stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
14 kwietnia 2014 19:09
no dobrze, ale bat służy nie tylko do machania w powietrze. Może należy zrobić z tego bata użytek skoro ten koń ewidentnie nauczył się atakować i kopać cię.

Czy ktoś z Was się spotkał z uciążliwie stadnym koniem i jakos rozwiązał problem stresu/nieposłuszeństwa z tego powodu? Bardziej z ciekawosci pytam czy da sie cos na to poradzic, przeczuwam ze nie. Zaakceptowalam juz to ze jest jaki jest, robie swoje i wymagam, wiadomo konie stadne zwierzeta, co sie dziwić...
Koń od 1,5 roczniaka do 7-latka nigdy nie wychodzil na padok, u mnie wychodzi, zostal wykastrowany i dołączył do stada.. Nie zabiore mu tego, należy mu sie po tylu latach boksu  🤔 Jak tylko zbieram go samego z padoku, jest histeria, oblewa sie potem i robi tysiąc kup. Pozostaje pogodzić sie?


Ja trafiłam na takiego konia. Od stada z odejściem był problem, z samotną jazdą na placu/hali, z zostaniem w boksie jak trzeba było. Rżał, spinał się, panikował. Teraz jest lepiej, odejdzie ze mną od stada, jest w stanie pracować na placu/hali jak nie ma koni, ale jest wtedy sztywniejszy, mniej skupiony, łatwiej się rozprasza, zdarza mu się czasem zarżeć do koni, w boksie już nie robi hałasu jak ma zostać sam. Nie jest może idealnie, ale da się coś zrobić by było to w miarę bezpieczne dla jeźdźca i konia. Można tą uciążliwą "stadność" osłabić by była mniej męcząca, ale wyeliminować się zupełnie pewnie nie da. Trzeba zaakceptować, że są konie mniej i bardziej stadne po prostu. Na takiego mocno stadnego konia najlepiej działa cierpliwość i czas.
no dobrze, ale bat służy nie tylko do machania w powietrze. Może należy zrobić z tego bata użytek skoro ten koń ewidentnie nauczył się atakować i kopać cię.


no tak, staram się jak to jest uzasadnione, ale często po prostu jest już za późno (bat do lonżowana ma ze 4 metry, a jednak w galopie to jest 1,5 fouli - moment), albo po prostu nie trafiam ;p
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
14 kwietnia 2014 19:39
trochę to długo trwa i się za bardzo rozwinęło, te ataki konia.

Ja bym na twoim miejsc albo go przyuczyła do lążowania na 2 lonżach albo poprosiła kogoś kompetentnego o pomoc albo i to i to, być może wpierw oprowadzanie konia po kole przez drugą osobę.

Ten koń raz na zawsze musi mieć wpojone że ma nie atakować.
pamirowa dzieki za odpowiedź. Czyli rozumiem ze koń z Twojego opisu z czasem sie troche uspokoił?
Ja juz to zaakceptowałam, kon który podczas całej młodosci trzymany był w warunkach boks + trening (wyścigowy) nie może byc normalny...
Co do rżenia... Mój ostatnim razem jak był sam na jeździe (w niedalekiej odległosci od stajni) zarżał 28 razy (liczyłam dla funu  😎 ) wiec o takim przypadku tu mówimy  😀 Cos czuje ze niedługo dostane wypowiedzenie pensjonatu..  Na poczatku (jak jeszcze był ogierem) miał całą game zachowań agresywnych ( serie debów) gdy przyzwyczajałam go do odjeżdżania na odległy plac/łąke/spacer teraz po agresji nie ma śladu jest natomiast mega stres ze zabiore mu ten padok i konie. Wpada w taka czarna dziure histerii ze jak widze jego oko to dosłownie inny koń, nie mój.
dzl1, a powiedz mi, czy jesteś jakoś mocno emocjonalnie związana z tym koniem? Wyobrażasz sobie życie bez niego? Bo nie chcę byc okrutna, ale ten, tego... może pora znaleźc mu bardziej odpowiednie ręce, a samej znaleźc sobie coś bezproblemowego, spokojnego, nie dominującego? Wiem, że rada brzmi okropnie, bo byc może dla ciebie to przyjaciel i w ogóle... ale dopiero po zmianie na konia odpowiadającego twojemu temperamentowi zdałabyś sobie sprawę, jaka to ulga, jak to można się cieszyc z posiadania konia, jaki świat jest piękny.
Na twoim miejscu uzbierałabym trochę kasy i wysłałabym konia w trening do dobrego, sensownego jeźdźca na miesiąc lub dwa i potem sprzedałabym go, a samej sprowadziłabym sobie jakiegoś bezproblemowego "przytulaśnego misia-pysia" 😉
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
14 kwietnia 2014 19:54
Edit:
ahh, ok, trochę nie zrozumiałam pytania. jest to ciężkie do wykonania, bo naturalnie jak koń biegnie w moją stronę to uciekam w bok (chociaż staram się wstrzymywać do samego końca) a ostatecznie jest za daleko żeby go ukarać. po fakcie już to jest bez znaczenia, bo i tak nie zrozumie. o kogoś do pomocy też trudno, bo wszyscy się boją ;o


