Jak ogarnąć finanse?
bobek praktyka pokazuje, że przez ostatnie kilkadziesiąt, jak nie kilkaset lat inwestycja w nieruchomości zdecydowanie zawsze byłą inwestycją - jelsi nie dochodową, to z pewnością na tym się nie traciło. Co więcej - nie wierzę, że nagle spadną ceny nieruchomości (nowych), bo musiałyby spaść ceny meteriałów budowlanych, oraz paliwa - transportu tychże. Z uwagi na ryzyko wyczerpania światowych zasobó ropy naftowej - nie widzę opcji znaczącego spadku cen paliw...
To tylko jeden z wielu argumentów , które można przytoczyć przeciw temu artykuowi. Wg mnie artykuł jest zdecydowanie mylący i nierzetelny...
Ja bym się nie zgodziła (w sensie nie do końca) 😉
Zawsze najlepszą inwestycją, będzie inwestycja w ziemię, grunty (czyli czasem nieruchomości też, jeśli jesteś właścicielem gruntu) -> bo to jedyne dobro, które człowiek nie może rozmnożyć 😀
Kilka ciekawych punktow jest w tym artykule.
Ilez osob swoje mieszkanie/ dom uwaza za inwestycje...
Rata kredytu wcale nie jest mniejsza niz wynajem (zwlaszcza, ze trabi sie o kupowaniu przyszlosciowym, czyli wieksze mieszkanie min. 2-3 pokoje, bo moze dziecko, bo przestrzen dla siebie/ albo moje ulubione kup dom zamiast mieszkania, wyjdziesz na plusie). A przeciez niejednokrotnie dochodza koszty remontu/ odswiezenia/ wymiana mebli/ zakup dupereli (czesto w tzw. wyzszym standardzie, bo przeciez dla siebie, na lata).
W moim otoczeniu, malo znam osob, ktore swoje "wycackane" mieszkanie bylyby sklonne wynajac (np. w trakcie swojego wyjazdu za granice czy do pracy w innym miescie).
Zakup mieszkania wiaze z danym miastem. Nadal malo osob szuka pracy w innych miastach. Wystarczy pomyslec o calym procesie: sprzedac szybko mieszkanie (np. w max 3 miesiace - okres wypowiedzenia), splacic kredyt, miec do dyspozycji wklad wlasny i kupic mieszkanie (najlepiej gotowe do wprowadzenia) w innym miescie, w ktorym znalazlo sie prace.
Blad kredytowania mieszkania w 100%.
Oczywiście, że nie każda nieruchomość będzie oczywistą inwestycją. Jest różnica pomiędzy zakupem domu w pipidowie dolnym a kawalerką w studenckim mieście. Są ludzie co zarobili grubą kasę na ziemi w odpowiednim miejscu np. posiadacze gruntów rolnych w Wilanowie, Jankach, Markach tam gdzie dziś stoją supermarkety.
Kiedyś rozmawiałam z inwestorem, który miał spore nadwyżki gotówkowe. Podałam mu prosty sposób, na inwestycję, która zwróci się w ciągu 10 lat. Nie wiem czy wykorzystał pomysł, ale na razie nie wyczytałam o realizacji.
Oszczędności, oszczędności. Kiedyś miałam problem straszny z oszczędzaniem, do 1-szego na styk. Wbiłam sobie kilka rzeczy na stałe i działa.
-zawsze zabieram reklamówkę na zakupy
-staram się zabierać listę zakupów, ale pozwalam sobie na małe szaleństwa - po to pracuję, heloł :P
-gaszę po sobie ZAWSZE światło, chociaż to mam od dzieciaka
-nie gromadzę rzeczy, staram się oddać/sprzedać to w czym nie chodzę z prostego względu - gdy chomikowałam ciuchy często zapominałam o swoich ładnych ubraniach, bo najzwyczajniej w świecie w szafie mi się nie mieściły i były gdzieś skitrane pod tymi 'brzydszymi' i kupowałam kolejną bluzeczkę, mimo, że podobną już miałam...
-nie mam potrzeby kupowania czapraczków, bryczesków itd. Mam tyle ile mi trzeba, Jak potrzebuję owijki, sama sobie uszyję. A rzeczy codzienne, kiedy mi się znudzą - do roboty do koni itd.
