społeczna nieświadomośc

kon ma wypalone numery, wiec zapraszam do bukmanki- facet wlazl, skary pizgnal tylami w klape z nudow- i pan wyprysnal w ekspresowym tempie.


Uuu, to należy się cieszyć, że nie było mandatu za utrudnianie wykonania czynności służbowych i sprawy o czynną napaść na funkcjonariusza policji. 😁

A tak w ogóle to absurdalne jest momentami działanie policji - uniemożliwienie startu w zawodach z uwagi na konieczność ważenia przyczepy z koniem? Jeśli waga była prawidłowa, to taki delikwent powinien zwrócić co najmniej koszty przejazdu...

Przyczepa do przewozu koni - ciekawe, czy jeśli ktoś chciałby przewieźć osła albo dajmy na to lamę, to powinien zakupić specjalną przyczepę do przewozu osłów tudzież lam? Niezły służbista...
A propo wjazdów na drogę. Ja swoje wszystkie konie zawsze uczę że przed drogą jest stój. Niważne czy coś jedzie czy nie (nieraz widzę, słysze że droga pusta). To na zasadzie wyrobienie odruchu: tu się zawsze trzeba zatrzymać niezależnie od sytuacji, nawet jak się boje czy mam nadmiar enertgii to tu stoimy.
A tak z obserwacji moich wynika, że konie się uczą, że sie przepuszcza auta. I tak często moje konie stoją i czekają aż auto przejedzie, po czym chcą ruszyć, nie patrząc że za nim kolejne jedzie 😀
Ludzie nie mają generalnie pojęcia co robią - kiedyś na tej samej wąskiej drodze, o której pisze repka jechał sobie autobus. Ja z koniem na lonży - konisko samochodów się nie boi, może jak tir przejeżdżał to się spinał ale to tyle. Akurat byliśmy na wysokości ogrodzenia. Autobus postanowił zamiast przeczekać auto z naprzeciwka to postanowił minąć się z nim dojeżdżając na maksa do pobocza - oczywiście jakbym go nie zauważyła to na wszelki wypadek zaczął przeraźliwie trąbić w momencie  jak był na wysokości konia - genialne -  zobaczyłam tylko jak mój dotąd spokojny wałach ustawił się zadem i wystrzelił w kierunku autobusu. Brakło mu 20 cm, bo byłoby ciekawie, nie ma co... ehh, ciekawa jestem skąd ten brak wyobraźni.
W sumie to jak gdziekolwiek widzę konie idące poboczem i jadę z kimś autem to staram się zawsze powiedzieć i pokazać jak się zachować, żeby zwierzę się nie spłoszyło. I w sumie, to większość moich znajomych mówi - oo fajnie ze powiedziałaś, nie wiedziałam. Więc może robić gdzie się da akcję edukacyjną...
Moi znajomi podróżują dość często ze swoimi końmi i kiedyś drogówka zatrzymała ich do kontroli. Zapytali, czy można zobaczyć paszporty koni. Znajoma podała. Miny panów policjantów podobno bezcenne - oglądali paszporty dłuższą chwilę, śmiertelnie zdziwieni, że to taka książeczka i że nie ma zdjęcia 😉

Mimo, że nie wyjeżdżam poza teren ośrodka na swoim koniu, spotkań z wszelakimi pojazdami mam aż nadto. Niestety część osób - koniarzy, którzy trzymają tam konie, lub jeżdżą w szkółkach, jeździ okropnie bezmyślnie. Za szybko, za blisko drzwi od stajni, podjeżdżają niebezpiecznie blisko mijanych koni itp. Wkurza mnie to, ale z drugiej strony to tłumaczy zachowania kierowców - nie koniarzy. Skoro nawet ci, którzy mają z końmi do czynienia, nie potrafią zachować się odpowiednio, to czego wymagać od "obcych".
U nas trzeba mijać naprawde wiele dróg. Kiedyś przechodziliśmy pod mostem (nad nami A4) i mijały nas konie z sąsiedniej stajni. Przywitali się, wyjechali na środek dosyć ruchliwej drogi (z niej prowadził zjazd na A) i pod tym mostem, na asfalcie ruszyli kłusem co spowodowało echo. Nie wiem co w głowach mieli... ale ogólnie koń na którym siedziałam odpowiedział strachem na odgłos podków mijających koni.

