szkółki jeździeckie, rekreacja w okolicach Warszawy, Warszawa
Oczywiście że wszystko zależy od dziecka i jego chęci. Nie wiem też co daje ci podstawę do aż tak kategorycznego uogólniania że jak młodszy niż te xx lat to to jest tylko nieświadoma jeździecko hipoterapia. Może dla twoich dzieci czy jakichś innych dzieci w twym otoczeniu tak było. Dla mojego dziecka tak nie było.
W najlepszej sytuacji są oczywiście te dzieciaki których rodzice sami jeżdżą, nauczą dziecka podstaw a już jak mają możliwości zapewnić dzieciakowi kucyka to już jest wielki plus dla dzieciaka, a już jak w przydomowej stajence to już w ogóle super.
Gdyby było tak jak ty mówisz to wcale by nie było takich jeźdźców
[img]
http://www.horsecarecourses.com/.a/6a015391a867e3970b0167693141f4970b-800wi[/img]
ElaPe, to napisz kto i jak i gdzie uczył twoje dziecko, od jakiego wieku i jak jeździ teraz.
Dlaczego "takich dzieci by nie było"? 7-9, dwa lata i JEST. Masz przykłady, że 5-9 jest lepiej niż 7-9?
Jeszcze raz - mów co chcesz, rytmu dojrzewania układu nerwowego się nie zmieni.
Pisałam też, że nieco co innego, gdy rodzic sam uczy, totalnie indywidualnie.
Ale w szkółce - moja 🙂 opinia jest taka, że nie. Nie znam żadnego wyjątku. Nie to, że nie można - niech sobie każdy robi co chce, nie znam wyjątku, jakoby takie wczesne szkolenie było korzystne dla jeździeckiej przyszłości. Jeździectwo to nie język obcy, który się "wciąga przez pory skóry". Jeździectwo wymaga sprawnego zarządzania ciałem przez mózg.
Rozpoczęcie szkolenia w 8 roku życia nie przeszkadza, aby 10-latek zgrabnie pomykał parkury czy czworoboki.
Jasne, dowód trzeba by przeprowadzić na statystycznie znaczącej grupie bliźniąt jednojajowych 🙂 I jasne - po huk wszelkie programy edukacyjne, po huk wiek zaczynania szkoły, po huk afera, że 6-latek jest Nie dojrzały - skoro jest ułamek ułamka procenta dzieci, płynnie czytających w 3 roku życia - co w żadnym razie nie gwarantuje identycznej przyspieszonej dojrzałości na wszystkich polach. Praw biologii się nie przeskoczy: stary organizm jest... stary, młodziutki - niedojrzały. A chcieć to sobie można.
Czasem mam wrażenie, że w ogóle nie czytasz, co się pisze, jedynie rzucasz okiem i reagujesz instynktownie.
nie znam wyjątku, jakoby takie wczesne szkolenie było korzystne dla jeździeckiej przyszłości.
o czym ty w ogóle mówisz?
Mnóstwo dzieciaków zaczynało w wieku wg ciebie nieświadomym/hipoterapeutycznym i stawało się światowej klasy jeźdźcami. Z tym że pewnie nie w jakichś szkółkach tylko pod okiem rodziców też jeźdźców na dobrze wyszkolonych kucach.
Jak dziewczynka na wklejonym pow. zdjęciu - obecnie złota olimpijka Charlotte Dujardin
Rozpoczęcie szkolenia w 8 roku życia nie przeszkadza, aby 10-latek zgrabnie pomykał parkury czy czworoboki.
Rozpoczęcie szkolenia dzieciaka np. 5-letniego który się do tego nadaje, ma chęci też nie przeszkadza temu.
Tak - byle "się nadawało". 99,9% się nie nadaje (w tym wieku) bo nie ma ustalonej lateralizacji chociażby i wszystko się... myli. Taka jest norma rozwojowa. Chęci, żeby najgorętsze, na "nadawanie się" nie wpłyną. Brak chęci to już w ogóle 🙁
A szkolenie dziecka, które (jeszcze) się nie nadaje - może przeszkodzić i to mocno.
Tak, tak - jak puścić niemowlakowi Mozarta, pieśni wielorybów i szum oceanów, dodać specjalne mleko - to mu IQ skoczy do poziomu geniuszu. Jak posadzić 5-latka na kuca to mu półkule mózgowe właściwe połączenia wytworzą. I jak dziecko zacznie wcześniej (cokolwiek) to oczywiście geniuszem zostanie.
