Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania
Gdybym nie chciała, to by mnie tu nie było.
Gdybym była silna i NIE kochała jedzenia, to byłabym chuda już sto lat temu.
Widocznie nie jestem silna i widocznie jedzenie i przyjemność jego żarcia jest olbrzymia. Jednakże nie chcę być gruba.
Mam problem?
MAM.
Jak sto milionów ludzi na tym świecie. 🙂
Gdybym nie miała problemu schudłabym sobie i utrzymywałabym sobie wagę już od dawna.
Pojechałaś...i z pewnością masz wiele racji. Nie zmienia to faktu, że KOCHAM JEŚĆ.
Pojechałaś na tyle, że nie zjem dziś tych paluszków. dzięki :kwiatek:
Przykro mi, po prostu jestem zdania, że każdy kto chce schudnąć musi się naprawdę starać, nie lecieć w kulki.
A żalić się w wątku to każdy może, nic trudnego.
Trzeba się wziąć w garść ❗
Problem masz w mobilizacji. Jeśli tylko będziesz pewna, że naprawdę źle wyglądasz w swoim ciele i chcesz schudnąć czy po prostu źle się czujesz i chcesz żyć zdrowiej- to będzie Ci o wiele łatwiej.
Trzymam kciuki, żebyś w końcu RAZ A DOBRZE pokonała tę barierę i brnęła zdrowo w dietce! 😅
yga- obawiam się, że raz a dobrze w moim przypadku nigdy nie będzie możliwe. I osoby z nadwagą walczące "całe życie" o wygląd z powodu umiłowania jedzenia wiedzą co mam na myśli. 😡
To odwieczna walka między dwoma potrzebami. Jedzenia i bycia chudą. Nie da się raczej tego połączyć.
Kochasz jeść? Jesz po to aby żyć? Pewno tak.
A ja mam wrażenie, że jestem stworzona żeby "żyć aby jeść".
Tyle, że nie podoba mi się efekt końcowy. 🤔
Tak czy inaczej dzięki tobie paluszki są dziś bezpieczne. :kwiatek:
Do następnej chwili załamania.
Aczkolwiek im dłużej jestem na diecie tym mi łatwiej. Im bardziej schudnę, tym bardziej się wkręcam w dietę i nieco inny tryb życia. Więc liczę na to, ze coraz mniej będzie moich wpisów podczas których rozklejam się nad paczką chipsów. 😉
Najgorszy jest właśnie początek.
Mogę sie dolaczyc?? Stanęłam dziś na wadze i chce mi sie wyc...tak zle nie bylo jeszcze nigdy.
tunrida, łączę się z tobą w 'bólu' 😉 też kocham jedzenie. Zbyt mocno.
Tylko że ja zniechęcona niepowodzeniami w próbach zmiany diety odłożyłam to jednak do wiosny. Póki co kontroluję tylko czy nie tyję mocniej, co jest już i tak małym sukcesem 🙄 Dietetyka też bym chciała (dasz znać na PeWu albo maila jaki to koszt?). Może na wiosnę uruchomimy sobie wzajemną mobilizację, co? 😀iabeł:
Pierwsza i druga wizyta koszt razem różny- to ok 150-200-250 zł ( bo na tych 2 wizytach jest wywiad i ułożenie diety pod ciebie) Wizyty kontrolne to ok 50 zł.
Ja obecnie od razu zaczęłam od kontrolnej, bo dietę mam swoja starą.
No właśnie magda.... Nas zrozumie tylko osoba, która ma ten sam problem.
Mam przyjaciółkę. Ilekroć do niej przyjadę i otworzę lodówkę to zawsze znajduję tam masło, ser żółty i polędwicę. Tym się przyjaciółka żywi na śniadania i kolacje ( obiady je na mieście)
Ona nie widzi potrzeby kupowania innego pożywienia, bo pożywienie dla niej to paliwo do życia. Twierdzi, że lubi jeść. taaaa... Mi się nie zdarza o godzinie 14😲0 powiedzieć nagle "ojej....głodna jestem...cholera....przecież ja dziś nic jeszcze nie jadłam". Ja zwykle jak się budzę to już myślę o tym co dziś zjem, czego nie zjem, a co zjem jutro.
