Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

Siwulka łączę się z ilością wyjść do szkoły  🙇
Ja ma "tylko" dwie ale zerówka u nas 5cio godzinna i Zuzia chodzi od 8.00 do 13.00 a Kajka w II kl ma na po południu.Niby nie bardzo późno ale na np 10.30 do 14-15tej.Czyli 4 x do szkoły (na nogach mam jakieś 25 min).Do tego w między czasie wyjść po /z dziećmi tyle czasu,ze ledwo zdążę coś zrobić a do tego mam jeszcze 1,5 km konie od domu,które tez muszę nakarmić.
Mam nadzieję,że uda mi się załapać na świetlice rano,choćby po to,żeby obie na 8.00 szły ale nie wiem czy wyjdzie bo jak oboje rodzice nie pracują to nie chcą  😤 😤

Udorka trzymaj się,może za kilka dni Młody się przyzwyczai
Anka gratulacje
jejku, faktycznie z tymi szkołami to porażka jakaś. Ja nie chcę żeby moje dziecko szło do szkoły 😎

majek koniecznie wstaw fotki bo dawno Was nie było.

udorka a dlaczego w Waszym żłobku był taki krótki czas adaptacyjny że jednego dnia półtorej godz a drugiego już 7? Kurcze, jakoś dziwnie. Z tego co mi mamy opowiadają to u nas są 3-4 dni, a czasem nawet 7 dni na adaptację. A wczoraj znalazłam przez przypadek jakieś przedszkole (nie pamiętam już tylko które to było) w którym adaptacja trwa miesiąc 😉 jeśli dziecko źle znosi rozstania z rodzicami to możesz przychodzić z nim przez miesiąc aby się przyzwyczaił. Fajna sprawa.
Muffinka - to nie tak, ja sobie wzięłam tydzień urlopu, po czym kierownik zadzwonił że MUSZĘ ( siedzę i nic tu się dziś nie dzieje, co widać po tym, że na volcie siedzę 😉 i po co ja tu dzisiaj, koledzy by mnie mogli zastąpić ) być w pracy we wtorek bo on będzie w domu meble składał... nosz kurde....  😤 jakby nie mógł sobie wybrać innego dnia, na przykład piątku, przecież wiedział jakie to dla mnie ważne, żeby mały się zaadoptował.
Oczywiście może to trochę nie w porządku z mojej strony, że mam do niego pretensje bo co go obchodzi mój urlop jak on też ma potrzebę wziąć, no ale jednak...

Aha - no i źle zrozumiałam Panią w żłobku, nie chodziło im, że można być z dziećmi pierwsze dni, tylko, że lepiej odbierać wcześniej, tak więc wczoraj poszłam nastawiona, że z nim zostanę i mimo to chciało mi się płakać, a jak jeszcze usłyszałam, że nie mogę z nim wejść to już mnie totalnie dobiło.
Cóż, jutro, czwartek i piątek znów będzie krócej, może będę mu jakoś wydłużać, jutro 3 godziny, potem 4, w piątek 5... ale 5 to już tak straszliwie długo... chociaż będzie przecież zostawał od poniedziałku na 7... sama nie wiem. Beznadziejna sytuacja.. żeby już chociaż siedział, chodził. A tak to pewnie leży taki naleśniczek opuszczony przez wszystkich i przerażony, stęskniony  😕
Ja sobie nie wyobrażam oddać małego do żłobka/przedszkola gdzie nie mogę kilka pierwszych dni z nim być. Poprostu nie.
Zresztą u nas próba żłobkowa źle się skończyła więc ja na razie jestem ostrożna.
tylko Muffinka, niektórzy są zmuszeni. Doceń, że Ty nie musisz.
Ale mi chodzi tylko o to, że nie wyobrażam sobie jak żłobek/przedszkole może NIE organizować dni adaptacyjnych z rodzicami. Niby dlaczego???
Pewnie chodzi im o bałagan adaptacyjny... w sensie, że jedne dzieci płaczą więcej a inne mniej a jak wszystkie nagle zostaną same to "grupowo" pewnie maluchy są pocieszane. Nie wszyscy rodzice mają możliwość/czas być w godzinach adapatycyjnych i dzieciom tych rodziców jest bardzo przykro, że zostają same, gdy inne maluchy są z kimś. Przynajmniej tak jest w naszym przedszkolu 😉