Ogólnie chciałam tylko powiedzieć, że wcale się nie dziwię wąskiej ofercie takiego "szkolenia", a dziwię się fochowi, że ta oferta wąska. Bo takie szkolenie jest co najmniej kontrowersyjne i o wątpliwej wartości. Jeśli ktoś robi to skutecznie w warunkach "rekreacji publicznej" i NIE szkodzi jeździeckiej przyszłości dziecka - chylę czoła 🙇
edit: i lecę powiedzieć córce, że skoro zaczęła jeździć jako 2-latka i jako 7-latka swobodnie pomykała to zostanie Mistrzynią Olimpijską. Ma jeszcze na to 8 lat (porównując z Ch.D.)
halo, nie przesadzasz? Wszystko, moim zdaniem, zależy od nastawienia dziecka i podejścia instruktora. Czy mam rację okaże się za naście lat. Nie wszyscy jeżdżący w rekreacji zostaną jeźdźcami olimpijskimi. Niektórzy pojeżdżą rok, może dwa i zaczną robić co innego. A to co dadzą im konie-zwiększenie pewności siebie, większa gibkość, lepsza koordynacja zostanie. Mam kilkoro dzieci poniżej 8 lat na jazdach. Jedne mogę swobodnie uczyć anglezowania, półsiadu i pomykają super, innym proponuję całe stada różnorakich ćwiczeń typu "sięgnij do uszu konia" a i to przychodzi z problemem. Czy któreś z nich pojedzie olimpiadę lub zostanie zawodowym jeźdźcem czy chociaż będzie miało swojego konia? Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Dzieciaki mają dziką frajdę i to najważniejsze.
sporą głupotą jest wpędzanie dziecka w niezdrowe ambicje typu jeździj a na pewno będziesz Olimpijczykiem
Dzieciak jeździ bo chce, bo ma z tego radochę a że przy okazji nauka prawidłowych podstaw może mieć miejsce to jest to fajne na daną chwilę ale wcale nie rokuje na jakąś świetlaną przyszłość jeździecką która i tak w 99% przypadków świetlana wcale nie jest
sporą głupotą jest wpędzanie dziecka w niezdrowe ambicje typu jeździj a na pewno będziesz Olimpijczykiem
Będzie Olimpijczykiem ,jak ktoś wyłoży z 10 mln $ . W przeciwnym razie gów.o z tego i czyjkolwiek talent czy ciężka praca zda się psu na budę .
P.S Ela ma rację zaczynać trzeba wcześnie bo slogan typu czym skorupka za młodu ma setki lat i z powietrza się nie wziął. 😉
A dodatkowo poproś Eli niech ci opowie jaka kiedyś była rywalizacja wśród dzieci . O klubach Legia Trawers ,Amigo Krakus ,Jaszkowo ,Abaria ,Drzonków . Dzieci startowały w Ujeżdżeniu ,WKKW a potem w skokach a w konkursach z każdej grupy było po 50 kuców. Teraz to możesz jako bajki potraktować ,bo w MP Kuców są po 3 kuce i o czym tu gadać . Dzieci zaczynały w wieku 5-6 lat a potem przechodziły do grup sportowych. Wielu z nich startuje obecnie w najwyższych konkursach i spokojnie jest w czołówce ,ale w zderzeniu z rzeczywistością i naszymi Polskimi realiami mało kto może powiedzieć sobie że startuje zawodowo bo zabawa zabawą a życie życiem . Czym wyższy poziom tym potrzebne większe pieniądze i z czasem każdy wymieką a jak szybko zależy tylko od zasobności portfela. Dla jednego już kwota 100 tyś $ jest barierą nie do przejścia dla drugiego to będzie 1 000 000 $ ale dla każdego jest jakaś granica . A sponsorów w typie pana Oniszczenki w tym kraju nie ma .Więc jest jak jest bawimy się w jeździectwo dopóki nam wystarczy kasy a potem STOP !
kamykokrowka, jak dajesz radę to super! Wymieniasz pozytywy, to ja wymienię negatywy: zagrożenie związane z chwiejną percepcją ciała, kierunków, czasu i miar, przyzwyczajenie do bierności, BRAK pewności siebie - bo samodzielność sporo ograniczona, szybki przesyt, błędy dosiadu i użycia pomocy (ciągnące się latami), nierzadko uzależnienie od pomocy typu wypinacze, chaotyczne postępowanie w przyszłości (bo nieważne jak - ważna Frajda!), mylne poczucie, że zawsze Świetnie! Cudownie! (bo czyż wszystkie dzieciaki nie są rozczulające?), zakłócenie przekazu prawidłowy bodziec - prawidłowa reakcja konia.
