Cześć Kąciku!
Odzywam się po dłuższej przerwie, bo nie mam teraz za bardzo czasu na regularne udzielanie się i wolę napisać rzadziej, a więcej, niż co chwila pisać po jednym zdaniu, z którego nic nie wynika... 🙄
Pozbierałam się już całkowicie po tamtym upadku, jeżdżę, pracuję dalej z Lilith i innymi końmi. Przy okazji dziękuję wszystkim, którzy na moją prośbę trzymali za nas kciuki. Teraz już mogę zdradzić, że nam się udało - za sprawą mojej decyzji Lila od początku lutego jest w częściowej dzierżawie, dzięki czemu ma zapewniony codzienny ruch, a ja mogę poświęcać jej czas bez parcia na pozbycie się nadmiaru jej energii. To rozwiązanie, dzięki któremu i mnie, i jej, jest lepiej. A dziewczyna, która dzierżawi Rudą - myślę, że także jest zadowolona z układu 🙂
Niestety w całej tej sielance wczoraj przydarzyła nam się kolka - pierwsza, i mam nadzieję, w życiu Lilith ostatnia. Obyło się bez większych ingerencji, na szczęście kobyła jest silna, odpuściła sama z siebie, aktualnie ma lekkostrawną dietę i wszystko jest już ok. Na szczęście!
Natomiast dzisiaj wybrałam się do Muskata, korzystając z tego, że kobyłką miał się kto zaopiekować, a ja mogłam akurat dziś wybrać się na dalszą wycieczkę bez większych ofiar... I oto, co zastałam - grubiutki, obrośnięty, szczęśliwy Muszol 😀


Ma świetną opiekę, stado, w którym wypracował sobie pozycję i znalazł przyjaciół, mnóstwo jedzenia, przestrzeni i wszystko, co koniowi do szczęścia potrzebne. Te odwiedziny po raz kolejny upewniły mnie w tym, że oddając go w ręce aktualnych właścicieli podjęłam najlepszą możliwą decyzję. Nigdzie nie miałby lepiej.
Pozdrawiam Was wszystkich - odezwę się znów, za jakiś czas... 🙂