udorka trzymaj się :przytul:, w żłobkach chyba bawią się z dziećmi? tzn nie sądze aby leżały i płakały - pierwsze dni są tylko najgorsze  🙁
Mój też gdyby był żłobek bliżej a nie 15 km dalej ( nie mam prawa jazdy ), to musiałby w nim przebywać... ale zrezygnowałam z pracy i został mi zasiłek dla bezrobotnych  🤔 ( i tak zarabiałam najniższą krajową... )
Tak się tylko zastanawiam jak muszą się czuć dzieci, których rodzice nie mogą uczestniczyć w dniach adaptacyjnych, a inne mają przy sobie mamę/tatę 🤔

edit: wzięła mnie i ubiegła 🤣
kasiulkaa25, wawrek - macie rację, ja miałam mini-przykład, taki w wersji super-light: poszłam z Julką na zajęcia adaptacyjne, razem z Maksiem - dzieci były z rodzicami. W połowie Maksio zaczął płakać i musiałam go karmić i nim się zajmować, Julka została opuszczona - a wszystkie inne dzieci miały mamę/babcię obok. Była bardzo, bardzo smutna, wszystkie dzieci z opiekunami poszły w pewnym momencie do innej sali a ona poszła sama - jak po kilku minutach dotarłam to miała takie biedne oczy smutne  🙁

A to przecież tylko chwila - pomyślcie, jak te dzieci bez rodziców by się czuły przez cały dzień albo kilka.

Nasze przedszkole (o ile się dostaniemy do niego) też nie ma dnia adaptacyjnego, za to od stycznia ma klubik malucha dla "narybku" - i mam nadzieję że to Julce do adaptacji wystarczy. Ew. zapiszemy się na jeszcze jakieś inne zajęcia, a poza tym zawsze mogę ją przez pierwszy okres odbierać wcześniej i stopniowo wydłużać. No i czytanie wątku mnie psychicznie przygotuje  😉
Być może tak jest, ja tego nie wiem bo nie mam doświadczenia ze żłobkami czy przedszkolami. Ale znam swoje dziecko i wiem, że nie zapiszę go do placówki gdzie nie będzie dni adaptacyjnych. Chyba że nagle przez ten rok który dzieli go od przedszkola, się zmieni. Ale jeśli nie to będę musiała szukać takiego przedszkola gdzie taki okres będzie.
taki "klub malucha" dla nowego narybku w sierpniu też fajny. Choć z rozmów z różnymi mamami wiem, że dzieci dołączają do grup w różnym czasie. Nie tylko we wrześniu. Więc jak jedno dziecko nowe w grupie przyjdzie z mamą, to reszta już na to nie zwraca uwagi.
Chyba że nagle przez ten rok który dzieli go od przedszkola, się zmieni.

Uwierz - zmieni się! Niemniej życzę żebyście znaleźli przedszkole o jakim marzycie  😉
U nas i tak żłobek jest jeden jedyny na miasto a pewnie i powiat, moja córka tam chodziła jako 2 latka i jestem z niego zadowolona. Innego wyboru nie było i na razie na szczęście przez myśl mi nie przeszło że robię Olkowi krzywdę. Tak być musi i kropka. Cóż, kiedyś będę te dni wspominać z niedowierzaniem, że kiedyś Olo mógł płakać ( mam nadzieję ).
edit:
Coś mi się pokręciło z postem....
Ja nigdzie nie napisałam że jak nie ma dni adaptacyjnych to rodzice robią dziecku krzywdę!!!! dzieci są różne, ja chciałabym aby Filip był inny. Ale nie jest.
Mój plan aby oddać go do żłobka na 2-3 godz co 2-3 dni, żeby on sie ode mnie "odczepił" 😉, spowodował takie problemy że nie zaryzykuje drugi raz. A okres adaptacyjny niby był, tylko nei taki jak powinien chyba. Trafiłam na beznadziejne miejsce, teraz to wiem.
Ależ to jest do przewidzenia, że ludzie czytają to, co chcą.
I rozumują tak jak chcą.
A nie tak, jak jest napisane.

spowodował takie problemy że nie zaryzykuje drugi raz. A okres adaptacyjny niby był, tylko nei taki jak powinien chyba. Trafiłam na beznadziejne miejsce, teraz to wiem.


