System opieki zdrowotnej

dempsey   fiat voluntas Tua
05 grudnia 2012 14:21
Swoją drogą, mogliby sobie podarować reklamę poprzedzającą taki materiał.
To dzieciątko miało białaczkę? I nic wcześniej nie było widać?
Taki ostry przebieg jest u dzieci?

A jakie to ma znaczenie? Skoro odsylaja w ostrej bialaczce, z diagnoza bolesne zabkowanie, to w mniej ostrej na bank odesla ze pacjent d... zawraca. Smutne to ale tak wlasnie jest: przychodzisz z pierdola to po co przylazles, nie przyjdziesz, a pierdola okaze sie byc poczatkiem czegos powaznego, to sam sobie winien jestes bo zignorowales pierdole. Trzeba chyba samemu medycyne skonczyc, zeby ze sluzby zdrowia skutecznie skorzystac.
Gillian   four letter word
05 grudnia 2012 15:27
dlatego bardzo dobrze, że u nas są kamery i mikrofony. WSZĘDZIE, chyba nawet w kiblach. Takie sytuacje jak z tym dzieckiem się nie zdarzają, głowy lecą jak trzeba, pacjenci dostają pozwy jak trzeba - jest porządek. I odwołać się można od wszystkiego, działa to zarówno na korzyść personelu jak i pacjenta.
(...)
A jakie to ma znaczenie? (...)

No ma, bo ten bieżący pediatra też się nie spisał.
Już wiele razy o tym pisałam: podstawowa opieka, profilaktyka leżą i kwiczą.
A te wszystkie przeciwbólowe, przeciwgorączkowe leki tłumią objawy i bardziej szkodzą niż pomagają.
Jak widzę reklamy syropków przeciw gorączce dla dzieci czy ziołowych tabletek na "stęchnięcie" prostaty to szlag mnie jasny trafia.  👿
A ja się nie zgodzę co do rozszerzania tego o czym piszesz na leki przeciwgorączkowe. To grozi utwierdzaniem rodziców, że z każdym katarem czy każdą gorączką należy lecieć natychmiast do poradni czy na pogotowie. A to moim zdaniem nie jest słuszne postępowanie.
Raz- że jest to wręcz niemożliwe do zrealizowania w obecnych warunkach, bo sparaliżuje to zupełnie poradnie i pogotowia. Dwa- że rodzice niepotrzebnie narażają dzieci na jeszcze większe infekcje na izbach przyjęć siedząc 2 godziny w kolejce z dziećmi z katarem wirusowym przy chorych z bakteriami.
Nie jest zdrowe ani przeginanie w jedną, ani w drugą stronę.

Co do leków "na prostatę" masz świętą rację. Co do przeciwbólowych też. Powinno być zaznaczone w reklamach by leczyć danym lekiem przeciwbólowym ból ZDIAGNOZOWANY. A nie jest. Jest zalecane- lek na ból, na wszystko. I to JEST niesłuszne.
My jesteśmy specyficznym narodem, ponieważ jesteśmy lekomanami.
Też nie wyobrażam sobie lecieć z dzieckiem z katarem, ale gorączkującym do lekarza. Z przyczyn podanych przez Tunridę.
Byłam raz, jak nam się darła histerycznie kilka dni non stop. ( I wtedy dostałam skierowanie na morfologię i mocz (od tego pediatry ogólnego). )

