kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy
Jedno jest pewne jazda bez strzemion to najlepszy trening 😀
dopóki się tego nie załapie to nie ma mowy o prawidłowej jezdzie w strzemionach.
G* prawda wysoki sądzie 😀
Jeszcze nie widziałam nikogo kto prawidłowo usadzony z użyciem strzemion miałby kłopot z jazdą bez, a w drugą stronę - że oparcia w strzemienu nie może załapać osoba uczona bez strzemion i/lub oklep - całą masę przypadków.
Ale wielu instruktorów nawet za bardzo nie wie właściwie po co przykładowa pięta ma być skierowana w dół i z czego właściwie wynika prawidłowa sylwetka.
kajpo mogłabyś mi przesłać jakieś materiały na ten temat albo wskazać gdzie ta dyskusja była i kiedy? Bo wiem, że coś takiego było, czytałam, ale od tamtego czasu dużo się w moim jeździeckim życiu zmieniło i chętnie poczytałabym jeszcze raz 🙂 ładnie proszę :kwiatek:
To jest niestety przykład z życia, więc nie odeślę do żadnego konkretnego wątku... Chociaż z tego co pamiętam był jakiś, dotyczący stricte "teorii" dosiadu 🙂
Edycja:może to ten wątek? http://voltopiry.pl/forum/index.php/topic,67050.0.htmlCo do jazdy bez strzemion, jestem zwolenniczką tylko w jednym wypadku: żeby pokazać początkującemu w jaki sposób swobodne balansować ciałem w pełnym siadzie w spokojnym kłusie.
Nauczyłam się jeździć konno na zasadzie: na oklep i do lasu. Do dziś pamiętam otarty tyłek i te lata odrabiania dosiadu w siodle...
[quote author=_Gaga link=topic=1412.msg1934351#msg1934351 date=1385407254]
[quote author=horse_art link=topic=1412.msg1934004#msg1934004 date=1385388158]
100 km to ze 2 godziny - nei zawsze tyle masz.
[/quote]
Rekord tego weta w przypadku nagłym to 50 minut ;-)
Ale to off... jak pisałam i jak wiesz w razie W mamy co najmniej 4 wetów na miejscu, którzy zszyją ranę, podadzą Biovetalgin (tyle to i ja mogę), a w przypadkach krytycznych i tak najszybciej do Demmin pojechać do kliniki...
[/quote]
nie mów tego głośno bo jeszcze mandat "wstecz" dostanie 😉))
teraz tak. kiedyś nie... jak moje konisko się roztrzaskało - nawet jakby jechał tą godzinę (do mnie jeszcze dalej skądkolwiek o min pół - przy jeździe kubicy 😉 ) to by mi ew. pomógł młodego zakopać...
przy kolkach też kiedyś jechał z koszalina bodajże- troche zajęło... zdążyliśmy obdzwonić wszystkich bliższych i dalszych, także martwych... podawac leki, prowadzać itd - jakby przez te kilka godzin nei bylo pomocy - raczej by dojechać nie zdążył
nei chodzi o to, żeby nie wzywać. tylko, że jak zobaczysz rane wiedzieć czy ją przyciskać czy nie, czy psiknąć czy nie.
jak kolka to co zrobić... - jak poznać, kiedy wołać weta (co jest niepokojące)
takie rzeczy które ty wiesz i ja wiem i każdy (większość) kto przy koniach przez lata zęby zjadł.
ja miałam farta, bo i za dzieciaka takie rzeczy (pierwszą pomoc - bez tych więcej - czym leczyć, czy jest dobrze itd - ale pierwsze choć zachowania) bo siedzialam w dużej stajni, gdzie ciągle coś się działo i przyjeżdżał wet z powołaniem i każdego (kto chciał tym bardziej) uczył i tłumaczył. dzięki temu dużo sie nauczyłam. jak zareagować, kiedy jest poważnie... + studia oczywiście.
