Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
Gaga - jesteś młoda, całe życie przed Tobą, może faktycznie warto je zmienić?
pewnie warto, ale nie mam na nie pomysłu niestety i tu chyba jest pies pogrzebany 🤔wirek:
Sankaritarina zeszłam już ceny mieszkania do 3 200 zł/m2 przy cenach w okolicy w przedziale 4 200 - 4 700 zł
Do centrum miasta: 10 min komunikacją i 5 min autem, do lasu - 5 min na pieszo, blisko komunikacja, szkoły, przedszkola, etc. wokół domu park... najładniejsza, najdroższa i najbardziej "snobistyczna" dzielnica miasta (cholera jasna) ... te 3 200 to już "prawie za darmo" :-(
Taniej nie mogę, bo nic nie kupię mniejszego za to :-/
_Gaga
Oprocz ogloszenia o sprzedazy, czy dalas rowniez ogloszenie o zamianie swojego duzego na mniejsze za doplata drugiej strony ?
Jest wieksza szansa, ze - w obecnej sytuacji z kredytami - ktos dostanie kredyt na roznice w cenie miedzy malym a duzym mieszkaniem, niz na zakup duzego.
_Gaga, ojeju. :/ Tak mi teraz przyszło do głowy, że może nikt nie chce, bo "podejrzanie tanio", ale z drugiej strony, skoro na wyższą cenę też nie było chętnych... Baba_jaga podsuwa też świetny pomysł. 🙂
Trzymam kciuki za transakcję.
[quote author=baba_jaga link=topic=44.msg1594278#msg1594278 date=1353753748]
_Gaga
Oprocz ogloszenia o sprzedazy, czy dalas rowniez ogloszenie o zamianie swojego duzego na mniejsze za doplata drugiej strony ?
Jest wieksza szansa, ze - w obecnej sytuacji z kredytami - ktos dostanie kredyt na roznice w cenie miedzy malym a duzym mieszkaniem, niz na zakup duzego.
[/quote]
Od tego zaczęłam... propozycji miliony - najlepsze są tego typu:
w zamian mieszkanie 54 m2 - hola hola - ale jaka dopłata, przecież po remoncie - moje też po remoncie, z klimą etc... czyli mam oddać 46 m za darmo
w zamian mieszkanie 61 m - dopłata - oczywiście... max 10 000 zł...
w zamian 2 mieszkania (myślę super - jedno wynajmę)...z tym, że oba komunalne (niewłasnościowe), ale pani - ładne są
wymieniać dalej?
bo historii mam na prawdę sporo 🏇
Przy problemach tu opisywanych mój post będzie brzmiał jak narzekanie dzieciaka w szkole, któremu kolega zabrał długopis, ale muszę, bo zwyczajnie nie mam z kim o tym porozmawiać 😡 Nie dogaduję się z ludźmi na studiach, każdy ma jakąś grupkę znajomych, a ja ciągle chodzę sama. Czasami próbuję zagadać, ale zawsze mam wrażenie, że jestem z nimi "na doczepkę". Nie lubię imprez, więc nie za bardzo mam jak się integrować, a rzeczy typu popijawy do urwania filmu w akademikach albo robienie sobie słit fotek na stacji metra i uważanie się za wielkich mieszkańców stolicy zupełnie mnie nie bawią. Może mam złe podejście, ale nie mam nawet o czym z nimi rozmawiać, oprócz tematów związanych z uczelnią, bo nadajemy na innych falach. A najgorsze jest to, że jak ludzie czegoś potrzebują, to piszą, proszą, zrób mi to, sprawdź mi to, zeskanuj jak zrobiłaś tamto, a w drugą stronę to już nie jest takie proste. Wiem, że to brzmi zabawnie, ale faktycznie ciężko mi bez grupy ludzi, z którymi w weekend pójdę do kina, na pizzę, etc 😡
Poza tym dociera do mnie powoli błąd jaki popełniłam przy wyborze miasta na studia. Od dawna marzyłam o Gdańsku, ale uległam namowom rodziców i otoczenia, że w Warszawie będzie lepiej, bo mieszkanie po znajomości i z przyjaciółką, więc nie będę tam sama, że uczelnia wyżej notowana, że będzie bliżej, łatwiej, i tak dalej, i tak dalej... Polubiłam stolicę, to bardzo fajne do życia i przyjemne miejsce, ale co jakiś czas myślę, że jednak mogłam postawić na swoim. Spróbuję popracować nad rodzinką, może zgodzą się na przeprowadzkę za rok, a jak nie, to pójdę do pracy i na magisterkę się przeniosę na własną rękę...