Dlatego w sumie obie macie rację, tylko nie w tym kraju.
Chodziło mi o to, że wielu rodziców stosuje lek przeciwgorączkowy i po ustąpieniu gorączki już nie analizuje.
Bo fajny, skuteczny syropek z telewizora. A nawracająca gorączka to bardzo niepokojący objaw.
Syropkiem i niesterydowym przeciwzapalnym można pięknie początki białaczki maskować.
I ja rodziców nie winię. Bo dostęp do lekarza trudny.
A podejście "medyków", że pacjent to intruz co zakłóca spokój daje efekt jak w tej strasznej historii.
Aaaa...TERAZ to się z tobą zgodzę. I powtórzę to co cały czas powtarzam. Mi brakuje w naszych mediach artykułów, programów RZETELNIE informujących rodziców jak leczyć swoje dzieci w przypadku infekcji. Kiedy się niepokoić. Kiedy iść do lekarza, kiedy biec do lekarza. A kiedy działać samemu.
Masa jest programów siejących histerię w narodzie. Chodliwych, krzykliwych. (Bezobjawowe zapalenie płuc. Sepsa atakuje. Ptasia grypa zabiła dziecko.) Ale na pewno NIE nastawionych na rzetelną informację!!!
A szkoda.
Bo ludzie nie są świadomi. I przeginają w obie strony. Matki z katarami siedzą po 2 godziny w pogotowiu i w gabinecie histeryzują "ale OD CZEGO on ma ten katar? CZEMU nie mija? Czy lepsza sól morska, czy sól fizjologiczna?" A na korytarzu przy nich i anginy i ospy.
Albo przywożą babcię z masą przewlekłych chorób i dusznością taką, że babcia ledwo zipie. I mówią- "'aaaaa...chora była od tygodnia, ale dziś już przywieźliśmy". A babcia się kwalifikuje na natychmiastową karetkę i tlen.  🤔
Bo to wiesz - tu babcia - mieli nadzieję, że w końcu starowinka sama kipnie, ale już za głośno charczy i spać nie daje.
Bo to wiesz - tu babcia - mieli nadzieję, że w końcu starowinka sama kipnie, ale już za głośno charczy i spać nie daje.


Niekoniecznie. Być może babcia brała te tony leków, jakie się zapisuje bez głowy staruszkom i czekali, że pomoże?
Właśnie- to dopiero jest skandal. Starsi ludzie latają po specjalistach a ci nie pytają o inne leki. I takie koktajle się robią....
Zupełnie jak u golębi.
Bardziej pomaga odstawienie wszelkich leków.
Eee..czasami pytają a rodziny nic nie mówią. Wezmą jedne leki od jednego psychiatry. Potem polecą do innego po inne. A lekarz rodzinny da jeszcze inne. A pacjent i tak bierze to co są uzna za stosowane w dawkach jakie uzna za słuszne!!  I żeby było śmieszniej chodzi systematycznie do 2 psychiatrów. I wszyscy oni są przekonani, że pacjent bierze właśnie ich leki!! Dopiero kiedy nie pomaga i się PRZYCIŚNIE do muru, to wychodzi prawda na jaw. I jeszcze chory się przyzna, że od neurologa też dostaje, tylko nic nie mówił, bo nie sądził, że to ma znaczenie. A neurolog też daje leki "na nerwy". A chory i tak uważa, że "sąsiadka ma największą rację, żeby brać te różowe na rano, bo jej ciotce takie właśnie pomogły".  😉

To prawda. Lubimy leki. Jeśli nie łykać, to przynajmniej dostawać i trzymać w domu. No bo co to za doktor co nie da recepty? Co to za wizyta kiedy nie ma leków? Cokolwiek- ale być musi.
Ale to już zupełnie inny temat.
Tunrida- nie zapominaj o jednym- zawsze ten mądrzejszy odpowiada za mniej mądrego.
Lekarz za pacjenta. Nie specjalista od nogi za nogę. Nie pacjent sam za siebie.
Nie na darmo zawód lekarza nazywano tym z powołania.
Mój podopieczny zażywa dziennie ponad 10 tabletek.
Gdybym mu nie rozkładała ich do specjalnej kratki już dawno by się otruł.
Gdybym, z dużym trudem, nie powykluczała leków o sprzecznym lub kumulujacym się działaniu-
już by wąchał kwiatki od spodu. Jednak nie każdy pacjent ma takie opcje.
Wszystkie leki są od specjalistów. Zawsze daję wielką płachtę z opisem co zażywa.
Każdy specjalista z lubością miesza w lekach kolegi. I zmienia np. producenta leku. Żeby zaistnieć.
A ja mam znów kłopot, bo np. teraz mamy wszystkie tabletki białe. Jak już różowe rozczaiłam.
Z drugiej strony znam staruszkę przekonaną o własnych poważnych chorobach i zapisaną do wszystkich specjalistów świata na 10 lat z góry. A jak przekopałam jej pudło po butach, gdzie gromadzi leki, które zażywa, to okazało się, że 100% to "leki".
Z reklam. Z TV. Wszystkie zalecone przez lekarzy. Żaden doktor nie powiedział: ma pani 85 lat-dolega pani starość.
Radzę składać na ładną trumienkę i nie tracić kasy na piguły. 
Ale to też temat rzeka. Ja wiem, że medykom trudno. No wiem.
To prawda. Lubimy leki. Jeśli nie łykać, to przynajmniej dostawać i trzymać w domu. No bo co to za doktor co nie da recepty? Co to za wizyta kiedy nie ma leków? Cokolwiek- ale być musi.
Ale to już zupełnie inny temat.