-sama piekę ciasta, ciasteczka.
-przetworów nie robię - mama jest specjalistą 💘
-gotuję na dwa/trzy dni
-kiedy tylko mogę - odkładam z pensji na drugie konto, zawsze jest na czarną godzinę (chociaż właśnie się skończyły, ale nowa praca przede mną, więc mam nadzieję, że znów będę mogła odkładać)
-sama robię smar do kopyt, swoją drogą cudowny 😀
-jem dużo owoców i warzyw, po co mam brać w tabletkach
-robię wszystko, żeby nie chorować, wiadomo czemu
-nie piję kawy (to duża oszczędność), ale niestety, palę (choć zamówiłam właśnie e-papierosa, bo to, ile miesięcznie wydaję na fajki, to ranyboskie)
-mam pomrożone warzywka, zioła - przydaje się na szybki obiad
-staram się nie kupować jakiś pić, batoników, bo przez to też uciekają pieniądze - wolę zabrać z domu jabłko, małą wodę czy herbatę w termosie
-piorę, włączam zmywarkę kiedy mam tańszy prąd
-w domu mam ciepło, zmarzluchem jestem, ale czynsz mam przystępny a ogrzewanie miejskie. Choć gdyby była potrzeba wolałabym zapłacić więcej niż smarkać całą zimę :P
-staram się jeździć oszczędnie samochodem, chociaż i tak pali jak smok 🙁 ale do komunikacji miejskiej na stałe nie jestem w stanie się przesiąść 😉
-dbam o to, co mam, żeby służyło jak najdłużej 🙂
Dzięki Wam zaprowadziłam właśnie miesięczny spis wydatków w exelu...mam nadzieje że pomoże🙂
bera7, w tym artykule autor dowodzi, ze np mieszkanie pod studentów nie będzie już opłacalna inwestycja, ze względu na demografie.
Coś mi przyszło na myśl 😉
od paru lat, pod choinkę dostaję bon na zakupy w jakimś ciuchowym sklepie, typu H&M, Orsay...
Właśnie do H&M'u dostałam ostatnio i po wykorzystaniu go, karty zostały, więc zapytałam się pani kasjerki, czy da się je ponownie doładować.
Odpowiedziała, że tak i postanowiłam, że będę odkładać sobie co miesiąc jakąś kwotę i wpłacać na tą kartę.
Niestety, ubrania i buty to moja słabość i nie zrezygnuję z nich, a żeby nie obciążać zbytnio miesięcznego budżetu i nie wydawać zbędnych pieniędzy na zachcianki albo "bo promocja..." to kupować będę za pieniądze uzbierane na karcie.
Na ile to się sprawdzi, zobaczę z czasem.
Ale myślę, że to w miarę dobre rozwiązanie 🙄
To ja jestem w tej komfortowej sytuacji, że nie przymuszona nie kupię sobie ciuchów 😉 Starą torebkę wywaliłam, żeby się zmotywować do kupienia nowej. Efekt taki, że pół roku chodziłam bez 😉
Swego czasu wydawałam sporo na nietrafione kosmetyki-teraz czytam analizy i opinie zanim kupię i natykam się na zdecydowanie mniej bubli, które potem trzeba rozdawać, bo uczulają, zapychają albo wysuszają na wiór.
bobek, oczywiście, że demografia idzie ku niżowi, ale to nie znaczy, że nagle studenci znikną z powierzchni ziemi 😉 Ogólnie coraz więcej osób jednak wybiera studiowanie, więc kilka miast w PL nie ma się o co martwić.
equi dream miałam to samo w dzieciństwie!
Mama robiła ze mnie chłopaka (he he) adidasy, jeansy, kiedyś nawet zabrała mnie do fryzjerki żeby podciąć włosy bo ja uwielbiałam chodzić w rozpuszczonych a mamie się nie podobało bo... podobno "wyglądałam jak czarownica".