myślę że takie postępowanie (twoje uciakanie przed atakującym koniem, brak kary) spowodowało to, że masz konia który atakuje.

Jednakowoż jeśli jednak pod siodłem żadnych niebezpiecznych zachowań nie wykazuje to po prostu go nie lonżuj.
trochę to długo trwa i się za bardzo rozwinęło, te ataki konia.

Ja bym na twoim miejsc albo go przyuczyła do lonżowania na 2 lonżach albo poprosiła kogoś kompetentnego o pomoc albo i to i to, być może wpierw oprowadzanie konia po kole przez drugą osobę.

Ten koń raz na zawsze musi mieć wpojone że ma nie atakować.


próbowałam też na dwóch lonżach, z miernymi skutkami, ale może spróbuję jeszcze raz. o kompetentną (i odważną!) osobę z moim otoczeniu niestety ciężko, a na specjalistów mnie nie stać. dzięki za odpowiedź 😉

dzl1, a powiedz mi, czy jesteś jakoś mocno emocjonalnie związana z tym koniem? Wyobrażasz sobie życie bez niego? Bo nie chcę byc okrutna, ale ten, tego... może pora znaleźc mu bardziej odpowiednie ręce, a samej znaleźc sobie coś bezproblemowego, spokojnego, nie dominującego? Wiem, że rada brzmi okropnie, bo byc może dla ciebie to przyjaciel i w ogóle... ale dopiero po zmianie na konia odpowiadającego twojemu temperamentowi zdałabyś sobie sprawę, jaka to ulga, jak to można się cieszyc z posiadania konia, jaki świat jest piękny.
Na twoim miejscu uzbierałabym trochę kasy i wysłałabym konia w trening do dobrego, sensownego jeźdźca na miesiąc lub dwa i potem sprzedałabym go, a samej sprowadziłabym sobie jakiegoś bezproblemowego "przytulaśnego misia-pysia" 😉


wiesz, przez to jaką wywołuje we mnie frustrację to dużo razy zdawało mi się, że nie jestem przywiązana. dopiero kiedy miał poważną kolkę, a weterynarz który przyjechał twierdził, że to dla niego już koniec zrozumiałam, że jest dla mnie bardzo ważny i nie chodziło tylko o obrazek dogorywającego konia (naprawdę, wyglądał wtedy strasznie, cudem mu się polepszyło i po kilku dniach wyszedł z tego zupełnie). Może nie na tyle, żebym nie wyobrażała sobie życia bez niego, natomiast z różnych przyczyn wiele dla mnie znaczy. Poza tym, nie jestem z tych co "idą na łatwiznę". Jeżeli kiedyś tak nie robił, to znaczy, że może jeszcze przestać tak się zachowywać. Chcę pokazać samej sobie, że mogę nad nim zapanować, i coś mieć w tym swoim CV, że tak powiem 😉 Za 1,5 tygodnia zaczynam moje najdłuższe wakacje (kończę LO), a więc będę też miała dużo czasu na to, żeby z nim i nad nim popracować.

myślę że takie postępowanie (twoje uciakanie przed atakującym koniem, brak kary) spowodowało to, że masz konia który atakuje.

