Kto/co mnie wkurza na co dzień?

Miałam chyba dobrą 'gimbazę' bo mi tez nikt tak nie robił. I się nie dziwię dziewczynie, jakby mnie ktoś wysmiał mimo moich starań to bym sie poddała. Przynajmniej będąc w jej wieku, bo teraz to nic mnie nie zdziwi 😀
W trzeciej klasie, tuż przed LO gdzie te oceny i punkty są bardzo ważne aż dziwne, że nauczyciele robia takie problemy. Ja pamiętam że udało mi sie zrobić średnią powyżej 5 (przy moich ogromnych staraniach, ale należycie nagrodzonych) gdzie wcześniej w 1 i 2 klasie nawet paska nie miałam 😉
anioleczek.97, w ramach oszczędności po prostu poproś znajomych o pomoc, na pewno ktoś "ogarnia" 😉. Kiedy miałam problemy w szkole, a nie było skąd wziąć kilkudziesięciu złotych na korki, po prostu kupowałam czekoladę i szłam do koleżanki z mat-fizu (te dwa przedmioty sprawiają mi problemy) albo kogoś z klasy lepszego ode mnie z chemii, z którą też czasem mam problemy. Wspólna nauka, zacieśnianie więzi, niewielki koszt... same plusy 🙂.

A szkoła to niezła szkoła ( 😉 ) życia. Trzeba się umieć dostosować, czasem zacisnąć zęby i po prostu głupio się uśmiechać, nie zawsze warto wojować.
vicke   Marzeniami żyłem jak król
17 czerwca 2013 19:35
Wkurzają mnie nie uwiązane/nie za ogrodzeniem psy, które gryzą niewinnych ludzi  🤔
anioleczek.97, najprostsza metoda żeby ogarnąć angielski? Oglądaj filmy po angielsku ale z angielskimi napisami oglądaj coś prostego np. bajki Disneya, czytaj sobie też instrukcje obsługi różnych rzeczy po angielsku (tam masz często proste i jasne sformułowania), szukaj filmików na youtube z lekcjami czy nawet tłumacz sobie piosenki. Serio, to pomaga. 😉

Żeby nie odchodzić od tematu wątku. Wkurza mnie moja znajoma. Jakiś czas temu ściągała mnie do siebie na długi weekend, tego samego którego miałam wyjechaća 10 min przed wyjazdem pociągu (już byłam na peronie) zaczyna kręcić i mówić że jednak nie ma czasu. Jak już przyjechałam to zachowywała się jak ostatni buc np.: jemy obiad, ja siadam przy stole, ona wstaje i idzie jeść do oddzielnego pokoju, zakłada słuchawki na uszy i olewka. Dowiedziałam się również że się wywyższam - sytuacja była taka że poszła wpłacać kaucje za mieszkanie które ma wynajmować i którego NIGDY wcześniej nawet na zdjęciach nie oglądała a ja powiedziałam że nigdy bym tak nie zrobiła bo dla mnie pierwszą rzeczą jest obejrzenie czegoś zanim zapłacę (no i kurde tym bardziej jakbym miała tam mieszkać).
Teraz wysyła mi ponaglenia że mam zapłacić za nocleg u niej (cholera, nie wiedziałam że jadę do hotelu) więc już przestałam być miła i podliczyłam ile pieniędzy wydałam na nią ("pożyczka" na bilet miesięczny, zakupy do jej mieszkania wyszło około 150zł) i że również oczekuję zwrotu (oczywiście nie obyło się bez awantury). No po prostu mam dość. Czas ją olać.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
17 czerwca 2013 20:10
anioleczek.97, najprostsza metoda żeby ogarnąć angielski? Oglądaj filmy po angielsku ale z angielskimi napisami oglądaj coś prostego np. bajki Disneya, (...) nawet tłumacz sobie piosenki. Serio, to pomaga. 😉



U mnie w byłej szkole 30% uwaliło angielski ustny ( matura) własnie przez - oglądaj filmy z napisami mi. Disneya. 😉
Owszem gdyby to były produkcje z dubbingiem z  UK to nie ma problemu. Ale ludzie namiętnie wciągali filmy z  ,,dialektem hamerykanskim,, a tam z językiem to juz inna historia 😉.
Dodam ze facetka była cholernie cięta na te dwa aspekty. 😉
zabeczka17, tylko według mnie lepiej mówić -byle z sensem - niż nic nie wydukać (a co do filmów Disneya bardziej stawiałam na proste słownictwo tak żeby ogarnąć o co chodzi a nie o akcent czy dialekt)...  😉