Teraz na codzień też zazwyczaj noszę się na sportowo ale lubię zakupy ubraniowe (kiedyś były one męczarnią), buty, torebki i kosmetyki, a raz na jakiś czas porzucić gumowce, adidasy i sztyblety na rzecz botków i szpilek 😉
A co do kosmetyków - kiedyś często przed zakupem czegokolwiek czytałam recenzję. Ale każda skóra jest inna i ma swoje zachcianki 😉 Dla jednych krem z nivei będzie świetny, innych będzie zapychał. To samo z szamponami, odżywkami, żelami, kosmetykami kolorowymi....
(jako przyklad do mnie pasujący podam podkład revlon - 4.5 chyba gwiazdek na wizażu, podobno super trwały i idealny a mnie jakoś specjalnie do gustu nie przypadł 😉)
Ale co do oszczędzania na kosmetykach - nie kupujmy ich na zapas, nie otwierajmy nowych opakowań zanim nie skończymy starych i zużywajmy kosmetyki do końca - ulga dla środowiska i naszych portfeli 🙂
Dla mnie zakupy ubraniowe są masakrą. Niemal jak kara za grzechy 😉 Jestem wybredna i jak już mam wolne pieniądze, to nigdy nie ma tego czego akurat szukam. Nie lubię też chodzić po sklepach, przymierzać 😉 Najchętniej kupowała bym na allegro, ale spodnie ciężko kupić bez przymierzania 😉 Spodnie najczęściej kupuję w markecie, przy okazji cotygodniowych zakupów. Jakieś dwa lata temu kupiłam ładne jeansy za 13 zł, które mam do dziś. Markowe wytrzymywały mi krócej 😉 A jaka oszczędność 😉 Od kupowania ciuchów nie jestem uzależniona, potrafię sobie odmówić bez żalu. No i fajnie mieć siostrę-zakupoholiczkę, która oddaje mi mnóstwo sweterków, bluzeczek, koszulek, bo jej się znudziły albo nie ma już miejsca w szafie 😉
Za to z większym żalem przychodzi mi odmawianie sobie kupienia czegoś dla konia czy końskiego dla siebie. Bo jest taki duży wybór bryczesków, tyle kolorów czapraczków, fajnie by było mieć nowe ogłowie, ochraniacze itp. Tutaj, gdybym miała, wydała bym majątek. Na szczęście, kontrolować się umiem i kupuję tylko jak coś mi naprawdę potrzebne 🙂
a to u mnie z kolei jest tak, że nie jestem jakąś mega zakupoholiczką, "szafiarką" i w ogóle trendy cool 😀 bo nie kupuję tego co akurat jest modne, ale to co mi się podoba. Nigdy nie przeglądam kolorowych gazet (swoją drogą nasunęła mi się kolejna myśl - u mnie w domu jak kupuje się gazety kolorowe typu Claudia, Gala, Cosmopolitan, to przekazuje się je dalej, coś na zasadzie wymiany: mama kupuje Joya i jak przeczyta daje go cioci bądź wymienia się na inną bzdurkę).
Ale jeśli chodzi o ubrania moje a końskie (mam na myśli czapraczki, owijki i inne tego typu pierdółki i cały sprzęt jeździecki) to wolę kupić coś koniowi niż mnie.
Ja mam pełno ubrań i wyrosłam już z posiadania kolejnego badziewnego sweterka, czy kolejnych spodni, które przez słodycze (a do nich mam dużą słabość) będą za pół roku za duże bo du*a rośnie 🙄
Ostatnie zakupy robiłam na początku stycznia by wykorzystać prezent pod choinkowy - bon do H&M'u. I kupiłam sobie takie rzeczy, że do lata mi starczą 😉
A konisiowi zamawiam coś co miesiąc... Ale nie kolejny bezużyteczny czapraczek (bo po co mi ich 10 - i tak wszystkich naraz nie założę), to samo z owijkami i nausznikami (bo tych nie mam w ogóle ale chyba na wiosnę kupię bo jednak muchy i inne robale są bezlitosne. Poza tym będą mi/jemu pasować do outfitu :lol🙂, tylko sprzęt typu nowe ochraniacze (bo bez tych ani rusz), derkę (np. teraz 2 ale na ten rok już koniec... chyba że będzie super promocja... taaa...). A w planach mam zakup dobrego, i nie koniecznie taniego pasa do lonżowania i siodła, które starczą mi na wiele lat - bo to też jest oszczędność. Siodło z Daw Maga na pewno wytrzyma dłużej niż siodło firmy nieokreślonej za 300 zł 😉
Dobrym a raczej dla mnie "dobrym" bo nie umiem tego robić jest rozpisanie sobie wydatków co miesiąc, spojrzenie na to z góry. I zastanowienie się czy to mi było niezbędne.
