Koniec z jeździectwem?

aleqsandra, Również gratuluję!!! I życzę powodzenia! 🙂

tunrida,

hmmm, bo miałam wrażenie, że ta cała dyskusja zawrzała m.in. po moim pierwszym wpisie w tym wątku i zostałam skrytykowana...

żeby nie było, że to się nożyce odezwały - nie wydaje mi się, żebym krytykowała, aczkolwiek odczytałam tego posta jakby był taki hmm.... księżniczkowy, że rekreacja to niee, bo marna, konie tam marne i wszystko marność, ale potem się zorientowałam co dokładnie miałaś na myśli, więc spoko, rozumiem punkt widzenia 🙂 Teraz nic tylko cieszyć się z konia 🙂 :kwiatek:

Zwłaszcza że jest to forum i nie widać ani twarzy, ani tonu głosu, anie nie znamy się wszyscy na tyle dobrze, żeby wiedzieć jaki kto ma charakter

ano, dokładnie. I dlatego tu jest o wiele więcej możliwości kompletnego niezrozumienia co kto miał na myśli.

shagyaaa, Konie tak szybko nie padają. 😁 A odnośnie pomysłu ze stajnią... wiesz no, mój zakup konia był chyba jednym z najmniej rozsądnych przedsięwzięć, ale dał najwięcej doświadczenia. Takiego ogólnego. 😉 Zawsze możesz spróbować, a potem konie sprzedać/wydzierżawić etc. Koń - zwierzę nabyte.
Pytanie jak tam u Ciebie z jazdą - jeśli boisz się jeździć sama, to chyba faktycznie lepiej by było, gdyby ktoś tam do Ciebie zaglądał raz na jakiś czas. 60 km to sporo, ale może się to da jakoś pogodzić. No i żebyś poszukała w miarę możliwości ogarniętego konia (choć wierzę, że u nas z tym ciężko, ale może jednak 🙂 )
Dworcika   Fantasmagoria
01 lipca 2012 18:58
A ja z tych, co to więcej nie jeżdżą niż jeżdżą. Przez wiele lat nie miałam na czym (konie były, ale w pewnym momencie same surowe, albo tylko do zaprzęgu), wtedy jeździłam do właścicieli na jedno lub kilkudniowe pobyty, żeby sobie posiedzieć na łące, poszczotkować i takie tam. A jak trafiało się "cokolwiek zdatnego" do jazdy, to była po prostu radocha. I takie to było wsiadanie - czasem kilka razy z rzędu, żeby później nie wsiadać miesiącami.
2 lata temu poznałam przez RV właścicielkę konia, na którym obecnie mam możliwość jeździć. Mam niestety takie momenty, że przez kilka tygodni nie mam za bardzo jak jechać do stajni (niby niedaleko - ok. 25km), wtedy namolnie przeglądam zdjęcia i takie tam. I odliczam 😁
Zawsze bardzo chciałam mieć możliwość jazdy pod okiem kogoś, kto się na tym zna. No bo po co mi takie dupotłuctwo...? Ale pal licho, jaka jest satysfakcja, kiedy oglądam zdjęcia i widzę, że jest po prostu lepiej? Albo, że w terenie było fajnie?
I fajnie czasem pojechać, uznać, ze nie chce mi się wsiadać i pomiziać się z ziemi :P