Tak naprawdę najważniejsze jest żeby się dogadać. Ja na przykład leżałam zawsze z gramatyką czy formułkami ale mówiłam nieźle. Teraz mam blokadę związaną z mówieniem po angielsku ale to jest kwestia tego że nie mam okazji tego robić.  🙁
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
17 czerwca 2013 20:42
Tylko z tego co pamiętam wiele jakby to ująć- związków frazeologicznych, nawet podstawowych zwrotów  z UK różnią się dość zasadniczo od tych z  USA.  Niby to samo znaczą a jednak jest problem.
Musiałabym znaleść stary zeszyt bo chyba z 5 lekcji nam babka poświęciła właśnie na podawanie  takich przykładów. Później już tylko leciały szmaty do dziennika.
To właśnie w tamtym przepięknym momencie stwierdziłam że zdaję na maturze niemiecki 😉

Ps. U nas nie było zasady - wydukaj byle co, byle jak aby tylko. Masz mówić poprawnie inaczej zamilcz na wieki  😜
Ja też jestem ofiarą niesprawiedliwości w szkole niestety, ale nie dam się przekonać, że jest tak z każdego przedmiotu. Zdecydowana większość nauczycieli jest jednak obiektywna i sprawiedliwa.

U mnie biolożka ewidentnie uwzięła się na mnie. Zaczęło się w pierwszej klasie, nie przyszłam na apel obowiązkowy po lekcjach, bo miałam korki. Za karę powiedziała, że skoro nie przyszłam na apel, to mogłam się całe popołudnie uczyć biologii i wzięła mnie do odpowiedzi. Na następny dzień pytała znowu i kogo wzięła do odpowiedzi? Mnie 😉 Na mój sprzeciw, że wczoraj również byłam pytana, ona odpowiedziała, że swoje muszę odpokutować i za karę pójdę jeszcze raz. Nie wiem co ma wspólnego obecność na apelu z biologią, ale mniejsza. Tydzień później wzięła mnie do odpowiedzi z zadania domowego, z którego zapomniałam kartki (u nas kwestia nauczenia się z.d, a nie przynoszenia gotowego), ale chciałam przedstawić. Zrobiłam 3 zadania i przy 4 zaczęłam się zastanawiać, a ta posadziła mnie w ławeczce z jedynką. 😉 Wielokrotnie sadzała mnie na sprawdzianie przy biurku nauczycielskim, albo czepiała się usprawiedliwień przyniesionych np. 2 dni po nieobecności, skoro czas na usprawiedliwienie to tydzień. Kiedyś gdy przyszłam na 3 lekcje, a wiele innych osób też tak zrobiło to poszłam oczywiście do karnej kartkóweczki, to samo za nieobecność na dniu dziecka. Wielokrotnie zwraca się do mnie w sposób wyrażający jakieś obiekcje do mnie.

Także ... mimo, że jest bardzo dobrą nauczycielką i szanuję ją bardzo za wiedzę, jaką posiada, to jednak uważam, że swoje osobiste aluzje i uprzedzenia powinna na lekcji jednak zachować dla siebie. Niestety tak było jest i będzie, że lizusy i osoby w tyłek wchodzące nauczycielom zawsze miały lepiej. A że ja, nie lubię się udzielać, to mam teraz pod górkę. I to mnie wkurza.  😀
zabeczka17, tylko wydaje mi się że anioleczek.97 nie zdaje chwilowo matury, tu chodzi o przełamanie się (tak wywnioskowałam z postu) więc prosty język w bajkach będzie ok.
Co do tego że są synonimy w angielskim z UK i angielskim z USA to się oczywiście zgadzam.
U mnie w liceum i gimnazjum uczyliśmy się słownictwa i pojęć z angielskiego z UK, z USA. U nas nauczycielka wymagała wszechstronności a nie używania wykutych regułek i zachęcała nas do mówienia. Tych co mówili lepiej traktowała inaczej niż tych co mieli z tym problemy. Tych drugich zachęcała do mówienia, zadawała proste pytania tak żeby uwierzyli w siebie i w to że coś moga ogarnąć. 😉