Obciążenia dla kręgosłupa nie wymieniam, bo... szczerze mówiąc nie wierzę w całość kręgosłupa jakiegokolwiek jeźdźca, żeby zaczynał w dowolnym wieku 🙁
Tak oceniam Także po swoich dzieciach. Młody zaczynał coś tam wcześnie, dużo mniej niż sam by chciał a dopiero teraz widzę, że Dojrzał (8 lat), a jest bystrzak i ma małpią koordynację ruchów. Różnica teraz a 2 lata wcześniej (do szkoły poszedł jako ledwo sześciolatek, najmłodszy w roczniku) - niebo a ziemia. Ujęłabym to tak: gdy dziecko potrafi sobie zrobić kanapkę , potrafi poprawnie wykonać po kolei o co się prosi (rodzaj przepisu na x), gdy inne strony rozwoju idą harmonijnie, gdy samodzielnie zakłada strój jeździecki, gdy potrafi zrobić "fikołka" - wtedy warto brać się za naukę poważniej.
ElaPe, zdecyduj się - chodzi o frajdę czy wczesne rozpoczynanie szkolenia? To nie ja "wyciągnęłam z kapelusza" Ch.D.
Frajda nie musi być koniecznie w postaci systematycznego szkolenia dzieci 5-letnich w samodzielnej jeździe na kucu.
Smok 10 masz prawie rację. Prawie - bo gdy dzieci masowo w klubach jeździły to istniało zjawisko Eliminacji. Reszta właśnie tak. Bez znaczenia jest zatem bardzo wczesny wiek "początków" - a rodzi wiele problemów.
ElaPe, zdecyduj się - chodzi o frajdę czy wczesne rozpoczynanie szkolenia? To nie ja "wyciągnęłam z kapelusza" Ch.D.
Frajda nie musi być koniecznie w postaci systematycznego szkolenia dzieci 5-letnich w samodzielnej jeździe na kucu.
Smok 10 masz prawie rację. Prawie - bo gdy dzieci masowo w klubach jeździły to istniało zjawisko Eliminacji. Reszta właśnie tak. Bez znaczenia jest zatem bardzo wczesny wiek "początków" - a rodzi wiele problemów.
Frajda to podstawa ,bez tego można sobie odpuścić bo 100% dzieci które jeździło bo rodzice chcieli odpadło z tego sportu wcześniej czy niewiele później. Problemów nie rodzi żadnych poza logistycznymi dla rodziców, a wiek i sposób szkolenia ma bardzo istotne znaczenie. Najważniejsze żeby od początku szkolić prawidłowo. Jak twoje dzieci zaczną startować na poziomie Grand Prix i będą potrafiły zrobić sobie konia do takich konkursów to pojmiesz znaczenie tego sloganu ,, Czym skorupka za młodu '' 🤣 🤣 🤣 Z tych lat jest wielu takich młodych ludzi ,ale żeby bawić się dalej to brakuje im tej kwoty którą opisałem wcześniej. 🤣 Na dzień dzisiejszy nie zauważyłem nikogo kto spełniał by warunki żeby bawić się na poziomie Olimpijskim , i nie mam tu na myśli talentu , pracowitości czy zaangażowania a kwestje finansową i pomimo iż jest parę młodych osób na szkolenie których wydano setki tysięcy Euro i mają konie za ogromne pieniądze ,ale to nie ta kasa . Z taką stertą drobniaków nie mogą się nawet przebić do zabawy w zawodach średniej rangi z 5 garniturem zawodników. Jeździectwo jest jak formuła 1 . Nie ma kasy nie ma formuły. 🤣
halo, to o czym piszesz pewnie jest prawdą ale ja nie uczę małych dzieci używania pomocy, nie daję wodzy. Wszystko odbywa się na lonży. Nie spuszczam z lonży mniejszych niż 8 lat, a to też tylko tych "najlepszych". Ale mówię o regularnych jazdach raz w tygodniu, czasem dwa. I mnie nie rozczulają dzieciaki, rzadko jest "dobrze", prawie nigdy "cudownie", za to często "lepiej". Jak będzie przesyt to przestaną przychodzić, nawet najmłodsi mają dbać o konia, wszystko robić porządnie, wymyć wędzidło po jeździe czy pomóc opłukać nogi. Mają pogłaskać kucyka jak go niechcący kopnął i mają zrozumieć, że zwierze też czuje. Nie pojmują tego=nie dogadujemy się=przestają przychodzić.
ElaPe, zdecyduj się - chodzi o frajdę czy wczesne rozpoczynanie szkolenia?
zapewniam cię że jedno z drugim nie koliduje absolutnie
Bez znaczenia jest zatem bardzo wczesny wiek "początków" - a rodzi wiele problemów.
na pewno wczesne początki o ile są z głową prowadzone żadnych problemów nie urodzą
Rywalizacja wśród dzieci była, ale i miłe spędzanie czasu też, bo grupa, bo trener, bo wyjazdy na zawody, bo spotykanie mnóstwa innych dzieci, a tu jeszcze konia trzeba obrządzić, ustalanie dyżurów na karmienie poranne na zawodach, no mnóstwo wspólnie spędzonych chwil
ElaPe, poważnie znasz 5-6 latki wyjeżdżające na zawody???