Jednakowoż jeśli jednak pod siodłem żadnych niebezpiecznych zachowań nie wykazuje to po prostu go nie lonżuj.

początkowo była kara (być może zbyt słaba, ale jednak wyraźna) to i atak się wzmocnił. ostatecznie jeśli biegnie wprost na Ciebie jakieś 800 kg masy to ucieczka jest chyba naturalną reakcją 😉 nie uciekam jak tylko stuli uszy - tak jak wcześniej napisałam - staram robić się to w ostatniej chwili, kiedy koń jest już blisko i faktycznie jest to niebezpieczne.

Co do zaprzestania lonżowania -> jestem raczej ujeżdżeniowcem i lonżowanie jest dla mnie dość ważne, a na pewno bardzo pomogłoby w treningu.
dzl1, do nie jest zdrowy związek. Ty i twój koń jesteście w relacji bardzo toksycznej, ten koń kiedyś wyssie z ciebie wszystkie soki. To nie chodzi o chodzenie na łatwiznę, ale o jakąkolwiek satysfakcję - bo któregoś pięknego dnia się wypalisz i będziesz miała tego wszystkiego dośc. A rachunki za konia, poświęcenie, ciężka praca i czas lecą nieubłaganie. Dobrze by było, gdyby to wszystko szło na konia, który na to zasługuje, a nie na jegomościa, który doprowadza cię do złości, frustracji. Chodzi o to, żebyś szła do łóżka spac z głową pełną radości, marzeń dotyczącymi twojego konia, żebyś miała satysfakcję i zamykała oczy spokojnie, a nie - tylko zmartwienia, niedokończone sprawy, zmęczenie, poczucie zawiedzenia.
Rozumiem co masz na myśli, ale z drugiej strony tak jak pisałam problemy dotyczą tylko pracy z ziemi. Jazda w siodle zdecydowanie dostarcza mi satysfakcji i radości i przede wszystkim jest PRZYJEMNA (poza pojedynczymi wyjątkami, które zdarzają się chyba przy każdym koniu), powolutku osiągamy kolejne cele. Zrezygnowałam z pracy z ziemi, a teraz chciałam do tego wrócić i rozwiązać problem, bo sam nie zniknie.
dzl1, rozumiem. A prosiłaś kogoś innego, aby go wylonżował?
Nie za bardzo mam kogo...
Evson,  Ja mam taką klacz. Do  roku życia była ze stadem i nikt od niej za dużo nie wymagał. Ja ją kupiłam, odłączyłam od stada i zaczęłam jeździć, głównie samotne tereny.

Rżała jak szalona, spięta niesamowicie. I przy każdej luźniej wodzy zwrot do stajni, do stada.

Przy regularnej spokojnej pracy jest dużo lepiej. W tej chwili jak jedziemy razem w teren to na pierwszej prostej jeszcze czuję "ciąg do stada" a potem się rozluźnia.

Najgorzej jest jak jedziemy na rajd. Jedziemy w ileśtam koni, grupą, równym tempem wszyscy w określonej kolejności. Potem to stado śpi na jednym padoku i drugiego dnia zazwyczaj czuję, że tracę kontrolę nad koniem. Że stado zaczyna być ważniejsze niż ja. Że moje argumenty dosiadu/ wędzidła zaczynają być mniej ważne niż argumenty stadne. I wtedy drugiego dnia muszę trochę się nawalczyć z koniem. Calpowanie, jechanie zyzgakiem gdzie się chce, wyginanie w różnych dziwnych kierunkach, chody boczne, mamy całą gamę popisów. Ale jak uda mi się drugi dzień "przewalczyć", ale spokojnie, konsekwentnie, to trzeciego dnia mam spokój i koń znowu jest "mój' a nie stada.

