PSY

Mój pies właśnie kończy worek Sam's Field Adult Large, ale nie za bardzo mu wchodzi. Na początku ładnie jadł, teraz nie wyjada dziennej dawki. Kupy były ładne, nieduże, ale częste i dodatkowo wzdęcia. Polecicie coś podobnego jakościowo i cenowo?
Dzionka, cieszę się że jest dobrze 🙂
Bardzo potrzebuję rady i pomocy.
Moi rodzice mają sunię labka- Sali ( 6 lat).
Odwiedzam rodziców średnio raz w miesiącu i kiedy byłam ostatnim razem Salunia miała zaczerwienione i na wpół zamkniętę jedno oczko.
Jako, że dziewczynka uwielbia na spacerach buszować w krzakach i wysokiej trawie to pomyśleliśmy, że się zakuła na spacerze.
Przemyłam oko i zostawiłam w spokoju.
Na drugi dzień mama zadzwoniła do mnie przerażona, że Sali ma całkowiecie zamknięte oczko i nad górną powieką gule wielkości piłki do pin-ponga.
Od razu pojechały do weta. Jako, że była to niedziela i otawrta była tylko jedna klinika w naszym małym mieście to nie miały wyboru co do miejsca leczenia.
Pani doktor powiedziała, że to zapalenie rogówki i podała zastrzyk przeciwzapalny i krople.
Po 2 dniach oko się otworzyło i gula praktycznie zniknęła.
Natomiast oko nie wyglądąło normalnie- było wytrzesczone i jakby powiększone względem drugiego.
Mama po konsultacji ze mną zabrała Salunie do innego weta, który po badaniu stwoerdził, że poprzednia pani doktor popełniła błąd w leczeni nie zapisując leków na zmniejszenie ciśnienia wewnątrz gałki ocznej i że zaszły już jakieś nieodwracalne zmiany ( to wolne tłumaczenie relacji mojej mamy- mnie nie było na wizycie).
Lekarz stwierdził, że to zmiany jaskrowe.
Podał leki na obniżenie ćiśnienia i sunia podobno przez kilka dni sikała dosłosnie co 15 minut....
Do tego zapisał krople do oczu na tydzień- truspot i dicortineff ( zakrapianie 3 x dziennie).
Po tygodniowym leczeniu objawy trochę ustapiły, ale po kilku dniach znowu oko wytrzeszczone i duże.
Wet znowu kazał podawać te krople i znowu dał zastrzyki na obniżenie ciśnienia...
Dzisiaj miła 3 tydzień od wystąpienia pierwszych objawów (zaczerwienienia i załzawienia oka).
Dzisiaj też zobaczyłam sunie pierwszy raz po tyvh 3 tygodniach.
To co zastałam przeraziło mnie.
Tłumaczenie weta ( a może relacja mojej mamy) nie przekonuje mnie.
Oko jest nadal wytrzesczzone, duże i ma dziwny kolor ( załączone zdjęcie to stan na dzień dzisiejszy).
Mam wrażenie, że nie ma w nim też 100% widoczności...
Co robić?
Zabrać psa do Łodzi (rodzice mieszkają w Częstochowie) i szukać jakiegoś psiego okulisty?
Ktoś się z czymś takim spotkał?
Co to może być?
Pomocy !
Dziękuję jeszcze raz w imieniu Puyola! I będę meldować jak się będzie działo coś ciekawego, najchętniej nie związanego ze zdrowiem 🙂
pati12318, prujcie albo do krakowa - ponoć tu mają niezłych speców

http://www.weterynarz-okulista.pl/pl/

albo do Ostravy - też nie jest daleko od was a mają świetnego okulistę, sprawdzony przez wielu moich znajomych i przeze mnie samą - dr. Pter Stana, bez problemu dogadasz się po polsku albo angielsku