A i u mnie nie było zasady "wydukaj byle co byle by było". Ważniejsze było żeby powiedzieć niewiele ale DOBRZE niż dużo pie*rzyć bez sensu.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
17 czerwca 2013 21:07
kotlet,  jest to zasada beznadziejna. Nawet jeśli mówi się źle, ale się MÓWI, to to jest o wiele, wiele cenniejsze, niż poprawna umiejętność wypowiedzenia 3 zdań... Ludzie rozumieją nawzajem, że ktoś się uczy, że nie zna języka perfect i wspólnymi siłami można dojść do porozumienia, ale trzeba mieć otwartość na język, na mówienie i na popełnianie błędów.
apropo nauczycieli, zaciskania zębów i uśmieszku: najlepszy sposób, jeśli chcesz, żeby... hmm, jakby to powiedzieć żebyście mnie źle nie zrozumiały... nauczyciel się od ciebie odczepił. Z tym, że trzeba się ostro potem pilnować, bo to ich irytuje. Niby nic złego nie zrobicie, ale jednak 😉
Strzyga, u nas ta metoda podziałała. W drugiej i trzeciej klasie LO cała klasa śmigała z mówieniem (bo ci którzy się bali to się otworzyli) 😉
Było też sporo projektów do przygotowywania które trzeba było omówić przed całą klasą i to też sporo dało 😉
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
17 czerwca 2013 21:26
U mnie na niemieckim taka metoda by nie zadziałała, gdyby każdy miał mówić 100% poprawnie to nikt by się nie odezwał ani słowem. Z drugiej strony czasem mi się nóż w kieszeni otwiera, jak chłopak po roku nauki wciąż mówi "faHren", mimo że jest ciągle poprawiany.

Ja znowu z angielskim mam tak, że dogadam się bez problemu ale na lekcjach naglę nie mogę nic wydukać, oceny z angielskiego tez mam tragiczne.. Ale mamy na tyle ogarniętego nauczyciela, że on sam mówi, że nasze oceny nie mają nic wspólnego z naszą znajomością tego języka. Co z tego, że lecę na dwójach jak się dogadam, z nim po angielsku też pogadam a osoby, które lecą na 5 , bo się na sprawdzian nauczą ani slowa nie są w stanie wypowiedzieć. W następnym roku zapiszę się na korepetycje, na których chcę tylko rozmawiać po angielsku i jakoś przyzwoicie ten ustny angielski zdać.  😀


A co do wrednych nauczycieli to jednak na koniec roku zmienia im się trochę podejście. Nienawidzę historii, nigdy nienawidziłam i nigdy nie potrafiłam się jej uczyć. Zawsze jednak udało mi się jakoś na tych dwójach, trójach lecieć. W liceum dostaliśmy faceta, który mega ciśnie z historii. Jednak jest to młodszy nauczyciel, raczej lubiany przez uczniów, większość się mu podlizuje. Ja nie znoszę tego typu ludzi. Takich cwaniaczkow.. I jakoś nigdy tego nie ukrywałam. W pierwszym semestrze chociaż wychodzilo mi 2 postawil mi 1. Powiedział że jak mi nie wyjdzie 3 na koniec roku mam poprawkę. Uczyłam sie jak glupia ale no po prostu nie jestem się tego w stanie nauczyć.. Pogodziłam się z poprawką, mama poszła tydzień temu na zebranie a ja mam wystawione 2. Myślę, że jednak nauczyciele widzą, że się staramy i nam zależy i raczej zazwyczaj pomogą. No, chyba że ktoś widzi jaką ma sytuacje i to totalnie olewa..
Dziwi mnie fakt, że klasa lub osoba jest gnębiona przez nauczyciela i nic z tym nie robi.
Jak na naszej klasie (2LO)  matematyca odreagowywała swoje rodzinne problemy, oceniała źle i niesprawiedliwie ( po oddaniu sprawdzianu, za który dostałam 2, skreśliła mi ocenę i poprawiła na 1, bo ściągałam. Wywnioskowała to z tego, że nie pomnożyłam jakiegoś prostego działania, tylko zrobiłam w głowie  - wynik w stylu 1/2, więc na pewno odpisałam.... pisalam ten sam sprawdzian kilka dni później,  to samo bez uczenia się i dostałam 4  😁 ) poza tym nie tłumaczyła zadań.  Porozmawialiśmy z wychowawcą, a jak to nie pomogło, to była rozmowa z dyrektorem i poszło pismo o zmianę nauczyciela, nagle cud nad Wisłą i zrobiło się bardzo miło.