Smok 10 właśnie chodzi mi o te "prawidłowe początki". Uważam, że dziś nie ma warunków na "prawidłowe początki" 5-6 latka w warunkach powszechnej płatnej rekreacji - a o tym mowa. Uważam, i znam sporo przykładów, że często to szkodzi a nawet - marnuje talent.
kamykokrówka czyli potwierdzasz - z maluchami się bawisz, uczysz jeździć 8 latki.
Bawić się z maluchami można, ale tu padło (przynajmniej tak zrozumiałam) domaganie się "poważnego szkolenia".
Nie no - to mój najmłodszy też się "szkoli" od 4 roku życia - bo już anglezuje (ze 4 razy), do uszu sięgnie, kopytka wyczyści, ba! ze 3 razy jeździł stępem samodzielnie, skręci, zatrzyma i ruszy. I pyta, kiedy wreszcie zacznie galopować i skakać. A półsiad jak mu fajnie wychodzi! O! i przez drążek jechał!
I super zawody były po sąsiedzku (mój akurat był chory) - debiuty debiutów - rodzice biegali z kucykami z dziećmi w siodłach - był i slalom, i przeniesienie piłeczki, ba! kończyło się "skokiem".
Być może ja co innego rozumiem przez "naukę jazdy". W moim pojęciu do nauki jazdy musi dojrzeć percepcja dziecka.
mówię o dziecku zaczynającym np w wieku 5 lat które w kilka lat później jeździ na zawody - cały czas mając z tego frajdę
A wracając do kuców - to dopasowanie wzrostu często powoduje, że dzieci jeżdżą zbyt wcześnie samodzielnie i uczą się błędów i je utrwalają. Na dużym koniu (nie musi być koniecznie 170 cm, duży koń to również 159cm 😉 ) siłą rzeczy muszą jeździć na lonży.
Poza tym jazda na kucach to głównie lekcje na koniach prymitywnych, które z natury są o wiele trudniejsze od dużych koni - na pewno za trudne dla początkującego 6-7 latka...
A tak w ogóle to ile znacie kuców dobrze przygotowanych do nauki jazdy? Myślę, że o wiele więcej jest przygotowanych dużych koni, które będą równocześnie o wiele bezpieczniejsze... Choćby z racji tego, że nie każdy trener będzie regularnie wsiadał na kuca 120cm (bo bariera wzrostu i wagi), a na dużego konia jak najbardziej może!
Dlatego u mnie w stajni kuców nie ma, a uczymy dzieci na dużych koniach (najmniejszy to arabofiord 150cm).
Dzisiaj młodzież stara się myśleć rozsądnie i oprócz koffanych koniśuf po pewnym czasie zdaje sobie sprawę że rodzice a nawet nowobogaccy sponsorzy nie zapewnią im prawidłowej drogi rozwoju ,więc przychodzi moment że zaczynają myśleć o przyszłości i wykształceniu a nie tylko o jeździectwie jako o sporcie .
P.S Gosiaopti - Ręce opadają i nawet nie warto tego komentować . 🙁
Wszystko fajnie ale na serio uważacie, że ten wątek jest dobrym miejscem na tego typu dyskusje? W kolejnym temacie zrobi się bajzel.
Chess, ale to się tu zaczęło - i nadal dotyczy oferty warszawskich szkółek jeździeckich.
ElaPe, jakieś dowody, że to lepsze niż zacząć w wieku 8 lat i 2 lata później jeździć na zawody?
(w czasie edycji poprzedniego wpisu pojawiły się następne posty)
Może i tutaj ale temat jest tak rozległy, że spokojnie można założyć nowy wątek 😉 i imo jest już bardzo odległy od warszawskich szkółek.
Od siebie dodam tylko, że z tego co wiem do Hubert nie prowadzi nauki dla takich małych dzieci, tam głównie są lonże, zabawy itp. Szczerze mówiąc nie wiem jakie najmłodsze są puszczane luzem.
To może ja się wtrącę z racji tego, że prowadzę rekreację pod warszawą 😉 i postawiliśmy na dzieciaczki. I tu zgodzę się tylko z jedną opinią: dziecko dziecku nie równe, miałam 4latkę która naprawdę zacnie śmigała samodzielnie kłusem, jak miała 4,5 roku na czworoboku (wcześniej na kółku).