Kolejny dowód na to, że koniarze sami sobie utrudniają...
kpik   kpik bo kpi?
11 marca 2009 12:23
od każdego należy wymagać myślenia

ja zwalniam i robie duży odstęp nawet jak mijam zaprzęgnięte grubasy - na co ich powożący gapią się dziwnie, wiem ze może one przyzwyczajone i nie jedno przeżyły, ale po co stresować zwierze, a moze następnym razem trafie na takiego co się akurat spłoszy- po co kusić los

na jednej z tras terenowych, aby wjechać do lasu, musialam przejechac przez dwie drogi, obie średnio uczęszczane, ale jak już to przy duzych prędkościach. też uczyłam konia że przed asfaltem po prostu zawsze się zatrzymujemy. przejazd był między zakrętami, więc nasłuchiwałam czy coś nie jedzie, lepiej dłużej postać a mieć pewność.
Za to nieprzyjemne sytuacje miałam najczęsciej już w lesie, kiedy to mijałam się z wojskowymi samochodami z żołnierzami, albo z leśnymi turystami. Mało kto zwalniał, mało kto zjeżdżał ze środka drogi, za to często przygazowywali jeszcze i trąbili ... konia miałam super spokojnego na szczęście
abre   tulibudibu
11 marca 2009 12:52
A myśleliście o tym żeby uderzyć do radia i telewizji? Różne stacje radiowe nadają programy dotyczące raportów drogowych, TVP ma swoje programy dotyczące bezpieczeństwa na drodze (nadawane często w okresie wakacyjnym). Są programy motoryzacyjne w których można by poruszyć tę tematykę.

Zaprosić ekipę, niech zrobią kilka ujęć z takiego terenu, niech przeprowadzą wywiady z jeźdźcami. Utyskiwaliście na telewizyjne gwiazdy - a przecież w tym temacie mogą się bardzo przysłużyć. Taka impreza jak np. Rajd Kuhailana może stać się wspaniałym pretekstem do tego, aby opowiedzieć o bezpieczeństwie w terenie

Abre moim zdaniem świetny pomysł z tą telewizją
IloveMosiek   Mościsław & Co
11 marca 2009 15:00
absolutnie dobry, bo większośc uczestników ruchu jest tak niemyśląca i nieobeznana, że to aż boli. nie zwalniają, trąbią, wrzeszczą, łapią za ogony, klepią po zadach. a jeźdźcowi czasami pozostaje chyba tylko się... modlic. 
m.indira   508... kucyków
11 marca 2009 15:09
opowiadałam to już kiedyś , ale i tez napisze tutaj...
kilka ładnych lat temu , podjeżdża do mnie patrol , w momencie gdy prowadziłam poboczem teren w 6 koni , z racji tego że jechałam na przodzie , słyszę tekst : a kartę woźnicy Pani ma?
moje zdziwienie nie miało granic , oglądnęłam się ostentacyjnie do tyłu , potem spoglądnęłam w dół na jadący obok radiowóz i zapytałam : a widzi pan tutaj wóz ?
nie muszę dodawać że szyba się szybciej zasunęła niż otworzyła , a policjanci oddalili się w szybszym tempie ...

bezmyślność ludzka nie zna granic ... to jak mijają konie , jakim tempem , w jakich odległościach , jest zastraszające ...

