Wróciliśmy z majóweczki na lodowcu Stubai. Było oczywiście cudnie.
Byłam pierwszy raz o tej porze roku na nartach. Bardzo przypadł mi do gustu kontrast zielonej doliny i białych gór. W hotelu opalaliśmy się na tarasie, dookoła zieleń dużo bujniejsza niż u nas. U góry (dolna stacja kolejki 1700m, najwyżej wjeżdżaliśmy na 3210m) śnieg. Pogoda wariacka. Przywitał nas we wtorek po południu silny wiatr i zamknięty lodowiec. Następne dni było dużo lepiej. Co dzień zaczynaliśmy w chmurach, potem było pełne słońce, raz na jakiś czas silniejsze podmuchy wiatru. W okolicy godziny 13-14 zaczynało się chmurzyć, raz padał przez chwilę deszcz, innego dnia grad. W nocy raz spadło trochę świeżego śniegu.
Śnieg do jeżdżenia bardzo specyficzny. U góry zmrożony, niżej totalna kasza, mokry i mocno hamujący. Pomogło smarowanie smarem przeznaczonym na taki śnieg 🙂
Jeszcze napiszę coś o nowej narcie, K2 superburnin. Genialna! Na twardym tnie jak głupia i rozwija niesamowite prędkości (pierwszy raz w życiu nie mógł mnie dogonić mój m.), w kaszy po smarowaniu tak samo świetnie wycina zakręty. Zarówno w długim jak i krótkim skręcie jest świetna. Sama wchodzi w skręt. Ale prawdziwy banan zagościł na mojej twarzy po wjechaniu w świeży śnieg. Mimo, że jej rocker to "tylko" speed rocker, po puchu sunie, nie zapada się, nie trzeba walczyć o utrzymanie się na powierzchni 😍
Parę zdjęć:
zielone Neustif:


U góry słońce, na dole mgły:

Widoki i ja:




Narty 🙂 :