http://www.vetpark.eu/

edit zwiększone ciśnienie w gałce ocznej może powodować uszkodzenie nerwu wzrokowego, a to właśnie jaskrę... więc jeżeli pies ma problem ze zbyt wysokim ciśnieniem w gałce ocznej... może czekać go jaskra i ślepota 🙁
Ja w wątku się nie udzielałam, ale często obserwowałam revoltowe psiaki.
Dzionka, super, że z Pudlem lepiej :kwiatek:
U nas jest bardzo źle i chyba to już będzie koniec wspólnego życia... Mamy airedale teriera, 14 letni, jakieś 2 lata temu prawie całkiem stracił wzrok, w szyi ma guza (wet stwierdził, że może to być nowotwór, ale bardziej niebezpieczna dla Harego będzie jakakolwiek ingerencja niż ostatnie miesiące z nim), problemy trawienne od dłuższego czasu (poprawiło się odrobinę po zmianie karmy, dostaje tylko suchą, żadnych przysmaków, nawet resztek mięsa, wszystko źle kończy) no i kłopoty ze stawami (po dłuższym leżeniu rozjeżdżały mu się nogi, biegnącego go to nikt nie widział od jakichś 2-3 lat), od czasu do czasu skurcze, popiskiwanie i kopanie czy drapanie przez sen, słuch też prawie zatracony. Jednak ciągle był radosny, jadł, bawił się ze mną, tak jak zawsze podłaził do kanapy, kładł mi głowę na kolanach i domagał się pieszczot... Aż do wczoraj. Na załatwianie się chodziliśmy z nim już tylko do ogrodu, nie chciał chodzić na spacery, zapierał się i ciągnął do domu. Przedwczoraj wieczorem brat poszedł z nim na naprawdę krótki spacer, w nocy Hary piszczał bardziej niż zwykle, rano zszedł na dół do ogrodu, do misek, napił się trochę, zjadł niewiele, wrócił na swoje posłanie do mnie do pokoju i nie wstał od tamtej pory. Nie jest w stanie podnieść się na tylnych łapach. Nie chce pić, o jedzeniu nie wspominając. Wieczorem wynieśliśmy go do ogródka żeby się załatwił, liczyliśmy, że jakoś się "zmobilizuje" i wstanie, czasem sztywniały mu tylne łapy, ale rozchadzał i było dobrze. Zrobił siku na leżąco, więc przynieśliśmy go do domu. Nie jestem w stanie określić gdzie go boli, toleruje dotyk w każdym miejscu, ale nie jest w stanie położyć się na boku, więc dziś w nocy nie spaliśmy oboje. Wcześniej szczekał, już chyba tylko z bezsilności, bo co jakiś czas próbował wstawać. Przestawał kiedy go głaskałam albo trzymałam na nim rękę.

3/4 mojego życia był z nami, z tyloma niebezpiecznymi przygodami, zawirowaniami zdrowotnymi, było lepiej lub gorzej, a ja przeryczałam całą dzisiejszą noc z myślą, co będzie lepsze dla niego. Tym bardziej, że są chwile, momenty, jak teraz. Kiedy po prostu leży, śpi i wygląda na szczęśliwego i zdrowego psa. A 5 minut później, kiedy próbuje się podnieść, to tylko męka dla niego i dla mnie, jak na to patrzę...




Przepraszam, że tak tu się wcinam nagle, ale po prostu... Pies to pies, a mój jest dla mnie na tyle wspaniały, że uważam, iż powinien pojawić się w tym psim kąciku :kwiatek: a to chyba już jedna z ostatnich okazji...
lockmittel   Co nie zabije to dobrze zrobi mi.
02 listopada 2013 07:13
maiiaF, wiem co czujesz 🙁 ja o swojego poprzedniego psa walczyłam tydzień. Więcej czasu na klinikach spędzałam niż w domu, drogie leki zamówione, miały być na następny dzień ale w nocy wiedziałam, iż pies nie przeżyje do rana. Przeżyłyśmy razem 15 lat i do dnia dzisiejszego nie żałuję, że uśpiłam - nie darowałabym sobie gdyby umarła w bólu i cierpieniu. Wieźcie psa do weta, dopytajcie o rokowania. Może macie jeszcze szansę, za co trzymam kciuki.

dzionka, jestem w stanie powiedzieć tylko tyle, iż jestem z Ciebie dumna. Tyle osób w okół mnie na co dzień by się pukało w głowę na Twoją postawę wobec psa, a ja po prostu się cieszę, że są tacy ludzie jak Ty. Nie dość, że dałaś mu wspaniały dom na stare lata by godnie dożył swych dni, to jeszcze robisz co tylko w swojej mocy by był z Wami jak najdłużej. Koniarze to jednak dobrzy ludzie 🙂
p.s. my tu tak trzymamy wszyscy kciuki za Puyola to może chociaż jakieś aktualne foto wrzucisz? 🙂
maiiaF a do jasnej anielki, nie pomyślałaś o tym, żeby zabrać cierpiącego psa do weta, zamiar od 2 dni patrzeć jak sztywnieje i piszczy??!!

