Świeże pieczywo

Najbardziej zależy mi na odpowiedziach dzieci lub rodziców dzieci - czy Wasze dzieciaki nie tkną "wczorajszego" pieczywa? Jeśli znacie zwyczaje dzieciaków w wieku 8-15 lat z rodziny lub znajomych, bardzo proszę o odpowiedzi. Interesują mnie też zwyczaje dorosłych 🙂
U mnie jest tak, że pieczywo po przyniesieniu ze sklepu albo kawałkuję, albo już jest w kromkach, dla dziecka bułki kroję na pół i wszystko mrożę.
Pieczywo rozmraża się bardzo szybko, wystarczy wyjąć kilka minut przed. Tym sposobem kilkudniowe pieczywo jest ciągle świeże 😉
jak pokemon,, też mrożę, ale zazwyczaj bułki. chleb kupuję mały, na zakwasie więc szybko zostaje zjedzony przez męża. a jak się zdarzy, że jakaś buła/chleb zrobi się czerstwa to je odświeżam i robię tosty francuskie
Bialego pieczywa nie kupuje, raz na kilka tygodnia dla syna kajzerke. Syn je tylko pieczywo ciemne na naturalnym zakwasie, kupuje je w sklepie ze zdrowa zywnoscia lub dostaje od przyjaciolki, ktora sama wypieka w domu. Taki chleb stoi kilka dni i jest zawsze swiezy. Sama pieczywa praktycznie nie jem.
Zazwyczaj kupujemy pół chleba, więc nie zostaje i mamy świeże codziennie, jednak zagłosowałam na 2 opcję, bo nie mam oporów by zjeść pieczywo "wczorajsze"
Julka też zje wczorajsze, ale chleb je w domu bardzo rzadko, czasami u babci, za to codziennie w przedszkolu mają po kromce do zupy mlecznej (ona nie je zup mlecznych) - a tam mają różne chleby, od białego po ciemne pieczywo.
U nas czerstwej bułki nikt nie tknie, ale nie szkodzi - potrzebna na mielone, na tartą.
Chleb krojony znika błyskawicznie, a nie krojony z chrupką skórką, stawiamy na odkrojonej piętce i jest długo świeży. Jeśli jednak coś podczerstwieje, to jeszcze jest opcja tostów.
W sumie - czerstwego nikt nie je, ale koń też nie ma na co liczyć 🙂
Monny   bez odbioru .
11 stycznia 2013 15:42
Ja wczorajszego chleba nie lubię (zjem tylko w ostateczności), przerabiam go na tosty lub susze dla konia. Bułki susze na tartą bułkę lub również dla kunia.
Nie jem pieczywa, mogłoby dla mnie nie istnieć.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
11 stycznia 2013 16:24
Ja zjem tylko dzisiejsze. Następnego dnia wsadzam je do opiekacza i robię tosty, inaczej nie tknę. Reszta rodziny nie ma z tym problemu (łącznie z 9-letnią siostrą).
Uwielbiam świeże pieczywo z chrupiącą skórką, moje dziewczyny tak samo, ale nie mamy też problemów ze zjedzeniem wczorajszego (choć wolimy świeże). Mąż woli wczorajsze, nie przepada za świeżym. Pieczywo się u nas nie marnuje- nie zjedzone bułki po wysuszeniu przerabiam na tartą, chleb też suszymy i albo wywożę dla koni albo dostają w ramach nagrody moje psy- uwielbiają suchy chleb  😁.
Ja też pieczywo jem bardzo, bardzo rzadko, natomiast u nas nie ma problemu z marnującym się pieczywem.
Idzie albo na bułkę tartą, albo zje się jako tosty.
Nie wyobrażam sobie wyrzucić chleba.

U mojej przyjaciółki np. praktycznie  całe bochenki lecą do śmieci i kupuje się nowe- dla mnie to jest nie do przyjęcia.
O mamo, dziękuję za tak dużo odpowiedzi! Myślałam, że wyniki będą bardziej jednoznaczne - tzn. że większość ludzi jednak nie przepada za wczorajszym, albo że większości to obojętne. A tu w sumie po równo i zwolenników świeżego, i starego, jak i tych, którym to obojętne 🙂 Poczekamy, może z większa ilością odpowiedzi szala się przechyli w którąś stronę.
Ircia   Olsztyn Różnowo
11 stycznia 2013 17:02
U nas nikt nie ma problemu zjeść chleb nawet kilkudniowy. Zawsze kupujemy na zapas i mrozimy, nikomu by się nie chciało rano jechać po świeży chleb, a mamy około 3 km do najbliższego sklepu. Mój syn uwielbia  chleb smażony z jajkiem, ja robię kanapki na ciepło w opiekaczu a te najlepsze tylko z czerstwego  chlebka  🍴  dlatego zagłosowałam na trzecią opcję  😉
Zjadam co jest w domu, jeśli jest czerstwawy robię tosty, kupuję tyle by uniknąć takiej sytuacji
nigdy nie wyrzucam chleba
jeśli nie zjemy suszę dla psów - uwielbiają, ptaków, bułkę zawsze na tartą

jestem pod tym wzgledem bardzo staroświecka ale u mnie w domu nauczono mnie że chleba nie można wyrzucać i tyle

jestem pod tym wzgledem bardzo staroświecka ale u mnie w domu nauczono mnie że chleba nie można wyrzucać i tyle