Tylko bardzo ważny jest spokój. Bo jak ja się zaczynam spinać to się obie nakręcamy. A niestety łatwo się zdenerwować w sytuacji gdy koń wyraźnie ma Cię w poważaniu, a myślami jest tylko ze stadem.

Trochę bawiłam się w naturalne metody, czasem niektóre rzeczy wykorzystuję. Ale ogólnie najważniejszy jest spokój i konsekwencja.
dzl1 Niestety Ikarina ma rację. To bardzo toksyczny związek, bo zagraża twojemu życiu i zdrowiu. Pozwoliłaś zwierzakowi rządzić. On wie że się boisz, a on jest silniejszy. Z czasem zacznie okazywać swoje niezadowolenie także pod siodłem, kiedy tylko nie będzie miał ochoty czegoś wykonać. Może być coraz gorzej. Wyjścia są dwa: sprzedać misia i kupić coś spokojniejszego, albo oddać go na miesięczne szkolenie do kogoś kto układa konie metodami naturalnymi. To koszt około 800 zł. Doskonale wiem co czujesz, bo miałam podobny problem ze swoją klaczą. Jakiś czas po rozpoczęciu pracy z ziemi, z przyczyn zdrowotnych, miałam przez 3 miesiące szlaban na konie. Poprosiłam nastoletnią córkę żeby kilka razy przelonżowała klacz. Jakże się zdziwiłam po powrocie kiedy na lonży miśka zaczęła tulić uszy, wierzgać, stawać dęba i iść na mnie 🙂 Tyle że u mnie wściekłość była silniejsza niż strach. Poradziłam sobie agresywnym i konsekwentnym odpędzaniem  konia, ściąganiem go na dół przy wspinaniu, albo rzucaniem w niego nadmiarem  lonży czy grubej liny. Niestety przez tyle lat obcowania z końmi nie mam bladego doświadczenia w kwestii używania bata🙂
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
14 kwietnia 2014 21:27
taaaa, naturalnymi  🙄
Kwagga, z ciekawości zapytam. Co ta dziewczyna (córka) zrobiła koniowi na tej lonży, że zaczął tak reagować?
Nie ma opcji, żeby konia zmienić. Amen 🙂 Co do oddania w trening. Przemyślę tę kwestię, ale nazbieranie na taką przyjemność to w moim przypadku nie miesiąc, a przynajmniej z pół roku, a nie zamierzam w tym czasie siedzieć bezczynnie. Zacznę od próby z dwoma lonżami -> to generalnie ma sens, tylko mi brakuje przy tym koordynacji i jak próbowałam kiedyś to zawsze brakowało mi rąk. A co myślicie o ewentualnym zaopatrzeniu się w "odstraszacza" typu parasolka, czy coś w ten deseń?
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
14 kwietnia 2014 21:37
Dziwnym pomysłom typu odstraszacz parasolka mówię nie. Koń  ma reagować na bat, to jest twój główny odstraszacz, na niego ma reagować i czuć respekt przed tobą
masz rację 🙂
Pomysł z parasolką uważam za tragiczny.
chess Koń nie miał ochoty latać kłusem no to uczynny właściciel stajni chciał pomóc i biegał za koniem z kijkiem. No to się zaczęło wierzganie i inne kombinacje. No i dziecko stwierdziło że koń jest nienormalny i że nie będzie z nim nic robić. A klacz się nauczyła że jak trochę porozrabia na pokaz to nie będzie musiała nic robić🙂
ElaPe nie musisz zgadzać się z metodami naturalnymi albo w nie wierzyć. Nie wiem jak tam u was, ale w mojej okolicy jest kilku ogarniętych magików którzy się tym zajmują. Pewnie że można tradycyjnie batem jak ktoś lubi i potrafi w ten sposób rozwiązywać problemy🙂 W obu przypadkach chodzi przecież o pokazanie koniowi gdzie jego miejsce i tyle.
dzl1 A jak koń reaguje jak nie masz bata ?
olewa mnie totalnie, nie robi nic. jak zamacham końcówką lonży to popatrzy na mnie spod byka i nic nie zrobi, ew. przyjdzie do mnie z położonymi uszami, ale widać, że bez zamiaru ataku. tak nawiasem mówiąc to czasem uda mi się wymusić od niego 1-2 kółka stępa, ale potem zaczyna się interesować tym co ma pod nogami, a jak go ponaglę to jest powtórka z rozrywki 😉
tak teraz sobie myślę, że jak jutro wezmę go na te dwie lonże to postaram się to nagrać - będzie widać czarno na białym i jego reakcje i moje - sama chętnie też to zobaczę. jakoś poczułam się teraz zmotywowana 😀 chyba przez historię z Twoją klaczą kwagga 🙂 no nic, teraz idę się z tym przespać, zobaczymy jutro po południu co z tego wyniknie.
(Staraj się nie pisać dwóch postów po sobie, tylko edytować je i dodawać treść.)