Muffinka, napiszesz więcej? Może to pozwoli uniknąć jakichś błędów.
Dla mnie dni adapcyjne to nic innego jak przedłużanie tego "okrutnego" czasu rozstania. Bo kiedyś w końcu i tak trzeba zostawić dziecko samo.
Jak mój będzie iść do przedszkola, poprostu będe go zostawiać codziennie dłużej zaczynając od godziny, bo wiem na przykładzie bratanka, że chodzenie razem z dzieckiem na dni adaptacyjne nie przynosi zbyt dużych korzyści, bo mały płakał ( a raczej ryczał 😉 ) przy każdej próbie rozłąki co skończyło się drastycznym w końcu pozostawieniem go w przedszkolu ( sytuacja zmusiła ). Popłakał, porozpaczał, obraził się na mamuśkę, przez kilka poranków z ogromnym fochem ( łącznie z buntem i płaczem) wychodził z domu... ale przeszło mu w końcu ( po dwóch miesiącach  ❗ ) a miał zaledwie 3 latka i w tym roku zaczął bez większego problemu chodzić do przedszkola.

Czemu tak długo trwało przejście do samotnego pozostawania w przedszkolu? bo właśnie przez te dni adapcyjne nauczył się, że mama jest zawsze blisko i że w każdej chwili tak naprawdę mogą jechać do domu.
Być może, gdyby od razu został sam wszystko trwało by krócej.

Ale to jest moje zdanie i przykład bratanka cwaniaka a każdy maluszek jest inny  🙂
A mój maluszek już na mnie czeka w samochodzie na parkingu pod firmą  💃 jeszcze tylko 6 minut 😉
Magdalena ja chyba źle do tego podeszłam poprostu.
Filip był (teraz ciut się zmienił, choć tez nie do końca) dzieckiem dla którego mama to pępek świata. Nawet jak obok jest tata którego ubóstwia. To mama kąpie, przewija, karmi, usypia - nawet jak pada na pysk i próbuje to zrobić za nią tata 😉 Mama nawet wózek musi pchać bo robi to lepiej niż tata 😉 Taki był.
Chodził za mną krok w krok, ja do pokoju - on za mną. Ja do kibla on za mną. Wykąpać się nie mogłam rano na przykład bo wył pod drzwiami. Wyjść do sklepu nie mogłam bo płakał jak wychodziłam itd. Ogólnie tak to wyglądało. Nie chciał z nikim zostawać, mimo ogromnej miłości do dziadków na przykład. Babcia czy dziadek był boski pod warunkiem że mama jest w zasięgu wzroku. Jak jechałam do rodziców którzy mają ogród to musiałam być tam z nim - nie mogłam wejśc do domu żeby zrobić sobie herbaty i zniknąć mu z oczu bo był wrzask.
Oj jak dobrze że teraz jest inaczej.
No ale do rzeczy - ponieważ męczyło mnie to okropnie psychicznie przede wszystkim, to wymyśliłam sobie żeby go jakoś od siebie "odczepić". ponieważ koło nas jest żłobek gdzie przyjmują dzieci na godziny to pomyślałam sobie że do fajne i dobrze Filipowi zrobi.
Pierwszego i drugiego dnia byłam z nim - podobało mu się bo dzieci, nowe zabawki no i mama obok. Trzeciego dnia weszłam z nim a później miałam zniknąć - tak kazały mi panie - teraz wiem, że to by chyba błąd. Powinnam powiedzieć mu że wychodzę. Ale jak ta głupia zaufałam niby doświadczonym opiekunkom. Podobno jak Filip zobaczył że mnie nie ma to popłakał chwilkę i był spokój...
Kolejnego dnia było podobnie, dopiero następnego kazały mi go zostawić w progu, pomachać i pójść...Płakał bardzo - podobno chwilkę.
Następnego dnia już miałam problem aby wyjąć go z fotelika samochodowego i płakał już na klatce schodowej. A kolejnego dnia masakra. Pierwszy raz widziałam moje dziecko w takiej panice - on nie histeryzował, on się poprostu bał. Trzęsły mu się ręce i nogi tak że nie byłam w stanie go wziąć na ręce, łzy mu ciekły, płakał bezgłośnie 😕 Babki na siłę go ode mnie oderwały...Zostawiłam go wtedy na 15 min bo nie mogłam wytrzymać. Siedziałam w samochodzie i ryczałam. Wróciłam, zabrałam go i skończyła się nasza przygoda ze żłobkiem.
Poza tym zaczęły się problemy w domu - zaczął budzić się w nocy i przeraźliwie płakać, nie chciał wyjść na dwór z tatą beze mnie. Siedział mi na rękach i wisiał na szyi przez następne kilka dni, zaczął bać się obcych. Pani w windzie która wyciągnęła do niego rękę aby się przywitać, spowodowała taki płacz i trzęsiawkę że uspokajałam go pół godziny. No koszmar.
Nie był na to gotowy po prostu. źle do tego się zabrałam. Wszystko było nie tak. Nie wiem, ale wiem że na razie nie mam chęci próbować znów. I wiem, że teraz jakby co to też nie mogłabym go od razu tak sobie zostawić. Nie i już. On musi się przyzwyczaić.


