FAUST (FISIO)
Pewnego dnia rozmawiałam z koleżanką przez telefon. Powiedziała: `Wpadnij do mnie, mąż wyjechał, pomożesz mi ruszyć konie` - mieli ich wtedy chyba 4.
No więc pojechałam. `Wsiądź sobie na Fausta` i zaprowadziła mnie do stajni gdzie `toto` stało....
Zawsze uwielbiałam srokate, więc jak zobaczyłam te łatki to już mi się podobało... Wsiadłam. Pojechałyśmy w teren... Po 5 minutach spadłam, bo mnie srokaty zbryknął bez ostrzeżenia. Ale spacer był fajny... Chociaż konik chudy, za dużo nie umiał, łaził z łbem zadartym do góry i trza go było pchać.... (no, ale miał łatki). Nie wiem do końca jaka jest jego przeszłość, zanim do nich trafił. Wiem tyle, że chodził w szkółce, był tłuczkiem, a znajomi zamienili go za takiego wielkiego ogiera, który nie był odpowiedni do ich `celów pokazowych`...
Po spacerku pamiętam, że rozmawiałam z tą koleżanką i skarżyła mi się że teraz nie ma kto jeździć, oni nie mają kasy, żeby trzymać tyle koni w pensjonacie... i tak pomyślałam sobie o tym, żeby go wydzierżawić może na spółę z koleżanką...
Tym bardziej, że sama czasem jeździłam z tymi znajomymi na pokazy - tak więc miałabym swojego konia, na którym mogłabym trenować bliżej swojego domu i przygotowywać go pod siebie…
Kiedy się zdecydowałyśmy, konik był już w nowej stajni… okazało się , że kumpela do spółki właśnie zaszła w ciążę, ale na szczęście trafiły się dwie inne osoby do jazdy… Na szczęście nieźle jeżdżące i w ogóle –układ świetny… Tak więc stałam się panią Fausta, który został od tamtej chwili Fisiem… Fisio potrafił uciec z padoku i napaść na starsze panie idące od wukadki i wsadzić im pysio w zakupy…Nie zapomnę smsa, ` Maja, twój koń zeżarł Jezuska z szopki` - cóż… skoro był z siana , to czego żeście się spodziewali…
Fisio to koń bardzo rekreacyjny, lubił uczestniczyć w pokazach, można było zdjąć na nim wszystkie kółka kopią ze stojaków… lubi takie rzeczy.. jak się od niego wymaga czegoś wyższych lotów, to niekoniecznie. Ale skakać lubił zawsze – nie zapomnę jak na jakimś pokazie w przerwie w zawodach skokowych wyjechałam z kopią, w zbroi, Fiś się czegoś niby wystraszył i pogalopował wprost na przeszkodę skacząc ją w pięknym stylu...
Rodzice, szczególnie tata – byli przeciwni… Ale potem się już przyzwyczaili do tego, że ciągle mnie nie ma, bo FISIUJĘ..
Potem dziewczyny-wspólniczki zrezygnowały. Trochę je rozumiem, bo miały większe ambicje niż jeżdżenie w terenik…. A Fisio nigdy nie był koniem super bezpiecznym.. Brykał, wracał galopem do stajni z jeźdźcem na grzbiecie…I taki był … oporny na wiedzę….
Potem przestałam jeździć na pokazy. Trochę ze względu na studia i pracę, trochę zaczęłam się bać… No i układ przestał być taki różowy, bo koń jak wyjechał na początku lipca, to wracał dopiero z końcem sierpnia – bo nie opłacało się go wozić w tę i z powrotem do Warszawy. Poza tym jego jeźdźcy też musieli trochę trenować…
Potem postanowiłam wyjść za mąż i przeprowadzić się na wieś. Mąż też miał konia – kobyłkę – ale to już zupełnie inna historia... No i zamieszkały sobie dwa konie w stajni przerobionej ze stodoły… I wtedy okazało się , że układ, że mój koń wyjeżdża na lato jest kompletnie do du*y, bo kobyła sama przecież nie może zostać. No i namówiliśmy kolegę, żeby na czas nieobecności Fisia wstawił do nas swojego konika.