nie Tobie oceniać czy można mu jakoś pomóc czy nie, chociażby objawowo. A może aktualny stan wynika z zupełnie innej choroby, którą olałaś.
Endurka, piszczy od ponad roku co noc. Nie sztywnieje, od wczoraj w południe nie może wstać, a zdarzało mu się to często, że potrzebował po prostu rozchodzić. U weta jesteśmy regularnie i te "zupełnie inne choroby" są nam znane, nie wiem czy przeczyłaś ze zrozumieniem. niejeden weterynarz powiedział, że po operacji chociażby tego jednego guza po prostu by się nie wybudził. Nie zamierzam się tłumaczyć, bo nie czuję się winna. Wszystko zawsze było regularnie konsultowane z wetami.
maiiaF - 12 października uśpiłam swojego 14,5 letniego psa. Miał podobne objawy, też po prostu przestał wstawać najpierw posłuszeństwa odmówiły tylne po tygodniu również przednie łapy - nie było więc szansy nawet na wózek. Jedź do weta z takimi objawami powinno się pojawić u weta jak najszybciej. Niektóre psy mają szansę z tego wyjść. Robiliśmy prześwietlenie kręgosłupa, pies dostawał Nivalin - robiliśmy mu zastrzyki w domu, plus coś jeszcze już nie pamiętam. Po drodze niestety otworzyły się guzy (nowotworowe przy odbycie), pies stracił siłę do walki. Ale może wam się uda tylko koniecznie do lekarza!
Wepchnę sie tutaj z małym ogłoszeniem bo to pilne.
Dzis wracając do domu o 2 w nocy zgarnełam z trasy na Białystok ok 6 miesieczna sporą suke. Latała między tirami.
Czy któras z Was ma moze nie potrzebną klatkę taką ok 100 cm dł ?
Chętnie odkupie bądź pożycze bo w domu mam ARMAGEDON.
Klatka potrzebna na wczoraj .

Mój pies jest szatanem , suka tez wydaje sie być szatanem bo pcha wszystko co jej pod paszcze podejdzie a klatke mam jedną... ogólnie dramat i cyrk na kółkach  😫
Ciska masz PW.

PS. W sprawie mojej suni z chorym oczkiem. K_cian dziękuję  :kwiatek:
Rozmawiałam dzisiaj telefonicznie z wetem, który prowadzi sunię i przedstawił mi sytuację następująco.
Sunia musiała zakuć to oko na spacerze (jakimś badylem, krzakiem) i doszło do urazu, ale na tyle głęboko, że sytuacja nie była od razu widoczna na zewnątrz.
Dlatego dopiero po kilku dniach jak powstał w środku ostry stan zapalny i doszło do zapalenia rogówki oko zaczęło mocno łzawić i być czerwone i przymróżone.
Wtedy musiało dojść do zaburzeń w produkcji tego płynu- a raczej w odprowadzaniu płynu z oka (stąd ta gula na powiece).
Gdyby pierwsza wet do której mama pojechała, podała leki na zmiejszenie ćiśnienia wewnątrz oka było by teraz o niebo lepiej.
A tak sunia jeszcze kilka dni chodziła z okiem jak piłka do ping- ponga....
Doszło przez to to częściowej utraty wzroku ( podobno sunia  w tym oku ma jedynie widzenie centralne).
Wet podał jej zastrzyki moczopędne i ciśnienie w oku się zmniejszyło.
Ale niestety po kilku dniach znowu powróciło...
Teraz sunia dostaje krople typowe przy zaburzeniach jaskorowych i mamy czekać.
Wet twierdzi, że operacja będzie ostatecznością, ale ma ją na podorędziu.
Rozmowa z nim trochę mnie uspokoiła, że jednak wie co robi i nie działa w ciemno.
Mam nadzieję, że będzie dobrze. Salunia to najkochańsza i najwierniejsza sunia na świecie.
Wet mnie też uspokoił, że na szczęście okczko ją nie boli.
Dziękujemy za miłe słówka 💘
Co do karmy to Ajra od małego jest na boschu. Dla nas karma idealna - Ajruli smakuje, qpy małe, sierść błyszcząca no i cena niewygórowana 😉
maiiaF, strasznie mi przykro 🙁 Trzymajcie się dzielnie!
pati12318, zdrówka dla psinki 💘
Używał ktoś może suplementów lub karn APL?

kojarzycie w ogóle taką firmę?
maiiaF, dopiero zajrzałam do tego wątku. Jak ma się psiak? Walczycie jeszcze czy się poddaliście? Strasznie to smutne, wiem aż za dobrze przez co przechodzisz... Dużo sił życzę!

