Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

Julie, Możesz mieć telefon.
Wiesz, ja chyba pamiętam twoje wpisy, kiedyś tam. Chyba pojmuję z czym się mierzysz.
Rozumiem postawę i oczekiwania, obawy. Daj ci Boże przewidywalne i wyobrażalne. Ale poród z natury jest Niewyobrażalny.
Mój pierwszy poród - samotnie. Koszmar emocjonalny (a byłam pełna dobrych myśli i wydawało mi się (!) że przygotowana. I chciałam być sama.) Na tym skończmy. Jeszcze przed akcją "Rodzić po ludzku" to było.
Drugi poród - mąż tuż za ścianą (chcieliśmy już razem, ale młody się pospieszył i zaświadczenia nie zdążyliśmy odebrać, a trzeba było takie mieć). Dla mnie - fajnie, bp pewniej się czułam, personel też Wiedział, że on jest. Rodzinna atmosfera była, nawet dośc wesoło. Dla niego - koszmar, bo, np. słyszał ścieżkę dźwiękową, a nie mógł NIC zrobić. Do dziś twierdzi, że najlepsze parkury w swoim życiu wtedy zaprojektował 😁
Trzeci poród - była mowa, że zaczynamy razem, a gdy się rozkręci, to on sobie pójdzie (jest z tzw. mdlejących). Było zupełnie odwrotnie. Na początku kursował, łaził po różne rzeczy, potrzebne i dla rozrywki, rozkręcało się powoli. Potem - okazało się... że prądu nie ma. A "pokój rodzinny" nie podłączony do awaryjnego. Musiałam mieć monitoring. I pompę oksytocyny. Przeprowadzka na salę ogólną. Mąż (palacz fajki) nie opuścił mnie ani na chwilę. Wróć - wyszedł do toa raz. Pytam potem - czemu sobie nie poszedłeś? "Wiesz, gdy zobaczyłem, jaka jest różnica, jak tobie jest łatwiej gdy jestem... nic z tego nie rozumiem, ale rozumiałem, że Muszę być przy tobie" Tak sobie siedziałam na piłce, oparta o niego plecami. Godzinami. Sam moment porodu ledwo zauważyliśmy, tyle, że pomógł mi dostać się na łóżko. I tu bym wolała, żeby w sytuacji bezradności/niemożności pomagała mi osoba bliska anie obca. Wcześniejszego łażenia po korytarzach w towarzystwie położnej (położnego) też sobie nie wyobrażam, targającej stojak z kroplówką (jednak łatwiej było o tym nie myśleć, nie szarpać się). Mąż nawet przeciął pępowinę i nie zemdlał 🤣
Zaznaczam, że jestem osobą samodzielną, lubiącą intymność i także samotność. Bezradność i uzależnienie od innych nie jest moim ulubionym zajęciem. Wniosek wyciągnęłam taki, że gdy już jestem bezradna i bezwolna, to wolę wsparcie bliskich niż obcych. Wolę, żeby ramionami obejmował mnie mąż a nie położny. Oprzeć się na czyimś ramieniu, zdać się na innego człowieka - tu leży problem. Gwarancji, że "będzie się sobą" nie ma.
ja nie jestem odporna na ból. Liczę, że adrenalina będzie dobrze działać  😁
Też mnie pewne aspekty porodu z mężem krępują jak o nich myślę, ale z drugiej strony- najwyżej na sam finał wyjdzie. Choć pewnie i tak będzie tak, że pod koniec ja będę w amoku, a mąż w jeszcze większym i poza dzieckiem nie będzie się nic innego liczyć, a połowy pamiętać nie będzie  😁
Nie mam natomiast zamiaru do niczego go namawiać- wszystko wyjdzie w trakcie. Na razie w poniedziałek zaczynamy szkołę rodzenia (o dziwo mąż sam nas do niej zapisał- pewnie też ze względu na to by się przekonać jak to wszystko tak na prawdę wygląda. Myślę, że to nam obojgu pomoże podjąć decyzję co chcemy, a czego nie ).