Nic nie pomaga mi bardziej w oszczędzaniu niż brak przelewu od klienta, albo trzytygodniowe opóźnienie (jak teraz) 👿
strzemionko ja analizuje opinie osób o podobnej cerze 😉 A tego co się da biorę najpierw próbki (rzeczony Revlon). Trzeba najpierw cisnąć do Douglasa albo SP, prosić o próbki, ale przynajmniej pomyłek w łazience mniej się trafia 😉
equi.dream w SP też są próbki? Takie, które można wziąć do domu?
Bo o testerach to wiem - ale co mi da, że wycisnę trochę podkładu, czy kremu na rękę, jak po całodziennym makijażu okaże się, że się ztarł, nie matował, wysuszył skórę itp...
Z przyjemnością informuję, że wnioski, jaki wyciągnąłem z lektury tego wątku - można przeczytać w najnowszym, lutowym numerze miesięcznika "Koński Targ".
jkobus 😂 w ramach oszczędzania nie kupuję gazet, zwłaszcza końskich, które są drogie i nic nowego nie wnoszą. To samo mam w książkach i w necie.
O, to kolejny przyczynek: jak coś wiesz, spisz, zredaguj i zanieś do redakcji. Może wydrukują i zapłacą 🙂
Czyli: wykorzystuj swoje umiejętności i swoją wiedzę.
No cóż - moje wnioski poszły generalnie w trochę innym kierunku. Ale jakim, tego oczywiście nie mogę teraz zdradzić. Jeśli ktoś jest ciekaw, musi zainwestować 16,99 pln (w tym 8% VAT).
Sierra jak zmiana stylu jazdy wpłynęła na finanse?
I w ogóle tak OT ciekawa jestem opowieści o motywacji!
A w temacie- gotować w domu, dobrze gotować. Nie z półproduktów. Czyli np nie kupujemy gotowego mięsa mielonego a kawał i sami mielimy. Jemy lepiej i paradoksalnie jest taniej. Cześć wędlin zastąpić można przygotowanymi w domu. Schab ze śliwką jest banalny w upieczeniu. Tańszy niż sklepowy i zdrowszy.
Nie kupujemy rzeczy nie sezonowych, bo są paskudne zwykle i drogie- np pomidory zima. Kisimy sami kapustę, ogórki.
Nie jemy fast foodow i temu pochodnych chipsów.
Sprawdzamy terminy ważności!
Za miastem polecam zrobienie wędzarki i samodzielne wędzenie.
Przetwory- mało popularne ale ja sobie nie wyobrażam żyć bez tego.
Kupiłam 200l zamrażarkę i mroze. W środku zimy mam maliny, dynię, truskawki.
Soki z sokownika latem robimy.
Własne ule - własny miód. Własne kury- jajka.
Dziecko- moje chodzi w wielorazowych pieluchach i to jest mega oszczędność. Ciuszki kupuje mu w większości w lumpeksach, tak jak i nam. Wszystko z czego wyrasta- ubrania , zabawki, akcesoria sprzedaje lub wymieniłam. Często na rzeczy typu kawa czy kosmetyki.
O, właśnie - przetwory.
Wyszło mi (tzn. nie liczyłam tego, polegam tylko na odczuciach), że mają sens albo kiszonki (bo dochodzi tylko sól), albo jakieś duuuże ilości. Chyba że się na piecu je robi 😉 Bo takie powidła na przykład to masę prądu zżerają - albo trzeba. Jak się chce mieć np. suszone pomidory albo wiśnie czy inne owoce - też godziny pracy pieca.
Jak to u was wygląda?
Kiszonki?
Kompoty?
Szybkie dżemy/powidła? Z dodatkiem cukrów żelujących na przykład?
Powidła?
Grzyby?
