Tu mnie jeszcze nie było, ale że staram się śledzić ten wątek systematycznie, to i tym razem pozwolę sobie wrzucić swoje 3 grosze.
Kiedy zobaczyłam swojego konia pierwszy raz-7lat temu nie zachwycił mnie niczym. Wręcz przeciwnie, był mały, tłusty, jakiś taki zupełnie nie w moim typie. Tyle widziałam. Potem okazało się, że przy okazji ma jeszcze paskudniejszy "charakter" niż eksterier 😁. Omijałam go na początku w sumie łukiem. Eee, wszyscy go omijali łukiem. W stajni było mnóstwo wspaniałych koni, więc po co się szarpać z oszołomem? Później robiłam kurs hipo i musiałam się na czymś wyjezdzić na oklep. No a na czym lepiej, jak nie na okrągłym,tłuściutkim pączusiu? Więc padło na niego. Ciężka to była jazda, bo koń średnio reagował na wodze, czy łydki. A dosiad? Tego to on nawet z opowieści nie znał...I jakoś tak się stało, że zaczęłam na tym wariacie jezdzić-tak już normalnie na co dziń. Nie miałam nic poza zawziętością i mnóstwem, ale to mnóstwem cierpliwości. Ja nie zakładałam, że będą super postępy, po prostu robiłam swoje i miałam nadzieję, że cokolwiek się poprawi. A poprawiać się mogło wszystko... Jazda bywała niebezpieczna, szczególnie w terenie, koń zadzierał łeb lub machał nim jak opętany próbując wyrwać wodze, blokował wędzidło,czarował jakimiś magicznymi zwrotami ciągnąc mnie tam,gdzie on właśnie ma ochotę iść. A kowal...Pamiętam, jak przyjechał do nas pan M.Mach. Będę do końca swoich dni wspominać, że zrobił mamutowi kopytka i nikt przy tym nie zginął. Mój konik wspinał się i celował w niego kopytami, przygniatał do ścian(stał na 2uwiązach) i robił naprawdę różne dziwne rzeczy, których nigdzie indziej wcześniej i później na szczęście nie widziałam...Pan Marcin wspominał po 2 latach jakoś kucynka jako tego wstrętnego, choć mojego konia juz dawno w tej stajni nie było. Zapadł w pamięć tym,co zaprezentował. Nie dziwi mnie to zresztą...
Mniej więcej w tym czasie go kupiłam. Nie mając żadnych możliwości finansowych na konia i żadnych umiejętności tak naprawdę, aby coś z tym koniem zrobić... W grudniu minęło 5 lat od dnia w którym za niego zapłaciłam i oficjalnie stał się mój. Wszyscy jak jeden wybijali mi tego prymitywa z łba-okazało się,że pączek to syn Piafa i Ożanki,więc hucuł pełną gębą 😁, a ja z uporem maniaka go kupiłam. I miałam wielką radochę ze wszystkiego z tego, że mój koń ładnie zjadł marcheweczkę, że ślicznie wygląda w różowym czapraczku i tym podobne abstrakcyjne powody. Zawsze doszukiwanie winy zaczynam od siebie, bo wiem,jak niewiele potrafię i to w końcu zaprocentowało. Oberek nie jest łatwym koniem, jest cholernym cwaniakiem, któremu nie można rozkazywać. To taki typ mamuta, którego nie powstrzymuje przymus. Nauczyliśmy się przez te lata wykorzystywać(w sensie pożytecznie wykorzystywać) swoje słabości. Tak, dokładnie tak, każde wie, co ta druga strona lubi najbardziej, daliśmy sobie zaufanie na kredyt i dziś mamy rezultaty. Nie ma koni idealnych, ale mój koń dziś jest cudowny. I co z tego,że mały,że prymitywny, że stary(ostatnio się dowiedziałam,że rocznik 99 to już stary :hihi🙂? Ten koń w pewnym momencie wybaczył mi tyle, że dopóki będzie mnie stać na jego utrzymanie, to ze mna będzie. I nie mają tu znaczenia aspiracje jezdzieckie, korzystam z tego, co w nim najlepsze i jeżdżę pod tym kątem. Za każdym razem, gdy jest mi dane pracować z jakimiś końmi, jak cos jest nie tak, powtarzam sobie jakiego mam cudownego kucynka. Grunt to docenić co się ma i potrafić to wykorzystać. Nie zawsze jest łatwo, ale bardzo wiele da się wypracować, nawet jeśli odbywa się to momentami przez łzy. Gdy sobie wspominam jadąc na moim kucynku w teren bez wędzidła, na pełnym luzie, że kiedyś nie byłam w stanie tego konia kontrolować w żaden sposób i z wędzidłem, to mi się paszcza cieszy, gdy robie mu kopyta i myślę, jak było kiedyś, to mam ochotę wcisnąć mu worek marchewki w te wystrugane kopytko w nagrodę. To są kwestie niezauważalne przez przeciętnego jeźdźca/właściciela, ale gdy miało się z tym problem i go wypracowało, to naprawdę na twarzy maluje się uśmiech. I wreszcie, czy jest coś fajniejszego, niż te uczucie, że koń idzie do Ciebie, po jednym zawołaniu? Że podchodzi do Ciebie, gdy go puszczasz gdzieś w lesie, a nie lezie gdziekolwiek indziej?Że staje i czeka aż przez bramkę przejdziesz najpierw Ty...itd.
Dla mnie najważniejsza jest więź z koniem, to coś, co powoduje, że chcę swojego konia choćby miał być na raz "ślepy i kulawy na cztery". To już nie tylko koń, to prawdziwy przyjaciel, który naprawdę potrafi zrozumieć bez słów...
Wybaczcie elaborat 😵
