mimi868 - żebyś się nie przywiązała do koni, na których los nie masz wpływu 🙁 znam to, i uwierz, BOLI. Teraz już tylko swoje tykam, albo takie, co do których wiem, że są w odpowiedzialnych rękach i w nich pozostaną - i pracuję z nimi tylko na wyraźną prośbę właściciela...
Co do praktycznych rzeczy: po pierwsze muszą akceptować dotykanie. Zanim się zabierzesz za podnoszenie nóg, muszą znosić ich głaskanie, czochranie - bez łażenia, odsuwania się albo próby wlezienia na Ciebie. Dodatkowo i równolegle muszą nabyć świadomość, jeśli takowej nie mają, że na człowieka nie wolno włazić. Nie wolno i koniec. Jeśli bedziesz się, choćby mimowolnie, odsuwać, jak koń będzie na Ciebie właził, to go nauczysz, że tak wolno, tak się robi. Z drugiej strony - nie możesz dać się staranować. To podstawa. Może próbuj z upalikowanymi się tą metodą zaprzyjaźnić? Nie brałabym się za spacery z nimi, dopóki nie będziesz mieć tych dwóch rzeczy, to taka podstawa podstaw. Spacery - najpierw spróbuj wyręczyć właściciela w przeprowadzaniu koni (znana im trasa!) i zobacz, czy nie będzie potrzeby użycia łańcucha. Jak będziesz chciała gdzieś je od stajni odprowadzić, to weź pod uwagę, że koń może nie chcieć opuścić znanego terenu i kumpla z obcą osobą. Na 90% tak będzie. Żeby się nie skończyło spalonymi rękami i frunącym przez okolicę grubaskiem 😉 Najpierw trzeba trochę wypracować sobie relację na miejscu, spacerki ewentualnie po okolicy. Trawy teraz niewiele, ale dobrym ćwiczeniem podstawowym jest nauczenie sygnału (np. dźwiękowego) na niejedzenie trawy. Wtedy dajesz ten sygnał, odrywasz konia od trawy, idziecie gdzieś gdzie jest lepsza kępka, zatrzymujecie się tam razem i pozwalasz jeść. I tak się można po okolicy kręcić, pracując nad tym, żeby koń reagował na lekki sygnał.
Bardzo, bardzo ważne - nie przeciągaj się z nimi! Na nacisk odpowiedzą naciskiem, a są wielokrotnie silniejsze od Ciebie. Lepsze jest krótkie szarpnięcie i luz albo pacnięcie w zad, niż ciągnięcie za pysk.
Nogi podnosić uczyłam jedną tonową panienkę (3 letnia zapasiona kosmicznie gruba kobyła, nigdy nie miała robionych ani czyszczonych kopyt) przy użyciu marchewek - ale używając ich trzeba BARDZO dobrze wiedzieć, co chcesz nagrodzić. Nie można dać marchewki za wpychanie się, nawet łbem, za wyrwaną nogę... początkowo nagradza się nawet odciążenie. Jesli faktycznie miały długo nierobione kopyta, to może być ciężko, bo stanie na takich przerośnietych kapciach boli - ciężko im będzie przenieść ciężar na trzy pozostałe ("moja" tak miała). Ja walczyłam pierwszy raz przy pomocy sedalinu i trzech osób, kobyła rzucała nami po ścianach przez 3 godziny - ale miałam cęgi i cel 😉 następnym razem było łatwiej, bo już nie bolało (albo bolało mniej). Da się - jak się z kobyłą rozstawałam, po roku strugania co miesiąc, to dawała nogi na połaskotanie kasztana, trzymała dowolny czas sama w górze i patrzyła lekko w lewo i w bok 😜 bo tak ją nauczyłyśmy, żeby miała jakiś nieszkodliwy cel 😉 bo wcześniej wymyślała sobie inne, jak się nudziła (najczęściej: że już wystarczy i sobie pójdzie, że wyrwie nogę, że się uwiesi albo że ugryzie strugającego lub trzymającego uwiąz). Siano do jedzenia jako argument do stania spokojnie nie wystarczało. Tak, to są bardzo ciekawe konie 😉
Tak generalnie to nie wiem czy to jest dobry wątek na takie porady. Może lepiej
tutaj zajrzyj/konkretnie pytaj?