Jestem za cienka, żeby dawać jakieś porady, ale zastanawiam się, czemu straszak nie ma prawa zadziałać? Używam bata, koń odwraca się do mnie, używam bata po raz drugi, koń atakuje mnie - rozwijam parasol/płachtę. Nie jest to po prostu alternatywa dla "zrobienia z bata użytku", czyli mówiąc wprost, przylania agresywnemu koniowi? Podkreślam - nie mówię o używaniu straszaka zamiast bata (bo koń musi się nauczyć go respektować), ale zamiast kary. Jaka jest różnica? :kwiatek:
dzl1, ja powiem tak, chociaz pewnie niektore osoby mnie za to skrytykują, mój koń równiez robił to co Twój, wysłanie go na koło graniczyło z cudem, ustawiał się przodem, dębował na człowieka, probował kopać. Nauczył się, jak ? Był lonżowany przez dwie osoby, jedna trzymala lonże, druga bata, w momencie kiedy probował atakowąc człowieka dostawał batem.. tak wiem, biedny koń, ale .. koń jakos nie patrzy, że zrobi nam krzywde. 2-3 lonże wracał mokry jak ścierka z lonży, ale efekt jest taki, ze moze byc lonzowany teraz na kantarze, nie sadzi na człowieka, nie dębuje i nie kopie. Takie zachowanie to brak szacunku do człowieka. Tutaj nie ma czasu na pobłażanie.. od razu reakcja.
Miałam podobny problem z obydwoma rozpieszczonymi dupkami, co Ty, dzl1. Jak się poznawaliśmy. Maximum cierpliwości i asertywności oraz konsekwencji - tylko i aż tyle, bo jak sama wiesz. Zaufanie to nie tylko sznureczki, a chodzi głównie o zrozumienie tego zwierza, po prostu. W stajni przydomowej nie miałam za wiele pomocy, poza tym, że czasem ktoś przyjeżdżał, jak poprosiłam o jakąś poradę czy np. poprowadzenie mnie na koniu na lonży w teren. Uważam, że jeśli masz taką możliwość, to szkolenie z kimś kompetentnym jest super sprawą. Nie chcę nic sugerować, bo nie znam Ciebie, ani konia. Możesz albo czekać, znaleźć kogoś do pomocy, albo próbować dalej. Ja w sumie miałam wybór - albo zostawić, albo powalczyć sama no i powalczyłam. Doprowadzenie ich do takiego fajnego końskiego zachowania, że są całkiem nawet miłe dla znanych im osób, dla obcych nie są bardzo agresywne no i jak trzeba robić - robią, ba, starają się, zajęło mi niecałe 3 lata. Mozolnie, ale efekty są moim zdaniem fajne i naprawdę nic poza wypisanymi wyżej konsekwencją i cierpliwością nie tworzyłam. Koniu, jesteś miły - ja też. Atakujesz - ja też 😉 No i póki się złościsz, żadnego żarcia, nagrody, głaskania itp. Potrafiłam 20 minut stać przy żłobie i odganiać konia, bo była wściekła, że stoję obok. Jak się uspokoiła, dostała jedzonko. Na tej podstawie wszystko inne. Nie chodziło o to, żeby męczyć konia podczas posiłku, ale zdenerwowany koń, który człowieka z żarciem widzi jako samo żarcie + nośnik tego żarcia, którego trzeba odgonić, nie był przyjemny. Od takich podstaw zacznij. Gdzieś ten błąd zrobiłaś, że zaczął próbować atakować. Może karmiłaś z ręki, pozwalałaś samodzielnie decydować gdy nie powinien, złościć się. Trener, który zrobi Ci konia nic nie zdziała, kiedy Ty nie popracujesz też nad sobą. Przemyśl co mogłaś zrobić nie tak.
a czy Twoje konie były takie tylko na lonży czy również przy codziennych czynnościach ?
Ja mam w sumie podobny problem. Od jakiegoś czasu jeżdżę do dwóch koni, które były zaniedbane. Tym młodszym zajęłam się ja, koleżanka wzięła sobie miśka. Nauczyłam mojego go chodzić na uwiązie, podawać nogi i tak sobie pomyślałam czy by go nie polonżować. Koń świetny. Widać, że chętny do pracy. Zawsze jeździłam tam z koleżanką, która zajmowała się tym "normalnym" koniem. Raz przez tydzień nie mogłam tam jeździć - jeździła tylko koleżanka. Gdy w końcu wyzdrowiałam pojechałam znowu. Chciałam polonżować moją, a ta zaczęła się kręcić na lonży, szczerzyć zęby (gryźć powietrze jakby), ruszać kłusem w moim kierunku ze skulonymi uszami, w tym czasie machając głową. Nie wiem co mam teraz robić, żeby nie pogorszyć sytuacji... Niestety nie mam w pobliżu nikogo doświadczonego, kto pomógłby mi rozwiązać ten problem... Macie może jakieś pomysły  :kwiatek:?