RaDag właśnie, mąż by już nie chciał być przy kolejnym porodzie czy Ty byś nie chciała?


Mąż (palacz fajki) nie opuścił mnie ani na chwilę. Wróć - wyszedł do toa raz. Pytam potem - czemu sobie nie poszedłeś? "Wiesz, gdy zobaczyłem, jaka jest różnica, jak tobie jest łatwiej gdy jestem... nic z tego nie rozumiem, ale rozumiałem, że Muszę być przy tobie"
halo wzruszające! To musiało być dla Ciebie dopiero wsparcie 🙂
  Julie może trochę dziwnie to ujęłam, spróbuje wyjaśnić- dla mnie poród to sytuacja tak samo intymna jak poczęcie malucha.

Dla mnie seks to coś pięknego, podniecającego i romantycznego.
A poród w moim mniemaniu jest bardziej zbliżony do robienia kupy. Nie widzę w tym nic pięknego. Więc obecność kogoś bliskiego w tej sytuacji uważam za żenujące.
Zmusiłam się raz do obejrzenia filmu z porodu i się porzygałam  😁
Ale na szczęście ani ja nie będę tego oglądać, ani mój narzeczony, tylko osoby dla których jest to normalka i takich odczuć na ten temat nie mają.

BASZNIA Czekałam aż się odezwiesz i mnie wesprzesz  😉 :kwiatek:

halo, Rozumiem. Argumenty dlaczego lepiej, żeby był ktoś bliski są dla mnie jasne i logiczne.
Ale ja nie umiem nawet sobie wyobrazić, żeby mój narzeczony był ze mną. Tzn. na samą myśl mnie odrzuca. Mówiłam, że zdaję sobie sprawę z tego, że jestem dziwna 🙂
Nie wiem, może mi (nam) się odwidzi jak się zacznie...?


Słuchajcie, jakoś to będzie! Zdam wam relację za około 6 tygodni  💃
Julie a Adam towarzyszy Ci na wizytach u gina?
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
12 grudnia 2012 21:35
Julie rozumiem, każdy odczuwa to inaczej 😉 Oby się udało :kwiatek:

Ja strasznie żałuję, że mojego K. nie mogło być ze mną na sali, że nie mógł przeciąć pępowiny, że nie położyli mi małej od razu na piersi... no żałuję 🙁 Być może gdybym planowała kolejne to starałabym się o taki poród jaki chcę, ale na razie nie planuję(i robię wszystko, żeby nie było "w"...). Ale wydaje mi się, że to są niesamowite wspomnienia. Przynajmniej większość kobiet mi to tak opisuje 😉
On nie chce.
Dla niego masakrycznym był moment jak mnie rozcinali i 400ml krwi trysnęło na pokój...
Mówi, że taką bezsilność w tym momencie poczuł, że go to złamało.
A swoją drogą ja już też wiem czego się spodziewać i mogłabym z kim innym  🙂
Przyjaciółka byłaby tu najwłaściwszą pomocą- od zawsze dobrze działałyśmy w duecie 😉
Aczkolwiek nie wykluczam, że będzie to właśnie mąż, ani ja ani od też się nie zarzeka. Trochę czasu jest- zobaczymy. (oby trochę)
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
12 grudnia 2012 21:38
Ja mam takiego gina, ze mnie zadna wizyta nie krepowala. Autentycznie lubie do niego chodzic, a teraz to juz w ogole wypas, jak usg juz 'od gory' 😉 Choc moj chlop byl przy wiekszosci badan i nie mial problemu przy usg dopochwowym.  Wtedy tez go pytalam, czy chce przy tym byc czy nie, bo wyobrazam sobie, ze to nie jest komfortowe doswiadczenie.