lockmittel, dzięki kochana, aż się wzruszyłam 🙂 Aktualnych zdjęć nie mam, mam tylko komórkowe nic nie warte. Ale mogę wrzucić wspominkowo - Puyol w Boże Narodzenie 2011 🙂





A, jeszcze mam pytanie, bo nie chcę w niedzielę wydzwaniać do lekarza - czy można podać psu antybiotyk nie do paszczy tylko rozpuścić go w kroplówce i podać podskórnie? Mam masakrę z podawaniem tego leku, żadne metody nie działają 🙁
Dzionka, niestety już koniec naszej walki, właściwie wieloletniej walki... Kiedy brat wniósł go do gabinetu, gdzie zawsze Hary był pobudzony mocno (wiadomo, dużo zapachów, inne zwierzęta na korytarzu itd.), próbował jeszcze wstać, odjechała mu jedna łapa i już tylko leżał bezsilnie. Po rozmowie z naszą panią wet (od małego z Harym do niej jeździliśmy, wszystkie operacje, zabiegi robiła ona, dobrze go pamiętała szczególnie z czasów, kiedy jeździł na samochodzie kiedy mieliśmy pickupa-atrakcja dla każdego przechodnia 😉 ) zdecydowaliśmy się... Mówiła, że w jego wieku, w takim stanie i tak ciągle dolegałoby mu coś, co bardzo by go męczyło. Co do leczenia tych łap ostrzegała, że podobne rzeczy mogą się dziać teraz już częściej nawet w trakcie leczenia i mogą dojść też problemy z przednimi łapami, do tego nowotwór nieoperacyjny (zabieg musiałby być wykonywany pod narkozą, z której Hary w swoim wieku już raczej by się nie wybudził), który przeszkadzał mu nawet w ułożeniu głowy w trakcie spania... Leczenie czegokolwiek żeby tylko przedłużyć mu życie byłoby tak naprawdę ciągłym bólem i cierpieniem dla niego, nawet przy minimalnych poprawach.
Nie mogliśmy z bratem uwierzyć, że to stało się tak szybko. Głaskaliśmy go po głowie, opierał się pyskiem o nasze ręce... i odszedł. W dodatku tuż przed tym wszystkim z oka spłynęła mu łza, wtedy to ja też się poryczałam.
Karmy kupiliśmy na zapas, wielka paczka została nieotwarta, więc zawieźliśmy od razu do schroniska. A jego miski dalej stoją u mnie w pokoju i jakoś nie jestem w stanie ich wynieść i opróżnić do końca... Pierwsza noc, budziłam się co chwilę i, nie słysząc jego chrapania, ciągle zerkałam w kąt. Pusto się w pokoju zrobiło, prawie 13 lat tu był...
Co nie zmienia faktu, że miał szczęśliwe życie. Zabrany od poprzednich właścicieli kiedy miał 1,5 roku, z ciasnego bloku do domu z częstymi wyjazdami na wieś, gdzie zawsze póki miał siły biegał po lesie, właził w krzaki, pływał w jeziorze. Przeżył średni wiek swojej rasy o 3 lata, chyba nigdy nie było mu u nas źle. I właśnie te dobre chwile będę pamiętać, chociaż z łezką w oku (no póki co to wielkimi łzami...) 🙂
Dzionka, zależy co to za antybiotyk, ale jeśli zalecenie do paszczy to do paszczy. Dawkowanie per os a injekcyjnie jest rożne.
maiia, współczuję Ci straty, ale widać tak już było najlepiej, teraz masz wiele dobrych wspomnień, on miał szczęśliwe życie, to najważniejsze  :przytul:

Dzionka, cieszę się, że z Puyolem już lepiej! 🙂

Jak tak czytam o tych Waszych walkach o psy, to nie wyobrażam sobie co będzie jak u mnie dojdzie do czegoś takiego. Na razie Kora jest młoda, ale ja już się trzęsę jak o tym pomyślę.
Przedwczoraj miała rozwolnienie i dwa razy zwymiotowała na spacerze, a ja już chciałam brać brata do samochodu i pędzić z nią do weta, już szukałam kliniki czynnej w święto, a pies jakby nigdy nic chciał się bawić i poszedł spać potem.