Mam 6 latki które samodzielnie jeżdżą z grupą, całą godzinę( u nas grupa to max 3 osoby) i galopują. A mam 9latkę która mimo, że jeździ już rok to na czworoboku średnio sobie radzi.
kucyka mamy koło120cm. Mamy też arabo-konika koło 155 na którym jedna z moich 8 latek bez problemu galopuje i wielkopolaka 170cm na którym 10latki śmigają.
Lecz ja uważam, że mamy na prawdę dobrze ułożone konie, wszystkie, kucynka też. A wynika to głownie z tego, że nawet te najmłodsze dzieci się u nas uczą PRAWIDŁOWEGO działania a nie się tylko wożą bo zwracamy uwagę na to żeby koń ruszał od "łydki" (z pod siodła zazwyczaj ledwo stopy wystają 😉 . A nie od kopów. Skręcał od ciężaru ciała i łydek a nie szarpania za wodze. I wtedy nawet te najmniejsze kucyki się aż tak nie psują by było niezbędne, żeby ktoś większych rozmiarów wsiadał.
dygresja: W piątek miałam dziewczynkę która do tej pory jeździła w patataju, byłam w szoku. Żeby ruszyć kłusem sprzedała koniowi takiego kopa, żę mu prawie oczy na wierzch wyszły 😲 . W połowie jazdy zaczęłam tracić cierpliwość na ciągłe powtarzanie żeby działala DELIKATNIE i noge tylko przyciskała do boku. Bo była tak przyzwyczajona do kopania. Tak samo ze skręcaniem, szarpanie za wodze bez umiaru.
halo, chyba co innego uważamy za naukę. Ja uważam za naukę prawidłowe anglezowanie, półsiad, galop, również na lonży. Za zabawę uważam ćwiczenia itp.
Co wy tak z tą lonżą wyskakujecie . U was dzieci zaczynają w wieku 5 lat i potem przez następnych 5 lat jeżdżą na lonży ??? 😲
Nie uczę tak długo w jednym miejscu. Póki co przez rok trzymałam na sznurku/lonżowniku najdłużej i nie żałuję.
To dyskusja akademicka....
Jeśli przyjmiemy definicje:
"nauka jazdy konnej"- nauka prawidłowego powodowania koniem przy użyciu pomocy;
"zabawa na koniu" - oswajanie ze zwierzęciem i gimnastyka na grzbiecie końskim, którego celem jest rozwój fizyczny dziecka, ale również rozwój empatii;
to generalizując, ze względu na rozwój psychofizyczny dziecka "nauki jazdy konnej" nie da się rozpocząć przed 8 rokiem życia - i tu w całej rozciągłości zgadzam się z Halo. Natomiast "zabawę na koniu" to sobie można rozpoczynać wedle uznania rodziców.
Jeśli zaś chodzi o "naukę jazdy konnej" na dużych koniach, to tak zupełnie logicznie. Przyłożenie delikatnej łydki przez ośmiolatka będzie dla konia mało wyczuwalne, toteż uczy się dzieciaki kopniaków, które własciwie stanowią podobną pomoc, jak łydka dorosłego. Jeśli dziecko ma trochę szczęścia do prowadzącego go instruktora i myślących rodziców, to zauważą moment, kiedy te kopniaki powinny już zostać zamieniona na łydkę, bo dziecko dorosło do tego. Nie wydaje mi się szczególnie rozsądne wymaganie od dziecka, którego łydka poza tybinkę siodła nie sięga, delikatnego działania łydką, a o działaniu ciężarem ciała nie wspomnę, jako że przeciętny ośmiolatek waży niewiele ponad dwa razy tyle, co siodło z osprzętem. Kuce w rekreacjach wcale łatwiejsze nie są, a ich wyczulenie na łydkę, generalizując, można ocenić na raczej słabsze.
Podstawą "nauki jazdy konnej" czy to dla dzieci, czy dorosłych, jest zawsze dobrze wyszkolony i regularnie korygowany koń, a takich w naszych szkółkach rekreacyjnych nadal mało, no ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma 🙂
A na koniec dnia, najważniejsze jest, aby delikwent w siodle niezależnie od wieku, miał z tego radochę bez zbędnego "fatygowania" konia.
Halo, czy jedyną miarą "dobrego i słusznego" jeżdżenia jest startowanie w zawodach???