Pamiętam jednego lekarza, który mnie strasznie przepraszał, że nie wypisuje żadnych leków.
A ja poszłam z wirusem, żeby:
1. osłuchał, czy coś tam złego się nie lęgnie
2. dał L4 na kilka dni, żebym sobie w domu wydobrzała
Nie dowierzał chyba, że nie chcę antybiotyku albo chociaż witaminy C. Pewnie taka norma.


A staruszkę, która brała potrójne dawki leków + leki znoszące się wzajemnie brałam w rodzinie. Lubiła chodzić do przychodni... Pomogła prywatna wizyta u mądrego lekarza, który spojrzał na wszystko i zrobił porządki. Powszechny problem. Dodatkowo wielu lekarzy traktuje starszych ludzi per noga.
Owszem- lekarz za pacjenta. I nic tego nie zmieni.
Ale współpraca przeciętnego pacjentów z lekarzem jest równa....nie pamiętam...25-30 %? Jakoś tak pokazywały badania które znam.
Badano też systematyczność przyjmowania leków. Też jakoś tak nędznie wypadło. 
Masa jest programów siejących histerię w narodzie. Chodliwych, krzykliwych. (Bezobjawowe zapalenie płuc. Sepsa atakuje. Ptasia grypa zabiła dziecko.) Ale na pewno NIE nastawionych na rzetelną informację!!!
A szkoda.

No ale sepsa i bezobjawowe zapalenie pluc to tez choroby. Grozniejsze od kataru i to chyba dobrze, ze sie o nich informuje?
Ja jestem nosicielem bakterii powodujacej sepse u noworodkow. Na wlasna reke dowiadywalam sie czym to sie je, w szpitalu nikt z wlasnej inicjatywy mnie nie poinformowal na co mam zwrocic uwage i ze takie zagrozenie w ogole istnieje, musialam dopiero zapytac pediatre przy wypisie na jakie objawy zwrocic uwage (moze byc goraczka - nie musi, problemy z oddychaniem tez moga wystapic lub nie wystapic, ogolnie zachowanie noworodka moze sie zmienic i "mama pozna ze cos jest nie tak" ... BTW wyobrazacie sobie matke noworodka na ostrym dyzurze mowiaca, ze przyszla bo tenze zmienil swoje zachowanie i ona czuje ze cos jest nie tak? na ilu ostrych dyzurach uslyszalaby ze wymysla i przeszkadza w pracy lekarzom?). Ale wracajac do sprawy sepsy, w internecie mozna znalezc historie matki, ktora urodzila w tym samym co ja szpitalu i jej dziecko zmarlo na sepse w wyniku zkazenia ta bakteria. Miala pretensje do szpitala, ze zastosowali zla procedure ale rowniez o to ze nikt jej nie poinformowal przy wypisie, ze dziecko moze chorowac, a to bylo kilka lat przed moim porodem. Dzisiaj szpital w dalszym ciagu nie informuje.

Co do starszych ludzi, to moim zdaniem koniecznie powinni byc prowadzeni, czy tez koordynowani przez jednego lekarza. Rodzinnego? Geriatre? Nie wiem ale jak widze ile lekow dostaja od kazdego specjalisty to faktycznie mozna sie przekrecic od samych interakcji.

