Sprawy sercowe...
baba_jaga, w domu nie siedzę 😉
To był luźny komentarz. Ależ sobie do serca bierzecie.
wistra, pewnie, niech dorzucą jeszcze samochód. Podlicz sobie ile zainwestowali w ciebie do tej pory, a potem domagaj się mieszkania. Ja pieniędzy na mieszkanie bym od rodziców nie przyjęła. Wolę żeby przeznaczyli je na coś dla siebie.
kujka, to trochę stara historia, i z dalszej rodziny.. po prostu uznała że nie i już! właśnie teraz! (więcej nie wiem z racji nieznania tej części rodziny)
nieco mi to imponuje przyznam 😉
Averis, ale to też nie jest takie proste. Ja mam teraz spojrzenie z drugiej strony: i powiem Ci, że troska o byt własnych dzieci jest czymś, co zaprząta mi głowę w jakimś stopniu, pomimo że dzieci mi ledwo od ziemi odrosły. Chciałabym móc je wspomóc kiedyś, i to jest częścią jakby całego łańcucha przez wiele pokoleń.
Być może czuję się do tego zobowiązana własnie dlatego, że mnie rodzice wsparli - a ich z kolei wsparli ich rodzice.
Nie oczekiwałam tej pomocy, ale ją z wdzięcznością przyjęłam i korzystam z niej, a to z kolei zrodziło we mnie obowiązek przekazania jej dalej.
Coś w tym rodzaju. W każdym razie nie tylko ambicja gra tu rolę.
Tylko że mnie pomogli moi rodzice, a nie męża.
Mój brat ma inną sytuację i prędzej buty swoje zje, niż przyjmie od teściów ofertę mieszkania uzależnioną od wzięcia lub niewzięcia ślubu. To są kwestie takie jak wejście do tej drugiej rodziny.
(Im bardziej się nad tym zastanawiam tym bardziej dochodzę do wniosku, że strach przed absolutną małżeńską wspólnotą finansowo-mieszkaniową jest czymś co nie bierze się znikąd.)
Averis, zgadzam sie z dempsey.
Bo sama zostalam zupelnie zaskoczona propozycja takiego wsparcia. nie oczekiwalam go od nich bo wiem, ze to wielka rzecz no i jak mowisz - tyle juz we mnie w zyciu zainwestowali, ze glupio byloby mi nawet o tym pomyslec. A jednak padla taka propozycja. I skorzystalam z niej, choc nie powiem, troche mi glupio. Ale skoro sami zaproponowali... Moze dzieki temu za -nascie lat, nie bede sie musiala zarzynac (by splacac kredyt wziety na 20+ lat) i bede w stanie wiecej i lepiej pomagac im, jak przyjdzie na to czas.
Lancuch pokolen zabity przez wojne i epoke bez wlasnosci w koncu zaczyna sie powoli odradzac. Rodzice moich dziadkow nie mieli czego im dac, gdy ci wchodzili w dorosle zycie. Ale moi dziadkowie mogli juz pomoc moim rodzicom, moich rodzicow stac, by pomoc mi. Uwazam ze to dobre i faktycznie podchodzenie do tego z przesadna ambicja i duma to chyba tez nie do konca trafione wyjscie. Taki przeciwny biegun roszczeniowej postawy "jestem twoim dzieckiem wiec mi sie nalezy" 😉
wistra, pewnie, niech dorzucą jeszcze samochód. Podlicz sobie ile zainwestowali w ciebie do tej pory, a potem domagaj się mieszkania. Ja pieniędzy na mieszkanie bym od rodziców nie przyjęła. Wolę żeby przeznaczyli je na coś dla siebie.
nie wiesz, jak to u mnie wygląda, nie wiesz, ile na mnie przeznaczyli do tej pory.
Ty byś nie wzięła, a ja bym wzięła. I mam żal, że nie są w stanie mi pomóc. Ale w każdej rodzinie wygląda to inaczej i nie jest to temat na forum.