Moja córka kończy w tym tygodniu 5 lat. Ma olbrzymią frajdę z jeżdżenia na DUŻYM koniu. A dlaczego na dużym? Bo mojej kobyle, z która pracuję od 14 lat jestem 99% pewna, że nie odwali. Kobyła zmienia się niesamowicie pod córką. Jest bardzo uważna i spokojna. Poddaje się wszelkim komendom i chociaż córka nie daje łydki w TYM miejscu czy nie zrobi półparady, to widok ich razem jest miły dla oka. NIe mówię tego jako matka, ale wiele osób z naszej stajni obserwuje i widzi ile samozaparcia, konsekwencji a przede wszystkim miłości moja córa wsadza w konie. I mówią to osoby, które startują w zawodach także na poziomie ogólnopolskim. Nigdy jej nie zmuszałam do jazdy. Sama chciała. Nie chcę żeby była olimpijczykiem, nie chcę nawet żeby startowała w zawodach podwórkowych. To nie jest najważniejsze. Dla mnie to pasja i miłość do koni. Jeśli Nelka będzie chciała dalej jeździć, chciałabym aby przede wszystkim była to miłość.
p.s. Halo, 5 letnie dziecko jest w stanie sprzedać Cię z butami. NIe mamy problemu ze stronami prawa-lewa. Doskonale rozumie polecenia pt. wolta, półwolta, wężyk, łydka, zatrzymanie. Czy dorosły człowiek uczący się jeździć wie więcej niż 5-letnie dziecko? Nie. Wystarczy umieć się komunikować z dzieckiem. Mówić w sposób jasny, dawać przykłady.
Poza tym jest to także doskonała nauka odpowiedzialności i obowiązkowości dla dziecka.
trzeszczki, Frairla podała definicje tak jak ja je rozumiem. Faktycznie gratuluję rozwoju dziecka, bo znam dorosłych dla których pojęcie półwolty jawi się na poziomie doktoratu 🙂, a woltę, która jest woltą - czyli regularnym kołem o określonej średnicy, a nie bliżej nieokreśloną pętlą czasem trudno i na czworobokach N zobaczyć.
Prawidłowe użycie pomocy wg mnie wiąże się z prawidłowym ustawieniem konia, prawidłowym wygięciem, koniem na pomocach, percepcją: zewnętrzna wodza, wewnętrzna wodza itd.
I do tego dziecko rozwijające się wg norm rozwojowych jest wg mnie niezdolne przed 8 rokiem życia. Można, u malucha, dopracować się niezależnego dosiadu (choć z obserwacji - z tym też Bardzo trudno) ale nie można - prawidłowego używania pomocy. Bo albo maluch będzie miał ujeżdżonego konika i "dyktowane" co ma robić - a wtedy jest szok przy warunkach wymagających większej samodzielności i decyzyjności (nadmierna bierność, o której parę razy pisałam) albo nie - a wtedy uczy się używać niewłaściwych pomocy.
Dlatego pytam "po co", skoro (przeciętne pod względem rozwoju) dziecko można od 8 roku życia uczyć od razu dobrze i skutecznie, bez taryfy ulgowej, a kontakt z końmi od malucha i fajny rozwój zapewniać w innej formie.
Dobre jeździectwo, czy sportowe czy rekreacyjne nie polega na byle jak, byle zrobić. Polega na poprawności, sekwencjach ruchu, konsekwencji jeźdźca, wysokiej samoświadomości, sporej dozie dążenia do perfekcji, rytmie, tempie, rozluźnieniu, elastyczności konia. Poprawne wyszkolenie wymaga pewnej dozy reżimu, także dojrzałego podchodzenia do chwilowych niepowodzeń, długiego utrzymywania koncentracji i staranności a to dla większości maluchów jest za ciężkie, za ciężkie dla układu nerwowego rozwijającego się swoim rytmem. Malucha można wiele nauczyć, ale nauczyć tak, żeby potem nie było trudności - to już inna bajka. Oraz - inaczej to wygląda, gdy świetnie znasz dziecko, masz wypracowany sposób komunikacji (bo np. jesteś matką), wiesz z góry, co dla dziecka jest ok, a kiedy zbliża się do jakiejś swojej granicy. Skąd to wiedzieć w warunkach "zbiorowego ogółu"? Gdy każde małe dziecko jest znacząco Inne? Prosty (choć brutalny) przykład: poprawnie uczony jeździec nie zsiada z konia i nie biegnie siusiu w czasie zajęć. Nie mogłabym tego wymagać od 5-latka. Poprawne uczenie nieodzownie łączy się z pewną dozą wymagań (zawsze starannie dobraną) i już poprawne uczenie 8-latków by miały niegasnącą frajdę a uczyły się Dobrze jest ogromnym wyzwaniem.
Jestem niepocieszona, że w PL tak mało popularna jest woltyżerka. W woltyżerce dziecko jest zobowiązane do dbałości o konia z ziemi i "ogarniania" własnego ciała, bardzo stopniowego wdrażania się w rytm zajęć w oparciu o wsparcie całej grupy. Woltyżer nie musi się troszczyć o to, jak porusza się koń, za to świetnie uczy się obserwować. Woltyżer zawsze może sobie zrobić przerwę, zawsze może zrezygnować z danego ćwiczenia. Woltyżer może rozwijać się tak, jak dyktuje jego ciało i umysł. Przy jeździe konnej - ZA dużo (dla 5-6 latka) dyktuje - koń. Jakim koniem dysponuje 5-6 latek - do tego się przyzwyczai.