edit: kilkanaście dni po naszym ostatnim pobycie w żłobku, miałam do załatwienia pewną sprawę na tym samym osiedlu. Filip oczywiście był ze mną, jechaliśmy autem. Jak wjechałam w ulicę prowadzącą do tego osiedla to moje dziecko wpadło w histerię. Próbował wypiąć się z fotelika i strasznie płakał. Bał się bo kojarzył miejsce. Nie załatwiłam wtedy tej sprawy.
Filip poprostu jest wyjątkowo ze mną związany, aż za. Jest za wrażliwy chyba. Dlatego też ja wolę teraz być ostrożna. Żeby znów nie doprowadzić do takiej sutuacji.
Dlatego właśnie trzeba mieć mocno indywidualne podejście do każdego dziecka  😉 Filipek widocznie nie jest jeszcze na tyle dojrzały aby zostawać sam w obcym miejscu. Mój mały już w tej chwili świata poza mną nie widzi i potrafi wpaść w histerie jak ktoś obcy go weźmie na ręce. Dziadkowie są ok ale tylko na chwilę - dopóki nie zobaczy, że jestem w pobliżu  😉

Może zaczyna się to od tego, gdy dziecko przebywa ciągle z mamą  😉
A nie! Bo moja robi to samo, a ja przecież chodzę do pracy.
Przyzwyczaiłam się do sikania synchronicznego z dzieckiem na nocniku i tego, że to dzidziuś kąpie mamę polewając jej plecy.
Muffinko widzę, że nasze chłopaczki mają wiele wspólnego, ja nie próbowałam nic kombinować z klubami malucha, żłobkami ale podejrzewam, że było by podobnie. To chyba dlatego, że jesteśmy z nimi cały czas w domu🙂 bo przecież ja też do pracy nie wróciłam i jestem całym światem mojego Tadzia.

To smutne, że młode matki zmuszone są przez państwo do zapewnienia opieki takim malutkim dzieciom w żłobku czy poprzez osoby obce. Macierzyński powinien trwać rok, wtedy dziecko nie jest już tak bardzo uzależnione od mamy i cycka np. Szkoda, że mamy takie dylematy🙁 Anka a jak to wygląda w "dojczlandii"?
To smutne, że młode matki zmuszone są przez państwo do zapewnienia opieki takim malutkim dzieciom w żłobku czy poprzez osoby obce. Macierzyński powinien trwać rok, wtedy dziecko nie jest już tak bardzo uzależnione od mamy i cycka np. Szkoda, że mamy takie dylematy🙁
No przepraszam, ale dla mnie to matki wychowują takie uzależnione do absurdu dzieci, które na 5 minut nie mogą stracić ich z oczu, bo zaczyna się armagedon.
I nie, nie jest to normalne, że dziecko jest 24/7 przylepione do matki i nie można go nigdzie na 5 minut zostawić.