Przy czym mój post nie nawiązuje jakoś szczególnie do powyższej dyskusji, a przedstawia jedynie moje doświadczenia z licznymi przerwami.
Mam już dosyć jeździectwa. Po uszy. Z wielu powodów (ale nie są to konie 🙂😉. I rozmyślałam właśnie, jak to zrobić, żeby odciąć się na amen, gdy dziewczyny w KR przypomniały, że przecież zawsze, wszędzie i przy czymkolwiek  - właśnie tak będzie. Więc jeździectwo trochę zostaje. Ale romantyzm (resztki) idzie precz. "Twordym trza być, nie miętkim"
Ja czasami mam ochotę skończyć swoją przygodę z jeździectwem, kiedy, bo ja wiem? Widzę lepsze od siebie i się do nich porównuje 😵
Jeździectwo to ciągła nauka, a u mnie raczej ciężko z cierpliwością do tego.
Mimo wszystko mam nadzieję, że wytrwam w tej swojej małej depresji 🤣
Niby rzuciłam swoje końskie zainteresowania. Raz na zawsze. I siedzę na volcie, odkopując stare wątki.  🤔wirek:
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
02 sierpnia 2012 11:29
ja się zastanawiam czy ciągnąć sprawę i znależć jakiegos konisia (niby stajnia jest, niby wszystko fajnie, moze nawet chciałoby mi się coś robić), ale z drugiej strony... może jeździć sobie od czasu do czasu jak akurat pogoda piękna i nie przejmować się że kowal, że kolka, że siano trzeba skołować, że konia trzeba ruszyć przy -20...
Omnia, napiszę tak, jeżeli stawiasz w taki sposób sprawę, to faktycznie, lepiej jeździć od czasu do czasu jak pogoda ładna 🙂
Ja od dziecka marzyłam o własnym koniu, długo na niego czekałam i nic nie było w stanie mnie zrazić. A różowo zawsze nie jest. Mnie nie przeszkadza -20, chociaż bywa czasem ciężko. Jak mnie za długo nie ma w stajni to bez konia na łeb dostaję i nie mogę sobie w domu miejsca znaleźć 😉 Najnormalniej w świecie mam wyrzuty sumienia, że u konia mnie nie ma dłużej niż dwa dni. Ale to było moje największe marzenie i byłam w stanie dużo dla niego poświecić. W sumie to w dalszym ciągu jestem. Własny koń kosztuje mnie dużo wyrzeczeń, ale mówiąc szczerze wcale mi nie żal i decyzji o jego kupnie nie żałowałam.
Wszystko zależy od priorytetów jakie dany człowiek posiada i od tego jak bardzo czegoś chce i mu zależy. Bo jeśli ma być to na zasadzie, chciałabym, fajnie by było ale z drugiej strony...; to faktycznie zamiast przyjemności może się to stać udręka i problemem.
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
02 sierpnia 2012 11:49
Jak długo masz konia i ile masz lat? bo przepraszam cie bardzo, ale tak myślałam jak miałam lat 25 i sobie wesoło kończyłam studia. teraz przekonałam się, ze kasa nie płynie od rodziców, a choroba konia potrafi zwalić z nóg. starzy rodzice też wymagaja innej opieki (i nagle koń okazuje się na ostatnim miejscu), a i praca, żeby utrzymac dom i rodzinę - też nie pozwala na bywanie tak czeste jakby się chciało.
Kocham konie, poświeciłam im wiele, ale czasem zastanawiam sie czy to jest sens. kupno konia - to przynajmniej w moim wypadku - kupno na dozywocie. Nie wiem czy na tyle starczy mi siły. nie wiem czy starczy mi siły na kolejną śmierć konia.
więc chyba rozmawiamy o czym innym.
piszesz włąsnie, ze masz wyrzuty sumienia. ja tez miałam - potężne. zwłaszcza, kiedy koń chorował a ja MUSIAŁAM być w pracy, zeby miec kasę na weta i leki. i nie wiem czy mam jeszcze siłę.
chyba wolę jeździć jak jest ładnie.
przynajmniej narazie.
Omnia po pierwsze piszesz tak jakbyś atakowała, a to co ja napisałam, nie miało na celu ataku na Ciebie. Tym bardziej, że dopiero to co napisałaś teraz daje jakiś konkretniejszy obraz sprawy.
Konia mam ponad rok, lat mam 26 i co mówi Ci to już tak wiele by mnie osądzić?
Wesoło to ja studiów nie kończę, bo robię je zaocznie i pracuję i już dawno nie jestem na utrzymaniu rodziców. Za konia płacę sama, więc wiem ile potrafi kosztować. Rodzice nawet gdyby chcieli nie mają mnie jak wspomóc, wiec jestem zdana na siebie.
Tak jak pisałam wcześniej, to wszystko zależy od priorytetów i nie tylko takich, które wyznaczamy sobie sami, ale również i od tych, które dyktuje nam życie.
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
02 sierpnia 2012 14:11
przepraszam cię, ale może po prostu wydaje mi się trochę.. żeby nie urazić... mało jeszcze doświadczone? mówienie o priorytetach w przypadku kończenia z jeździectwem. bowiem nigdy nie wiesz, co nagle stanie się twoim priorytetem. i jednak - z całym szacunkiem - konia masz ledwie ponad rok. wciaż z całym szacunkiem - wiele mi to mówi.
To super, że jesteś taka wszechwiedząca i po napisaniu ile ktoś ma lat i jak długo ma własnego konia, jesteś w stanie stwierdzić, że g... wie i się nie zna bo doświadczenia życiowego nie ma.
Trochę twój atak nie na miejscu, bo skąd możesz wiedzieć co przez ten rok posiadania swojego konia przeszłam? Czasem rok to mało, czasem aż za dużo, więc nie znając, nie osądzaj.
To Ty zaczęłaś swój post od narzekania na to, co większości posiadaczy koni nie przeszkadza, nie ja. I dobrze, masz do tego prawo, może Ci się po latach już nie chcieć, możesz uważać to za bezsens. Masz inne priorytety i dobrze. Ale dlaczego zaraz uważasz, że jak ktoś własnego ma krótko, to zaraz nie wie jaka to odpowiedzialność i jak czasem bywa ciężko?
Bo w tej chwili to ja już nie wiem o ci chodzi...
Gillian   four letter word
02 sierpnia 2012 15:02
pamirowa, po roku posiadania konia to się jeszcze rzyga tęczą, co innego po 5 czy 10.
.
pamirowa, po roku posiadania konia to się jeszcze rzyga tęczą, co innego po 5 czy 10.