Na moją siostrę uwzięła się biologica po tym, jak wybrała  testy wewnętrzne do dobrego liceum zamiast wojewódzkiego finału konkursu wiedzy o żywieniu (??? ) zaczęło się gnębienie, szykanowanie, robienie problemów, zaniżanie ocen w najważniejszym momencie, kiedy te punkty były bardzo potrzebne. Rodzice poszli do szkoły, bezczelnie zaczęła się wypierać, przypisywać sobie zasługi za jej sukces, a palcem nie kiwneła, jedyne w czym pomogła, to dała jej stare ulotki, które mnie również pamiętały (miedzy nami 4 lata różnicy), stara prezentację i kazała ją przerobić i podpisać jej nazwiskiem (!!!!) rozmowa odbyła się przy dyrektorze i było trochę ostro, problemy się skończyły.... tylko chyba nie każdy ma takie kontakty z rodzicami, żeby się za nim wstawili i bezgranicznie ufali, żeby rabanu w szkole narobić.
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
18 czerwca 2013 06:29
kotlet  ja też matury z angielskiego nie zdawałam. Jednak  nauczyłam się więcej pokory w stosunku do angielskiego bo ja znam o wiele lepiej ,,ha'merykanski " 🙂
Dwa uważam ze jak już się uczyć to lepiej z marszu poprawnie. Dzięki temu człowiek nie nabiera złych nawyków i nie korci go aby używać właśnie zasłyszanych formułek z tv 🙂

Jednak abstrachując do nauki angielskiego ( nie hamerykanskiego) z Disneyem to jest jedna dość ciekawa alternatywa-> http://allegro.pl/magic-english-5-nasi-przyjaciele-zwierzatka-i3324852793.html    😎
Wkurza mnie to, że mam wysypkę na połowie twarzy, nie dość, że wygląda niefajnie, to jeszcze mega boli  😵 mała rzecz, a potrafi dzień zepsuć  😵
Ja też jestem ofiarą niesprawiedliwości w szkole niestety, ale nie dam się przekonać, że jest tak z każdego przedmiotu. Zdecydowana większość nauczycieli jest jednak obiektywna i sprawiedliwa.
Jest wiele typów ludzi i wśród nauczycieli zdarzają się tacy, których lepiej omijać szerokim łukiem.
Chodząc do LO miałam problem z matematyką. Nie lubiłam tego przedmiotu, byłam z niego "trąba", a nauczycielka wcale nie ułatwiała mi przyswojenia materiałów jak i zrozumienia wiadomości z danego rozdziału. Uwzięła się na mnie, całe 3 lata chciała, abym miała niezaliczenie. Zawsze się jakoś wybroniłam, a jak napisałam maturę na ponad 70% to opadła jej szczęka, nie wierzyła, że to ja.
Bo matura często ma mało wspólnego z tym co robisz na lekcjach....
Dziwi mnie fakt, że klasa lub osoba jest gnębiona przez nauczyciela i nic z tym nie robi.

Między innymi dlatego, żeby nie wszczynać jeszcze większej wojny.

Bo matura często ma mało wspólnego z tym co robisz na lekcjach....

To zależy chyba od szkoły, bo u nas cały czas mamy szlifowanie konwersacje do matury ustnej typu : uzasadnij 2 argumentami dlaczego lubisz psy, albo ubierzesz na imprezę sukienkę, a nie spodnie. Nic takiego co przyda się w potencjalnej rozmowie z obcokrajowcem, ale niestety tak wygląda teraz matura. 😉
Zrozumcie wreszcie po co jest szkoła, przecież nie po to, żeby przekazywać konkretną, przydatna Wiedzę. Szkoła jest po to, żeby nauczyć się funkcjonowania w stadzie i zależnościach, podporządkowaniach, nauczyć się "polityki praktycznej" czyli stawiania na swoim dowolną (najlepiej łagodną) metodą 🙂