_Gaga, powodzenia z tym mieszkaniem! Może po nowym roku coś ruszy na rynku nieruchomości i uda Ci się je sprzedać :kwiatek:
fin, ale nie musisz isc na impreze i pic do urwania filmu w akademiku 😉 Niestety jest duzo prawdy w tym, że na takich własnie 'spędach' można sie poznać. Ja najwiecej osób poznałam podczas wspólnej nauki (biblioteka, czytelnia, potem zaczelismy chodzic do kogos) i na duzych imprezach. W końcu po kilku takich wiekszych spotkaniach wyklarowała się moja 'grupka' z którą się trzymam a jeszcze w tej grupce mam bardzo bliskie mi 3 osoby. Ale poznałam ich na imprezie, po prostu zaczęliśmy gadać, niekoniecznie będąc upitymi 😉
Ja moją paczkę poznałam na inauguracji roku akademickiego. I tak 4. rok nam leci. A id imprez stronię tez bardzo mocno.
Drobiazg. Ale jeden jedyny prezent chciałam sobie zrobić na mikołajki. Rękawiczki zimowe, których pilnie potrzebuję. Konkretny typ, takie jakie miałam, ale posiałam, głupia ja.
Z trudem wyszukałam, zapłaciłam, nawet ze sklepem rozmawiałam. A dziś 🙁 - rękawiczek NIE MA. I NIE BĘDZIE. Dlaczego naprawdę fajne rzeczy przestają produkować? (no wiem, bo jak dobre, to nikt nie kupi następnych, bo po co).
O kurczę, halo ale pech 🙁
Jak to zapłaciłaś i nie ma?.. Szkoda.
(Znając siebie pocieszałabym się, że kasa się zwróciła i zostanie - ale nie każdy jest takim abnegatem materialnym i mistrzem w okłamywaniu się jak ja 😉)
Dziś dałam d.py po całej linii.
W poniedziałek moje dziecko lat 5,5 dostało od cioci w przedszkolu wierszyk ok. 10 wersów, z informacją że to jej część jakiegoś świątecznego występu. Trzy dni później miały być przedszkolne mikołajki, z całą oprawą, wizytą Mikołaja itepe.
Skupiłam się na tym, by nie zapomnieć przygotować tych mikołajkowych prezentów. A na wierszyk spojrzałam, uznałam że dość długi, i pewnie chodzi o coś co będzie przed Wigilią. I w jednej sekundzie zapomniałam o tym...
Dziś dziecko opowiada mi z przejęciem o całych tych mikołajkach, które odbyły się rano.
Nagle zatrzymuje się i ze smutkiem mówi: "Mamo, ale wszyscy recytowali wierszyki, a ja nie.. Bo się nie nauczyłam.."
O jeny! Nie dość, że uznałam że 10 wersów w 3 dni przewyższa możliwości mojej córki (jak mogłam tak jej nie docenić 🤦, skoro doceniły ją ciocie i dały jej specjalnie długi kawałek).
To jeszcze nie raczyłam się dopytać o jaki występ chodzi i poświęcić na ten cholerny wierszyk chociaż 5 minut dziennie!
Kurczę, nawaliłam nieodwracalnie. Niby drobiazg - ale jak dla kogo.
I tylko przez moje nieogarnięcie.
dempsey, nauczcie się tego wierszyka i niech go wyrecytuje przy innej okazji. Pewnie w przedszkolu będzie jeszcze dużo okołoświątecznych spotkań. A ponad to, jeśli córa dobrze odbiera atmosferę rodzinnych spotkań, poproś ją o recytację podczas Wigilii.
Przepraszam, że "dobrze radzę" kiedy sama mamą nie jestem, ale akurat mój temat jako pedagoga animatora kultury. 😉
dempsey, znam to, znam...Ja pod koniec zeszlego roku szkolnego zapomnialam o zakonczeniu roku, wreczaniu dyplomow itp. Zapomnialam...Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, ze u nas zawsze w niedziele, z msza sw itp. No ale ZAPOMNIALAM o zakonczeniu roku corek.....
Mysle, ze Ascaia dobrze radzi. Dobrze by bylo, zeby w przedszkolu wyrecytowala, pogadaj z ciociami.
Dzięki dziewczyny!