Aczkolwiek yga ma rację. Takim sposobem ciężko daleko zajść. Bo nawet kiedy schudniesz, to potem szybko możesz to nadrobić. Trzeba by w jakiś sposób przestać kochać jeść.
Albo jakoś zaakceptować, że mimo kochania, w imię wyższych celów, nie będę tego robiła. 🤔
Ja moją miłość do żarcia przelewam teraz na gotowanie i programy kulinarne. Planując co przyrządzę, jem mniej. Tu pójdę do sklepu, tu trochę czasu przy garach, tu pozmywać i jakoś nie ma czasu żeby podjeść 😉
EDIT: aha, i programy z Jillian są boskie!
tunridałączę się z Tobą w bólu. Mam dokładnie tak samo. W ciągu roku schudłam 23kg, przez pół roku waga sie utrzymywała, po czym zaczęłam podjadać i wróciło mi 9 kg;/ W międzyczasie przestałąm kontaktować się z dietetyczką, bo uważałam, że nie jest mi potrzebna. W piątek załamana swoją wagą znowu skontaktowałam się z dietetykiem i znowu staram się trzymać diety, narazie jestem zmotywowana.To słodycze i chipsy są moim największym problemem, nic innego nie podjadałam. Zresztą sama sobie nic takiego nie kupowałam, ale do pracy co chwile ktoś przyniesie cos niedozwolonego. Wiem, że będzie to mój problem to końca życia i zawsze będe musiała kontrolować co jem. Jestem zmotywowana, bo wiem jak świetnie wyglądałam te 9 kg wcześniej, ale czasem poprostu nie moge się oprzeć. Nie mam tak silnej woli, jak niektórzy, a bardzo bym chciała 🙇
tunrida, dzięki. Powiedz jeszcze, czy podałaś jakieś rzeczy, których nie jadasz? Bo ja mam takich sporo całkiem i trochę się obawiam jakby to wyszło.
U mnie myślenie o jedzeniu częściowo wynika z domu. Zawsze mama jak tylko wstałam, goniła mnie do jedzenia. Chora - masz jeść żeby mieć siły. Jedziesz gdzieś - co będziesz jeść? Tak, jakby bycie głodnym było znacznie gorsze od przejedzenia. A tak nie jest, a głodu prawdziwego my nie znamy.
Dla nas sposobem byłoby przestawienie się na inne jedzenie, a smakołyki - tak, ale w malutkich ilościach.
Znikam z wątku, na wiosnę będę działać.
A poza tym, nie wiem jak wam, ale mi takie żalenie się i jojczenie tutaj bardzo pomaga.
Ja rozumiem, że dla kogoś dla kogo nie jedzenie nie stanowi takiego problemu, takie marudzenie może być irytujące. Ale mi np to pomaga.
edit- tak. Powiedziałam, ze nie będę jadła zup, nie będę gotowała ( lub jak najmniej) nie będę jadła ryb i pomidorów. Będę pila 4 kawy dziennie, z czego 2 przed śniadaniem. Jak za bardzo fikałam, to powiedziała, że "albo się odchudzam, albo nie odchudzam i żywię po swojemu". Dobra była.
Moja dietetyczka nie miała ze mną lekko, ale dała radę.
Znajomi mnie dzisiaj wyciągnęli do restauracji i kolejny dzień szlag trafił. Jutro idę się męczyć na basenie za te wszystkie syfy dzisiaj zjedzone. Mała porcja frytek a do tego opanierowany kotlet -.- i to jeszcze na 'kolacje'. Ale coś wam powiem, że nawet takie krótkotrwałe przestawienie się na beztłuszczowe i bezsolne przygotowanie potraw mi podziałało na smaki. Teraz po zjedzeniu tego sznycla jak czuje w ustach taką lepkość to aż mi się niedobrze robi. Zapijam wodą, ale zejść nie chce. Przedtem mi takie uczucie w ustach nie przeszkadzało, a teraz? Zęby mylam już 2 razy i nie pomogło. Dla mnie osobiście jest to szok że po moim dawnym normalnym jedzeniu coś mnie drażni 😀 Coś czuje że z nowym karmieniem siebie idę jakimiś lepszymi torami 🙂 Może zobaczę jakiś efekt...