miałam jeszcze jedną przygodę , kiedyś zima pojechaliśmy ze znajomymi końmi w teren , lecz musieliśmy przejechać kilka uliczek miejscowosci rekreacyjnej , i pokluczyć po nich ... pech chciał że na jednej z nich ktos zrobił sobie kulig za samochodem , jechał wolno nawet , tylko że na sankach siedziały rozwrzeszczane dzieciaki wymachujące rekami , no i konio mi zawróciło w locie szorując ciałem o bok auta ... urwałam lusterko ... a potem się okazało że wgniotłam drzwi ... zanim opanowałam konia dobra chwila minęła ... byli to moi znajomi , dogadałam sie że wieczorem przyjadę , bo nie chcieli policji wołać ... w mieście pierwsze to udałam się na policje by wiedzieć co mi grozi ... i dowiedziałam się że nie opanowałam pojazdu(tu dzież wierzchem) konnego , i z tego artk. powinnam zapłacić mandat ... znajomy za kulig tez powinien zapłacić , a za straty odpowiadamy wspólnie ... więc jadę do niego , a on do mnie że tylko za lusterko się należy , że wczoraj miał stłuczkę , bo mu facet bok przerysował , tylko tylnych drzwi nie wgiął które ja załatwiłam, a że sobota była , więc w poniedziałek dopiero do rzeczoznawcy jedzie , w sumie zapłaciłam 200 i po sprawie ...

dziś jak widzę kulig to zawracam lub mijam dużym łukiem ...
No niestety tak jest, że włąściciel/opiekun odpowiada za zwierzę. I nie moze sobie ona w niekontorlowany sposób latać, czyli w tym przypadku się spłoszyć. Nie wolno prowadzić zwierząt, nad którymi nie jesteśmy w stanie zapanować.
No i idąc tym tropem, to jak nam kot czy pies wpadnie pod auto, to jest to wina włąsciciela tego psa lub kota, ponieważ nie uilnował zwierzęcia i ono było zagrożeniem na drodze i takij osobie policja może dać mandat.
Art. 36.

1. Zabrania się jazdy wierzchem:

bez uzdy;
obok innego uczestnika ruchu na jezdni;
po drodze oznaczonej znakami z numerem drogi międzynarodowej oraz po drodze, na której obowiązuje zakaz ruchu pojazdów zaprzęgowych;
po drodze twardej w okresie niedostatecznej widoczności;
po drodze twardej osobie w wieku poniżej 17 lat.
2. Jeździec może prowadzić luzem tylko jedno zwierzę po swojej prawej stronie.


Trochę głupie pytanie, ale..hmm,przepisy jakoś interpretują słowo uzda? Czy naturalne hackamore, tudzież inne sznurki zaliczają sie do uzdy czy też nie?

brzoskwinia wiem, o ktorym wiadukcie piszesz. Jak przejeżdżałam konno z Rudy do Mikołowa, też pod nim jechałam. Echo faktycznie przerażające. Na szczęscie mój koń był tak tym zjawiskiem zadziwiony, że chyba zapomniał sie wystraszyć 🤣
No niestety tak jest, że włąściciel/opiekun odpowiada za zwierzę. I nie moze sobie ona w niekontorlowany sposób latać, czyli w tym przypadku się spłoszyć. Nie wolno prowadzić zwierząt, nad którymi nie jesteśmy w stanie zapanować.
No i idąc tym tropem, to jak nam kot czy pies wpadnie pod auto, to jest to wina włąsciciela tego psa lub kota, ponieważ nie uilnował zwierzęcia i ono było zagrożeniem na drodze i takij osobie policja może dać mandat.


No i w sumie całe podsumowanie sytuacji - więc tylko spokojne prośby do innych użytkowników i przewidywanie swojego zwierza w najczarniejszych scenariuszach - bo nikt nie będzie słuchał wyjaśnień że kierowca trąbił czy przejeżdżał za szybko...
darolga   L'amore è cieco
11 marca 2009 16:20
...
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
11 marca 2009 16:35
boszzzz zabiłabym tych kolesi. wkurw mnie ogarnął jak to czytałam. darolga strasznie Ci współczuję.
helcia   Wiedźma z czarnym kotem
11 marca 2009 16:51
zabiłam bym jak bym tylko znalazła. Zrobiłabym awanturę na cały region. Napisałabym do jakiejś z końskich gazet, wiadomości, powywieszała jakieś kartki opowiadające tą historie tak żeby te osoby upokorzyć. Nie wiem co jeszcze. I miała bym na pewno ochotę w nich postrzelać. Zabiłabym, a później sama siebie, albo skończyła bym w więzieniu za zabójstwo. Współczuję ci, ale to tylko słowa i nie przywrócą ci przyjaciółki.
Aż krew się zmroziła.
Bardzo mi przykro.
darolga   L'amore è cieco
11 marca 2009 17:22
...
11-sto latka sama na koniu w lesie ...