Potworek:






W swoim królestwie zabawek 🙂



Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
03 listopada 2013 13:40
MaiiaF, strasznie się poryczałam jak czytałam twój post. Strasznie współczuję i jedyne co mogę napisać to żebyś się jakoś trzymała :przytul:

Dzionka, dobrze, że z Pudliskiem lepiej 😀

Pozdrawiam z moim dziurawym 11latkiem 😁
Ostatnio minęło 5 miesięcy odkąd pożegnałam moje Słoneczko. Myślałam, że będzie łatwiej, ale jest coraz gorzej. Nie wiem czemu, ale czuję ogromną potrzebę opisania zmagania się z chorobą, a raczej z chorobami, które go dotknęły na stare lata.

Wszystko zaczęło się w 2010 roku. Spike zaczął łysieć i bardzo mu się zaokrąglił brzuch. Robiliśmy badania w kierunku wielu chorób. Niestety 26.05.2010 r stwierdzono u niego Zespół Cushinga wywołany guzem przysadki mózgowej. Wiele czytałam o tej chorobie i z każdą następną otwieraną stroną bałam się coraz bardziej. Sprowadzałam z zagranicy Vetoryl. Leczenie trudne i kosztowne do końca życia. Jednak po jakimś czasie zauważyłam pozytywne zmiany w zachowaniu i wyglądzie. Myślałam, że może być tylko lepiej. Przez dwa lata nic się nie działo konkretnego dzięki podawanym lekom.
W lipcu 2012 roku zauważyłam, że od czasu do czasu rozjeżdżają mu się tylne łapy. Szczególnie podczas jedzenia gdy nie myślał o niczym innym tylko o opróżnieniu miski. Weterynarz podawał przez jakiś czas zastrzyki z witaminy B12 i Nivalin. Poprawa naprawdę niewielka. Pierwsze zdjęcia RTG nie wykazały zbyt dużo, a nogi z dnia na dzień były coraz słabsze. Zaczęło się chodzenie bokiem (tzn. zad uciekał), problemy ze wstawaniem. Jeździliśmy po wielu lecznicach. Lekarze zwracali uwagę na spondylozę w odcinku lędźwiowym. Myśleliśmy, że to jest przyczyną.
4.01.2013 - tylne łapy coraz bardziej dawały się we znaki. Kolejna wizyta u weterynarza i wyrok - zespół końskiego ogona. Zastrzyki przeciwzapalne, cartrophen raz w tygodniu, rehabilitacje. Zrezygnowałam na rok ze studiów, żeby móc się psem zajmować. Ćwiczyłam z nim 3 razy dziennie, jeździliśmy do kliniki rehabilitacyjnej 2 razy w tygodniu na naświetlania, masaże wodne itp. Poprawy brak. Spike przestał kontrolować wypróżnianie. Jednak mimo choroby nadal był bardzo pozytywny.
19.03.2013 - Rano pies chodzi normalnie, a wieczorem nie jest w stanie ustać na tyłach. Doszło do prawie całego niedowładu tylnych kończyn. Zaczął się poruszać na wózku inwalidzkim. Kosztowało mnie to niesamowicie dużo zdrowia żeby z 4 piętra znieść i wnieść psa z wózkiem. Moje plecy odmawiały posłuszeństwa. Byłam do tego stopnia zmęczona, że patrzyłam z pogardą i niesamowitą zazdrością na ludzi, których psy są zdrowe i mogą się normalnie poruszać. Nie umiem wyjaśnić mojego zachowania.
Wózek sprawował się świetnie, ale wtedy doszło do zaburzenia pracy układu pokarmowego. Spike walczył dzielnie, ale prawie 2 tygodnie nie mógł chodzić z wózkiem i wtedy właśnie odezwał się znowu zespół cushinga, który spowodował zanik mięśni wszystkich kończyn i pleców. Już nie daliśmy rady posadzić go z powrotem.
Opiekowałam się nim 24h na dobę. Nie wychodziłam NIGDZIE. Spędzałam całe dnie i noce ze Spikiem, który leżał. Nie chciałam, zeby poczuł się gorszy przez chorobę, a nie potrafiłam zdecydować o jego uśpieniu. Tym bardziej, że cały czas był bardzo pogodny. Nosiłam go na rękach na spacery. Dostałam nagle zastrzyk energii. Niosłam 21kg po dworze. Chciałam żeby ostatni raz poczuł miękkość trawy, wygrzał się na słońcu, wąchał naturę. Był wtedy taki szczęśliwy. Oczy nabierały blasku.
Niestety w gęstej sierści nie zauważyłam robiących się dwóch odleżyn, a gdy już dały o sobie znać było za późno. Nie wyleczyłyby się nigdy, a nie mogłam pozwolić na takie cierpienie.
26.07.2013 zdecydowałam się uśpić moje Słonko. Zrobiliśmy to w zaciszu domu. Zasypiał na moich kolanach. Do samego końca spokojnie oddychał. Bez żadnych drgawek i innych niepożądanych odruchów. Dokładnie pamiętam jego ostatnie westchnienie... jakby z ulgą.