ESENT
Problem rozwiązany, ale pojawił się nowy… Na czym mam jeździć, bo oczywiście kolega jak przyjeżdżał, to jeździł, mąż wsiadał na kobyłę, a ja? Poza tym zaczęli mnie przekonywać, że taki układ z wyjeżdżającym koniem jest bez sensu, że może niech znajomi lepiej go sobie wezmą, że to ogólnie nie fair… i że powinnam sobie kupić innego konia. Ja zakochana w Fisiu, ale w sumie też świadoma tego, że to jednak kawał szkółkowego chama… Podobało mi się za to jak wsiadałam na konika kolegi – araba – że z taką łatwością się na nim jeździ… Jakiś taki łatwy do opanowania, chętny do przodu i w ogóle. No i postanowiliśmy, że może kupmy takiego arabka dla mnie.. .A Fisio – albo trzeba ustalić nowe warunki z właścicielem, albo niech go zabiera…
Zaczęliśmy szukać araba…
Obejrzałam ich kilka, do jednego jechaliśmy aż gdzieś pod Rzeszów… W sumie się już poddałam z tym szukaniem… Aż nagle zobaczyłam JEGO na allegro…
Po prostu CUDO… A i zdjęcia świetne… Pojechałam. Wsiadłam. Wsiadł kolega. Wsiadła właścicielka dotychczasowa, pokazała, co koń potrafi… koń ujeżdżony świetnie, grzeczny, piękny i zdrowy… Zakochałam się po raz drugi… I wzięliśmy go… W sumie, to chciałam trochę mniej pieniędzy przeznaczyć na konia, ale było warto. Pomógł nam ten kolega – w sumie sfinansował nam konia – opłacając pensjonat u nas swojemu z góry za ponad rok… Esent przyjechał do nas w moje urodziny, w czerwcu w zeszłym roku…
Jazda na nim jest boska, w życiu nie sądziłam, że tylu rzeczy można się od konia nauczyć. Można na nim bezpiecznie pojechać samemu w teren. Na ujeżdżalni koń pokazuje mi moje błędy..
Po powrocie Fisia z sezonu pokazowego … znajomy zaproponował taką cenę za Fisia, że głupio się było nie zgodzić…
Tak więc jestem szczęśliwą posiadaczką dwóch chłopaków… Dwóch zupełnie innych koni…
Co ciekawe, są o siebie zazdrosne, jak przychodzę z siodłem zgarnąć któregoś z padoku, to się pchają do mnie….
I tyle o `moich` koniach.
RIVOLTA
Jest jeszcze kobyła męża, dzięki której się poznaliśmy… Wszyscy mówią, że specjalnie sobie konia kupił, żeby mnie poderwać.
Już się postaram krótko: pewnego dnia dostałam pocztą firmową (bo pracujemy w jednej firmie) pytanie:
- hej, słyszałem, że masz konika? Ja mam klaczkę
- o to, fajnie… A gdzie jeździsz, w jakimś klubie?
- nie trzymam ją u siebie w stajni, przy domu…
No i przysłał zdjęcie… Po którym ja stwierdziłam, że należy im szybko pomóc…
Wystraszony koń, źle osiodłany, na nim koleś, radosny, ale widać , że kompletnie nic nie umie. Okazało się, że kobyła dostaje 5x za dużo owsa i dostaje świra z samotności… Zaproponowałam pomoc, ale jak usłyszałam, że to 75 km od Warszawy to zwątpiłam… Zaproponowałam przeprowadzkę do pensjonatu, w którym aktualnie przebywał mój Fiś…
No i zaczęłam uczyć (ja, potem instruktorka) i jego i ją. Efekty może nie są powalające, ale to z jego lenistwa.
Zaraz będzie następny koń, bo Rivolta powinna na dniach się wyźrebić….
a to wszystkie nasze koniki

od lewej:
Fisio, Rivolta, Cugiel (ten koń kolegi) i oczywiście Esent...