Myślę, że ona to już przełknęła bo jak ją zaczęłam przepraszać, to przez łzy powiedziała "Mama, gapo.." a chwilę później mnie już sama pocieszała żebym się tak nie przejmowała 😉
Ja natomiast to przeżywam bardziej niż potrzeba, bo jako alien i osoba mająca trudności w życiu społecznym jestem przewrażliwiona. Staram się robić tak, by moje dziecko nie miało takich jazd jak ja w dorosłym życiu - i oto skutki moich starań 😵
Spróbuję zrobić jak radzicie, chociaz to był kawałek jakiejś większej całości.
BASZNIA piąteczka! to właśnie w moim stylu 😉
Ale uwaga, to może być dziedziczne! 😁 Moja mama zawsze wspominała z pewnym zażenowaniem, jak w przedszkolu mego brata podczas wszelkich balów karnawałowych jej synek się wyróżniał. Otóż inne mamy zawczasu przygotowywały rozmaite kreacje, kowbojów czy tam zorro. Natomiast mój brat na wszystkich zdjęciach z karnawałowych zabaw ma ten sam strój - góralski. Był to jakiś zapasowy strój na wyposażeniu przedszkola dla tych, których mamy zapomniały im przygotować własny 😎. I mój brat zawsze był tym góralskim pastuszkiem, w za dużych gaciach.... :oczopląs:
dempsey, to namów przedszkolanki, żeby stworzyły jakąś okazję. Może teraz to będzie właśnie większa nobilitacja dla Twojej małej jeśli wystąpi "solo". Chyba, że tremuje się takimi sytuacjami - tu też dużo zależy od jej charakteru.
Tak a'propos przypomniało mi się podobne zdarzenie z mojego życia.. Moja Mam akurat z tych bardzo zorganizowanych i zawsze pamiętała o takich okazjach i przygotowaniach. Tylko raz zdarzyło jej się zapomnieć.
Była to rocznica mojej komunii i zostałam wyznaczona do tzw. podziękowań - kwiatki i wierszyki dla księży, nauczycieli, itd.
Tyle, że moja Mać zapomniała o tym dokumentnie, nie dość, że tych podziękowań nie przygotowała, to nawet mi o tym nie powiedziała. Msza się kończy, a tu nagle jakaś inna mama czy też nauczycielka najpierw dyskretnie wywołuje mnie z ławki, w końcu siłą mnie wyciąga na środek, w jedną rękę mikrofon, w drugą kwiatki i szeptem pyta gdzie mam tekst czy tak dobrze na pamięć go znam, że bez kartki. Na szczęście byłam już wtedy "scenicznie sprawna", więc skoro dali mikrofon i kazali dziękować to wygłosiłam po prostu ad hoc małe kazanie.
Jak mnie Mama przepraszała później... 🙂 do tej pory przeprasza jak to wspominamy.
raczej nie w temacie "nic mi nie wychodzi", ale dla zdolowanych na pewno.
ojciec ma 50 lat. z paczki 5 chlopakow z grochowskiej podstawowki zostal tylko on i 1 kolega.
ostatni najlepszy z najlepszych przyjaciel zmarl w czwartek. polozyl sie spac wieczorem i juz nie wstal-nie wiadomo dlaczego. mial synow w moim wieku. jeszcze kilka tygodni temu na 50 urodzinach mojego ojca wznosilam z nim toasty... on sam swoich nie dozyl 🙁
jakos mnie to uderzylo. weszlam chyba w wiek, kiedy coraz czesciej bede spotykac sie z bliskimi na cmentarzu...
BASZNIA, dempsey, ufff nie jestem sama. Ja nie tylko zapominam, ale w ogóle o wszystkim dowiaduję się ostatnia. 🙇
kujka, przykre, ale 50 lat to w dzisiejszych czasach niewiele, niektórzy życie pełną parą wtedy zaczynają.
Mieszkam nad morzem i spędzam dużo czasu na plaży z dziećmi latem. I muszę powiedzieć, że ta sytuacja nie jest zaskakująca, jak się przyjrzeć panom po zrzuceniu odzienia. Wysportowanych panów, dbających o siebie jest jak na lekarstwo, a zaczynają zapuszczanie siebie już za młodu.
Ale to tak ogólnie, nie o Twoim tacie i jego kolegach bezpośrednio.
To okropne. Czytam o kimś kto ma 50 lat i wydaje mi się, że to tak strasznie dużo, a zaraz potem sobie uświadamiam, że mój tata za rok tyle skończy i aż mi się zimno robi... Na szczęście on o siebie dba, biega codziennie rano, nie wygląda na swój wiek, ale tak czy inaczej...
ja mam coraz więcej bliskich na cmentarzu, tych którzy mieli 80lat, 60, ale też 40.
A ja tak ze sobą przyszłam tu.
