Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
Beznadziejnie się zaczyna ten tydzień 😕
Zgadzam się. Z tym, że mi się zaczął w piątek :/
Wszystko jest bez sensu.
Mnie za to przerasta to, czego ludzie ode mnie wymagają. Mam dość walki z babcią uzależnioną od alko, mam dość pilnowania żeby nic złego się nie stało. Przerósł mnie obowiązek dbania o rodziców mieszkających 200km ode mnie i próby rozwiązania ich problemów. Strasznie męczy mnie samotność, zostałam z tym wszystkim sama. W miesiąc stałam się jedyną podporą dla mamy która jest w dość ciężkim stanie psychicznym, nianią i opiekunką dziadków i pozornie niezależną nastką. Udaję silną, ale gdy widzę najbliższych z rodziny którzy wlewają w siebie litry wódki zaczynam tracić siły. Mam dość odprowadzania ich co tydzień do domu po mocno zakrapianych spotkaniach, mam dość martwienia się i udawania. Zostałam z tym kompletnie sama, a jedyna podpora również 200km stąd.
Zaczynam doceniać to, co miałam. Śmieję się sama do siebie jak przypomnę sobie moje "problemy" sprzed 2-3 lat.
Nie udawaj silnej, tylko nią bądź. Naucz się mówić: NIE. Przestań zbawiać świat.
Dopiero po tym twoim wpisie zrozumiałam, o co chodziło z tymi końmi 🤔
Szkoda wielka, że musisz za szybko dorastać, ale trzeba 🙁 Świat nie jest rajem i nie będzie. Człowiek jest w stanie zrobić tylko tyle, ile jest w stanie. Pogodzenie się z tym, że nie wszystko będzie tak jakby się chciało jest trudne, ale konieczne. Trzeba nauczyć się żyć daleko od ideału. Tak, żeby sobie nie szkodzić i pomóc w miarę możności. Nie rozdzierać szat, że pomóc się NIE DA.
Wpis nie dotyczył w żadnej kwestii szkapek z mojego wątku... One gdzieś tam są, jakoś żyją. Już zaakceptowałam to, że 6 ogonów nie zbawię. Mogę jedynie obserwować i odwiedzać jak będę w okolicach.
Właśnie chyba problem w tym że jeszcze nie jestem gotowa na taką dojrzałość. Jestem za bardzo naiwna na dorosłe życie. I wrażliwa. Serce mi się kraja jak widzę babcie i mame w takim stanie. Pomijam nerwy, bo troska i zmartwienie z czasem krzyczy głośniej. Mimo że niezawsze się między nami układało, w szczególności z mamą.
Ale się rozkleiłam.
halo, dziękuje za ciepłe słowa. Dużo dla mnie znaczą :kwiatek:
anioleczek.97, dotyczył. Zrozumiałam Dlaczego tak cię to ruszało. Zrozumiałam, że chciałaś mieć azyl i miejsce, gdzie dzięki własnemu wysiłkowi możesz coś realnie zmienić na lepiej. Tym bardziej, że widziałaś - że gdy się starasz to JEST lepiej. A zaczęło się szykować - następne piekiełko 🙁
Ano - naiwna i wrażliwa - takie prawo młodości. A dorosłym-że-dorosłym NIE WOLNO tego wykorzystywać.
Uważaj na siebie. Grozi ci, że zamiast standardowo okrzepnąć, łatwiej ustalać priorytety - nauczysz się "wyuczonej bezradności". Bo tak się dzieje, gdy wciąż próbujemy tak i siak - a tu wciąż diupa 🙁 Grozi ci syndrom współuzależnionej. Broń swojej trzeźwości myślenia i prawa do własnych decyzji.