I postulaty o macierzyńskim trwającym rok są dla mnie równie absurdalne (oczywiście państwo ma fundować, a co!). Nigdy nie było tak, żeby tylko i wyłącznie matka się dzieckiem zajmowała do nastolęctwa. W bogatych domach dzieci wychowywały mamki i guwernantki, a w biednych starsze rodzeństwo, jak matka szła do pracy. A jeszcze wcześniej jak ludzie mieszkali po wioskach i w strukturach plemiennych to dzieci się zostawiało pod opieką jakiegoś dorosłego z wioski oddelegowanego do takich zadań i też szło się pracować.
Naprawdę, nie wiem, jak uwiązanie z matką do 7 roku życia (bo potem jest obowiązek szkolny) można uważać za normalne i zdrowe.
No przepraszam, ale dla mnie to matki wychowują takie uzależnione do absurdu dzieci, które na 5 minut nie mogą stracić ich z oczu, bo zaczyna się armagedon.
I nie, nie jest to normalne, że dziecko jest 24/7 przylepione do matki i nie można go nigdzie na 5 minut zostawić.


a czy możesz w takim razie napisać, jak w praktyce nie wychowywać takiego dziecka uzależnionego od matki? Zakładając, że nie ma pod ręką żadnej wspólnoty, w której to dziecko by mogło funkcjonować.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
04 września 2012 18:31
Mi też się wydaje, że aż takie przywiązanie dziecka do matki nie jest zbyt dobre... oczywiście chodzi mi tu o sytuację, gdzie przykładowo dziecko np. 1,5-2 letnie nie potrafi spędzić bez mamy 10 minut, bo już jest płacz, tragedia i zgrzytanie zębów. Raczej naturalnym dla mnie jest to, że takiego dajmy na to 10-12 miesięcznego smyka regularnie już zostawiam na te 0,5-1h z dziadkiem/babcią/ciocią/opiekunką ect., żeby było przyzwyczajone do tego, że mama wychodzi, ale WRACA. I oczywiście nie tylko w domu, ale też w innych miejscach. I moim zdaniem instytucje żłobków i przedszkoli są bardzo fajne i dobre- bo dziecko uczy się "ogłady towarzyskiej" i współpracy już od maleńkości, a niestety choćbyśmy bardzo chcieli to pewnych rzeczy po prsotu w domu nie nauczymy, potrzebni są do tego inni ludzie/dzieci.
Sugeruję się tutaj przykładem dzieciaków siostry i znajomych. Widzę znaczną różnicę między dzieciakami trzymanymi w domu do tego 5-6 roku życia a tymi, które poszły do żłobka/przedszkola w wieku 2,5-3 lat.
Oczywiście to zależy również od dziecka 😉
a czy możesz w takim razie napisać, jak w praktyce nie wychowywać takiego dziecka uzależnionego od matki? Zakładając, że nie ma pod ręką żadnej wspólnoty, w której to dziecko by mogło funkcjonować.
Jednak uczyć dziecko, że nie koniecznie musi zawsze dreptać z mamą do drugiego pokoju i spać z nią w łóżku. Od maleńkości przyzwyczajać dziecko, że się gdzieś wychodzi, najpierw od bardzo krótkich momentów (typu 2-3 minuty) i stopniowo ten czas wydłużać.
Znaleźć jakichś znajomych, którzy mają dzieci i spróbować umówić się, że raz ja tobie podrzucę dziecko, raz ty mi i niech się razem pobawią etc., albo od czasu do czasu podrzucić dziecko dziadkom, niech też się przez godzinkę-dwie zajmą maluchem.
No i jednak spróbować posłać dziecko do przedszkola, może nie żeby zostawiać je tam koniecznie 7h dziennie, ale na kilka nie zaszkodzi i jak czytam, że matka jest cała roztrzęsiona, jak się z dzieckiem musi na kilka godzin rozstać to mnie cholera bierze, bo skoro matka nie jest w stanie zapanować nad sobą i sama histeryzuje to dziecko też będzie, no bo przecież skoro mama się rozkleja/boi to to musi być złe miejsce.
a moim zdaniem ogromnie dużo zależy od genów. Julka też hodowana w domu (teraz ma ponad 2 lata) - z tym, że chodzimy regularnie "do ludzi" (no dobra, przez kilka miesięcy była niania, babcie też z nią zostawały) - potrafi w zupełnie nowym miejscu stwierdzić że nie idzie ze mną, tylko w kierunku przeciwnym - jak byliśmy pierwszy raz w zoo to wymyśliła, że idzie się pobawić z dzieciakami, na moje "to w takim razie papa" pomachała mi radośnie łapką i pobiegła... odbiegła ze 200 metrów, straciłam ją z oczu i musiałam gonić.