mialam ze 13 lat jak kuc rozciął noge - fontanna krwi. dorośli i młodzi latali, płakali, mieli różne pomysły (biadolić najlepiej) - wet jechał, ale trzeba coś robić. na szczęście gówniary posłuchali - która jedyna skojarzyła, że mają przecież apteczki w aucie i bandaże i że trzeba to ucisnąć... bo oni nie widzieli nigdy, nie interesowali się, płacili i nei patrzyli...
ale kto teraz tak robi? i co z tymi, którzy nie mieli takich warunków? nie zawsze masz chociaż godzine. a nawet jesli - trzeba wiedzieć, że trzeba wołać "pilne!"
biovetalgin to kolejny level, ale jak dla mnie - osoby mające konie na końcach świata, przy domu - też powinny umieć podać i wiedzieć kiedy (to już trzeba osobiście....)
pierwszej pomocy ludziom też się uczy...
w takich wątkach też o to chodzi - żeby pomóc i uczulić żeby weta wezwać.
ale też - co powinno się dziać. inaczej będą kasować za badanie kulawizny per rectum i leczenie ran jak sumire opisała ...
- chyba nie off - bo podstawy 😉 można przenieść się tam 😉
ale moje pytanie narobiło zamieszania 😉 ale w sumie taki wątek mógłby być przydatny - ale nie na zasadzie wirtualnego diagnozowania i leczenia, tylko takich podstaw-podstaw. kurczę, mnie też się wydawało, że przecież wiem takie rzeczy, tyle lat przy koniach, mimo wszystko widziało się różne rzeczy, na studiach też wcale nie było tak całkiem po łebkach i niby było o tym, jak rozpoznawać objawy tych częstszych końskich schorzeń i jak postępować (poza tym, że nas uczyli, że bezwzględnie zawsze wet, tzn. że nawet do odrobaczenia...). w każdym razie myślałam, że w tym zakresie (takich rzeczy, które może właściciel, jak coś się stanie), sobie poradzę, a okazało się, że... no jednak nie do końca...
kontynuując temat tej nieszczęsnej rany - dziś to było przyschnięte i mam wrażenie, że jednak od wczoraj urosło (albo już mam omamy...). wg mnie wyglądało gorzej niż wczoraj (do tego odczepiła się jedna klamerka od bandaża i wczorajszy opatrunek się zsunął, ale na szczęście się nie upaprało niczym). przemyłam vagothylem i zrobiłam opatrunek zgodnie z radą horse_art (czyli żeby punktowo uciskało na to mięcho; przy okazji odkryłam istnienie jakiejś takiej tkaniny opatrunkowej, która niby ma nie przywierać, więc nie powinno się podrażniać bardziej przy zdejmowaniu). rano ponownie kontrola, czy coś się zmieniło (mam nadzieję, że przynajmniej się nie rozrośnie mocniej).
cieszę się, że jeszcze nie zostałam zjedzona za szukanie rad przez forum - trochę się tego bałam, zadając tutaj pytanie... choć sama siebie odesłałabym do weta. no i ciągle liczę, że ten drugi wet wróci z L4 szybciej niż później i że to poprowadzi dalej.
podrażnić może, najważniejsze, żeby oddychało 😉 i cały opatrunek nei ograniczał krążenia w kończynie (tylko punk uciskać ma) - dlatego zwykly bandaż, a nie elastyczny.
To macie szczęście że na studiach uczyli was takich rzeczy, ja się uczyłam programować procesory i pisać programy a to raczej nie pomoże mi w przypadku jakiejś rany czy kolki. Do tej pory weterynarze przyjeżdżali zbyt rzadko do koni (bo nie było potrzeby) abym mogła się czegoś więcej nauczyć, owszem umiem robić zastrzyki chociaż nienawidzę tego robić i następnym razem jak jakiś wet karze mi robić zastrzyk dożylnie to powiem żeby sam to zrobi, ja za dojazd zapłacę ale to wszystko.
U mnie obecnie najszybszy dojazd weta to ... 24 godziny do chorej owcy, owca zdechła oczywiście zanim wet przyjechał.
A teraz pytanie zgodne z dyskusją i z wątkiem 🙂. Czy są jakieś kursy pierwszej pomocy dla koni, ale takie jakieś bardziej sensowne z zajęciami praktycznymi?