Moze dzieki temu za -nascie lat, nie bede sie musiala zarzynac (by splacac kredyt wziety na 20+ lat) i bede w stanie wiecej i lepiej pomagac im, jak przyjdzie na to czas.
ano właśnie, to działa też w tę stronę
hmm nota bene dziś mam zupełnie inne pojęcie na temat własności niż miałam 10-15 lat temu
(zawsze wszystko do mnie z opóźnieniem dociera 😉 )
może i słusznie wistra że nie do końca jest to temat na forum
(sama go niebacznie wywołałam więc niniejszym się zamykam)
ale obydwie mówicie o sytuacji, gdzie rodziców jest stać na to, żeby pomóc dziecku w np. kupnie mieszkania. Zupełnie inna historia zaczyna się w momencie, kiedy rodzice niekoniecznie mają za co pomóc dziecku, a ono nie rozumie i się domaga, mając żal, że wyrodni rodzice nie chcą mi dać, a przecież mi się należy!
Ja raczej wolałabym, żeby np. mój ojciec kupił sobie nowy samochód zamiast dołożyć mi się do czegośtam. Bo ten samochód należy mu się jak psu buda, ale on tego nie zrobi, bo a nuż trzeba będzie pomóc mnie albo siostrze.
Ja też przychylam się do zdania, że najczęściej dwa rodzaje małżeństw:
a) te gdzie małżeństwo zawierane jest szybko, bez znajomości drugiej strony
b) pary dla których małżeństwo jak pisałyście jest próbą ratowania związku, który jest w agoni.
c) pary, w których jedna osoba jest bardzo zaangażowana w związek a druga jest "bo jest". Wtedy ta pierwsza bardzo się stara, staje na głowie by było dobrze i dąży do ślubu. Druga strona przystaje na ślub, mimo rozterek bo przecież ta druga osoba tak bardzo ją kocha. W efekcie po osiągnięciu ślubu ta pierwsza strona odpuszcza trochę chodzenie na rzęsach by drugiemu dogodzić i do tego chodzi zdziwienie, że po euforii przygotowań, ślubu i miesiąca miodowego przychodzi codzienność i "on mnie znów nie kocha, a przecież mamy już ślub i jako mąż/żona powinno się kochać mocniej" A ta druga osoba widząc zachowanie pierwszej dochodzi do wniosku, że zgoda na ślub mimo wątpliwości była błędem, bo po ślubie wyszły różki.
wistra już po raz kolejny wychodzi z Ciebie straszna materialistka... najpierw kwestia posiadania samochodu przez faceta, teraz to mieszkanie... 🙄 skoro to nie jest temat na forum, to może zastanów się nad tym co piszesz?
Wy i tak zawsze wiecie lepiej 😁
bera7, po pierwsze wyszły ci 3 typy małżeństwa a nie dwa 😉, a po drugie - czy jakiekolwiek szczęśliwe pary decydują się więc na ślub, którego oboje chcą? Bo jakoś mocno katastroficznie ci wyszło 🙂
Dzionka faktycznie 🙂 3 a nie 2. Pisałam o typach jakie się rozpadają najczęściej wg mojej oceny, a nie o tych co się pobierają. Przecież gro par jakoś z sobą żyje i o rozwodzie nie myśli.
Okej, już się bałam, że nie ma kategorii "żyli długo i szczęśliwie" 🙂
Jeszcze wracając do zaręczyn, to dla mnie to jest niepojętne jak patrzę np. na ludzi na FB- akurat nie mam styczności z takimi parami na co dzień, ale jednak facebook, to jest niezła informacja o powszechnie panujących trendach 😎
Ludzie zaręczają się w wieku 17,18,19 lat, mieszkając z rodzicami, chodząc często do szkoły...
Zaręczyny chyba totalnie straciły na swoim pierwotnym znaczeniu. Może jestem jakaś staroświecka, ale wg mnie zaręczyny oznaczają ślub= damy radę żyć samodzielnie, więc nijak to się ma do mojego modelu 😉
edit: literówka
Wy i tak zawsze wiecie lepiej 😁
Wiadomo tyle, ile sama napiszesz. Jak piszesz "żebym się facetem zainteresowała, to on musi mieć samochód", to nikt sie nie zastanawia nad żadnym innym znaczeniem tego zdania, niż to, które napisałaś. Jak piszesz "mam żal do rodziców, że nie mogą się dorzucić do mieszkania", to też nikt się nie będzie zastanawiać, co Ci w tyle głowy siedzi.
Zacznij albo jasno artykułować o co Ci chodzi, albo może daj sobie spokój, jeśli nikt nie potrafi Cie zrozumieć?