Odszedl moj ukochany piesiu, byl z nami 12 lat... 😕
Odszedl moj ukochany piesiu, byl z nami 12 lat... 😕
przykro, trzymaj się ! :przytul:
Czy ktoś umie mi pomóc? No więc tak:
Jestem w 2 gimnazjum. Od początku szkoły trzymam się z A. Z. i M. Lubimy się. Niestety mam coś takiego że w podstawówce, na obozach itd. nikt mnie nie lubił, i teraz też czasami tak uważam. A. i Z. w moim przekonaniu lubią się najbardziej a właściwie A Z i M. I mnie to wkurza. Wiem że lubią mnie tak samo jak siebie nawzajem ale to czasem tak nie wygląda. One potrafią gadać ze sobą a mnie jakby nie było. Tak samo jak idziemy razem czy siadzimy na ławce. Nigdy nie jestem w środku. Gdy np. nie ma jednej z nich, siedzimy w trzy to tamte dwie ze sobą gadają a mnie również nie ma. Rozmawiamy wszystkie to mnie nie słuchają bo gadają ze sobą. Jeśli rozmawiam z którąs z nich i przychodzi X i powie coś do tej z którą rozmawiałam to ja juz nie istnieje. Piszą do siebie sms i to nie tylko o szkole, a do mnie tylko "co było zadane?" Denerwuje mnie to i obrażam się na nie. Gdy z nimi o tym rozmawiam mówią że tak nie jest. Je już to wnerwia tak samo jak mnie ich zachowanie. jestem przewrażliwiona, wiem o tym ale jak to zmienić? Pomóżcie!!!! 🤔
julka177, napiszę ci 100% poważnie: pomyśl o jakiejś terapii, pókiś młoda. Odrzucanie przez rówieśników jest lekceważone: "przejdzie im, co się przejmujesz, spotkasz jeszcze naprawdę fajnych ludzi, to nic takiego, ty jesteś ok, one są niepoważne" - a to nie tak. Długoletnie ciosy od rówieśników rodzą na lata całe takie właśnie akcje: "przewrażliwienie", wypatrywanie każdej najmniejszej oznaki: "lubi - nie lubi?", "jest bezpiecznie - nie jest bezpiecznie?" (w trudniejszych przypadkach). Nadmiernie uzależnia mniemanie o sobie od... w sumie - gestów, subtelności - zachowania innych. Na które to zachowania mamy Żaden wpływ. Podrywa elementarny szacunek do siebie samego. Kształci zwyczaj uników. Wyrabia syndrom ofiary. Dezorientuje. Itd. Teraz to "tylko" szkoła - ale, gdy tak dalej pójdzie - to w pracy - zwariujesz 😜 Piszesz o "przyjaciółkach" - jak poradzisz sobie z realnymi wrogami?
Nie umiesz sama - ktoś musi cię nauczyć, jak się poruszać pomiędzy ludźmi.
julka177, im bardziej wbijasz sobie do glowy, ze kolezanki Cie odtracaja, tym bardziej Twoje zachowanie sprawia, ze to robia. To jest meczace, jesli co chwila obrazasz sie i wypominasz im rozne rzeczy.
Odzywasz sie sama-wysylasz czasem jakiegos luznego smsa, proponujesz no lody po szkole albo wspolny wypad na zakupy w sobote?
Czy jak jestes chora, to mozesz liczyc na ich pomoc? Dadza lekcje, wytlumacza, odwiedza? Czu czujesz, ze niby jestes z nimi, ale tak naprawde obok i na doczepke? bo jesli tak, to moze wcale nie sa takie dobre kolezanki, jak Ci sie wydaje.
SZAFIROWA czasami coś wyśle jeśli chodzi o coś do roboty po szkole to mamy zajęcia dodatkowe (różne) więc raczej nie ale byłyśmy.razem na obozie i było ok. Na doczepke czuje się jak mnie dopadnie NIKT MNIE NIE LUBI tak to nie
HALO a tak bez terapii sue nie da? Bo nie ukrywam że wolałabym szybko sama i skutecznie się z tym uporać. Na ostatnim obozie na którym byłam sama i polubilam dziewczyny z pokoju poradziły mi żebym tego nie analizowala ale to trudne i mi średnio wychodzi
julka177, zgadzam się z halo. Szkoda, że mi nikt tak nigdy nie powiedział. Jestem, a może właściwie byłam w podobnej sytuacji. Doszło do tego, że sama zaczęłam się izolować od ludzi. Nie jest mi z tym jakoś szczególnie źle, ale to czasami przykre, gdy stoisz z grupką osób i nie możesz wtrącić swojego zdania, bo nie potrafisz się przebić, a i oni zachowują się, jakby Cię nie było. Jeśli nic z tym nie zrobisz, to będzie tylko trudniej. A sama możesz sobie nie poradzić. Terapia to może nie, ale parę rozmów z psychologiem by się przydało.