Tak, są takie kursy, najblizszy 6 grudnia:
http://uniwersytetjezdziecki.pl/weterynaria/178-kurs-pierwszej-pomocy-dla-koniarzyEdit:
Można też poprosić weterynarza o poprowadzenie takiego szkolenia
ew umówić się z kilkorgiem znajomych koniarzy aby i koszt wyszedł mniejszy i pytań było więcej
Powiedzcie mi dlaczego na filmach nie można wychwycić momentu kiedy jeździec oddziałuje łydkami w kłusie. Chodzi mi o dodawanie łydki podczas opadu na siodło??? 😲
chyba chodzi o to, kiedy jeździec daje łydkę w kłusie.
dodanie łydki następuje wtedy kiedy siadasz w siodło i jest ... hm. dodanie łydki 😵
Łydki powinny być zawsze przyłożone do boków konia a dodanie łydki to moment w którym dociskasz je do konia.
Tak ? 👀
Dawanie łydki co posadzenie tyłeczka w siodło to jest błąd,ponieważ łydką się działa,wtedy kiedy potrzeba,a nie wtedy,kiedy siadamy w siodło- prosta droga do stępienia konia na reakcje.
Oczywiście kiedy jeździ się na ''mule'' to działanie łydki musi być bardziej stanowcze,niż w przypadku normalnych i elektrycznych koni.Ale to także nie znaczy,że co krok należy bombać łydką,w szczególności biorąc pod uwagę,że szerokie rzesze jeźdźców nie ''dają łydki'' a tak naprawdę kopią piętą, wyposażoną czy niewyposażoną w ostrogę 😉
Mam mały problem, na który nikt nijak nie umie zaradzić. Nie wiem, czy to dobry wątek, ale lepszego nie przyuważyłam.
Otóż niedawno przyniosłam się do innej stajni i od tego czasu moje umiejętności skoczyły w górę - wcześniej praca mojego instruktora polegała na daniu mi osiodłanego konia i róbta co chceta, teraz treningi mam prawdziwe. Rękę udało mi się uspokoić niemal do perfekcji w stępie i kłusie (galop na razie odpuszczam, zraziłam się do niego po upadku w poprzedniej stajni i póki co chcę wypracować absolutną pewność w pozostałych chodach), co dobitnie pokazuje klacz, na której jeżdżę, a która jest bardzo delikatna i wsadzenie na nią kogoś jeżdżącego tak krótko jak ja w każdym innym przypadku mogłoby się skończyć tragicznie. Sygnały i równowagę również wypracowałam - jak wcześniej kłus bez strzemion na miękkim koniu był dla mnie perspektywą przerażającą, tak teraz stał się normalny (a wręcz prosty po spróbowaniu jazdy na oklep) i to również na koniach z kłusem bardziej wybijającym.
No i wszystko byłoby pięknie ślicznie, gdyby nie moje nogi. Nogi, nogi, nogi! Nieważne jak bardzo się staram, jak wiele sposobów i ćwiczeń wymyśli mój instruktor (dodam, że te sposoby na innych działają), nie potrafię utrzymać nóg w prawidłowej pozycji (uciekają mi bardzo do przodu, trochę jak w westernie), a nawet jak skupiam się tylko i wyłącznie na tym i przez chwilę mi wychodzi, to nogi bolą okropnie i na dłuższą metę zniesienie tego jest po prostu nieosiągalne. Jest na to jakiś sposób? Irytuje mnie strasznie, że nie potrafię przywołać tych moich nóg do porządku.
Alladynka, Siodło leży w równowadze? Piętę ciągniesz w dół? Trzymasz się kolanami?