Sosy pomidorowe?
mam znajomych który mają za miastem ogródek warzywny ( mieszkają na peryferiach, więc mają blisko na działaczę)
i mówią że sporo można zaoszczędzić na owocach i warzywach + są bez chemii i ile radości z rodzinnego wypadku na taki warzywniak 🙂 - tylko to taki czasopochłaniacz 😎
sznurka, popieram. Właśnie rozmroziłam porcję truskawek. Na obiad jutro jedzie makaron z truskawkami a po południu upiekę rogaliki z ciasta francuskiego z twarożkiem i truskawkami.
Mamy lodówkę "algidę" i też zamrożone prócz mięsa owoce, fasolkę, grzyby typu maślaki czy opieńki. Kapucha też własna, grzybki suszone. W słoikach grzyby, ryby, papryka, przeciery pomidorowe, sałatki, kompoty... jednym słowem wszystko prócz ogórków, które w tym sezonie przeoczyliśmy.
Ziemniaki i marchew mamy kupione na jesieni i zdeponowane w znajomej piwnicy, bo własnej nie mamy.
Teodora, kiszonki tak, kompoty nie, soki z sokowknika tak - bo są potem jako syropy do picia z wodą, do herbaty
mam piec kaflowy więc przetwory wymagajace długiego gotowania staram się tam
pomidory suszę w suszarce, mimo wszystko wydaje mi się ze i tak taniej niz kupować gotowe
Sokownika ani suszarki nie dorobiliśmy się. Mamy cześć kompotów i część soków z pożyczonego sokownika. Pomidory, grzyby, śliwki suszone tradycyjnie, na słoneczku 😉
Mam swój ogródek ale mały i w tym roku jeszcze go zmniejszę. Ilość włożonej w niego pracy była niewspółmierna do kosztu warzyw na rynku. Pomijając, że z kilkudziesięciu główek sałaty została mi 1 sztuka. Zając zjadł resztę.
Ale kupujemy, czasem dostajemy bezpośrednio od rolników z pola. Paprykę kupujemy w zagłębiu paprykowym, 3-4 worki. Połowa w słoiki, połowa pocięta w kostkę idzie do zamrożenia. W sam raz później do lecza, sosów, zapiekanek.
Ja jestem miejski ludź, więc i z przetworami tak sobie. Nawet piwnicę mam ciepłą...
Sprawdzają mi się tarte kiszone ogórki - na zupę.
Grzyby - ususzyłam w lecie na piecu, część zmieliłam (oszczędność miejsca 😉).
Czatnej z buraków - też się sprawdza. Śliwki w occie też.
Ale już słodkie rzeczy to tylko rekreacja...
Kiszonki (cytryny, coś w rodzaju kimchi, buraki) dorabiam według potrzeb. W ogóle kiszenie to chyba umiarkowanie się łapie w oszczędność, bo kupne - może z wyjątkiem cytryn - też są tanie. Tyle że swoje lubię 😉 Ocet jabłkowy własny tani - bo z własnych spadłych jabłek, ale to też średni zysk. Poza satysfakcją właśnie. Cydru musiałabym jakieś duuuże ilości porobić, żeby była różnica.
Ja obecnie jestem w czarnej d..pie finansowej, ale takiej mega czarnej 😁 (chociaż czarno- białej, bo mam męża, który zarabia więcej i wsparcie rodziców). Z tym, że ja po prostu wszystko, co miałam zainwestowałam w coś, co ma mi przynosić pieniądze. Ale póki co szukam oszczędności na każdym kroku. Pracuję na pół etatu w państwowej firmie, więc zarabiam tak śmieszne pieniądze, że aż wstyd się przyznać. Ale- opłacone mam te wszystkie ZUS-y, szef cudowny, współpracownicy fajni, a sama praca nie najgorsza. Od marca wracam zaś do pracy w mojej "firmie", więc liczę, że wtedy się trochę poprawi finansowo. Natomiast te momenty, kiedy naprawdę zaczęła się dla mnie liczyć każda złotówka nauczyły mnie wiele i mam nadzieję, że ta nauka zostanie ze mną na zawsze.