edit. poza lonżą nie mam żadnych problemów z tym koniem
dzl1, ja powiem tak, chociaz pewnie niektore osoby mnie za to skrytykują, mój koń równiez robił to co Twój, wysłanie go na koło graniczyło z cudem, ustawiał się przodem, dębował na człowieka, probował kopać. Nauczył się, jak ? Był lonżowany przez dwie osoby, jedna trzymala lonże, druga bata, w momencie kiedy probował atakowąc człowieka dostawał batem.. tak wiem, biedny koń, ale .. koń jakos nie patrzy, że zrobi nam krzywde. 2-3 lonże wracał mokry jak ścierka z lonży, ale efekt jest taki, ze moze byc lonzowany teraz na kantarze, nie sadzi na człowieka, nie dębuje i nie kopie. Takie zachowanie to brak szacunku do człowieka. Tutaj nie ma czasu na pobłażanie.. od razu reakcja.


Popieram  😉

Lonżować też trzeba umieć, ja zawsze trzymam się zadu, jak koń chce tylko coś zrobić to dostaje po zadzie. Ale tu już trzeba umieć wyczytać z ciała konia, ze np. chce się obrócić w moją stronę. Zawsze pilnuję zadu, nie raz biegam za zadem, żeby koń nie mógł stanąć na przeciwko mnie .
Jak koń załapie o co chodzi to już staje na środku konia, jak chce zwiększyć tempo to przechodzę na zad a jak chce zwolnić to przechodzę na łopatkę . No i jeszcze wtedy dużo chwalę głosem lub krzyknę.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
15 kwietnia 2014 06:31
Popieram wpis Kinia - pomocnik ma bat i go UŻYWA kiedy trzeba z całą stanowczością, ty konia lonżujesz.

Te 2 lonże możesz zapiąć na trójkąty żeby w razie co móc mocniej przytrzymać. Lonża zewnętrzna niech przebiega w twoim kierunku po grzbiecie konia (na razie może nie za zadem), i uważaj na tę zewnętrzną lonżę tak by reagować natychmiastowo gdy koń przodem do ciebie będzie chciał ustawić, tzn przytrzymać. I na początku pochodź za koniem na tych lonżach, stopniowo zataczaj coraz mniejsze koła.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się