Ale rzeczywiście skur..syny...
darolga   L'amore è cieco
11 marca 2009 17:42
...
Teli   Koń to zwierzak. Animal.
Rży i wierzga. Patrzy w dal.
Konstanty Ildefons Gałczyński

11 marca 2009 18:45
darolga strasznie Ci współczuje. Nie wyobrażam sobię co musiałaś czuć wtedy i później. Udusiłabym kretynów. Kurka, ale jestem zła, że oni nie ponieśli żadnej kary!
Straszna historia. Bardzo mi przykro z powodu Twojego konia  😕

Nasuwa mi się jedno pytanie: jak się bronić? Jeździec w siodle praktycznie nie ma szans z taką grupką debili. A uciekać nie zawsze się da. Od kilku lat nie byłam w terenie i jakoś mi nie spieszno...
darolga - moim zdaniem koń mógł przeżyć tak silny stres, że w konsekwencji był przyczyną kolek i zgonu. Przeżyta trauma może powodować u ludzi podobne konsekwencje 🙁
Następnym razem zgłoś takie cos na policji. My zgłosiliśmy swego czasu np to, że auta jechała bardzo szybko polna droga i spłoszyło konie przez co jeden walnął zadem w auto. W Irlandii konia mi kiedyś potrącił traktor, kilka godzin jeździłam z policjantem w aucie i w końcu znaleźliśmy kierowcę, który dostał chyba mandat. Kolesia który trąbił nam na konie tez policja dopadła. Tam może inaczej patrzy się  na ludzi na koniach, ale musimy dochodzić swoich praw. Im więcej policja będzie otrzymywac zgłoszeń tym większe będzie miała pojęcie o tym, że jest jakiś problem i że trzeba chronić koniarzy.
Naprawdę - cos sie staie to dzwońcie a komendę najbliżsżą stajni, albo do tv. Telewizja tez potrafi sama wielu rzeczy dojć, dziennikarze mnie denerwują, ale z drugiej stroy bywają pomoci. Zgłosi się im, że dzieciaki pogoniły konia, że aż szału dostał, to zaraz się rozejrza po wsi i zrobią reportaż na tyle sensacyjny, że im się to opłaca a takich gówniarzy to na przyszlość odstraszy.

Aha, jeszcze jak sie bronić - nigdy nie jechać bez telefonu w teren! Szczególnie jak sie nie ma 18 lat! I jak coś sie dzieje siegnąć do telefonu i powiedziec, ze wzywacie policję. Wiem, że policjanci bywają kretynami, ale to jedyna broń, najwyżej oni nas wyśmieją, ale odstraszy to kretynów "atakujących" nas. tak czy tak
Tylko w sytuacji podbramkowej na koniu czasem trudno jest wyjąć telefon, jeśli właśnie walczy się o życie. Oczywiście bezwzględnie powinno się go mieć w terenie.