DressageLife, no właśnie ja się zastanawiam jak to jest, bo z jednej strony się mówi, że nie należy podpierać każdego kroku konia, a z drugiej przy galopie, każda kolejna foula powinna być zagalopowaniem że tak powiem od nowa, z pełnią pomocy. I jak to ma się do kłusa, przecież tak naprawdę łydki mogą mieć zróżnicowane siły, umiejscowienie czy napięcie zależnie od tego czego chcemy, podparcie kroku równie dobrze może być też przypomnieniem, pilnowaniem itp o sile delikatnego muśnięcia, koń i tak to czuje, a nie zostawiamy go między naszymi nogami samego sobie. Ale nie wiem właśnie od jakiegoś czasu się nad tym zastanawiam, która teoria jest słuszna: o podpieraniu czy o niepodpieraniu. Ja mam wrażenie, że odpowiedź mieści się gdzieś pomiędzy.
edit: jeszcze dopiszę, gdzies w którymś wątku była też dyskusja na temat momentu podania łydki, w zależności od ułamka sekundy w którym ją podamy, koń albo wkroczy bardziej pod kłodę albo skróci wykrok tej nogi której aktualnie dajemy sygnał - więc jak to ma się do tej teorii niepodpierającej ? Nie dając choć tego najmniejszego sygnału (o sile muchy siedzące nawet, nie jestem za kopaniem konia bron boze bo to mija sie z celem) nie mamy możliwości kontroli nad tym krokiem, możemy go co najwyżej "wytresować" ale wówczas nie możemy go wedle uznania modyfikować. Nie zawsze wszystko dupcią da się zrobić.
Ale oczywiście to moje własne rozważania, pytam bo w sumie się nie znam, a uważam to za dość ciekawe
Sankaritarina, wszystko jest w porządku i to jest właśnie w tym wszystkim najdziwniejsze. Ta noga mi idzie do przodu jakby ni z tego ni z owego, zarówno z siodłem jak i bez siodła, w strzemionach i bez strzemion. Gdzieś czytałam, w sumie już nie pamiętam gdzie, że większość ludzi po pozbawieniu strzemion uczy się prawidłowo tę nogę trzymać - no cóż, u mnie to nie pomogło, nogę mogę trzymać poprawnie najwyżej przy robieniu półsiadu, a i tak szybko mi idzie do przodu i wpadam w siodło.
Nie wiem, może mi moje nogi chcą subtelnie jakoś przekazać, że one chcą na western? 🤔
Alladynka, w westernie nogi się ma pionowo i wyprostowane prawie -jak w ujezdzeniówce 😉
pozycja w pionie, w równowadze jak i w klasyce.
nogi z przodu to obraz pseudo-westu. facetów którzy kupują westówke żeby nie spaść, bo są niedouczeni, albo zażywają w czasie jazdy ;]
horse_art
nie do końca
to co opisujesz odpowiada dosiadowi do Westen Pleasure lub Horsemanship, w reiningu dosiad nie podlega ocenie i często widuje się ludzi siedzących faktycznie z nogą dość mocno z przodu. Że o szybkościowcach nie wspomnę:-)
Generalnie siodło westernowe daje jednak większą swobodę, więcej luzu, jeśli chodzi o dosiad. Często ludzie mający duże kłopoty (np po kontuzji itd) w siodle klasycznym w west siedzą bez wysiłku. Mój ma kłopoty z kręgosłupem, od lat i w siodle klasycznym mu ciężko, plecy bolą po trochę dłuższej jeździe w westernowym nie. A mnie znowu w klasycznym siodle bola kolana...
Starość nie radość... Dlatego w tereny już na wszystkich koniach w westernowym siodle jeżdżę!
Ja się na westernie nie znam, jak mam być szczera. Nigdy nawet w siodle westernowym nie siedziałam, sugeruję się zdjęciami pokazywanymi mi przez wujka Google. Chcę tylko znaleźć jakiś sposób, by normalnie trzymać te nogi, bo na razie każda taka próba sprawia moim dolnym kończynom okropny ból i wyniki są przez to niestety krótkotrwałe.