A macie jakieś pomysły żebym sobie sama poradziła bo do psychologa to mnie jakoś nie ciagnie?
Ja nie mam, bo sobie właśnie sama nie poradziłam. Nikt mi nie pomógł. Idź nawet do szkolnego psychologa. W sumie to jest lekarz jak każdy inny, tylko nie leczy ciała. I nie ma się czego wstydzić. Inaczej możesz skończyć tak jak ja - zamknięta w sobie i wyalienowana.
julka177, wg mnie jest to Bardzo trudne. Jedna z trudniejszych rzeczy w życiu 🙁. Bo młody człowiek ustala swoją osobowość właśnie w oparciu o interakcje z otoczeniem. I jeśli te są zaburzone, to dzień po dniu, godzina po godzinie, przykrości - realne i wyobrażone - nakładają się i... modyfikują osobowość. Niekorzystnie. A jest taka "umowa społeczna", że tego NIE MA 🙁, że to nieistotne i błahe. Tymczasem - patrząc po jak najbardziej dorosłych 🙂 od razu mogę strzelać, kto miał te parę lat "przechlapane" w szkole 🙁
Chcesz się z tym uporać skutecznie, raz a dobrze - zaangażuj dorosłych i zapewnij sobie konieczne wsparcie. Jeszcze masz czas, jeszcze masz szanse. Samo nie minie 🙁
Tylko - musisz się liczyć z Oporem! i to sporym - bo to przecież "pikuś": "nie zwracaj uwagi, nie przeżywaj" etc. Może dla dorosłych to pikuś, ale ty - młodziutka - swoje przeżyłaś i teraz wszystko jest... skomplikowane, powiedzmy. A nie powinno takie być, powinno być proste jak barszcz. Teraz musisz nauczyć się skutecznie funkcjonować w społeczności. Nie nauczysz się w błędnym kole oczekiwania urazów emocjonalnych. Nie wiem na ile masz ogarniętego psychologa/pedagoga szkolnego. Może mogłabyś umówić się, pójść, powiedzieć: "miałam nieciekawe doświadczenia z rówieśnikami i teraz zaburza mi to układy". Może psycholog/pedagog przyłożyłby się do tematu i choćby zalecił jak postępować w takiej a takiej sytuacji? Doradził ćwiczenia uspołeczniające i w temacie samooceny?
julka177, też radzę jakąś pomoc z zewnątrz - jeśli nie psycholog (ale najlepiej on!) to może chociaż jakaś zaufana ciocia/kuzynka/mama koleżanki? Ktoś obiektywny. Sama jestem psychologiem, zajmuję się właśnie nastolatkami i powiem ci, że mam właśnie w terapii dwie dziewczyny w twoim wieku z podobnym problemem - walczyły długo same i bez wsparcia dorosłych niestety nie udało im się wyjść z tego bez szwanku. Walcz o siebie, szukaj pomocy i nie daj sobie wmówić, że jesteś nieważna czy niewidzialna! Takie doświadczenia dźwięczą potem w dorosłym życiu jak się człowiek z nimi nie upora.
Dzięki 😀 może macie racje z tym psychologiem...
Czy chociaż raz nie mogłoby mi cos pójść w całości po mojej myśli? chyba za dużo wymagam od życia generalnie. Wpadłam dziś w takiego doła, że nie wiem jak z niego wyjść, a fakt, że mam potrzebę napisania tego na publicznym forum tylko mnie dodatkowo dobija.
Ech, zły dzień.
Ostatnio ze wszystkim mam tak jak dzisiaj. Syn chciał do kina, dawno nie był. Ok, czasu brakuje, ale. Zawiozłam, poszłam kupić dużą ramę/antyramę bo w sobotę wystawa, a poprzednia oprawa była do niczego i się zniszczyła. Godzina zeszła, zapłaciłam więcej niż planowałam - ale jest + ozdobne kartony na passe-partout. Jedyna w mieście. Bezpiecznie zapakowałam do samochodu, wróciliśmy, cieszę się, że wreszcie oprawię tę pracę znowu, bo może się zniszczyć, cieszę się jak będzie wyglądać w fajniejszej oprawie.