Ale nie wyobrazam sobie np mojej mamy przy porodzie, a juz 'wesola ekipa' z aparatem i popcornem to dla mnie scenka z kiepskiej amerykanskiej komedii - a znajomy opowiadal nam ostatnio porod swojej zony, przy ktorym bylo pol rodziny!

akzzi, Przy usg tak, a przy badaniu ginekologicznym nie. Był dwa razy, chciałam się nawet spróbować przemóc... kazałam mu się odwracać i mimo wszystko czułam się tak zażenowana, że przestałam próbować. Nie umiem 🙂
Mojemu mężowi gin nagrywał i odtwarzał.
Nie był ani przy badaniu, ani przy usg. Nieee- raz był przy usg, ale to wtedy monitor był odwrócony i w ogóle jakoś tak, że pełen komfort dla nas.
Radag Ło...aż tak krew tryska  👀 ?

Właśnie z opinii mężczyzn, którzy towarzyszyli swoim kobietą przy porodzie to najgorsze według nich było: bezradność/bezsilność. To, że widzieli jak wielkim wysiłkiem jest poród, jak bardzo cierpi kobieta z bólu i w żaden sposób nie mogą pomóc, przejąć choć części tego. Pytałam wszystkich znajomych facetów i każdy odpowiadał niemal to samo. Aż mnie to zaskoczyło, bo spodziewałam się innych odpowiedzi.

Julie
żebyś Ty wiedziała jak ja byłam skrępowana na początku na wizytach. Starałam się tego nie okazywać. Mąż starał się jakoś tam nie zwracać uwagi i "chować" za tym niewielkim parawanem, choć też widziałam skrępowanie u niego. Po zmianie lekarza (ten na pierwszej naszej wizycie u niego w tak świetny sposób rozładował skrępowanie nas obojga, że na nic nie zwracałam uwagi, mąż również). Dodam, że mój Ł. nie opuścił żadnej wizyty od samego początku ciąży, a na same wizyty chodzi z wielkim zaangażowaniem. Mam wrażenie, że uczestniczenie w tych wizytach sprawia mu na prawdę wiele radości ze względu na to, że może słyszeć wszystko co mówi lekarz (no i widzieć malucha).
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
12 grudnia 2012 21:54
No dobra, jak Was czytam to mogę stwierdzić, że to ja jestem nienormalna- bo chyba w żadnej sytuacji(nie licząc toalety oczywiście) nie czuję się skrępowana przy moim K. To chyba niezbyt zdrowe... 🤔wirek:
Jaa też się jako tako nie czuję skrępowana- to bardziej mój mąż jest skrępowany jak inny "mi grzebie" =P
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
12 grudnia 2012 22:01
Mój niby mówił, że jest zazdrosny( 🤔wirek: ), ale specjalnych ale nie miał. Podchodzi do tego na zasadzie "to są lekarze, to ich praca i nie jedną kobitę dziennie widzą w takiej sytuacji".
Julie, mam tak samo jak ty, więc naprawdę nie jesteś jedyna.

Przyjaciółka mojej siostry umyśliła sobie poród w domu, oczywiście z pomocą umówionej położnej. Całą procedurę przygotowań przeszła. Jak nadeszła godzina 0, zadzwoniła do położnej, która natychmiast wyruszyła do niej. Niestety poród zaczął się po południu w godzinach największych korków w Londynie, no i położna utknęła w korku na amen. D. zadzwoniła do męża, ten wziął taksówkę i popędził do domu. Kazał taksówkarzowi zaczekać, bo położna kazała pakować żonę do auta i pędzić do szpitala. Jak wszedł do domu zobaczył swoją żonę leżącą w łazience koło sedesu debatującą z położną przez telefon i z główką dziecka wystającą między nogami (łazienka była vis-a-vis wejścia, a D. jak się zaczęły parte myślała, że chce kupę więc poszła do WC). W każdym razie mąż poród przyjął instruowany przez położną tkwiącą w korku. Jak już było po wszystkim przypomniało się mężowi, że na dole czeka taksówka, więc złapał portfel i poleciał zapłacić. Jak taksówkarz go zobaczył to wcisnął gaz do dechy i odjechał z piskiem opon -facet był cały w krwi, włącznie z twarzą i włosami  😁
Mąż przeżył traumę, ale już mu przeszło, mają teraz drugie dziecko, ale urodzone w szpitalu. Czy tata był obecny przy drugim porodzie nie wiem, muszę zapytać.
Mój niby mówił, że jest zazdrosny( 🤔wirek: ), ale specjalnych ale nie miał. Podchodzi do tego na zasadzie "to są lekarze, to ich praca i nie jedną kobitę dziennie widzą w takiej sytuacji".