Magda Pawlowicz, oczywiście, ale że coś nie podlega ocenie, nei znaczy,że zły dosiad jest dobrym dosiadem (jak w skokach np. - dziwnych dosiadó i garbów też nikt nie ocenia (chyba ze w ocenie na styl jeźdźca 😉)
- są oczywiście konkurencje, czy elementy gdzie środek ciężkości jest inny, balansuje się itd
- mówiłam o podstawach, ogólnej jeździe o jaką pewnie Alladynka, chodziło.
to częste mniemanie żółtodziobowe przecież😉
ja też lubie dobre westówki....mój koń też. sodło stworzone dla obopólnej wygody i wielu godzin jazdy w końcu 🙂
Alladynka a stania w strzemionach próbowałaś?
Alladynka, posadź biodra to nogi znajdą swoje miejsce. Masz siedzieć i na kościach kulszowych i na łonowej - jednocześnie. Na 99,9% masz dosiad fotelowy i tyle (że ci się "lepiej" jeździło po na oklep - potwierdza przypuszczenie). Weźże sobie dobrą lonżę - na jak najlepszym koniu, w jak najlepszym siodle - I USIĄDŹ. Przy okazji galop opanujesz.
julka177, próbowałam, ale średnio mi właśnie przez te nogi wychodzi - utrzymać się utrzymam, i owszem, ale kilka kółek i nogi mi odpadają.
halo, lonżę mam praktycznie przed każdą jazdą (i mi, i klaczy na której jeżdżę potrzebna, bo to niezła świruska i energia ją rozpiera :icon_rolleyes🙂 i z opanowaniem galopu tak łatwo nie pójdzie, po prostu podświadomie się spinam - próbowałam galopować na arabku, na którym uczą się jeździć od podstaw dzieci i jest najbardziej przewidywalny i "bezpieczny". Nic, cały czas ciało mam spięte, nieważne jak bardzo próbuję się rozluźnić, więc na razie wolę galop odpuścić.
Sprawdziłam w google'ach jak wygląda ten "dosiad fotelowy" i faktycznie - identyczny jak u mnie.
Alladynka, sory, ani "świruska" ani arabek nie nadają się do wyrobienia prawidłowego dosiadu. Najlepszy byłby solidny elastyczny ujeżdżeniowiec ok. 170 w kłębie i dobrane siodło ujeżdżeniowe. Nie masz takich warunków "u siebie" - poszukaj gdzie indziej. Cóż, trzeba siąść na kroczu, luźno puścić nogi i poczuć jak ruch "wciąga" w siodło. Dopóki będzie cię podbijać - będziesz się usztywniać (odruch), będziesz się usztywniać - będzie cie podbijać. Dobry ruch konia nie podbija jeźdźca jak piłki, dobry ruch "buja", kołysze.
halo, no niestety, stajnia w której jeżdżę jest według mnie najlepsza w okolicy, bo konie miękkie w pysku, bez narowów i chodzą na delikatne sygnały (bez użycia palcata), do stajni w której obecnie jeżdżę mam dość daleko (ok. pół godziny samochodem), bliżej jest ta, z której się przeniosłam, ale to była tragedia. Owy arabek ma akurat chód bardzo dobry, miękki (dzięki niemu nauczyłam się kłusa ćwiczebnego), poza tym jest niezwykle spokojny z uwagi na pracę z dziećmi i uczestnictwo w różnorakich festynach. Myślę więc, że nadaje się do nauki jak najbardziej. 😉
Postaram się na najbliższych jazdach więcej czasu poświęcić pracy na lonży, nie ma bata, muszę w końcu się nauczyć normalnie na koniu siedzieć.
Dziękuję za rady i wyjaśnienie mi problemów z moimi nogami.
Alladynka, Jesteś pewna, że to wszystko ok? 😉
Często widywałam taki problem u ludzi którzy: 1) ciągnęli przesadnie piętę w dół nie zastanawiając się jakie to oparcie w strzemieniu jest, czy w ogóle jest - byleby pięta w dół była. Jak ciągnęli, tak nie patrzyli w ktorą stronę im noga ucieka - a często ucieka do przodu przy takich manewrach 2) ludzi jeżdżących dużo w tereny i na oklep, siedzących albo totalnie "na luzie", jak na krześle 3) ludzi z źle dopasowanym siodłem - lecącym w tyl. Lecąca w tył skokówka to rewelacyjny "nauczyciel" dosiadu fotelowego... Albo jak jeszcze jest za duża skokówka lecąca w tył, w której delikwent częściej jeździ po płaskim niż skacze.