Jest jeszcze opcja 'paskudni właściciele pięknych mieszkań nie chcą ich wynajmować za bezcen i nie pozwalają na wprowadzenie się z hodowlą kotów'. Całe życie wiatr w oczy 😉
No bo całe życie, a jak 😉
amen!
jest jeszcze jedna zareczynowa opcja o ktorej chyba jeszcze nie wspomniano: wieczne zareczyny.
ludzie sie zareczaja ale nie planuja slubu. mowia "no moze sie hajtniemy za 3 lata" i tak to trwa, trwa, trwa...
ale sa narzeczenstwem i dzieki temu rodzice pozwalaja im spac w jednym pokoju albo zamieszkac ze soba. albo ona mysli ze on tak ja naprawde kocha (a on ma spokoj bo przeciez zdeklarowal sie ze slub bedzie i ona juz go nie meczy).
kasia&figa, a jak u Ciebie? Trzymasz się?
Jakoś leci.....ja jestem bardziej zcykorzony zawodnik niż kot i jak na razie turlam się z chłopem. Jest nijak. ALe fakt jest taki, że 8 lat mieszkania, ślub, po ślubie 1,5 roku i faktycznie nie ciągniemy tego samego wózka.......
Laska :kwiatek: poprostu nie doprowadził Cie do ostateczności....
Laska :kwiatek: poprostu nie doprowadził Cie do ostateczności....
aj low ju🙂
Nie mniej jednak dziecko jest jakimś tam łącznikiem i jest mniej rozwodów dzieciatych niż nie dzieciatych.
To tak trochę przykro siedzieć z kimś, ścierać się, męczyć, bo ma się dziecko.
Weż nie tak publicznie,wszakże moj komp i ślady w internecie po mnie pozostawione,sa dokładnie analizowane ,zeby znalesc kuchanka buahaha 😀iabeł:
remendada, kujka, to ja powiem AMEN!!!!
Jak patrze na to wszystko z boku i słyszę, że się zaręczyli, ale ( ślub za jakiś czas...może kiedyś, zobaczymy....siedzenie na garnuszku rodziców itp) to walę głową w ścianę.
Co to za akcja?
Zaręczyny to etap tuż przed ślubem, zaczyna się planowanie, ustalenie daty ślubu itp.
Z tego co widzę to zamiast mówić "mój chłopak" dziewczyny wolą mówić narzeczony, bo to tak poważnie brzmi.
Eh.... świat schodzi na .....płot! Żeby psów nie obrażać!
JARA a no przykro, ale jak ktoś ma dziecko to raczej myśli w pierwszej kolejności o nim a nie o sobie- znam sporo par (w tym np rodziców moich znajomych), którzy męczą się ze sobą X lat bo mają dziecko. A jak dziecko dorośnie to często mówi, że wolałoby jednak mieszkać z 1 rodzicem, niż w "normalnej" rodzinie gdzie cały czas upływa na kłótniach 🙄
U mnie się posypało. Chyba nie chcę o tym pisać, tak tylko wpadłam się wyżalić 🙁
smarcik, witam w klubie. U mnie też się posypało, i to z mojej winy.
Tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono 😉 to tak a propos tego, czy warto tkwic w zwiazku dla dziecka. Czasem warto, czasem nie warto. To naprawde wszystko zalezy od wielu czynnikow.
Lov, smarcik, co tam u Was?
Kurcze, to u mnie nadal jest po prostu cudownie 😜
U mnie też dzisiaj awantura w końcu, na szczęście - sytuacja oczyszczona, a chłop poszedł na siłownię 😁 Sąsiedzi na górze, o których istnieniu nawet nie wiedziałam, kłócą się za to straszliwie dalej, kobitka płacze 🙁
Smarcik, Lov - co jest?
Szkoda pisać szczegółów, bo jak się okazuje, jest tu trochę nieszczęśliwców zainteresowanych nie swoim życiem i rozpuszczających zakręcone plotki...
Nie wiem, jak to się dalej pokula, bo nagle pojawił się problem z... odległością. Żadne z nas nie może się na razie ruszyć z miejsca, zresztą ja stwierdziłam, że to jeszcze za wcześnie, by coś takiego planować, no i walnęłam, że chyba nie jestem gotowa na "aż-tak-bardzo-poważnie". Powiedziałam to trochę bez pomyślunku, no ale efekt został.
Lov hahahahaha przepraszam, nie mogę 😁 Mam DOKŁADNIE TO SAMO tylko ja coś takiego usłyszałam od tej drugiej strony 😉 Przepraszam, wiem, że to wcale nie jest zabawne, ale podobieństwo jest dobijające. Piąteczka!