No tak- to jest racjonalne podejście.
Ale rozum rozumem a serducho swoją drogą 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
12 grudnia 2012 22:09
I właśnie dlatego jest "zazdrosny" 😉 Ale jak tłumaczy sobie to racjonalnie to nie widzi przeciwwskazań.
BASZNIA   mleczna i deserowa
12 grudnia 2012 22:11
Julie, nie jestes dziwna. Komu to oceniac?

Brak faceta przy porodzie to zadna nowosc dla kobiecej czesci ludzkosci, raczej jego obecnosc jak juz. Jak kto potrzebuje tak powionien zrobic, a gadanie, ze nikt szklanki wody nie poda, ze po gazete nie da rady siegnac...Jak sie bedzie tak wila z bolu, to na pewno czytac nie bedzie miala ochoty 😉
Słuchajcie, tak w ogóle to jak na razie ja mam odwrotnie niż piszą we wszelkich poradnikach typu "ciąża tydzień po tygodniu" - czyli, że im bliżej końca tym bardziej wzrasta niepokój dotyczący porodu.
Mi wręcz przeciwnie, co raz bardziej zwisa jak to będzie i co ja sobie wyobrażam, bo wierzę doświadczonym w tych sprawach koleżankom (takim jak halo ) - że to i tak jest tak kosmiczne przeżycie, nie dające się do żadnego wcześniejszego doświadczenia porównać. Więc nie ma co za bardzo się przejmować, planować i cudować, bo i tak będzie żywioł 😉
No i już pisałam kilka dni temu: co raz mniej mi zależy na tym co ja chcę, ważne jest dla mnie tylko zdrowie i bezpieczeństwo Gabrysia.
Dlatego argumenty, że powinien być ze mną ktoś kto zawoła położną czy lekarza, gdyby coś się działo- rozumiem i dają mi do myślenia.
Porozmawiam o tym z wesołym Romkiem na wizycie w przyszłą środę. Chociaż znając życie, to on to w żart obróci  🙄
Jak go zapytałam o listę rzeczy do szpitala, to powiedział, że warto mieć własną szczoteczkę do zębów  😁
Julie  to dziwne, ale mam podobnie. Zaczyna mi być obojętne w jaki sposób rodzić, ważne by poród przebiegł prawidłowo, a dziecko było zdrowe. Przestałam planować, myśleć o tym itd. co ma być- to będzie.

A historię halo wzięłam sobie mocno do serca  :kwiatek:


Czy któraś może mi powiedzieć co oznacza, że główka dziecka bardzo nisko (ale szyjka trzyma)? Bo nas jakoś zatkało na tej wizycie i nie dopytaliśmy  😡 A Pan lekarz powiedział tylko, że mam nie rodzić jeszcze przez 4 tyg, w związku z tym mam na siebie bardzo uważać i nie przekombinować na święta.
I dlaczego miałabym być spanikowana?

Moja kumpela wpadla w MEGApanike kiedy sie okazalo na 5cm, ze nie moze, tak jak bylo zaplanowane, dostac znieczulenia ze wzgledow medycznych. Malza przy niej nie bylo bo polozne wyslaly go do domu, zeby sie wyspal przed glowna akcja hyhy. Nastepnego dnia caly oddzial przychodzil jej pogratulowac (tak naprawde zobaczyc ta babe, co tak dala czadu w nocy). Mimo tego ona nie wspomina zle porodu, chociaz wczesniej bardzo sie go bala.