Mnie tez lekarze przepraszaja, ze nie wypisuja antybiotykow. Musi to byc norma, ze sie ludzie domagaja. Z kolei nie rozumiem czemu tak sie bronia przed zlecaniem specjalistycznych badan albo skierowaniem do specjalistow? Sa na to jakies limity?
Wiesz co się działo w NPL-u jak pojawiły się w tv teksty o "bezobjawowym zapaleniu płuc"?  Masakra była. Całe tłumy. I wszyscy się bali. Jakby nagle epidemia dżumy wybuchła. Łatwo zasiać panikę w narodzie.
Tak samo było przy ptasiej grypie i świńskiej grypie. No nie wiem, czy to było rzetelne informowanie. Dla mnie- NIE. To było rzucanie haseł które przerażały i siały panikę. Ja się matkom nie dziwię, bo pewno nie będąc lekarzem, sama bym przybiegła, że moje dziecko ma katar i 37 i może ma świńską grypę. Bo niby czemu nie? I jak ją wykryć? I że ja CHCĘ ją teraz i natychmiast wykryć w NPL-u bo się boję.
Rzetelne informacje, a nie przerażanie ludzi i szukanie sensacji.

no antybiotyki to norma, choć mam 19 lat jeszcze chodzę do pediatry i na byle jaki katar wypisuje mi od x lat Duomox na wszelki wypadek jakby się pogorszyło, mam chyba z 10 niewykorzystanych recept. Za to moi kuzyni (9 i 10 lat) od zawsze codziennie Actimelki i inne śmieci, oczywiście chorzy średnio co 2 tygodnie i za każdym razem na antybiotyku  🙄
My jesteśmy specyficznym narodem, ponieważ jesteśmy lekomanami.

Podobno jesteśmy najlepszym klientem firm farmaceutycznych w Europie.


Moja koleżanka będąc w Szwecji wybrała się do apteki, bo coś tam jej dolegało. Ponieważ nic w tej aptece specjalnie nie było to wybrała Aspirynę. Znajomi Szwedzi, u których była skomentowali: Ojej chyba ci coś poważnego dolega, że taki mocny lek kupiłaś?  😁

Moje dziecko przeszło mononukleozę. Zaczęło się w lutym tego roku. Kilkukrotnie byłam u lekarza z białym nalotem na gardle, gorączką. Zawsze rzetelnie opisywałam objawy, że dziecko jest ciągle zmęczone, że ma powiększone węzły chłonne, że skarży się na bóle brzucha, że schudł, że zachowuje się dziwnie, nieswojo nawet kiedy nie ma chorego gardła. ZA KAŻDYM RAZEM dostałam receptę na antybiotyk. Nie wykupowałam, czekałam 24 godziny, czy pojawią się czopy w gardle - za każdym razem diagnozowano anginę. Lekarz mi powiedział, że skoro jadł kiedyś dużo i z apetytem, a teraz je mało to pewnie mu się upodobania zmieniły  🙄 No ale do cholery jestem matką i widzę, że z moim dzieckiem jest coś nie tak.
W końcu trafiłam do innego lekarza. Bada dziecko i mówi, że on jej się bardzo nie podoba i najlepiej to już dziś położyć się z nim do szpitala na pełną diagnostykę, bo robienie po kolei będzie długo trwało, a wg niej coś jest nie w porządku. Ona pierwsza potraktowała poważnie moje uwagi o zmęczeniu, bólu brzucha, itp.
Podczas USG w szpitalu pani odwraca się do mnie i mówi: Niech się pani nie martwi, te dzieci tak nas czasem straszą nowotworem, a tu się okazuje często, że to mononukleoza  😲
Pomijam czekanie 3 doby na test na mononukleozę zlecony przez oddział na cito  i co w tym czasie przeżyłam - wynik: mononukleoza, śledziona jak balon, stąd bóle brzucha.
Wróciłam do pediatry, a ona do mnie: Dobrze, że pani nie podawała tych zalecanych antybiotyków.  mononukleoza obniża odporność do zera, a podanie w tym czasie antybiotyków może spowodować bardzo poważne powikłania.