I w sumie ze sprawą na może trzy zdania.
Zawsze byłam tą silną., teraz się rozpadłam na milion małych kawałeczków i ciągle próbuję być tą silną.
Nie wiem czemu bycie "słabą" jest dla mnie czymś złym. Każdy mówi, ze można być czasem słabym, a ja dalej swoje... 🙄
no wlasnie imo 50 lat to nie jest duzo... przeciez przed wiekszoscia ludzi w tym wieku jeszcze kilkanascie lat pracy...
nine... wszystkich mozesz oszukac ale siebie nie. nie sciemniaj sama przed soba, bo wtedy jak sie rozpadniesz to kto Cie pozbiera?
kujka, właśnie próbuję sobie to uświadomić ale chyba wtedy musiałabym się przed sobą przyznać też do tego, ze nic mi się nie udało. Głupia jestem no, jak but.
nic, tzn? jakos nie wierze, ze nic... 😉
dopoki nie przyznasz sie sama przed soba do bledow, bolu, tego ze nie podolalas w jakims momencie - nie bedziesz mogla pojsc dalej, zostawic tego za soba i zyc. jesli sama nie mozesz sobie z tym poradzic (a znajomi i rodzina placzacy, ze popelnilas niedawno blad zycia nie pomagaja), moze warto spotkac sie z neutralnym specjalista? kims, kto pomoze Ci sie przejzec w lustrze?
bo rozumiem, ze doktor czas, modlitwa, ani doslowne picie do lustra nie pomogly? 😉
właśnie nie chodzi o B. Chodzi o całokształt... wszystkiego. Życie mnie ostatnio moooocno nie lubi.
Neutralny specjalista jest w trakcie załatwiania się.
domyslam sie, ze caloksztalt, przeciez nieszczescia biegaja stadami
I ja przytuptałam. Jakbym się nie stara i tak jakoś nie chce wyjść, nie chce być lepiej.
Z tym wiekiem i śmiercią to jest w sumie tak, że nie zdaje sobie człowiek sprawy z wieku bliskich i tego, że jak to mój tato mawiał "z mojej półki biorą" ale do czasu. Obaj moi dziadkowie zmarli w wieku czterdziestu kilku lat i kiedyś wiek ten w stosunku do taty wydawał mi się bardzo odległy, mimo, że tę granicę już o co najmniej 20 lat przekroczył.
Nawet jak go wiozłam z zawałem do szpitala to nie dopuszczałam do świadomości myśli, że coś się stanie. Dopóki za dwa tygodnie nie zadzwonili w nocy ze szpitala...
Zaraz pierwsza gwiazdka po a ja bedąc w praktikerze ciągle łapię się na myślach "O! to by się tacie przydało. Super prezent. Robimy zrzutkę z braćmi"
I jest mi z tym do czterech liter. Dbał o siebie, dieta (cukrzyk), dużo ruchu, praktycznie cały dzień na powietrzu w ogrodzie i nagle nie ma człowieka 🙁
I ja to gdzieś z siebie wyrzucę chodź może banalny problem.
Brakuje mi teraz kontaktu z rodzicami jak nigdy, po 16 latach powinnam sie przyzwyczaić ale może to dlatego, że teraz jest ten czas wybierania szkoły, kierunku w życiu a nie mogę liczyć na żadną rozmowę z nikim kto mógłby mi coś doradzić. Przykro mi trochę jak już sama idę do mamy i słyszę "to zostań tym pieprzonym pilotem i przestań mnie męczyć" a ojciec nawet nie słyszy. Jestem teraz wszędzie pomijana, w każdej kwestii, nawet rodzinnej a o tym co sie u mnie dzieje nikt nie wie, że w szkole coraz gorzej i np. mam na lekcji obcinane włosy nikt... a to oni nie chcieli podpisać mi papierów do innej szkoły.
Kiedyś mogłam pogadać z ciocią a teraz...
Poza tym jeszcze mniejszy problem ale miałam ojcu zrobić niespodziankę, sklejkę zdjęć w antyramie dać pod choinkę, zaangażowałam nawet babcie w przeglądanie albumów rodzinnych, wybrałam zdjęcia a dziś mama sie wygadała. Będę musiała kupić mu sweter 🙄
Alabamka, nie rezygnuj z takiego prezentu, nawet jeśli to już nie niespodzianka.
Jeśli, gdyby, azali wżdy... za 2 tygodnie niby koniec świata. I wiecie co... gdy o tym myślę, to jestem za. To jest 100% tchórzostwo z mojej strony, ale kiedy myślę o tych wszystkich sprawach jakie trzeba załatwić, problemach, które trzeba rozwiązać i o tym że większość z tego jest przegrana w punkcie startu bez względu na to jak będę się starać. To ja się jednak na ten koniec świata zapisuję.