Dlatego jezeli mialabym Cie namawiac do opieki jakiejs bliskiej osoby to, ze wzgledow bezpieczenstwa Twojego i dziecka. Ja mam zle doswiadczenia ze sluzba zdrowia i w zyciu nie zgodzilabym sie byc sama nawet w najlepszym szpitalu. Moze to przegiecie ale z tego powodu w ciazy bedac, malza bralam nawet do dermatologa.

Drugi poród - mąż tuż za ścianą (chcieliśmy już razem, ale młody się pospieszył i zaświadczenia nie zdążyliśmy odebrać, a trzeba było takie mieć). Dla mnie - fajnie, bp pewniej się czułam, personel też Wiedział, że on jest.

Wlasnie o to chodzi, ze pacjent dopilnowany przez rodzine to pacjent zaopiekowany... I nie musi to byc malz. Tutaj uwaga: polozne w szpitalu mowily, ze najgorsza osoba towarzyszaca to mama rodzacej i zeby mamy nigdy nie brac 😉
Ja byłam w trakcie porodu sama i nie chciałam nigdy aby był ze mną ktoś bliski... dlaczego? bo dla mnie poród był czymś tak intymnym i nieprzewidywalnym, że nie chciałam aby ktoś to widział oprócz personelu szpitalnego. Zabroniłam wręcz swojemu TŻ od razu jak tylko zapytał czy nie chciałabym aby był.
Rodziłam bez znieczulenia, nie miałam opłaconej położnej, nie było mojego lekarza prowadzącego na dyżurze.
Nikt mi pleców nie masował, gazety nie podawał ( ostatnia rzecz o jakiej myślałam to aby czytać  😵 ), wode bralam sobie sama - przed samiutkim porodem podawała mi położna.
Poród miałam z komplikacjami, z krwotokiem i szyciem krocza dłuższym niż faza wypierania małego na świat trwała...

Akurat ze mnie taki typ, że jak już coś mi dolega, to czyjaś obecność mnie drażni i nie chciałam słyszeć setek pytań " czy boli cię teraz bardziej/mniej ", "czy coś ci podać" i aby ktoś narzucał mi coś swoją obecnością ( choć by to było w dobrej intencji ).
Nikt nie widział moich łez przy skurczach ani mojej bezsilności jak już nie miałam siły przeć.

Zaufałam w 100% położnej bo ona od lat przyjmuje porody i raczej nic nie jest ją w stanie zaskoczyć.

Lepiej rodzić w samotności niż obawiać się jak towarzysz będący przy porodzie zareaguje i czy nie zniechęci się w jakiś sposób ( wspomnienia choćby krwi mu zostaną ). Poród w czyimkolwiek towarzystwie - zdecydowanie nie dla mnie. Przy drugim dziecku ( jeśli będe je mieć ), również nie zdecyduje się na to aby ktoś ze mną był.
Julie rozumiem cię w 100% w kwestii męża na porodówce. Mojego odesłałam do domu i poszedł spać 🙂 Ale ze mną była moja siostra i naprawdę się przydała mimo, że byłam jedyną rodzącą na porodówce. Co z tego, że woda stała obok jak nie miałam siły po nią sięgnąć. Haftowałam okrutnie i ona trzymała mi nerkę bo ja nie miałam siły. Położne były 3 i one owszem pomogły by mi, ale jednak bliska osoba to co innego. Dzielnie to zniosła i pępowinę odcinała. Teraz zastanawiam się kto ze mną będzie bo ona wyjechała do Szwajcarii i nie wiadomo czy wycyrkluje tak, żeby na poród przyjechać.
tak jak pisałam wcześniej - byłam osobą "Towarzyszącą" przy porodzie przyjaciółki
poród bez znieczulenia, bez opłaconego lekarza czy położnej,
zaczęła rodzić - zadzwoniła po pogotowie, po mnie i spotkałyśmy się w szpitalu (ona już leżała przyjęta)
byłam z nią do końca, spacerowałam, podawałam jakieś rzeczy, wołałam położne, pomogłam po porzyganiu się przebrać
po prostu gadałyśmy o pierdołach
później latałam po położne, bo wydawało mi się że coś sie dzieje,
byłam przy samym porodzie
NIC nie widziałam, żadnej krwi, rzeźni, itd.
stałam przy głowie i trzymałam ją za rękę
nie widziałam krocza, nacięcia, i rzeczy intymnych
na szycie wyprosili mnie
i już