"Podobna" historia miała miejsce 2,5 roku temu w Grudziądzu.

link

Skierowanie do szpitala, tam odmowa przyjęcia na oddział, dzień później 14-latka umiera w domu.
Po tym wszystkim wyszły na jaw różne "dodatki" - to, że dziewczyna rok wcześniej ciężko chorowała, że tym razem była gorączka 40 stopni i kilka innych.
Nikt nie poniósł konsekwencji, bo i winnych, jak się okazuje, nie było.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
05 grudnia 2012 19:45
Z reklam. Z TV. Wszystkie zalecone przez lekarzy. Żaden doktor nie powiedział: ma pani 85 lat-dolega pani starość.
Radzę składać na ładną trumienkę i nie tracić kasy na piguły. 
Ale to też temat rzeka. Ja wiem, że medykom trudno. No wiem.


A niechby któryś spróbował tak powiedzieć! Przecież to jest nietolerancja! Chamstwo! Starszy człowiek MUSI być schorowany, przecież tyle w życiu przeszedł! A to, że za młodu na profilaktykę nie chodził? A kogo to obchodzi? Przecież jak młody to MUSI być zdrowy i pracować, a nie kolejkę u lekarza zajmować!
Moja babcia kiedyś poszła do jednego lekarza. Powiedział, że jest zdrowa jak byk, nic jej nie jest, witaminki uzupełniające tylko kazał brać. Wróciła do domu strasznie niezadowolona, kilka tygodniu słuchaliśmy jaki z niego konował. I poszła do drugiego- stwierdził, że ma za duży cholesterol, w serduszku szumi, w płuckach dmucha i przepisał torbę leków. Tak szczęśliwej babci dawno nie widziałam... 😵 I weź jej teraz wytłumacz, że nie musi tego brać...
dempsey   fiat voluntas Tua
05 grudnia 2012 20:16
Co do dzieci i ich infekcji:
No nie wiem czy to taka bezpodstawna panika z bezobjawowym zapaleniem płuc.
Dwoje dzieci znajomych przechodziło takie zapalenie z gorączką, osłuchowo były czyste. W jednym przypadku zbywanie przez lekarza rodzinnego doprowadziło do wody w płucu i zabiegu i nieodwracalnego uszkodzenia płuca.
Drugie to samo: gorączka, osłuchowo czyste, rtg pokazuje zapalenie płuc. Tylko wcześniej wyłapane.

Chłopczyk z tego białostockiego szpitala też zmarł na coś, co w pierwszych objawach przypomina przeziębienie a po trzech dniach się umiera.