I co? Najpierw starszy: gdzie moje rzeczy (plecak, reklamówka)? Pod antyramą, wyjmij ostrożnie. To ja wezmę antyramę (uczynny chłopak).Zdążyłam krzyknąć "ostrożnie!". Przychodzę z jego plecakiem - kartony pogniecione - do wyrzucenia 🙁 Przebolałam. Zanim zdążyłam (gdzie? to zawsze problem) schować ramę - młodszy, zaganiany do lekcji - zamiast usiąść przy biurku zaczął szaleć, podskakiwać, kręcić się - potrącił ramę i rozbił w drobiazgi. I tyle było mojej radości i starań.
W sumie chodzi o to, że mam obrzydliwe wrażenie, że ostatnio tak jest ZE WSZYSTKIM 🙁.
Już boję się w cokolwiek wciągnąć, czymkolwiek ucieszyć, nad czymkolwiek się trudzić.
Chrzani się wszystko - bądź ze "zwykłego" oporu rzeczy martwych, bądź - ktoś mi psuje 🙁
Szaleje wokół mnie destrukcja, obracanie w niwecz a im bardziej staram się temu zapobiec, im bardziej mi zależy - tym gorzej.
Dzisiaj szczerze nie lubię swojego życia. Jak długo może mi nie wychodzić, jak długo mogę robić sobie nadzieję, a potem się boleśnie rozczarowywać.
Lunitari :przytul:
A ja jestem złe i smutna, bo nie wychodzi mi dieta... Takie to "prymitywne" ale okropne. Ponad pół roku tak się dobrze trzymałam... A teraz nic tylko bym żarła i piła, żarła i piła... Chcę się wziąć znów za siebie, ale całe otoczenie krzyczy co innego. Nie mam siły już stawiać oporu... 🙁
sandrita nie mów, że ci dieta nie wychodzi bo wychodzi, dużo osiągnęłaś :kwiatek:
Czemu ludzie w tym kraju się wzajemnie nie szanują? Czemu na każdym kroku się trzeba zastanawiać, czy się zostanie oszukanym? Czemu cwaniactwo jest podziwiane?
Lunitari, jak to czemu? Bo korzystnie ustala kolejność dziobania 😀
BTW - scenka z dzisiaj. Stoję w (krótkiej) kolejce do kasy, przy sąsiedniej mąż (kto szybciej).
I nagle kobieta do mnie: Pani przechodzi? Nie, stoję w kolejce do kasy - odpowiadam. A ta - normalnie wepchała się przede mnie 🙇 Zatkało mnie, przeszłam do "mężowej" - wyszło ca 3 min. później. A potem - zaczęliśmy się z tego serdecznie śmiać 🤣 i większość "współstaczy" z nami 🙂
Weszłam, bo chciałam napisać, że ta nieszczęsna antyrama przelała czarę goryczy. Wściekłam się i zawzięłam - choćbym miała wszystko tępym tasakiem rąbać nie poddam się i postawię na swoim! Z poślizgiem tu i tam - trudno, dużym kosztem - ojtam ojtam. Bo już mam serdecznie dość, że dostaję po d* za nic - za chęci, zaangażowanie i starania.
Rzeczywistość staje okoniem? Niech się strzeże! Zawsze w sumie stawiałam na swoim, może nie tak jak sobie z początku wyobrażałam, ale sięgałam skutecznie po to co ważne. To teraz też nie odpuszczę, wrr.
Dziewczyny, trzymajcie się, mówię wam że dacie radę.
Ja sama miałam miliony momentów upadku totalnego, kiedy trafiałam na ścianę nie do przejścia. Skrabałam się, skrabałam na górę i nic, dodatkowo jakbym zaczynała się dusić. I nie były to problemy typu ,,czapraczek nie pasuje mi do owijek".