Halo ma rację - do tego musi być koń, który dobrze i równo chodzi na lonży, a którego nic nie wzruszy - tak, że możesz się koncentrować tylko na sobie.
Halo, z ciekawości - czemu koń 170 cm w kłębie? 🙂
Sankaritarina, na piętę w dół nie zwracam uwagi, więc jej nie ciągnę - po prostu automatycznie mi w dół idzie, nie mam z tym problemu. W terenie nigdy nie byłam (jedynie na spacerach, tzn. ktoś mi konia prowadził), a na oklep jeżdżę od czasu do czasu, głównie pod koniec jazdy. Nigdy nie jeździłam w siodle skokowym, zawsze w ujeżdżeniówce.
Nie twierdzę, że nie ma racji, bo ma jak najbardziej. Twierdzę jednak, że ten arabek dokładnie tak się zachowuje. Na nim można podczas jazdy samodzielnej puścić wodze, nie kierować, nic, zacząć jakieś ćwiczenia, w pobliżu można sobie hałasować do woli, machać batem, kusić marchewkami, szaleć na innych koniach, owy arabek będzie miał to gdzieś i póki nie dostanie innego sygnału równiutko łazi w kółko. :P
z mojego doświadczenia jako uczącego wynika, że często na fotelowy pomaga proste stanie w strzemionach (szczególnie dla tych, którzy sobie tego nie uświadamiają, lub "nie przeszkadza im - i wcześniejszym nauczycielom)
- najpierw w stój żeby pokazać, że w pionie jest wygodniej, że mozna ustać "jak na ziemi w rozkroku) manualne pokazanie jak traci sie równowagę gdy przesunie się nogi do przody czy tyłu + wyjaśnienie po co siedzieć w równowadze.
- potem w stępie i kłusie (z dawaniem łydek - żeby delikwent zobaczył, że nie daje sie ich w łokcie)
zwykle wystarczy pare-parenaście minut takich ćwiczeń żeby "załapać". apotem ćwiczyć, ćwiczyć.... 😉
horse_art, dziękuję za radę, na pewno wykorzystam to ćwiczenie. Wprawdzie trudności z jego wykonaniem mam, ale to chyba jeszcze bardziej przemawia za tym, żebym ćwiczyła. 😀 Mam nadzieję, że niedługo "naprawię" swój dosiad, może to mi pomoże później rozluźnić się w galopie.
Sankaritarina, bo rytm bardzo wyrazisty, takie naturalne slow-motion a amplituda spora - więcej "zdążysz czuć". Na ti-ti-ti-ti początkujący za jest zbyt wolny, żeby Naprawdę poczuć ruch konia i się z nim zgrać, na lubianych "miękkich w kłusie" też się tego nie nauczy. Na dużym wszystko jest nieco... wyolbrzymione, dlatego łatwej załapać. Jasne, gdy się już załapało - to każdy koń dobry 🙂 Ale dla zrażonych i spiętych nauką na różnych "wynalazkach" nie ma jak solidny "koń na biegunach". Jeszcze "czynnik psychologiczny" działa 🙂 (że tak daleko do ziemi, a sobie poradziłem, to co tam arab czy hucuł 🙂😉
halo, w stajni mamy jednego ogromnego ślązaka, ale leniwe to to i wredne, wybitnie do siebie podczas jazdy nie pasujemy - ja raczej preferuję konie delikatne, wyczulone na sygnały, których nie muszę pchać ze wszystkich sił. Tak sobie teraz myślę, że tak się starałam z maksymalną delikatnością w sygnałach, że aż nieco z nią przesadziłam. 😀
Ale może wyłapię jazdę na jego siostrzyczce, też sporawa, ale ślązakiem jest tylko w połowie, druga połowa folblucia. Mała podobno delikatniejsza od braciszka, ale wciąż mocna.