Z bliska można co najwyżej batem przywalić, ale z autem czy inną maszynerią nie pogadasz. Ciężka sprawa tak naprawdę.
Darolga przykra okropnie sytuacja, współczuję.
Ja bym poszła jednak na policję. W sumietwoi rodzice mogli to zrobić, no bo ich dziecko w końcu było narażone na poważny wypadek. Ale wiadomo, że człowiek w szoku, to ma pustkę w głowie.
darolga   L'amore è cieco
11 marca 2009 19:29
...
Wrzody mogą pojawic się w jedną noc. Siła oddziaływania tego co się dzieje umyśle na to co się dzieje w ciele jest ogromna. O różnych przypadkach juz słyszałam na studiach(studiuje psychologię) i przeżyta trauma może spowodować straszne konsekwencje. Widać to wydarzenie dla konia było traumatyczne - zresztą czasem trudno przewidziec co takie będzie.  Trudno przewidziec reakcję konia. Moja kobyła kiedys stojąc spokojnie na kotytarzu nagle się rzuciła na sciane i wybila szybe głową, bo zdenerwował ją dzwięg uderzania tarnika o ziemię(stare dzieje, teraz by tak nie zrobiła, ale czasem trudno stwierdziec co wprowadzi konia w absolutną panikę). Widać te pól minuty u tego konika co opisałaś to było bardzo długo - za długo.
Następnym razem dzwoń na policję. Choć to prawda, że trudno czasem w trakcie sytuacji to zrobić - jak mi potracil konia traktor, to biegłam za oszalałym zwierzęciem a nie dzwoniłam, ale potem jak koń się dał złapac i szczęśliwie sie nie zabił(uciekał środkiej drogi!!) to od razu był telefon na policję. Tamten koń też zmienił się po wypadku - jak przyszeł do nas do stajni był płochliwy, ale 2 miesiące pracy dużo zrobiły. chodziłam z nim na spacery na 2 wodzach na plaże i przyzwyczajałam do ruchu ulicznego. Ufał mi już mocno i tu taki wypadek nagle że traktor go walnął... Potem 2 miesiące ie chciał iść na drogę, nie udało na nam się tez go zajeździć. A wcześniej już się wieszaliśmy i wszytsko szło fajnie. TO zdarzenie naprawdę go zmieniło. Minęły 2 lata koń dalej żyje na pastwisku. W tym roku jade tam i chcę go obłaskawić stosując kliker - ale czy sie uda nie wiem. W zeszłym roku jakas dziewczyna robiła z nim join-up i pracowała 2 miesiące metodami Montyego i nic to nie dało. Koń jest dalej zdziczały i boi się drogi.

Mi się zdaje, że my czesto nie doceniamy wręcz ze jakieś wydarzenie moze się na stałe odcisnąć w końskiej psychice. I to czasem zdarzenie dla nas mało istotne(mniej wyraźne niż potrącenie autem).  Koniowi nie zrobi się terapii jak człowiekowi, choć z drugiej strony sa metody pracy z końmi, które przeżyły wiele. Można u koni leczyć depresję, można nawet leczyć zespół maniakalko-depresyjny i to nie tylko lekami. Ale nie zawsze znamy sposób jak pomóc koniowi... przeciez ile koni tka i człowiek nie jest w stanie im pomóc nawet jak je bardzo kocha i sie troszczy i zapewnia to co koniowi potrzebne. 

Jakos mi się nieswojo zrobiło, heh.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
11 marca 2009 19:52
Bez telefonu nie ruszam się w teren. U nas problem stanowią quady. Mają zakaz wjazdu do lasu i zakaz jazdy po wodociągówce, co nie przeszkadza im w łamaniu tych zakazów. Już kilkakrotnie dzwoniłam do szefa, a on na komisariat. Raz lepków złapali i problem minął. Kilka tygodni później byłam w terenie i jeden gość nas zauważył. Reakcja była natychmiastowa - w tył zwrot i do końca dnia nie pojawił się żaden quad. Inna bajka, że w lesie mijała mnie terenówka, która nawet nie raczyła zwolnić.

A co do tego, że trudno czasem wciągnąć telefon na spanikowanym koniu, to fakt, kręcenie spinów z wodzami ściągniętymi w jednej ręce nie należy do miłych doznań. :/
darolga

współczuję Ci
to straszne
m.indira   508... kucyków
11 marca 2009 21:07
dziewczyny , wszystko ma swoje granice ...
każde zachowanie karygodne zasługuje na karę ...
i nie ważne czy jesteś dzieckiem czy dorosła osobą , tu bowiem nastąpiło zagrożenie życia ...

raz pogoniłam klatką kobyły , malucha , ale wiedziałam że nam nic nie grozi ...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się