Po pierwsze- zmieniłam konta w banku na te darmowe. Polikwidowałam karty debetowe, mam kartę kredytową, ale tylko dlatego, że potrzebna jest w pewnych opłatach i spłacam ją w terminie oraz kontroluję każdą opłatę nią dokonaną.
Oczywiście wydatki notuję, ale dotąd mimo notowania zawsze gdzieś popłynęłam, teraz już nie ma takiej szansy, bo po prostu nie mam z czego popłynąć 😉 (swoją drogą- możecie podrzucić tutaj swoje przykłady tabelek exelowskich? Ja swoje zmieniam co miesiąc i jeszcze nie doszłam do tego, która wersja jest najlepsza).
O kupowaniu przetworzonej żywności dawno zapomniałam w ramach zdrowego życia, ale teraz uczę się gotowania z resztek, bo dotąd wydatki na żywność oraz procent wyrzucanego jedzenia to były duże kwoty. Aktualnie mam np. całą zamrażarkę kiełbas, szynek i różnego rodzaju mięs już przetworzonych i szukam inspiracji, jak je zmienić w obiad 🙄
Nie płacę już za lekcje języków obcych, siłownie itp. chociaż mobilizacja jest wtedy większa- za to biorę się za fraki i zmuszam do samodzielnej pracy, mimo że czasem różnie mi wychodzi.
Ciuchów mam całą szafę, mam w czym chodzić, a na szczęście nie jestem "ofiarą mody". Inaczej chodzę do pracy, inaczej po domu, chociaż ostatnio nawet w domu staram się być ubrana tak, by nikogo nie zaskoczyć 😁
Nie jadam/nie piję "na mieście".
Wodę piję z kranu.
Mięso kupuję w rzeźniach w ilościach dużych, wtedy opłaca mi się dojazd. Psy karmię surowym mięsem i wysokogatunkową karmą, której idzie mniej na psa, nie dokupuję też wtedy witamin i takich tam. Minus- mam problem z zamrażarką, obecnie zbieram 😜 na taką wielką.
Lubię Lidla 😎
Koń- no cóż, jest w odstawce. Obecnie w dzierżawie, miałam ogromny plan powrotu w siodło, ale najwyraźniej nic z tego nie wyjdzie, nie tylko finansowo, ale czasowo. Trudno, wolę teraz popracować na maksa, by za 10-15 lat spokojnie sobie tyłek powozić, bo robię wszystko, by było mnie wtedy stać zarówno pod względem finansów, jak i czasu. Rozsądnie patrząc powinnam go sprzedać, bo jak ja będę mogła jeździć, to mój koń pewnie będzie mógł co najwyżej człapać 😉 , ale jakoś tak... To mój wymarzony koń, spełnione marzenie, poza tym ja się strasznie przywiązuję do zwierząt, nawet jeśli widzę go tylko 2 razy do roku 🙄 Mam nadzieję, że sytuacja nigdy nie będzie tak zła, żebym koniecznie musiała konia sprzedać. Z obecnego punktu widzenia kupno konia było błędem, ale wtedy- po pierwsze NIKT i NIC by mi nie przetłumaczyło, że to błąd, a po drugie- moja sytuacja życiowa była zupełnie inna. Wtedy jeszcze wierzyłam, że zawsze i wszędzie, że żadne kompromisy, czekanie, że bierzemy życie i już. "Błąd" popełniłam, ale paradoksalnie- nie żałuję i na pewno zrobiłabym tak drugi raz, bo jakbym się zmuszała do czekania, aż wszystko będzie idealne i gotowe, to pewnie dotąd żyłabym nieszczę
Co do własnego ogródka warzywnego wszystko ładnie i pięknie, może i jest to tańsze niż kupowanie warzyw na rynku, ale trzeba lubić o ten warzywnik dbać 😉 Próbowałam z mężem w zeszłym roku stworzyć mini-ogródek. Przekopaliśmy, posialiśmy coś tam nawet wyrosło, ale... i szybko zarosło chwastami 😉 Bo jakoś żadne z nas nie mogło się zmobilizować by wyplenić chwasty. Nigdy za tym nie przepadałam i chyba nie jestem w stanie się zmusić, wiec dla mnie to niestety żadna oszczędność 😉