Sporo widziałam dzieci uczonych w najmłodszym wieku, i nie wszystkie rezultaty były bajkowe 🙂 Mocno nie wszystkie 🙁
Sporo widziałam dzieci uczonych w najmłodszym wieku, i nie wszystkie rezultaty były bajkowe uśmiech Mocno nie wszystkie smutek
a czy ktoś gdzieś powiedział że wszystkie lub prawie wszystkie dzieci uczone w najmłodszym wieku będą miały te bajkowe rezultaty? Chyba nie.
Dzieci jak i dorośli - jedni są bardziej pojętni inni mniej, jedni szybko rezygnują inni nie, jedni nigdy się nie nauczą, inni chwytają w lot.
Miejże sobie swoje zdanie, ale po co te paranaukowe wywody autorytarnym tonem że nie nie ma sensu że hipoterapia że psychoruchowy rozwój itp.
Ma dziecko chęci i możliwości oraz dobrego instruktora/rodzica i konia - przecież niech zaczyna jak najwcześniej mieć radochę z jeździectwa.
Halo Na wstępie, nie wątpię w poziom Twojego wyszkolenia ale podchodząc do rzeczy "jeździectwa" i Twojej teorii należałoby rozumieć, że ktokolwiek kto nie jeździ na poziomie minimum małej rundy lub C, po prostu nie jeździ. Jeśli tak, to ja nie jeżdżę. jednakże w dalszym ciągu staram się dążyć do wyższego poziomu w swoim wożeniu tyłka. :kwiatek:
Oczywiście, dziecko, myślę, że nawet te 8-letnie, nie jest w stanie powodować koniem jak jeździec dojrzały fizycznie chociażby ze względu na rozwój psycho-ruchowy i poprawne odczytywanie "zamiarów" konia. Oczywiście małe dziecko nie jest w stanie jechać aktywnie dosiadem ustawiając konia na zewnętrznych pomocach, jednakże nie uważam iż nauka (Z GŁOWĄ) malucha jest bezsensowna i bezpodstawna. Jak najbardziej się zgadzam iż woltyżera jest fajnym rozwiązaniem, ale poprzez samodzielną jazdę na wyszkolonym (nie koniecznie na poziomie GP) i spokojnym koniu, taki szkrab może dużo się nauczyć. My zaczynamy zawsze od gimnastyki w stępie. Potem jest jazda indywidualna w stępie i właśnie m.in. praca nad tą przysłowiową okrągłością wolty. Raz wyjdzie raz nie ale to jak każdemu z nas, prawda 😉 Na koniec jest kłus. Dużo na lonży ćwicząc anglezowanie i ćwiczebny tak aby córa czuła się komfortowo i rozluźniona. Potem wsiadam ja i "pracuję" z koniem. Na koniec córka znów wsiada na stępa. Uwierz mi, że takie spędzanie czasu razem jest fantastyczne. Córka łącznie jeździ ok 30min 3-4 razy w tygodniu. Czasem mniej jak nie ma ochoty a czasem w ogóle nie przyjedzie do stajni jak jej się nie chce (sporadycznie to bywa 😉 ) 5-letnie dziecko ma już dosyć dużą świadomość swojego ciała, umie obciągnąć nogę w dół, usiąść i rozluźnić się. Często szybciej to zrobi niż dorosły człowiek bo nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia spadnięcia.
Myślę, że głównym problemem nauki tak małych ale i starszych dzieci jest czysta ekonomia szkółek jeździeckich. Nie opłaca im się prowadzić małych grup lub indywidualnych zajęć dla dzieci za cenę normalnej jazdy. Z drugiej strony, jeśli będą brali więcej za jazdę, kto na nie przyjdzie??? Dodatkowo, instruktorzy nie są szkoleni w stronę pedagogiki i tylko ich indywidualne podejście i "lubienie" dzieci spowoduje czy dogadają się z maluchami czy nie. Dodatkowo wszyscy doskonale wiemy jakie konie bywają w szkółkach. Mam na myśli i te małe konie i duże. Często konie sa znieczulone na pomoce, złośliwe, płochliwe. Nikt z nimi nie pracuje aby zachowały jakiś poziom wyszkolenia na tyle wysoki aby mogły nauczyć petenta chociażby podstaw. Póki idą w zastępie, to robią to, co koń przed nim.
Mówisz, że mi łatwiej bo znam swoje dziecko i konia. I tak i nie. Nie znasz starego porzekadła: obyś nie musiał swoich dzieci uczyć jeździć konno...