I tak jak halo - po prostu robię swoje. Chociaż może z ust(palców) 20 letniej osoby to brzmi komicznie, nic mnie już nie jest w stanie w życiu zadziwić i zdemotywować na dłużej, po prostu robię swoje najlepiej jak potrafię i czekam, aż sytuacja się wyklaruje na lepsze. Bo wiem, że prędzej czy później tak będzie. Dobre nastawienie, cierpliwość i wytrwałość.
Wszystko mi się wali... Zaczęło się w lipcu, gdy chrzestny kazał sprzedać konia. Sprzedałam konia (mam nadzieję, że w dobre ręce- nie mam odwagi zadzwonić do nowego właściciela i odwiedzić konia), zawaliłam studia przez JEDEN przedmiot- biochemię. Musiałabym powtarzać rok... Koleżanki z grupy namówiły mnie, żebym złożyła jeszcze podanie- odrzucono je (niektóre mają po dwa warunki i przeszły warunkowo dalej- szczęściary). Siedzę w domu i boję się wyjść sama na podwórko, bo plotkary z bloku dociekają, czemu nie jestem w szkole/ na studiach/ w Olsztynie - kij im do tego, ale mam ich dość. Nie chce mi się iść do znajomej popracować z końmi, a muszę iść, bo niedługo nazbiera się torba suchego chleba (większość sąsiadów nie wie, że konia już nie ma), a konie chętnie zjedzą. Do chrzestnego, odkąd nie ma mojego koniucha, nie jeżdżę. I nie pojadę nawet wtedy, gdy kupi sobie kobyłę od swojego znajomego (cały sezon jego konie ,,chodzą" spętane po łące).
A ja przed rodziną i sąsiadką udaję, że mnie nie obchodzą te studia, że już przywykłam, że konia nie ma (w sumie dzięki niemu wychodziłam z domu). Nie mam z kim pogadać. Nie mam znajomych. Byłam kilka dni u bardzo dobrej koleżanki, mieszkającej ponad 100km ode mnie, drugiej nie udało się odwiedzić (mieszka jeszcze dalej), nie wspominając już o trzeciej...
I jak pomyślę o szukaniu pracy, to normalnie nie mam sił... Bo na 90% będę musiała wyjechać gdzieś w Polskę, nikt w okolicy do pracy przy koniach nie potrzebuje.
Dementek, no dobra - a co z twoją przyszłością? Bo chyba nie zdajesz sobie sprawy, że się duperelami zajmujesz (suchy chleb - też mi problem).
To nie brzmi dobrze, brzmi... depresyjnie 🙁 Bierz się z sobą za rogi - i do lekarza?
halo- Zawód mam, bo w technikum byłam. Ale komu potrzebny technik-hodowca koni? A chleb- zawsze się pakowało (jak był ususzony) koniowi, jak się do niego jechało. Charli nie mógł się doczekać, aż mu tata z bagażnika da suchego chleba. A teraz ten chleb się wala na parapecie w kuchni.
Wkurza mnie, że dałam się namówić dziewczynom na złożenie tego podania o warunek na studiach- narobiłam sobie nadziei, że jakoś to będzie, ale nie... A tamtego dnia chciałam zabrać papiery z uczelni. Teraz znów będzie trzeba jechać, a potem do Urzędu Pracy, żeby zasilić grono bezrobotnych młodych ze swojej gminy...
Dementek
A dowiedzialas sie dlaczego inne osoby majac dwa niezdane przedmioty dostaly warunek (waga przedmiotu/ lepsze uzasadnienie/ powolanie sie na wlasciwy punkt regulaminu/ inne) ?
Przeczytalas regulamin studiow, zeby sprobowac znalezc jakas luke ?
Zlozylas podania na studia zaoczne na inne uczelnie / w innych miastach ? (moze gdzies indziej sie uda wskoczyc warunkowo)
baba-jaga- Nie mam pojęcia, czemu. Może po prostu ,,mają gadane". Ja nie mam. Nie mogę się przenieść, bo miałam warunkowo zaliczony II-gi semestr (przez biochemię), na IV-tym ponownie nie zaliczyłam tego przedmiotu. Studiowałam dziennie. Dobrze, że choć kaucję za akademik odzyskałam, a (była) współlokatorka odesłała moje rzeczy z przechowalni w akademiku.