Nie nazwałabym tego tak. Gdybym rzygała tęczą to było by kolorowo, a nie zawsze jest. Znam też osoby, które mają konie po 5 czy 10 lat i jakoś dalej je mają, pomimo, że łatwo nie jest, mają  mniejsze lub większe problemy, ale nie słyszałam od nich większych narzekań. W dalszym ciągu nie zamienili by tego co mają, na spokojne życie bez koni.
Gillian   four letter word
02 sierpnia 2012 16:38
Ja mam konie od 18 lat i narzekam, nie ma roku żebym nie wpadała w ogromny dół życiowy i nie przeklinała tych futrzaków. Ale mam 🙂 i powiem więcej - nigdy więcej koni, kiedy odejdą te które teraz mam.
Pamirowa z całym szacunkiem ale rok to mało. Malo bo zapał , checi  trwają, bo nawet jak nie masz czasu i peiniedzy to masz pełen zapał, siły i checi. Ja patrze na to troszkę inaczej , mam juz swoje lata, mam pare koni i czasem przychodzi zmęczenie, znużenie i choroby nie tylko koni ale moje, męza ,córki itp itd. Młodosc ma to do siebie ,ze masz zdecydowanie wiecej sił, energiii zapału.
Do tego nie bierzesz pod uwagę,że Omni nie dawno kon odszedl- ma wiec dodatkowo prawo do flustracji, zastanowien, przemyslen.
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
03 sierpnia 2012 07:28
dzięki Faza.  :kwiatek: masz całkowita rację. Być może gdybym miała o te naście lat mniej nie zastanawiałabym się i widziała to inaczej. tak, w pewnym momencie człowiekowi zaczyna trochę brakować siły. strasznie to trudne do przełkniecia, ale fizycznej po prostu.
obie wiemy jak jest.
i boks mój stoi otwarty.  🙂.  ale nie rzucę się kupowac konia zaraz natychmiast uś i bo kocham.
Poczekam na to co ma być.
Dobrze, ale Omnia na początku tego nie napisała, a ja jej nie znam więc skąd mam wiedzieć, że akurat odszedł jej koń? Z tego co napisała powyżej wynikało, że lepiej nie ładować się póki co w konia, jeśli jest zmęczona tym co pisała. Zresztą nie napisała że już konie miała, a to zmienia postać rzeczy. 
Ja mam swojego rok. Owszem, mało. Ale znam wielu ludzi mających konie od lat i od żadnego z nich nie słyszałam, że chcą to rzucić. Owszem, bywali zmęczeni, ale pomimo, że są to ludzie starsi ode mnie, z bagażem życiowych doświadczeń, mający konie chorowite, które kosztują ich spore sumy, ani myślą by z tym skończyć. Bo takie sobie życie wybrali i tak chcą żyć, nawet jeśli czasem takie życie bywa  gorzkie. I nie piszę teraz już o Omni, tylko tak ogólnie, bo nie lubię generalizowania, kiedy ludzie są tak różni od siebie, mają tak różne doświadczenia i różne podejścia.
pamirowa  😀iabeł: a ja codzien rano (o 4-tej rano) mam dosyc koni i codzien rzucam konie i jedziectwo.
W ciągu dnia mi to przechodzi ale rano.........
Pewnie ,że bez koni byłoby pusto, dziwnie jakos i napewno bardzo bym teskniła. Ale pamietam po smierci mojego ukochanego konia, klaczy Soni wszystko nagle przestało miec sens, coś w czlowieku peka i tyle. To też mija. 😉
Faza, ale to tak jest niemal ze wszystkim 😉 Wszystko ma plusy i minusy, nigdy nie jest kolorowo cały czas. Jesteśmy tylko ludźmi przecież i czasem najnormalniej w świecie możemy być niektórymi rzeczami zmęczeni, nawet jeśli jest to naszą pasją. Proza życia bywa czasem męcząca. Ja mojego konia jeszcze nie miałam dosyć. Czasem bywam zmęczona. Pewnie im dłużej będę miała konia, a w przyszłości może i konie, tym częściej zdarzą się narzekania 😉 Ale mimo wszystko jak konie są pasją, to choćby nie wiem jak z nimi ciężko było, bez nich pewnie jeszcze gorzej, bo jest ta pustka o której piszesz.
Źle zrozumiałam to co napisała Omnia i może za szybko wyrwałam się odpowiedzi. Przepraszam :kwiatek:
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
03 sierpnia 2012 11:01
nie ma sprawy :kwiatek:
w końcu nie musiałas wiedzieć, dlaczego miałam dość. a pewnie jeszcze pół roku temu odpisałabym podobnie jak TY na takie moje biadolenie.  😉
Ja nie kończę z jeździectwem, jednak etap rzygania tęczą jest u mnie przeszłością 😉