tunrida
ja mam dokładnie ten sam problem - kocham jeść ! Potrafię w jeden dzień mieć 1,5 kg więcej na wadze 😤 i wiem, że ciężko zrezygnować z tych wszystkich pyszności, dlatego postanowiłam codziennie biegać, niestety po tygodniu odezwała się stara kontuzja, która wykluczyła u mnie ten sposób spalania tego, co wcinam 😫 ale w trakcie tego tygodnia straciłam 3 cm w pasie, a dla mnie to sporo ! Znalazłam sobie inną formę ruchu, niestety nie tak skuteczną jak bieganie. Myślałaś o tym żeby zamienić ćwiczenia w domu na jogging ?
Nie ma szans salsa. Nie wyrobiłabym się czasowo. Jeśli już wychodzić z domu, żeby ćwiczyć, to chodzi mi po głowie ta siłownia, gdzie przyjmuje moja nowa dietetyczka.
zawsze mnie ta siłownia kręciła, ale się wstydziłam iść. Zwłaszcza, że przez okna widać laski nie walczące z otyłością, ale rzeźbiące i tak zgrabne już ciała.
Ale.....obiecałam sobie, że jak schudnę te parę kilo i zaakceptuję siebie i nie będę się wstydziła, to zacznę tam chodzić.
A wiesz co ja sobie uzmysłowiłam? Że szkoda jeść i potem spalać, bo strasznie się dużo człowiek namęczyć musi. Łatwiej nie zjeść. 😉 Przynajmniej w moim przypadku.
tunrida, a dobrze czujesz się po jedzeniu?
Bo ja kocham jeść, ale być najedzoną (za bardzo) nienawidzę. Od razu chce mi się spać i nic mi się nie chce.
U mnie najlepiej sprawdza się jedzenie tylko jak jestem głodna. Ale tak serio głodna.
I wtedy elegancko działa mi ośrodek sytości. Nawet jak widzę coś dobrego, wiem, że nie jestem w stanie zjeść więcej.
Najgorsze dla mnie jest przekroczyć taką granicę, kiedy można wrzucać w siebie bardzo dużo, podjadać w nieskończoność i tym samym cały czas mieć na coś ochotę.
A rano o tej kawie, od razu masz ochotę na śniadanie?
Jak wypiję poranną kawę, tylko ja wlewam pół szklanki mleka 😉, to trzyma mnie na tym dobre parę godzin i faktycznie zdarza mi się do południa zapomnieć, że nie jadłam śniadania.
tunrida, ja chyba lubię ten wysiłek 😉, bo nawet gdy chcę sobie zrobić jeden dzień wolnego, to jakoś nie mogę !
Jeśli chodzi o siłownię, to chyba by mi się nie chciało 🤬... Odpalam sobie w domu film lub jakąś fajną płytę z muzyką i przez godzinę ćwiczę na airwalkerze 💃
Jak się napcham już jak świnia i nie mam siły się ruszać, to nie, nie jest to przyjemne uczucie. Ale zanim to poczuję, to jest fajnie podczas jedzenia.
Już pisałam. Mi by pasowało wypalić sobie kubki smakowe.
A tak już na poważnie. Jestem uzależniona od kawy. Jeśli nie wypiję 2 kaw z rana, to za kilka godzin mam bóle głowy i uczucie jakbym miała watę w mózgu. Piję 2 kawy rano od wielu lat, kocham to i nie umiem z tego zrezygnować.
Kiedy zaś jestem na diecie od dietetyczki, to ostatni posiłek zjadam około 21;00. W związku z tym rano budzę się głodna. Przed wyjściem do pracy 2 kawy, a po dojściu do roboty śniadanie.
NIGDY nie zapominam o jedzeniu. ( no chyba, że robię coś mega ekscytującego) A zwykle jeśli nie jem, to nie jem świadomie.