tak jak wcześniej pisałam z podaniem czegoś itd.
czesto od odejścia wód do porodu właściwego mijają godziny
nudy... może komuś fajnie sie leży samemu patrząc w sufit, ale to nuda, nie ma do kogo gęby otworzyć, położna przychodzi raz na godzinę, lekarz jeszcze rzadziej
jak podłączą do sprzętu to trzeba leżeć - jak ktoś lubi to OK, niech sobie leży gapiąc w sufit kilka godzin
ale bliska osoba zawsze daje wsparcie
BASZNIA   mleczna i deserowa
13 grudnia 2012 09:31
Akurat ze mnie taki typ, że jak już coś mi dolega, to czyjaś obecność mnie drażni i nie chciałam słyszeć setek pytań " czy boli cię teraz bardziej/mniej ", "czy coś ci podać" i aby ktoś narzucał mi coś swoją obecnością ( choć by to było w dobrej intencji ).

Zaufałam w 100% położnej bo ona od lat przyjmuje porody i raczej nic nie jest ją w stanie zaskoczyć.

Oooooo, ujelas to lepiej niz ja 🙂.
Sznurka jak tam Lewcio na antybiotyku? Łącze sie w bolu my dzis ostatni dzien bierzemy.. Nelcia dobrze zniosla, choc miala lekka biegunke i pediatra zalecila nam dolaczyc kleik ryzowy do mleka, kaszke do picia z bananami, marchewka itp.

Czy wszystkie kleiki ryzowe maja taka sama grubosc? Bo kupilam nestle i dodanie juz kednej miarki do mleka powoduje zapychanie smoczka. Moze sa jakis bardziej rozdrobnione?
A tak w ogole to po mleku z kleikiem Nelcia przestala tak ulewac. Czemu ja wczesniej na to nie wpadlam.. :/

Czy któraś może mi powiedzieć co oznacza, że główka dziecka bardzo nisko (ale szyjka trzyma)? Bo nas jakoś zatkało na tej wizycie i nie dopytaliśmy  😡 A Pan lekarz powiedział tylko, że mam nie rodzić jeszcze przez 4 tyg, w związku z tym mam na siebie bardzo uważać i nie przekombinować na święta.


No jak to, czeka aż mu drzwi na świat otworzą 🙂
Aha - krew to za bardzo nie tryska, przynajmniej u mnie nic nie tryskało Bogu dzięki 😉
A u mnie wręcz przeciwnie...
Nie straszmy się wzajemnie  😉 bo porodu "przeskoczyć" się nie da a nie trzeba też układać sobie w głowie czarnego scenariusza "tryskającej krwi"  😉

Bo to wszystko zależy od danej kobiety, wielkości dziecka itd.
Ja miałam krwotok ale sama jakoś nie widziałam niczego bo skupiona byłam na dziecku, później tylko byłam słabiutka. Dzięki Bogu zapomina się o bólu i o całej traumie porodowej, do tego stopnia, że ledwo dojdzie się do siebie a już można byłoby drugie dziecko urodzić  😁
To ja zapytam jeszcze raz o rowerek biegowy, bo Julia ma dostać od chrzestnego. Jaki polecacie dla 3 latki do 170zł
Ja Filipwo na 2 urodziny kupiłam w Decathlonie. Super jest bo ma sporą regulację wysokości kierownicy i siodełka.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się