Więc mam w d.pie to , że komuś będzie przeszkadzać moja nadgorliwość, że ktoś mnie będzie zbywał i dla kogoś będę pięćdziesiątą szóstą histeryzującą mamuśką. I że ktoś nazwie mnie panikarą.
To jest nieistotne. Istotne jest ryzyko i jego wyeliminowanie.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
05 grudnia 2012 20:19
No to do moich strachów o dziecko doszło jeszcze to... 😲
Jedna ze znajomych dziewczyn mi tydzień temu opowiadała, jak u jej teściowej w rodzinie był przypadek właśnie utajnionego zapalenia płuc u kilku miesięcznego malucha- dziecko zmarło, bo je za późno zdiagnozowali...
Pięćdziesiątą szóstą mamuśkę z kolei bada się mniej skutecznie niż 4-tą. Tylko tyle. Następuje najnormalniejsze w świecie zmęczenie materiału ludzkiego.  A 128-ą ( a tyle przyjmowałam swego czasu w NPL-u w niedzielę bo liczyłam i do końca życia nie zapomnę tamtej pracy) można się domyśleć jak się bada. I NIE MA tu winy lekarza moim zdaniem, bo nie ze złej woli to wynika. Tylko tyle.
dempsey   fiat voluntas Tua
05 grudnia 2012 23:43
Tunrida, oczywiście, racja. I trzeba o tym pamiętać, bo tego się nie da ominąć ani wyeliminować.
Trudna sprawa, zwłaszcza gdy zetkną się dwie postawy: dominująca i ulegająca wpływom...
A czy lekarz powinien przyjmować 128 pacjentów dziennie? To nadal jest leczenie? Nadal odpowiada za swoje decyzje? I spokojnie to "łyka"? Nie boi się taki lekarz? Że się pomyli?
Dlaczego się nie boi?
Halo- tak było kilka lat temu. Dyżury w NPL-u były płatne 120 zł za całą niedzielę. NIKT nie chciał tam pracować. ( wychodziło 1-2 złote za pacjenta, motywacja słaba, sama przyznasz. Za wizytę prywatną brało się wtedy ok 40-50 zł) Dyrektor ZMUSZAŁ młodych lekarzy, w trakcie specjalizacji do pracy w tym miejscu. Był obowiązek wzięcia 2 dyżurów zwykłych i 2 świątecznych. Kiedy nie było ułożonej listy grafikowej na dany miesiąc, zastępca dyrektora chodził po oddziałach i wymuszał "Pan weźmie 1 listopada". Tłumaczyliśmy, że nie jesteśmy w stanie sami, bez pielęgniarki nawet do pomocy przyjmować po 60-80 osób dziennie. ( oprócz zbadania i zaleceń trzeba było wypełnić RUM-y i całą kartę odpisową)  Przy 40-tej przyjmowanej osobie jedna za drugą przestaje się już myśleć.
I wiesz co?
I to i tak mały pikuś z tego co się dzieje. I czego pacjenci nie są świadomi.
A kiedy mnie nie będącą nawet jeszcze psychiatrą, po pół roku pracy w szpitalu, ZMUSZONO do dyżurowania na neurologii, to czy to było normalne????? I sądzisz, że to , że się bałam, nie czułam na siłach, nie chciałam, prosiłam, miało jakieś znaczenie?? Byłam zmuszona do udawania neurologa i leczenia udarów, wylewów, stanów padaczkowych, nowotworów mózgu i narastającego wodogłowia.  😵 Ale ok- to było jednak te 7-8 lat temu. Potem zaczęły się krzyki w tv na ten temat i się skończyło. Już leżąc w trumnie będę pamiętać te czasy. Po nocach mi się śni jak mnie wołają do wylewu krwi do mózgu u młodej osoby na izbę przyjęć. Dzieciaka pracującego pół roku na psychiatrii.  🤔wirek:

Ale skoro TERAZ, w przypadku potrzeby reanimacji w oddziale, nie przyjeżdża do mnie ani pogotowie ( to rozumiem, no bo w końcu pogotowie nie jeździe na szpitalne oddziały) ani ekipa reanimacyjna z OIOM-u ( bo mój oddział jest na drugim końcu miasta i dowiedziałam się, że anestezjolog z ekipą NIE przyjadą) to co mam zrobić? Przyjedzie 1 ratownik z torbą, jak będzie karetka. Ostatnio miałam taką sytuację, że jej NIE było. Po prostu. "NIE MA. Będzie za godzinę."
I co? Rzucić pracę? Czy się nie boję? Sram po gaciach, że jak będzie reanimacja, to nie padnie na mnie.
Byłyśmy u dyrektora kilka razy w tej sprawie. I NIC. Jedno wielkie gówniane NIC. Mam iść do gazety? Wiesz, że otwarta wojna z twoim własnym pracodawcą nie jest najrozsądniejszą decyzją, nie?

WIELE rozwiązań w służbie zdrowia JEST CHORYCH. Wiele rzeczy dzieje się KARYGODNYCH. I to kuźwa nie lekarze są tu winni. I na dodatek kiedy próbuje się z tym walczyć, zrobić coś, to okazuje się, że GÓWNO MOŻESZ.
Nie podoba się- zwolnij się z pracy. Tyle możesz. ( tylko jeszcze za lojalkę będę musiała wtedy zapłacić kilkanaście tysięcy, ale teoretycznie zwolnić się mogę, to prawda)

A jak się strajkowało, to było powiedziane, że strajkujemy TYLKO dla kasy. Fajnie. A że przy okazji mieliśmy inne postulaty do dyrekcji, by poprawić warunki pracy to o tym nikt już nie wie.