Na własnego, wymarzonego konia czekałam wiele lat. Sama musialam zapracować na jego kupno i utrzymanie.
Po prawie 5 latach, zdecydowałam się na sprzedaż zwierzaka i nie żałowałam. W końcu mogę żyć jak człowiek, a nie połowę wypłaty łożyc na konia, by żywić się kotletami rybnymi 😉
Z jeździectwa nie zrezygnuję- konie zawsze będą w moim zyciu, jednak zapał zgasł.
Nie mam parcia na pięcie się wyżej, ba nawet nie chce mi się jeździc konno.
Tak, od czasu do czasu wsadzić dupę w siodło dla relaksu jedynie.
Lubię przebywać w stajni, patrzeć jak jeżdżą inni, nawet uczenie początkujących sprawia mi frajdę.
Wiem, że nie chcę mieć już własnego konia, bo kosztuje to mnóstwo wyrzeczeń i ogólnie jest to sport dla bogaczy.
Jazda na nieujeżdżonych łupach jest męczarnią, więc wolałabym nie wsiadać wcale, gdybym miała do dyspozycji tylko takie konie.
Może kiedyś- jak wygram w totka pomyślę inaczej 😉
Kupno konia, własnego i wymarzonego, zmieniło mnie. Kiedyś jak wiedziałam, że trzeba łapać okazję to godzina 6 rano i już do znajomej, bo w teren, bo pojeździć za nim będzie upał, a teraz to ja grzecznie śpię w łóżku, a do konia chodzę po godzinach popołudniowych. Zwolniłam tempo, wiem że mam siwą pod nosem i to mi wystarczy. Teraz częściej chodzę z nią na spacery, bawię się z ziemi niż sadzam tyłek na siodło i po prostu jadę. Ani jej nie sprzedam, ani nie zostawię, bo to moja kochana zołza.
trzynastka   In love with the ordinary
03 sierpnia 2012 18:19
konia trzeba ruszyć przy -20...