Nauka obcowania i jazdy na koniu nie musi kończyć się wysokim szportem. Jest to także piękna forma spędzania czasu i aktywności fizycznej
Jestem dumna, że moja córa w tak młodym wieku połknęła bakcyla i (na razie) ma z tego frajdę. Czy tak będzie dalej czy nie... Nie wiem jednakże nie zaniecham jej nauki póki chce.
A nawiązując do Eli i jej córy. Miałam okazję i przyjemność ją poznać. Nie zauważyłam swoim nieprofesjonalnym okiem aby nauka jazdy jako dziecko wyszła jej na złe 😉 widok miły i harmonijny
Decyzję czy, jak, kiedy, z jakich pobudek i gdzie uczyć swoje dzieci jeździć rodzice podejmują sami. Jak zawsze w życiu będą odmienne zdania i opinie. Mam wrażenie, że czasami zatracasz się w swoich poglądach i nie umiesz/nie chcesz popatrzeć na temat z innej perspektywy. NIe mówię, że masz albo nie masz racji ale czasem warto spojrzeć na temat inaczej.
Nie wystarczy, że ty i Ela patrzycie na temat inaczej? Wyrażacie swoją opinię, ja wyrażam swoją. Nadal twierdzę, że 8-letnie dziecko jest w stanie powodować ujeżdżonym kucem "jak dorosły" a 5-letnie - nie.
W wielu sportach (w rozumieniu także czysto rekreacyjnym) wczesny start jest bardzo pożądany - tylko to ma swoje uzasadnienie, korzyści płynące z wczesnego, instynktownego "nasiąkania" i... górne ograniczenie uprawiania takiego sportu - do x lat. W jeździectwie czas nie jest taki istotny, decydują inne czynniki, a wszyscy wiemy, że raz utrwalony nawyk, czy dobry, czy zły - pozostaje na długo.
Z twierdzeniem, że Nie Trzeba dobrze jeździć konno, że jeśli ktoś jeździ dobrze - to tylko od C w górę - nie zgadzam się. Każdy powinien mieć jak najlepszy start. Najlepszy nie znaczy najwcześniejszy. A stojąc wobec wyboru - kiepska nauka ale od 5 roku życia, a dobra - ale od 8 nie mam wątpliwości co bym wybrała. W możliwość znalezienia w Warszawie dobrego szkolenia dla 5-latków "w szkółkach jeździeckich, rekreacji" szczerze wątpię, stąd moje pytanie "po co"? Jeśli masz przykład (miejsce, fotki, rozkład zajęć) takiej szkółki w Warszawie - to podaj, czytelnicy wątku się ucieszą.
Fajnie że tak uważasz.
Ja tak nie uważam.
Można jeżdzić fajnie dla przyjemności i świetnie się bawić ale zawsze jedynym wiarygodnym i miarodajnym sprawdzianem umiejętności jeździeckich będą zawody jeździeckie ,każda inna forma będzie niemiarodajną zabawą . Dlatego poziom jazdy rekreacyjnej od jazdy i umiejętności profesjonalnych zawodników to odległość długa jak droga mleczna a pocieszanie się że osiągasz jakiś wysoki poziom w rekreacyjnej zabawie to nic innego jak dowartościowywanie się nie mające żadnego uzasadnienia w praktyce. I od początku nie ma sensu dyskusja z osobami które trenują dla zabawy i porównywanie ich z osobami które mają dusze sportowca i zaczynają od najmłodszych lat iść drogą kariery trenując sportowo. Więc pokrótce punkt widzenia zależy od miejsca z którego patrzymy ,a w przypadku takiego punktu widzenia obie te drogi rozchodzą się w przeciwnych kierunkach. Dlatego Halo oraz Ela w swoich stwierdzeniach nigdy nie znajdą porozumienia bo obie mówią o zupełnie czym innym 😉
P.S Nie da się miarodajnie stwierdzić kto z rekreantów umie lepiej jeździć po lesie . Za to bardzo łatwo stwiertdzić kto lepiej porusza się po parkurze czy czworoboku. A jeśli porównywać umiejętności sportowców z rekreantami to odróżnia ich jedna cecha , sportowiec pojedzie Grand Prix a potem dla zabawy do lasu a rekreant pojedzie do lasu ale nie wystartuje nigdy w Grand Prix za to będzie dużo opowiadał o tym jaką to wiedzę i umiejętności posiada ,a już na pewno konie traktuje najlepiej na świecie i wie wszystko o ich potrzebach 🤣 🤣 🤣 🤣 Ale to dotyczy każdej formy rekreacji ,najwiecej o piłce nożnej wiedzą ( albo przynajmniej mają do powiedzenia ) ci co grają w szmaciankę na łące . 🤣 😉