My z Małym po dłuższej przerwie meldujemy, że powoli wracamy do roboty (aż dziwnie to pisać 😁 ) właściwie to powinnam napisać że bierzemy się nareszcie do roboty bo Mały zaraz skończy 7 lat, a napracował się w życiu 5 miesięcy pod siodłem.
Historia lubi się powtarzać a ubiegły rok był dla nas wyjątkowo pechowy....
O niektórych dniach wolałabym zupełnie zapomnieć...
W styczniu 2013 roku Mały biegając na padoku naderwał przyczep mięśnia międzykostnego.
A mnie 2 dni później po jego diagnozie kopnął przypadkowo arabek w kolano tak, że wylądowałam na chirurgii urazowej. Rehabilitowaliśmy się jednocześnie. Pomagała nam
archeo :kwiatek: która niestety przez Małego wylądowała na chirurgii twarzowo-szczękowej.
Jakoś się z tego wszyscy wykaraskaliśmy.
Na wiosnę można było ruszyć z zajazdką Małego.
Całe lato względnie przeszliśmy bez szwanku.
Aż do jesieni kiedy to Mały znów naderwał przyczep mięśnia międzykostnego i znów na padoku, radośnie brykając z kolegami.
Wyobraźcie sobie, że kilka dni później sprowadzałam nowego konia z padoku do stajni, a ten wyrwał mi się, przewrócił mnie i przebiegł po mnie, stając mi na staw skokowy. Klinika, ortopeda/traumatolog, orteza, kule, rehabilitacja...
Znów w tym samym czasie co koń
(chyba zacznę wierzyć w jakieś zabobony)Znów był to dla nas bardzo trudny czas ponieważ z koniem trzeba chodzić w ręku, a ja nie miałam takiej możliwości.
Bardzo pomogli mi znajomi i bezpośrednio i wsparciem.
Tym razem osoby postronne przeszły bez szwanku.
Mieliśmy po drodze jeszcze kilka ciekawych przygód ale mniejszego kalibru.
Mam nadzieję, ze wystarczająco wykorzystaliśmy limit pecha w tamtym roku, oby kolejny był tylko lepszy...

Także dla Wszystkich tych, którzy czasem tracą wiarę i myślą o tym, żeby palnąć w diabły to wszystko
amnestria,
Muchozol,
xxmalinaxx trzymajcie się ciepło i na pewno dacie radę :kwiatek: