Koniec z jeździectwem?
monik94, jest jesień, wszyscy mają ogólnożyciowego doła. Daj sobie czas, przyjdzie wiosna, może będzie lepiej?
poza tym jedno - nie zapewniasz mu rozwoju, tak? w wiesz gdzie ma to koń? pod ogonem. Koniowi potrzebny jest padok, osoba miziająca i tyle. Wątpię, żeby koń czuł się nieszczęśliwy bo nie wykorzystujesz jego potencjału sportowego. Więc dopóki nie przeszkadza Ci utrzymywanie darmozjada, to po co sprzedawać?
Więc dopóki nie przeszkadza Ci utrzymywanie darmozjada, to po co sprzedawać?
Mój pasożyt na pewno nie jest smutny, że się tylko lonżuje i większość czasu spędza na padoku nic nie robiąc.
Mój portfel jest smutny, ale oby do wiosny!
edit: poza tym zawsze można wydzierżawić. Ja coraz częściej się zastanawiam nad znalezieniem kogoś do jazdy 3x w tygodniu.
ja mam pasożyta pełną gębą, pracuję na niego na dwóch etatach, jest bardzo dobrym skoczkiem a od dwóch lat praktycznie nic nie robi poza jedzeniem smakołyków, które podtykam mu pod nos. Można? można.
monik94, powiem ci z własnego doświadczenia, że lepiej nie podejmować radykalnych kroków bez sprawdzenia, jak ci bez tego konia jest. Ja też miałam dokładnie rok temu takiego doła końskiego jak ty. Nie myślałam wprawdzie nad sprzedażą, ale potrafiłam cały tydzień nie jechać do stajni i mi tego nie brakowało. Wywiozłam konia na łąki, żeby zaoszczędzić i od niego odpocząć, plan był taki że na rok i... wytrzymałam 2 miesiące 🙂 A i tak do niego jeździłam praktycznie co tydzień, a planowałam raz na miesiąc. Dopóki się nie poczuje jak to jest bez tego konia, lepiej nie robić niczego ostatecznego, bo wtedy dopiero można sobie zrobić krzywdę :/
monik94
zastanów się też ile znaczy dla Ciebie ten koń, bo wiesz, że sprzedając, NIGDY absolutnie nigdy, nie możesz mieć pewności co się z nim stanie, radzę zajrzeć do wątku in memoriam i zobaczyć jak skończyła kobyłka kupiona przez 'zakochaną w niej po uszy dziewczynę'...
Jak już dziewczyny pisały, koń nie cierpi na tym, że się sportowo nie rozwija, jak nie masz czasu siły, chęci, to jak radzi Dzionka łąki, albo właśnie współdzierżawa.
monik94, dopóki finanse Cię nie zmuszają, nie podejmuj decyzji które będą nieodwracalne.
Ja melduję, że wyjaśniło mi się we łbie.
1. Chcę kiedyś wrócić, ale tym razem tak, by faktycznie i na zimno dążyć do spełnienia marzeń. Czyli własny koń, treningi nakierowane na mały sport, docelowo wkkw. To mnie kręci i trzyma cały czas.
2. Bezwzględnym warunkiem powrotu jest odpowiednia zasobność portfela. Bez konta oszczędnościowego z odłożonymi 2-3k Euro (i to tylko na czarną godzinę, nie do ruszenia) nawet nie będę myśleć o własnym koniu.
3. Do czasu uzyskania odpowiedniego poziomu finansowego koncentruję się na pracy zawodowej oraz tańszych dyscyplinach sportu i rekreacji 😉 typu spacery z psem 🙂. Jak dożyję, to super 😁
4. Mam niesamowicie fajne wspomnienia i to jest bardzo dużo. Doprawdy nie mogę narzekać.
A jeździectwo można uprawiać całe życie, nie?

😁
dempsey, super! Jak człowiek uspokoi emocje, to tak jakoś czuje się jaśniej, glowa nie jest tak bardzo przytłoczona myśleniem i zamartwianiem. I mowie ci - dasz rade 😀 Jak człowiek pogodnie się do czegoś nastawi, to wszystko tak jakoś samo później wychodzi 😉
ikarina :kwiatek:
Ty to w ogóle jesteś dla mnie na tym forum uosobieniem pogodnego podejścia do życia 🙂 👍
Nie powiem, że emocje znikły. Gdzieś sobie żyją, czasem dochodzą do głosu.
I być może odsunięcie w czasie mojego powrotu jest też pretekstem do tego, by się z nimi nie zmierzyć tu i teraz.
Ale plan jest i raczej go nie będę zmieniać.
dempsey, no bo po co sobie samemu życie utrudniać 🙂 ja rozumiem, ze pasja, ze czasami niektórzy poświęcają temu pol swojego życia, ale jeżeli człowiek się męczy, jeżeli to sprawia, ze ma doła, to jeżeli ma jakas furtkę, zeby z tego wyjsc, to moim zdaniem powinien z niej skorzystać 🙂 Jest tyle rzeczy, które mogą sprawić, ze będziemy się czuć szczęśliwi i to na prawdę nie muszą być konie. Poza tym - jak piszesz - zawsze można kiedyś do tego wrócić. To nie jest przecież gimnastyka artystyczna, ludzie po 40 stce czasami zaczynali od zera i całkiem im nieźle szło 😉
Bardzo fajnie napisałaś.
Ja zamknęłam furtkę i wyrzuciłam klucz po stracie konia. Uznałam, że nie ma sensu jej otwierać i próbować tam wracać na siłę.
Ale z tą cholerną furtką też mi nie było dobrze. Więc wymyśliłam, że muszę stworzyć swój nowy kolorowy świat, i wejść do niego inną furtką 😜 (Przepraszam, że tak się uczepiłam Twojej komunikacyjnej przenośni, ale mi się ona bardzo spodobała)
Ja zamknęłam furtkę i wyrzuciłam klucz po stracie konia.
ja też zamknęłam, ale klucza nie wyrzuciłam 😉 jakoś mnie do tego nie ciągnie. Nie wiem może to też brak czasu? Owszem jak jadę do stajni i wsiadam na konia i sobie zagalopuje to kurcze jakbym na nowo się urodziła, ale na dzień dzisiejszy jeżdżę tylko od czasu do czasu i dobrze mi z tym.
Kiedyś może znowu sobie kupie konia i będę codziennie w stajni.
W tej chwili planuje rozwój zawodowy. Skończyć studia, znaleźć dobrą pracę, ale żeby znaleźć dobrą pracę muszę też coś od siebie dać. I tym sposobem lukę czasu, która powstała po koniach chcę wypełnić nauką języka obcego, kursy zawodowe.
A konie? Zawsze będę moją pasja i częścią życia. Ale czerpać z czegoś radość czasem trzeba poczuć brak tego.
monik94, Jeez, gdybym ja miała działać pod wpływem chwili to już bym mojego z 10 razy opchnęła. był przez chwile nawet ogloszony, znalazł się jeden kupiec i też nie miałam odwagi zaprosic go na oglądanie i wsiadanie- powiedzialam, że już nieaktualne. a koń (na ta chwile :hihi🙂 uwazam, ze jest najwspanialszy i raczej sie to nie zmieni.
daj sobie czas, wyślij konia na wakacje albo wydzierzaw go komuś żeby sobie do lasu jeździł na nim jeździł czy coś. wiem że stajesz przed niełatwymi decyzjami ale dopoki utrzymanie konia nie jest mega obciazeniem to myśle że nie ma co sprzedawać, bo to powazna i nieodwracalna decyzja ktorej mozesz pózniej żałować.
Chuda, podziwiam, ja próbowałam się odciąć od koni- nie wyszło 😉 Na szczęście moje studia i kariera na tym nie ucierpialy. Chociaż były momenty zwątpienia. Konia widzę rzadziej niż częściej, ale mam to szczęście, że jest w rękach najlepszych z możliwych. Moje roczne życie bez koni po stracie jednego było strasznie smutne.
dempsey, skopiowałaś mój plan słowo w słowo!!! Tylko wkkw dopisałaś. Nieładnie! 😉
Zresztą Twoje rozterki, stan zawieszenia i tęsknota za TAMTYM koniem są mi tak bliskie, że jak Cię czytam to mam wrażenie, że żyjesz poniekąd moim życiem 😡
Naboo, pamiętam Was..
ale nie wiedziałam, że aż tak podobnie Ci się układa. Serdecznie pozdrawiam.
(ale wcale nie chciałam kopiować Twojego planu! 😉 Poza tym coraz wyraźniej widzę, że główną jego zaletą jest dobre uzasadnienie odsunięcia w czasie)
dempsey, Aaa! 😅 💃 To z pewnością kiedyś na krosach się spotkamy! No, ew. z moją córką 😀 (a do mnie nieustannie zapraszam 🙂😉
halo, oby! 🙂 🙂
(chociaż naprawdę na dzień dzisiejszy przepaść która dzieli moje obecne finanse od docelowego poziomu umożliwiającego mi jeździectwo wydaje mi się hmmm omalże nie do pokonania.. ale zobaczymy, zobaczymy..)
No i koniec... Źle mi z tym bardzo, ale co poradzić. Zdrowie chyba ważniejsze.
No więc pozostają mi spacerki w ręku 🙄
Dowiedziałam się, że mam zzsk i zapalenie stawów kolanowych. Jak tylko się o tym dowiedziałam to nawet nie pytałam co to jest tylko "będę mogła jeździć konno?"... No i jak 11 lat temu rodzice kazali mi jechać na obóz jeździecki, a później na treningi tak teraz muszę sama sobie kazać nie jeździć.
Czuję się jakby to koń miał jakąś chwilową kulawiznę. Jeszcze chyba to do mnie nie dotarło 😕
nie przejmuj sie, ja tez miałam zapalenie stawów kolanowych i jezdziłam. Na poczatku tylko bez strzemion, pozniej w strzemionach tylko wysiadywany. A teraz jest tak 🙂

Siedzac w siodle zapominalam o bólu, a i samo zapalenie sie zmniejszylo. Nie ma co sie łamac 😀
anil22 byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie gdyby to była kwestia tylko kolan. Sama jeździłam z naderwanymi wiązadłami kolanowymi i przeżywałam jakoś ból, ale gdy się dowiedziałam, że jeśli będę jeździć to nie będzie mnie tylko bolał kręgosłup, ale za kilka lat będzie dobrze jeśli będę chodziła.
sama jestem fizjoterapeuta i uwierz mi nie kazda diagnoze trzeba brac smiertelnie powaznie , mi tez tak mowili jak spadlam i mi sie kregi przestawily. Ale po pewnym czasie, kregoslup jest cwany i w pewiem sposob sam sobie rekompensuje braki i wady.
Mam konia, ale moje jeździectwo nie istnieje już od 5 miesięcy. Z racji tego, że nie ma nadziei na szybki powrót, decyzja podjęta, koń 1 grudnia jedzie do "sanatorium" na co najmniej kilka/kilkanaście miesięcy, a ja się resetuję, wprowadzam parę zmian, skupiam się na innych rzeczach, reperuje nadwątlony budżet i mam nadzieję, że nam obojgu to na zdrowie wyjdzie.
Zobaczymy jak z realizacją tego planu w rzeczywistości...
Heh, widze ze nie tylko mnie dosiegla reperacja budzetu.
Nie stac mnie na jazde w takim wymiarze jak do tej pory, czyli 3 razy w tyg, z trenerem, wlasnym sprzetem...
nie rzucam jezdziectwa calkowicie, za duza to dla mnie radosc. poszukam sobie czegosc do jazdy do lasu raz czy czasem 2 w tygodniu.
sprzedaje siodlo.
przyszedl ten czas, kiedy trzeba zmienic troche priorytety. kiedys wroce i bede jezdzic sportowo🙂 tylko najpierw konto musi sie napelnic🙂
Faith, jeśli nadal Ci to sprawia frajdę to jeździj, choćby do lasu właśnie. 🙂
U mnie reperacja budżetu to jedno, a dochodzi do tego jeszcze jakieś wypalenie wewnętrzne.
Uznałam, że jest to po prostu nierozsądne (żeby nie powiedzieć głupie) płacić 1000 zł gołego pensjonatu co miesiąc za konia, który jeszcze co najmniej przez pół roku nie ma szansy na powrót do pracy ze względów zdrowotnych. To, że stajnie mam bliziutko, powoduje tylko, że mam wyrzuty sumienia, że nie jeżdżę do niego tak często jak kiedyś. Dlatego wywożę go do innego województwa, ale do zaufanych osób, będę wiedziała, że krzywda mu się nie dzieje, nawet jeśli odwiedzę do 1-2 razy w miesiącu, a portfel odetchnie.
A poza tym ja mam już troszeczkę dość... Za dużo stresów, za dużo łez, za dużo liczenia każdego grosza, chcę odetchnąć, spróbować pożyć trochę innym życiem, skupić się na innych pasjach, rozwoju własnym, zawodowym, przyjemnościach. FB ma u mnie dożywocie i wszystko co najlepsze ode mnie (w miarę możliwości) do końca swoich dni, bo to najwspanialszy czworonóg jakiego w życiu spotkałam i tego nic nie zmieni. Ale po nim raczej już konia nie chcę i mieć nie będę. A może po tej przerwie stwierdzę jednak, że bez koni żyć nie mogę? Życie zweryfikuje.
wendetta, uważaj, ja z identycznymi założeniami wywiozłam swojego konia w zeszłym roku na "roczne" wakacje - wytrzymałam 2 miesiące i przywiozłam z powrotem 😀 No ale mój nie był chory, jednak masz inną sytuację.
Powodzenia na nowej drodze życia!! 🙂
Dzionka, wiem, pamiętam, cały czas mam Wasza historię gdzieś z tyłu głowy i zastanawiam się czy u nas będzie podobnie 😉 Z tym, że tak jak piszesz, różni nas to, że Dzionek był zdrowy.
Na pewno będę tęsknić za FB, będę ryczeć jak bóbr już pewnie z drodze do domu. Ale mądre decyzje nie zawsze są łatwe...
Dziękuję :kwiatek:
wendetta, kurczę - jakbym czytała swoje myśli - czemu wcześniej nie zobaczyłam Twojego wpisu. Jak w ogóle wygląda sytuacja teraz, po 2 miesiącach?
Też czuję, że się wypaliłam. Brakuje mi już sił i zwyczajnie mi się odechciało. Koń w zasadzie wyleczony, dalej się kontrolujemy. 10 miesięcy intensywnego leczenia mocno jednak odbiło sie na mojej kieszeni. Dlatego na okres letni muszę go przenieść do tańszej stajni. Jednak to co najbardziej mnie martwi to to, że rzadko kiedy mam przyjemność z jazdy. Czasem jest super, naprawdę! Ale jak z niego spadam to mnie dopada taki dół, ale taki... Ile można się użerać z takim niewybieganym koniem...
Co więcej, mam na siebie zupełnie inny pomysł i poważnie rozważam definitywne zakończenie przygody z końmi. Bo, że innego konia mieć nie będę to już wiem niemal na pewno. Wszystko się wyklaruje (i mam nadzieję, ze mi się uda!) w przeciągu roku. Czy to będzie sprzedaż czy dzierżawa, czy łąki. Jeszcze nie wiem, na razie zaczęłam działać w pewnym kierunku i od powodzenia mojego planu uzależniam dalsze decyzje względem Duszka.
Przyszedł czas na egoizm, czuję że dużo dałam temu koniowi od siebie i teraz mam prawo zrobić coś tylko dla siebie. Nawet jeśli będzie to kosztem naszego rozstania, choć mam nadzieję, że nie. Nie chcę jednak, by koń mnie aż tak ograniczał. Pewnie nie myślałabym tak, gdyby wszystko potoczyło sie tak jak sobie wymarzyłam - czyli kupno, zajazdka, treningi, rozwój, fun itp. Póki co mam kryzys finansowy, siwe włosy (!!!), wiele wylanych łez i niepotrzebnego stresu.
amnestria dobrze cię rozumiem, bo jakiś czas temu byłam w podobnej sytuacji. Czasem najlepszym wyjściem jest odpoczynek od tego codziennego stresu, jakim jest niewątpliwie jazda na wystanym koniu po kontuzji. Nie myślałaś o tym, żeby na przykład, na czas rozruchu ktoś inny jeździł na Duszku? On by spokojnie dochodził do formy, a ty odpoczełabyś od problemu, miała więcej czasu na inne rzeczy i z innej perspektywy spojrzała na ten problem? Byle tylko była to osoba i miejsce, w którym spokojnie można zostawić konia i zamiast martwić się, czy wszystko z nim ok, to zająć się swoimi sprawami, a jak przyjdzie tęsknota, to poprostu pojechać, poczyścić i spędzić miło oraz bezstresowo czas ze swoim wymarzonym koniem 🙂
amnestria, smutno, ale zupełnie ci się nie dziwię... Bardzo długo byłaś dzielna, zrobiłaś wszystko co mogłaś - czas na chwilę dla ciebie, serio 🙂