Wydaje mi się też że chłopcy są generalnie delikatniejsi, np. Maksio wymaga ciągłej uwagi i chce na rączki, a Julka w jego wieku wolała walczyć z zabawkami, a na rączkach nie było fajnie.

Dzięki Muffinka za odpowiedź  😉

Aleveaner - wydaje mi się że każda z nas tak właśnie robi. A jednak, pomimo tego, niektóre dzieci potrzebują mamy bardziej od innych. Na "naszym" placu zabaw jest dziewczynka, która nie chce odchodzić od mamy na więcej niż kilka metrów pomimo, że chodzą na ten plac codziennie od przynajmniej pół roku. Nie mówię że to jest normalne, bo też mnie to dziwi, nie znam tej rodziny - ale wydaje mi się, że to nie ejst zawsze "wina matki".
Wszystko zależy od dziecka i podejścia matki. Nie powinno się non stop przebywać z dzieckiem, dziecko MUSI zostawać samo i bawić się np. w pokoju ( oczywiście bezpieczne warunki muszą być ale to już inny temat ), tak samo z niemowlakiem - powinien przebywać sam w łóżeczku/kojcu/materacu gimnastycznym/dywanie ( tylko tak aby było słychać i można było podejrzeć dziecko tak aby nie widziało, że jest obserwowane ) z bezpiecznymi zabawkami, którymi sobie nie zrobi krzywdy.

I jak czytam, że matki non stop noszą dzieci, dzieciom pozwalają spać na sobie ( pomijam wtedy gdy są np. chore ), w domu używają nosideł itp to od tego właśnie może zacząć się "uwiązanie dziecka do matki".

Co innego jeśli dziecko ma zwyczajnie delikatną psychikę i mimo, że rodzice starają się aby było "osobną jednostką" to czasem poprostu nic z tego nie wychodzi.
Kasiulka może nie generalizuj? Bardzo dużo nosiłąm Rózię w chuście, spała z nami prawie do 2 lat, do teraz często przychodzi do nas w nocy co mi zupełnie nie przeszkadza, a jest bardzo otwarta, nigdy nie miałam kłopotu aby ją zostawić z babcią/ciocią/koleżanką czy to u nas czy u kogoś w domu, do przedszkola poszła jak w dym. Jedne dzieci sa po prostu "mamoki" a inne takie "cygańskie". Róża jest przytulanka, bardzo jest z nami związana emocjonalnie ale nie boi się nowych miejsc, ludzi czy sytuacji. A gdyby nie to, że już za ciężka i za ruchliwa, najchętniej dalej bym ją nosiła 😡 😡 😡
Filip kiedyś taki nie był. Ponieważ nie karmiłam piersią prawie wcale to od początku zostawał w domu z tatą, babcią jedną bądź drugą, dziadkiem. Czasem z ulubioną sąsiadką (choć to na kilka min). Później tak się stało - nie wiem dlaczego, nie kojarzę żadnej przyczyny - skok rozwojowy? lęk separacyjny? Nie wiem. Jak widać minęło to po 3-4 mies ponieważ teraz znów jest ok. Ja wychodzę - dziecko zostaje z tatą, dziadkami czy właśnie z tą sąsiadką. Nie łazi za mną non stop. Ba, nawet ostatnio zachowuje się tak jak napisała Magdalena - idzie w odwrotnym kierunku niż ja i macha rączką na pożegnanie. Ale z drugiej str nadal jest mocno ze mną związany i jak zasypia w pokoiku to woła mnie, nie tatę.
a'propos samodzielności - oto jak dwulatka potrafi zająć się pięciomiesięczniakiem  😀    😍 😍 😍
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się