Ja też chciałabym koniec świata 🙁
Pokłóciłam się z babcią. Wygląda na to, że wigilijny barszcz, to ja sobie wypiję na stancji, z torebki knorra. Nie chodzi o to, że nie wpuści mnie do domu, ale ja nie mam ochoty do niej iść, bo wiem, że to ja naświniałam.
Sylwestra również przewiduję na stancji. Dobrze, że mieszkam na 11 piętrze, to pooglądam sobie fajerwerki. Wszyscy gdzieś idą, no wszyscy, tylko nie ja. I nie mam się do kogo podłączyć.
Po za tym znów nadszedł depresyjny kryzys. Nie widzę sensu w niczym, co chwilę płaczę. Najgorszą sprawą jest to, że czuję, że nie mam domu. Takiego domu domu. Stancja paskudna, ściany tak cienkie, że wszystkich sąsiadów dookoła słychać. Na dodatek chyba jakieś negatywne energie przez nie przepływają, bo fatalnie się tam czuję :/ Pokój w rodzinnym domu został już przejęty przez moją mamę. Przemalowany, przemeblowany, moje rzeczy zniesione do piwnicy. Nie byłam w domu jakieś 3 tygodnie. Przyjechałam wczoraj i czuję się tu tak nieswojo, obco.
Nie mówiąc już o tym, że od wczoraj przesiaduję w tym "swoim" pokoju i nic. Zero jakiejkolwiek rozmowy. Jakby rodzicom było obojętne, czy ja tu jestem, czy nie.
Ogólnie mam wrażenie, że wszyscy odsunęli się ode mnie. Rodzina, ludzie z grupy, ze stajni. Nie mam nawet z kim pogadać co mnie gryzie. Na terapię też nie mam odwagi, żeby pójść. Nie chciałabym znów zwierzać się obcej osobie.
Jasnowata, Jak ja dobrze wiem, co czujesz :przytul:
Swieta i spory czas w takiej samotnosci. No coz, nie ma rodziny - trzeba sobie ja samemu stworzyc, otworzyc sie do ludzi, ale nie na sile. I wiesz co? Przez dlugi czas tez sama myslalam, ze nie mam nikogo, ze jestem sama, ze zycie jest do d*. I potem mialam bardzo przykra sytuacje, po ktorej wiele osob, ktorych sama wrecz nie zauwazalam wyciagnelo do mnie reke, powiedzialo "Ikarina, ty przeciez nie jestes sama, masz nas, wal smialo, jak cos sie stanie niedobrego". Przyjaciol poznaje sie w biedzie.
Czasami czlowiek tak sie pograzy w tym swoim smutku, ze nawet nie zauwazy, ze dokola wcale nie jest tak zle. W zyciu ci sie wszystko uklada teraz inaczej? Inaczej wcale nie oznacza gorzej, po prostu trzeba sie chwilke przyzwyczaic, a potem jezeli czlowiek sie dobrze do nowych rzeczy nastawi to idzie z gorki. Nos do gory 😉 Swieta to taki paskudny okres, bo jak cos sie w rodzinie lub z bliskimi nie ulozy, to czlowiekowi tak jakos 1000 razy smutniej. Nie przejmuj sie, rok temu z narzeczonym jadlam curry w plastikowym talerzu na wigilie 👍 Teraz mi sie z tego smiac chce
Jasnowata, ale srebrną odznakę masz 🙂 I Jasnego masz, i dziewczyny ze stajni.
Co do rodziców i wyprowadzki z domu - sama co prawda nie mam doświadczenia (i to znowu mój dołek, że nadal nie ma tylko swojego miejsca na ziemi) - ale z obserwacji wynika, że to jest taki pierwszy moment kiedy dzieci idą na stancję i rodzice zaczynają czuć "wolność". Reorganizują pokój swojej pociechy, niekoniecznie spodziewają się jej w weekendy. Oni po prostu czują oddech po wielu, wielu latach bezustannej troski o Ciebie. Daj im chwilę, niech się ponapawają (choć rozumiem, że z perspektywy dziecka może to boleć). Miną kolejne tygodnie i zacznie im Ciebie brakować. Poza tym Ty zaczniesz być bardziej odcięta od pępowiny. I zobaczysz jak wtedy radosne będą spotkania.
A jak Ci źle to zapraszam do nas do stajni w odwiedziny. 🙂