Mam tak samo- nawet niedojedzone kromki- albo psy dojedzą albo kury sąsiada.
Uwielbiam świeże chrupiące bułki i dlatego ich w ogóle nie kupuję. Chleba ogólnie jadam mało. Moje dziecko zje i starawy, ale kiedy jest już zbyt bardzo czerstwy, to jednak marudzi i idzie do babci na dół szukać świeższego. .
Fajny jest chleb z biedronki z ziarnem, bo długo jest miękki.
U mnie kawałek chleba ( np resztki kanapek)  można wyrzucić, ale musi dostać najpierw buzi na przeprosiny.  😉
(czyste stare kromki idą na suszenie dla konia)
U koniarzy chleb się raczej nigdy nie marnuje.
A co robicie ze spleśniałym? Też dajecie zwierzętom w myśl zasady, że chleba się nie wyrzuca? Bo nie uwierzę, że chociaż raz się to Wam nie zdarzyło.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
11 stycznia 2013 17:26
Mi nigdy nie spleśniał chleb. Każdy suszę i daję koniowi.
Jak się da buzi to można śmiało wyrzucić. Moja babcia się na tym dobrze znała.  😁
pokemon, mi nie plesnieje, pewnie kwestia chlebaka
ale jakby to by został skompostowany, nigdy dla zwierzatt
Mi też nie pleśnieje. Ale Ci co żrą kilkudniowy to na bank mają w końcu spleśniały.
Mnie zawsze śmieszyło na studiach w akademiku, jak te wszystkie wiejskie laski, co to chleba nie wyrzucą, gromadziły to w reklamówkach, potem to im pleśniało, wynosiły do kuchni, a sprzątaczki wyrzucały. Taka hipokryzja kompletna.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
11 stycznia 2013 18:04
Lubię świeże pieczywo. Natomiast czerstwe maczam w jajku i smażę na patelni. W sumie to chleb jem, bo z niczym innym sobie śniadania nie zrobie i w sumie mogłabym żyć bez niego. Za to bez ziemniaków to życia sobie nie wyobrażam..
Spleśniały inna sprawa, to leci do kosza, bo cóż z nim zrobić.
Jednak mnie też się ciężko wypowiadać z tego powodu, że nie mieszkam sama, tylko z rodzicami.
Natomiast, gdy pomieszkiwałam sama miałam zamrożony jeden bochenek i wyciągałam sobie 1-2 kromki dziennie. Teraz jem chrupkie, to i problem zniknął.


A ogólnie mówiąc strasznie mnie wkurza wyrzucanie jedzenia i to nie ze względu ("dzieci  w Afryce głodują"😉, tylko z prozaicznego powodu, jakim jest wyrzucanie pieniędzy w błoto.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
11 stycznia 2013 18:27
Zjadamy chleby do konca (bulek nie jemy wlasciwie). Wszystkie nasze ulubione ( razowe na zakwasie z grzybkow i mieszane lub zytnie z kauflandu) mozna 3-4 dni jesc na 'surowo' i sie nie starzeja. Jak sie zdarzy kupic zwykly bialy (ale tylko z SPC) to do kanapek preferujemy swiezy, za to do opiekanych w piekarniku kanapek (ktorych jemy wiecej niz takich 'zwyklych' najlepszy jest 2-3 dniowy). Nic sie nie marnuje 😉
pokemon, ja sie zastanawiam tylko po huk kupować tyle by potem pleśniał
W temacie marnowania jedzenia, to uwazam, ze my za duzo kupujemy zywnosci na zapas. Zamiast np. 10 plasterkow wedliny, kupimy 30. A po dwoch dniach taka szynka sie slizga po lodowce..ale rozumiem zamysl, sama nie lubie biegac do sklepu codziennie, ale trudno, chodze co drugi, trzeci dzien po kilka rzeczy, nie laduje calego wozka.
Chlebek jem nie tylko swiezy, jak sie zeschnie smaze na patelni w jajku, albo robie pudding chlebkowy 🙂 nie wyrzucam, chyba ze faktycznie splesnieje, bardzo staram sie nie marnowac jedzenia, jakos nie moge zapomniec jak go brakowalo w dziecinstwie.
Chleb kupujemy w 'piekarni' znajdującej się blisko domu. Jak jest dzisiejszy to potrafię wciągnąć kilka kromek z samym masłem. Następnego dnia zjem kawałek do jajecznicy czy zrobię kanapkę jednak nie sprawia mi to już przyjemności, ot taki zapychacz sobie robię. Bułkę zjem tylko świeżutką 🙂
Jak pieczywo jest kilkudniowe (ale zjadliwe) to robię grzanki czy cokolwiek w tym stylu.
Odnośnie marnowania to moja mam zawsze kupuje za dużo. Teraz gospodarzę z siostrą (mama jest w szpitalu) i kupujemy tylko tyle, żeby zjeść. W końcu nic się nie marnuje.
My też jemy do końca. A jak jest jakaś większa ilość to przerabiamy (tosty, zapiekanki czy coś). Jeżeli i to nie pomoże to suszymy dla konia, psów 😉
staram się nie kupować na zapas jedzenia, które dłużej nie poleży- wędliny, sery, warzywa. Do niedawna kupowałam tylko pół chleba, bo tyle nam wystarczało, teraz dziewczyny podrosły i jednak kupuję cały, z tym, że  co drugi, czesem co trzeci dzień. Nie pleśnieje- pieczywo zawsze trzymamy w lodówce, to co niedojedzone w koszyczku w kuchni i jak wyschnie dostają zwierzaki. "Na zapas" kupujemy tylko makarony, mąkę, cukier, kasze i napoje w kartonach czy wodę mineralną. No i mleko- też zawsze całą zgrzewkę.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się