gorsze niż robienie tego na jeden dzień na chybcika :/
🙂
Metody metodami, ale wlos sie jeży lekko ile podstawowych błędów dot. bezpieczeństwa jeźdźca i konia.
Taki banalnych typu konia sie nie trzyma za kantar, a juz tym bardziej mlodego dzikusa.
Nie pisze tego ze złośliwości, zwracam uwagę, bo brak dobrej rutyny przy koniach potrafi wyrządzić wiele krzywdy.
@ Julie

Może zaczynając ode mnie - jeśli chodzi o samą techniczną jazdę, raczej nie ma szału, cały czas czuję, że mi wiele brakuje, dlatego biorę treningi 😉 obecnie to poziom klas L-P.
...
Chodzi o to, żeby stworzyć sobie dobry grunt do późniejszej pracy, również sportowej, choć jeszcze nie miałam okazji zaobserwować takiej kariery swojego podopiecznego.



Ciekawe. Jeśli z techniką Twojej jazdy nie ma szału a chcesz stworzyć sobie dobry grunt do pracy sportowej ale żaden z Twoich koni jeszcze sukcesów sportowych nie osiągał, to najprościej chyba skontaktować się z jakimś trenerem koni, którego konie osiągają sukcesy sportowe, wziąć u niego treningi i czerpać wiedzę. Przecież od niego się dowiesz, czy Twoje metody pracy mogą dać efekty, a jeśli nie, to jakie metody są dobre.

Obawiam się jednak, że w czołówce trenerów żadnej z dyscyplin nie ma osób, deklarujących się jako naturalsi.
Arimona, to jest właśnie wkurzające. Po uczciwości - nie tylko w naturalsach. "Brak dobrej rutyny". Tylko w klasyce mało kto ściemnia, że ludzik z zerowym doświadczeniem spokojnie sobie SAM poradzi z koniem, a przynajmniej nie ma tego w obowiązującym kanonie.

Retna, nie orientuję się w "subtelnościach" relacji z końmi twojej znajomej, ale z głoszonymi przez nią tezami... zasadniczo się zgadzam. I takie właśnie "drobiazgi" chciałam po drodze wyjaśnić. Że głoszone tezy częściowo naświetlają sprawy, a częściowo - wcale nie.
Bo: "koń ma się słuchać, bo to wielkie, niebezpieczne i głupie bydle jest" to święta prawda jest (oprócz falabelli). Definicja głupoty jest dyskusyjna, ale znikoma... refleksyjność koni w reakcjach - bezdyskusyjna. Mój koń zasadniczo ma się cieszyć, że nie wylądował na talerzu (ludzkim - to byłoby trudne w praktyce bo xx, ale do ZOO parę kilometrów 🙂😉. I koń ma służyć mi, a nie ja - koniowi. Coś specjalnie fajnego ma spotykać konia jako wyraźna nagroda a nie - jako poprawa MOJEGO samopoczucia. "Wpierdziel" zaszkodzić może, ale nie znam przypadku, w którym dobrze, z umiarem i na czas zastosowana kara  = dojmująca przykrość (skala i forma tejże - rzecz inna) nie przyniosłaby dobrego efektu dla współpracy pt. "wyleczyć z głupot". Itd.