Nie wiem po co to piszę. Pewno nawet nie powinnam. Nie wiem czy ktoś to wszystko zrozumie.
To nie lekarze są huje, chamy, skurwysyny, obiboki i konowały. ( choć z pewnością tacy też bywają- jak w każdym zawodzie)
Ten cały system jest popieprzony, kulawy i niedorobiony. Aż się rzygać chce. I ja za to nie odpowiadam.
Jestem już w na tyle dobrej sytuacji, że jak mi coś nie pasuje, to mogę się sprzeciwić i odejść. Bo mam specjalizację i możliwości pracy gdzie indziej. Ale ci, którzy jej nie mają, nie mogą.
Nie podpiszę kontraktów na dyżury w moim własnym oddziale, gdzie NIE MAM odpowiedniego zabezpieczenia pacjenta w razie reanimacji. TYLE mogę.I zostaniemy zmuszeni do obstawienia całego miesiąca pracą zmianową ( którą i tak teraz mamy) I dojdzie do tego, że będę pacjentów widzieć w poniedziałek w nocy, w środę w dzień i w sobotę w nocy. Fajnie- ciekawe jak z nimi będę im prowadzić terapie.  🤔wirek:
Rok 2012 w pewnej części upłynął mi na lataniu po szpitalu. Dużym. I przychodniach.
I tak sobie rozmyślałam : gdzie są lekarze???
Za komuny wydziały medyczne wypuszczały znacznie mniejszą liczbę absolwentów.
I lekarz był w każdej szkole. W przychodni kolejka to było kilka osób do okienka.
Gabinety były w zakładach pracy. W tych większych również specjalistyczne.
Ludności ponoć ubyło - 2 miliony emigrowały. Lekarzy niby przybyło.
Pieniądze- wieczny brak. A ja płacę dwie składki. Gdzie znikają?
Jakim cudem ordynator reumatologii narobił 40 milionów długu w dwa lata???
Nie płacił za nic? Kto na to pozwala?
Co się dzieje? Ja już nie wiem.
Jedyne wytłumaczenie to gabinety prywatne, które pochłonęły lekarzy.
I wiele lat mówi się o zakazie łączenia pracy w stu miejscach. I Izby Lekarskie wraz z całym środowiskiem z tym walczą.
Teraz zarobki lekarzy znacznie wzrosły, ale i tak pozostało dorabianie tu i tam. Kontrakty kończą się już jesienią ale dziwnym trafem tuz obok szpitali są wielkie prywatne przychodnie.
Uważam, że winna sytuacji jest taka wieczna półreforma.

Jakim cudem ordynator reumatologii narobił 40 milionów długu w dwa lata???
Nie płacił za nic"?


-Mógł przyjmować potrzebujących ponad kontrakt z Funduszem, a Fundusz mógł nie zapłacić za nadwykonania, czyli za tych leczonych pacjentów ponad plan
-Mógł wykonywać drogie badania, które są potrzebne danemu pacjentowi, ale które są bardzo nisko punktowo wyceniane przez Fundusz. To spowoduje dług w oddziale.
-Mógł przyjmować potrzebujących ponad kontrakt z Funduszem, a Fundusz mógł nie zapłacić za nadwykonania, czyli za tych leczonych pacjentów ponad plan
-Mógł wykonywać drogie badania, które są potrzebne danemu pacjentowi, ale które są bardzo nisko punktowo wyceniane przez Fundusz. To spowoduje dług w oddziale.

40 MILIONÓW????? W dwa lata?
I po roku już nikt nie reagował ?? Nie rozumiem, nie zrozumiem. Badania robił i co? Firmom za testy nie płacił ?
A ona tak sobie czekały ?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się