W szkole za darmo(!) można się dowiedzieć, że: szczerość nie popłaca, dla każdego trzeba być miłym na wszelki wypadek, jeśli używasz nacisków - używaj skutecznie i z poważnym  wsparciem, rzucaj się w oczy dokładnie tyle ile trzeba, nie podskakuj silniejszemu/możnemu chyba, że wiesz że wygrasz (przygotowałeś się solidnie) itd. Bezcenna nauka! Tylko trzeba się na nią... otworzyć 😀
Facella   Dawna re-volto wróć!
18 czerwca 2013 15:04
Ja nie wiem w jakich szkołach wy byliście... Mnie w gimnazjum nikt nie naciskał, nie zastraszał, nikt się na mnie nie uwziął, w liceum, póki co, jest podobnie (z wyjątkiem faceta od niemieckiego, ale to szkoda klawiatury, by pisać  🙄 ).
I szczerze? Nie dziwię się nauczycielowi, że nie sprawdził. Jak ktoś ma wywalone na swoje oceny i w czerwcu nagle domaga się wyższej, zdaje wszystko za jednym zamachem, to nauczyciel może mu powiedzieć, żeby spadał. To mnie wnerwia. Na oceny to się, cholera, cały rok pracuje, a nie ostatni miesiąc! W czerwcu nagle każdy niezadowolony, ale jak to 3, ja i 3? Tak, Ty i 3, bo cały rok na to pracujesz! U mnie część nauczycieli wyznaje zasadę - nie poprawisz w przeciągu 2 tyg., nie poprawisz tego wcale. A w czerwcu do większości to nawet nie ma po co przychodzić. I to jest słuszne. Bo co komu da wykucie na pamięć materiału w ciągu dwóch dni, zaliczenie i zapomnienie? Osobom, które się nie uczą regularnie, życzę powodzenia na maturze.
Może trochę hipokryzją zaleciało, bo osobiście mam gdzieś historię i niemiecki, ale to nie są moje maturalne przedmioty. W tym miesiącu z przedmiotów maturalnych nie poprawiałam NIC, bo na swoje oceny zapracowałam w ciągu całego roku. Resztą, której nie zamierzam zdawać, zajęłam się teraz, mając pewność co do maturalnych. I teraz latam i poprawiam, bo mi zależy na średniej, nie na wiedzy.
Co mnie wkurza? Prasowanie koszul  👿
Chodziłam do normalnej szkoły. Po prostu nauczycielka była dość zasadniczą osoba, która uwielbiała mieć ostatnie zdanie. I niestety, była gotowa zostawić w klasie nawet swoich uczniów. Zaś pani od biologii była do rany przyłóż. Dla niej rozwiązania typu jedynka czy kibel, były nieuzasadnione. Dużo tłumaczyła, pomagała, analizowała i zawsze nie miała z tym najmniejszego problemu.
U! Ja miałam dokładnie taką samą biologicę jak nopebow. Nie lubiłyśmy się wzajemnie.
Do kompletu była moją wychowawczynią.
Facella, szkoda, że nauczyciel nie powiedział wprost, że nie zgadza się na poprawianie w ostatniej chwili :/
Facella, wychwyciłaś to, co chciałaś.
Poprawiałam REGULARNIE każdy sprawdzian, starałam się jak mogłam, nie wychodziło. Więc mi tutaj nie wmawiaj, że cały rok miałam przedmiot w czterech literach, a teraz się rzucam 🙂 Bo wcale tak nie jest. Poza tym, tak jak Dworcika zauważyła, nauczyciel mógł mi od razu powiedzieć że nie mam po co przychodzić i tyle. Pominę już fakt że kilka razy na umówione poprawy przychodziłam, czekając na niego po 40 minut tylko po to, żeby dowiedzieć się że już nie zdążę i mam przyjść kiedy indziej.
Averis   Czarny charakter
18 czerwca 2013 20:13
Facella, co się z tobą dzieje? Rzucasz się jak ryba wyjęta z wody. Opanuj się trochę dziewczyno. A ty zdałaś już tę maturę, że jesteś takim specjalistą od wyników i ich powiązania z ilością nauki?
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
18 czerwca 2013 20:19
Facella, chodzi o zwykla uczciwosc. Jesli nauczyciel mowi, jakie musisz spelnic warunki zeby uzyskac wyzsza ocene, a Ty ciezko pracujesz zeby te warunki spelnic i mimo dopelnienia swojej czesci umowy (zaliczenie danych partii materialu) nauczyciel nie wywiazuje sie ze swojej czesci, to jest to nieuczciwe conajmniej. Zycie opiera sie na takich wlasnie dwustronnych umowach i niedopelnienie przez ktoras ze stron to wlasnie oszustwo, ktore nalezy pietnowac.

Ciesze sie ogromnie, ze edukacje obowiazkowa mam dawno za soba. Za moich czasow co prawda nie bylo gimnazjum, ale co ja sie nauzeralam z nauczycielami, to moje. A oceny mialam swietne- do LO szlam ze srednia 5,5. Co nie zmienia faktu, ze byly jednostki ciala pedagoicznego, ktore mnie konsekwentnie tepily i potrafily sie uwziac. Z wychowawczynia regularnie klocilam sie przez polowe lekcji, bo mnie tepila, a ja sie nie dawalam. O pierdoly zawsze. Zlosliwie mi ocene na koniec szkoly obnizyla. Ale kij jej w oko.
Raz w zyciu do jednej milej pani przespacerowal sie moj ojciec- nauczyciel z ponad 30 letnim stazem. Pogadac o metodach pedagogicznych stosowanych przez ow pania. Efekt? Moja ocena z chemii z 3 na polrocze skoczyla nagle na 5 na koniec roku. Magicznie.
.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się