Mi własnie wtedy najbardziej koni brakuje.
Przy -20, przy mocnym wietrze i zacinającym deszczu... 😉
Nie wiem czemu, znacz podejrzewam, że tęsknię właśnie za obowiązkiem, za przymusem, za tym, że samopoczucie zwierzaka zależy od tego czy przy -20 ruszę tyłek czy nie... 😉
Mam autentycznie dosyć 🙁 Jednocześnie - to u mnie obsesja (?) Taka silna potrzeba emocjonalna, że bycie "bez" jest niewyobrażalne. Konie były najważniejsze od zawsze, od pieluch. A od 18+ lat, odkąd stworzyliśmy dom, najpierw się myślało/mówiło o koniach, potem cała reszta. Dom opierał się... na koniach.
Dziś wszystko się zmienia w błyskawicznym tempie. Ja też się zmieniłam. Totalna nieracjonalność "koni" wręcz wali mnie po pysku. "Pasja", k*a m*ć. "Sposób na życie" - jeszcze gorzej. Czarna dziura i tyle. Zmarnowane życie? A na razie nie widzę sposobu, żeby z koni się wygrzebać. Zacząć życie totalnie od nowa? Ba! Żeby jeszcze tak się dało!
No dobra - z ogromnymi stratami da się sprzedać resztki z dawnego życia. "Wyrwać serce z piersi". Ale skąd wziąć energię na zaczęcie nowego? Sytuacja wygląda jak wygląda. Dół. Czuję się wyczerpana. Wszystko daliśmy koniom, konie decydowały o wszystkich wyborach. Co dostaliśmy w zamian? Owszem, barwne, Żywe życie. Pełne emocji i sensu (bo w ten sens mocno wierzyliśmy). A teraz - koniec. Mur. Ślepa uliczka. Gdybym mogła zawrócić czas, to zmieniłabym na pewno. Uwierzyłabym życzliwym ludziom, którzy szczerze radzili, że od koni trzeba się trzymać z daleka. Że kto się wrobił w konie, ten się... udupił.
Jak to ktoś gdzieś napisał: jeżeli Gudzowaty nie poradził sobie z końmi, to kto sobie poradzi?
Gudzowaty wykoncypował przynajmniej, kiedy ostatecznie się zwinąć 🙂
Chcecie koni? To się ich trzymajcie. Jako miłego (i zbędnego) dodatku. Przenigdy nie róbcie z koni Treści życia. Nie w PL. Zresztą - chyba nigdzie. Przeczytałam (w necie) tę książkę: "Snowman, the 80 dolars horse..." Pisze jak wół: ktokolwiek chce pracować w końskim biznesie, porywami serca kierować mu się nie wolno. A jaki "biedny" był właściciel Snowmana: imigrant ze 160 $ "kapitału". Z samego instruktażu i niewielkiego handlu końmi dał radę kupić dom i farmę, wyżywić 6! dzieci, i rzecz jasna, niepracującą żonę. A w Ameryce Taaki był kryzys 🤣. Nic to, idę obierać tego ziemniaka, żeby go ugotować i sprzedać i kupić dwa... 😀
asds   Life goes on...
06 września 2012 18:55
haloNo nie zapominajmy że na farmie tytoniu też pracował, a potem dopiero chyba była farma i praca w szkole dla dziewcząt jako instruktor.
Zaczęła się 3 klasa liceum, kursy, prawko, a mnie nachodzą myśli by to rzucić w cholerę  🙁 Trzeci dzień nie poszłam do stajni. Mimo, iż jak wczoraj i przedwczoraj za późno wróciłam do domu i nie miałam szans, tak dzisiaj po prostu padłam po szkole i obudziłam się o 19  😵 Cholera, kocham to i nawet jak wyjechałam na wakacje na 2 tygodnie to ciągle marzyłam by do Siwka wrócić, ale... cholera 🙁 Nie mam na to czasu, a jazda w kratkę nie sprzyja pracy i ciągłemu rozwijaniu się z koniem.
Może jakiś były/teraźniejszy maturzysta powie mi jak w pogodzić przygotowania do matury z koniem?  🤔
asds   Life goes on...
06 września 2012 19:05
Ja sądze że z końmi nie da się skończyć. Zbyt głęboko to we mnie siedzi...Jakby nie patrzeć 15 lat życia im poświęciłam. Ciężko mi wyobrazić sobie relaks na łonie natury bez konia... 🤔
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
06 września 2012 19:25