Np teraz. Od 2 dni chora leżę w łóżku. Odliczam godziny od posiłku do posiłku. Z zegarkiem w ręku. Jak żarcioholiczka.
No żesz, mam tak samo jak Tunrida, od wstania myślę co zeżrem 😤 ale: mam od tygodnia nowego kolegę-nabyłam krokomierz,tyram 12-15 tys krokow dziennie z kijkami 😤 a wieczorem na stepperze pół godzinki 🤔 tylko, że lubię do kawy czasem coś słodkiego wciągnąć 😤 KOCHAM JEŚĆ 😍
ps. i osoba, która posiada szybki metabolizm nigdy nie zrozumie takiej mnie 😜
tunrida, może Ty powinnaś być degustatorem/ kucharzem, a nie psychiatrą 😁
Ja wiem o czym mówisz, też tak miewam/ miewałam, jednak wiem, że da się nad tym zapanować.
I częściej mi się to zdarza, gdy nie jem to na co mam ochotę i nie najadam się do syta.
Czasami jeden kęs za mało powoduje, że po 15 min. dalej mam ochotę jeść i myśli krążą wokół jedzenia.
Jejku, jestem z siebie taka dumna. W kuchni stoi wielka miska z krówkami, w szafce ogromna Milka z rodzynkami, duża cola... i mnie to nie rusza w ogóle, wolę owoce i herbatę 😅. Czuję, że zmienia się moja osobowość, no skąd u mnie taka silna wola, jak to możliwe? 😁 Żeby mi tylko ten stan nagle nie przeszedł, bo będzie lipa z postanowieniem.
Czasami sobie żartuję, że powinnam być facetem i degustatorem ( facetem, żeby tak bardzo nie cierpieć jak będę gruba)
Masz rację. Dlatego wiem, że nie powinnam jeść zbyt smacznych rzeczy. Wiem, że nie jestem w stanie tknąć trójkącika pizzy, bo skończę na całej. Nie umiem przerwać. Wolę nie tykać. (przynajmniej w tej fazie, może potem będzie inaczej)
Na razie dobrze mi idzie. 6-ty dzień diety i jest elegancko. 😅 I co najważniejsze- WIEM, że dzięki temu, że mam te dietetyczkę, doprowadzę tym razem sprawę do końca.
I nie przerwę, tylko będę chodzić dalej. Teraz będzie mi łatwiej, bo jest laska w moim mieście i nie będę musiała jeździć po 120 km.
ankers- brawo !
Ja dzisiaj od rana killer a od 10 dni co drugi dzień skalpel. Skalpel już daję radę cały i uczciwie, ale killer mało mnie nie wykończył.
Do tego chyba zepsuła mi się waga, czy to możliwe przytyć blisko 90 kg w jedną noc?😉
ależ mnie rozbawiłyście dziewczyny z rana 😂 śmieję się na głos do monitora z tunridy i jej żarcioholiczki, tak się zaczęłam śmiać, że w poście anyann przeczytałam zamiast krokomierz - "kromkomierz" i się zaczęłam zastanawiać co to za dietetyczne nowoczesne urządzenie 😂
ale tak całkiem serio, to witam w klubie, problem z jedzeniem pogłębia się odkąd mieszkam sama (tzn. bez rodziców) i muszę wszystko zaplanować, kupuje czasem za dużo - bo będę głodna... Jem na zapas przed uczelnią, niby po to żeby nie kupować żadnych gotowych świństw jak zgłodnieje, ale nawet zdrowymi rzeczami napychanie się na zapas nie jest ok 🤔
Chcę wrócić do wątku, tylko na razie się nie zważę bo boję się, że będzie więcej niż mówi suwaczek 😡
No wiesz....nie należy się śmiać z cudzych problemów. 😁 I to tak jawnie. 😉
Dziś 7 dzień diety. Tadam 😅 ......i nadal nie wpadłam. A już za godzinkę będę mogła zjeść 2-gie śniadanie. Z tym, ze dziś maławo na te drugie śniadanie. Pół kromki razowego, 2 plasterki polędwicy, sałata i 200 gram soku. 🤔
Za to obiad mam dziś smaczny.