Niektórzy twierdzą, że natural nie szkodzi, że niech se ludzie robią co chcą. Niby nie moje małpy, ale wraz z naturalem szerzy się jak zaraza przesadna wyrozumiałość dla koni, prowadząca do absurdów. Przypomina mi to wysokiego i chudego sąsiada, który wyprowadzał dużego wilczura na spacer. Wilczur szedł gdzie chciał i jak chciał, a jego "pan" giął się w tańcu chochoła, próbując uniknąć omotania smyczą. Pies lonżował "pana" znakomicie. Ludzi super "wychowanych" przez konie widuję coraz więcej. Kiedyś im współczułam, potem mnie złościła głupota, teraz "mi to lotto", nawet (w pewnym sensie) się cieszę.
Nigdy by nie powstało coś takiego jak natural jeśli klasyka nie przybrała by jakiejś dziwnej formy. Pamiętam moją pierwszą lekcje w renomowanej szkółce. Instruktor cały czas wrzeszczal że muszę mocniej uderzyć batem tego konia i trzymać krócej wodze. Nie można było się do konia odezwać ani cmoknac.  Konia siodlalo się w poskromie żeby nie kopnął. Wcale się nie dziwię ze ktoś w końcu powiedział "nie". Zaraz powiecie ze to nie jest prawdziwa klasyka. Ale niestety tak to najczęściej wygląda od podstaw. Nie wszyscy tak jak ja jeździli po kilkunastu szkołach by  znaleźć dobrą stajnie.  W jeździe konnej powinien być jeden nurt. Uwzględniający zarówno biomechanike jak i psychikę
TheWunia,  w zakładach pracy masz to samo: jeden wykorzystuje i nie szanuje pracowników, drugi jest fair i miły. W urzędach masz to sami: jedna to biurwa i wredna baba, inna pomocna i ludzka. W sklepach masz to samo: jedna ekspedientka ma klienta gdzieś i wpycha stare produkty, a druga jest pomocna i uprzejma...

w zatrudnieniu, sprzedaży czy kontaktach międzyludzkich jest JEDEN NURT. Tak samo w klasyce. JEST jeden nurt. Ale zawsze gdzie jest czynnik ludzki- nie da się odgórnie narzucić zachowań. To nie klasyka przybrała dziwną formę, to LUDZIE bywają DEBILAMI. Zasady klasyki się NIE ZMIENIŁY.

Swoją drogą zaliczyłam od groma szkółek, stajni, stajenek, ośrodków i NIGDZIE nie spotkałam się z tak złym traktowaniem koni czy dewiacją opisywaną przez naturalsów.

to JAK wygląda klasyka od podstaw można przyrównać do innych dziedzin sportu. W jednej szkółce gimnastyki kobieta bije, obraża i poniża uczennice a w innej jest to fajna zabawa. I co, należy zgnoić gimnastykę, bo ludzie bywają debilni? to nie wina gimnastyki, że ktoś ma mniej niż dwa kapsle zamiast mózgu.
Tylko w klasyce mało kto ściemnia, że ludzik z zerowym doświadczeniem spokojnie sobie SAM poradzi z koniem, a przynajmniej nie ma tego w obowiązującym kanonie.


W sensownym naturalu też nikt nie ściemnia, że "ludzik z zerowym doświadczeniem" poradzi sobie spokojnie sam z koniem. To jest kolejny szkodliwy mit, który narósł wokół naturalu i krzywdzi zarówno ludzi, jak i konie. Bo to nieprawda. Jak ktoś nie ma doświadczenia, to sobie nie poradzi ani klasycznie, ani naturalnie. I szkoleniowcy naturalni też to mówią. Mało tego, jeśli ktoś bez doświadczenia chce się uczyć naturalu, to mu się sugeruje, żeby spróbował najpierw z doświadczonym, ułożonym, grzecznym koniem, który jest "naumiany" i ogólnie wie, o co chodzi - czyli proponuje mu się poszukanie konia-profesora  😉 Na przykład w PNH wyraźnie się mówi, że nie jest dobrym pomysłem praca z młodym koniem, z ogierem albo samodzielne zajeżdżanie konia przez osobę, która nie ma opanowanych umiejętności z poziomu L3. Czyli nie, że łapie byle laik za kijek i heja banana.  🤔wirek:
to o co sperają się nieustająco nasi w świecie określa się jako jeden z elementów "Nowoczesny trening koni" Lesley Bayley, ale u nas jak to u nas dużo zadymy  nie popartej konkretną wiedzą czyli banał 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się