Jak to ktoś gdzieś napisał: jeżeli Gudzowaty nie poradził sobie z końmi, to kto sobie poradzi?
Gudzowaty wykoncypował przynajmniej, kiedy ostatecznie się zwinąć 🙂



dobiję Cię 😉 wrotki o tym pisał...ale trochę w innym kontekście - a dokładnie sponsoringu...nawet Guzowaty nie dał rady wytrzymać z "dojącymi" go zawodnikami 😉

a nawiązując do tematu - właśnie dlatego pracuję na normalnym etacie,w przebrzydłej korporacji... tak jest bezpieczniej,w razie w 😉 ale mimo wszystko,mimo wszystkich naszych (między Tobą a mną) antypatii,mam nadzieję,że masz tylko słabszą chwilę...uszy do góry...jak to moja babcia mawia - da Bóg dzień,da Bóg radę  :kwiatek:
halo
Pozwole sobie wstawic, niestety nie wiem skad ten obrazek, wyskoczyl mi na fb u kolezanki i bardzo spodobal.
Chcialabym miec juz spokoj (coraz jakiss czas mi sie to udaje), ale oczywiscie czesciej jestem albo opcja 1 albo 3 🙂😉)


Ze mnie duzo osob sie zmieje ze ja mam tysiac pomyslow na minute, zmieniam zdanie i podejmuje million roznych decyzji.
A ja do tej pory zadnej z tych decyzji nie zaluje, nie dla tego ze wszystkie do kazdej jedynej byly sluszne (choc tak myslam dluuuugo  😁 )
ale dla tego ze teraz wiem ze wtedy kiedys musialam tak postapic, bo inaczej bylo by mi zle (psychicznie, fizycznie, finansowo) i kazda decyzja mnie czegos nauczyla.

Nie zaluj tego co kiedys robilas, a jesli juz tak bardzo chcesz czegos zalowac => to zacznij troche zalowac tego czego nie robisz teraz w tym momencie, a co jestes w stanie zrobic.
Zmien cos co mozesz i zobacz jakie beda efekty, a to czego nijak nie mozesz zmienic - to pogodz sie z tym, samo sie uksztaltuje/zmieni tak ze bedzie ci z tym dobrze.
Wiem ze latwo sie mowi, ale do tego trzeba chociaz dazyc, by cieszyc sie z tego zycia co masz bo innego nie bedzie.

Masz dosyc jezdziectwa, to moze zrob sobie przerwe - zdystansuj sie na ile sie da, sprobuj czegos zupelnie nowego? Wywiez konia na laki, a wolna kase poswiec na wlasny rozwoj ?
Albo jakis wybierz jakis inny kierunek w jezdziectwie, co moze bedzie cie bardziej cieszyl? Niesportowy, a profesjonalny mam na mysli.
Zrob cos cokolwiek co ci moze pomoc polepszyc zycie teraz i cie cieszyc.

Jestem przekonana ze takie dylematy co ty masz, ma niejedna nie zwiazana z jezdziectwem osoba.
Owszem nie wszyscy maja pasje (zwlaszcza taka dziwna jak my  😀iabeł: ), ale wiekszosc jednak ma rodzine; prace; jakies niedoscigniete marzenia na ktore pracuje polzycia; no doslownie cokolwiek, czemu sie poswieca najwiecej i podporzadkuje cale swoje zycie, i kazdy moze nagle zwatpic ze to byla dobra droga.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się