" Roman pochodzi z Ciechocinka skąd do Warszawy przyjechał przed laty jako ułożony już jeździec z kilkoma osiągnięciami sportowymi na koncie. Poza jazdą interesował się tenisem. Grał świetnie, miał licencję zawodnika także tego sportu.
Na Służewcu pracował w kilku stajniach, przyczyniając się do ich sukcesów (najdłużej związany z tr. Andrzejem Walickim, wcześniem m.in. Bolesławem Mazurkiem). Sam niestety ich nie odnosił. Owszem wygrał kilkukrotnie biegi płotowe, w których się specjalizował, jednak zawsze był w cieniu Zdzisława Licy, czy Marka Bąka.
Pięć - chyba już będzie - lat temu Roman uległ wypadkowi, w wyniku którego stracił przytomność i został odwieziony do szpitala. Okazało się później, że Roman był w śpiączce, miał rozległe obrażenie układu kostnego i nerwowego. Mówiąc krótko ledwo przeżył. Wyścigi płotowe na Służewcu zostały zamknięte po tym wypadku.
Kiedyś wierzyłem, że mógłby z niego być świetny komentator. Roman był wielkim gadułą, z ogromną wiedzą o koniach i poczuciem humoru - zupełnie jak ten z Seabiscuita. Po wypadku jednak z jego werwy i temperamentu nie pozostało wiele.
Obecnie mieszka w rodzinnym mieście. Wciąż interesuje się wyścigami. Całym sercem kibicuje Walickiemu. Jest na rencie inwalidzkiej i potrzebuje zajęć rehabilitacyjnych, by móc samodzielnie żyć. Z tego co wiem jego sytuacja finansowa zmusza go do ubiegania się o finansową pomoc. Swoje prośby kierował między innymi do Dżokej Klubu, jednak ten nie wypracował jeszcze standardów, które pozwoliłyby na pomoc niegdyś jeźdźcom, teraz inwalidom."
Obecnie Pan Romek nie ma na wykup leków, bez których jest ciężko. Poprawiają one krążenie. Z tego co wiem Panu Romkowi grozi niedowład lewej strony ciała. Rentę dostanie dopiero w grudniu. Cały czas boryka się z problemem finansowym.
Czy byłyby osoby chętne pomóc?
Tu widać nieszczęśliwy dla Pana Romana wyścig.
Na fotografii Pan Romek Śmigielski na koniu Viritim.