I tak jakoś leci. Łatwiej się dietuje, jak się coś robi poza domem. Leżenie w łóżku dobija.
No to i ja się dopisuję. Dziecię ma już 7 miesięcy, wróciłam do pracy, mogę zacząć coś walczyć. Już przed ciążą udało mi się w miarę skutecznie zmienić nawyki żywieniowe, przy okazji schudłam 4 kg, ale to był proces paroletni. Teraz chciałabym może nie tyle stracić kg, co wymodelować to i owo 😉 , np. brzuch (po ciąży w ciągu miesiąca wrócił do stanu wyjściowego, ale ten stan wyjściowy nie jest taki, jaki chciałabym mieć 😎 ), boczki, tyłek i uda. W postanowieniach noworocznych jest zapis o regularnych ćwiczeniach i bieganiu, ale już 14ty, a ja "nie znalazłam" czasu na ćwiczenia 😤 Więc liczę na to, że z Wami mi się uda 🏇
Tak szybko wrócił do normalnośći brzuszek? :O
Ja to zawsze sądziłam (patrząc na mamę, która urodziła młodszą mą siostrę) że to się ciągnie i ciagnie.
Może sprawa wieku, jak się rodzi późno, to skóra już nie jest taka elastyczna.
A ja dzisiaj, z okazji, że spadła tona śniegu, zamiast porannego biegania - killer. A przed chwilką skończyłam skalpel🙂
Zaczyna mnie to napawać niezłym optymizmem.
Jeszcze tylko żucę podjadanie i papieroski (teraz palę ok 4 dziennie a plan na za tydzień to rzucić całkowicie!) i jestem na najlepszej drodze do zaprezentowania latem zupełnie nowej, umięśnionej sylwetki🙂
Oby na wadze spadało, bo narazie stoi (podobno od ćwiczeń?)
8-my dzień. I chyba przestaje mnie cisnąć na żarcie. Chyba zaczynam przechodzić w tryb diety. Mam nadzieję, że już teraz pójdzie z górki. 😅
A mnie mój organizm wkurza! Zła jestem niesamowicie!
Czwartek i piątek proteinowy. Przez to białkowanie dwa dni przeszła mi chęć na "szamanie", więc od soboty jem mało, grzecznie, a bez specjalnych wyrzeczeń. W sobotę rano już wyglądało, że idzie ku lepszemu wagowo. A w niedzielę 0,5kg na plus (no przecież zjadałam trochę węglowodanów :/ ).
W tym samym dniu byłam na orkiestrowym maratonie zumby - w sumie ponad 2,5 godziny w ciągłym, intensywnym ruchu. Dodatkowo naprawdę malutko jadłam, bo nie chciałam mieć do tańczenia za dużo w żołądku. Wczoraj na powitanie tygodnia - waga taka sama, nic się ze mnie nie wytopiło przez 150minut skakania ❓ ❗ Wieczorem poszłam znowu na zumbę, żeby dać mieśniom ruch - takie już typowe godzinne zajęcia. Z grzechów to przyznaję się do 2,5 faworków, poza tym grzecznie, na kolacyjkę jogurcik i pół kubka mleka. A dzisiaj kolejne 0,5kg na plus ❗ ❗ ❗ 🤔wirek:
No coż jest ❓
To możliwe, że zakwasy ważą?
Z wymiarami trochę lepiej, ale też bez rewelacji. Stoją, a miałam nadzieję, że jednak coś spadnie. W łydce to nawet złapałam centymetry dodatkowe - czyli jednak jakieś opuchnięcie po wysiłku?
Nie chcę przybierać od zumby, nooooo! 😕
Jest i tabelka! Widzę pełną mobilizację, super 🙂
A ja Wam coś zamieszczę co jest chyba bardzo ważne i czasami zbyt dużą wagę przywiązuje się do chudnięcia (wagi), co nie koniecznie oznacza zmianę budowy etc.
Czyli cała prawda o mięśniach.
slojma, bardzo obrazowo, dzięki! Wg. mnie oprócz ważenia, warto też się mierzyć. Od razu widać, jak się zmienia nasze ciało.