Bardzo dużo się nauczyłam przez ten okres. Nie wiedziałam, że mam w sobie tak dużo siły i wytrwałości. Spike'a juz nie ma. Spoczywa na działce, a ja jestem już całkiem inną osobą.





Merciful - ale Spike był podobny do mojej suczki. Smutno mi gdy czytam takie posty, ale też ciesze się, że są ludzie tak kochający swoje zwierzęta  😉
Dzionka

weź taką plastikową łyżkę jak do karmienia dzieci. Rozpuść na niej tabletkę w wodzie i po prostu wlej psinie do pyska 😉
Epikea, ja mu strzykawką prosto do gardła wlewam, ale pluje wtedy jak szalony, pieni się i wariuje strasznie. Z łyżką próbowałam też, tylko jeszcze więcej wypluwa! On jest już mistrzem wypluwania leków, przez 4 lata odkąd go mamy non stop coś bierze, więc miał na czym trenować 🙂 Jutro zadzwonię do wetki i spróbuję zamienić tabletki na zastrzyki, bo boję się, że nie dostaje wystarczającej dawki tego antybiotyku.

merciful, o rany, smutna historia. Ale naprawdę jesteś heroską! Na trzecim zdjęciu wygląda jak Puyol, naprawdę klon!

Misskiedis, a co jest temu piesku 😉? Czemu dziurawy?

Heval, nie martw się na zapas, ciesz się sunią oporowo, bo widzisz jak to czasem bywa na starość...
Popłakałam się czytając jeden i drugi post, wróciły wspomnienia, gdy walczyłam o Vegę, niestety przegrałyśmy z białaczką. Nieraz się zastanawiam, czy nie łatwiej żyłoby się bez zwierząt, nie trzeba by było martwić się, opłakiwać, pewnie łatwiej, ale na pewno nie lepiej, ja bez nich żyć nie potrafię. Trzymajcie się dziewczyny, małe pocieszenie, ale zawsze. 
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
03 listopada 2013 17:01
Dzionka, a próbowałaś wrzucić tabletkę głęboko do gardła i trzymać pyszczek "nosem ku górze" i głaskać po gardziołku aż nie łyknie?
Dzionka, weź tabletke pęsete, wode w strzykawkę, tabletkę głęboko na nasade języka, zamknij pysk i bokiem wstrzykni powoli wode. Jeżeli zrobisz to sprawnie nie zdąży wypluć
tet   Nie odbieram wiadomości priv. Konto zawieszone.
03 listopada 2013 20:50
jeżeli tabletka sie rozpuszcza można podac ja np sonda, nie wiem jak to sie dokładnie nazywa, siostra mi pzywozila ze szpitala. Miekka rurka, strzykawke podłaczam z jednej strony a drugą strone w pysk, lub ja akurat dziecku dawałam leki, ale nie wpycham tego głeboko w gardło, tylko na nasade jezyka, zeby wypluc nie mógł.
Rany, ja już naprawdę chyba próbowałam wszystkiego (z pincetą też, tylko z sondą nie, ale nie mam dostępu do takich rzeczy), on jest serio mistrzem w wypluwaniu tabletek. Potrafi udawać że połknął i wypluć za 10 sekund gdzieś niepostrzeżenie. Najchętniej bym z nim pochodziła na zastrzyki przez ten tydzień (tyle nam antybiotyku zostało). Już zapłacę więcej, ale będę miała pewność, że dostał tyle ile miał, bo tak to go naprawdę męczę dziadka biednego.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
03 listopada 2013 21:50
A tabletka w pasztetówkę?
Dzionka,, a trzymasz mu pyszczek aż poczujesz, że przełknął? Przechodziłam tabletki z kotem i z psem, po prostu trzeba dość pewnie - rozewrzeć paszczę tabletkę wepchnąć dość głęboko i trzymać pyszczek masując gardło aż przełknie, zwykle działało.
Choć czasem musiałam obślinioną tabletkę trzy razy wpychać, żeby w końcu połknął / połknęła (z obojgiem był problem)
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się