żabeczka ten kościół mnie zszokował. Trafiłam tam przypadkiem, stoi przy dość dużej ulicy "sklepowej" via Nazionale, schodzi się do niego poniżej poziomu ulicy, a z zewnątrz wygląda tak
Dzionka polecam Rzym, ale nie na dzień-dwa, bo tak się nie da. Siedzieliśmy tam tydzień, praktycznie trzy pierwsze dni było bieganie od zabytku do zabytku i mnóstwo zdjęć. Dopiero jak już człowiek ochłonie i się naogląda, zaczyna zauważać różne rzeczy, trafia w ciekawe miejsca przypadkiem, włóczy się po zakamarkach.
Piękna jest dzielnica Trastevere za Tybrem, przypomina trochę krakowski Kazimierz ( z charakteru ). Zabytków znacznie mniej, mnóstwo knajpek, zaułków, osobliwości i najlepsze lody, jakie jedliśmy. Przyjemny był też spacer ( przymusowy, autobus nie jechał 😉 ) spod koloseum na Lateran, rejony Campo de' Fiori ( wokół pomnika stragany z kolorowym makaronem, przyprawami, warzywami i akcesoriami kuchennymi ) i nocny spacer nad Tybrem ( tango pod mostem gratis! ).
Na plus zaskoczyła mnie otwartość miejscowych ludzi, także tych w średnim/starszym wieku. Nie pytani pomagali znaleźć drogę, albo ogarnąć transport publiczny. Autobusy, tramwaje i metro to też duży plus - komunikacja działa całą dobę, nie zdarzyło się, żebyśmy nie mieli jak skądś wrócić, chociaż czasem trzeba było się przesiadać. No i oczywiście standardowe powody do kochania Italii, czyli jedzenie, kawa ( dzięki Bogu w Wizzie można mieć 32kg rejestrowego 😁 ) i pogoda.
Z ciekawych obserwacji, w Rzymie panuje kompletna dezinformacja jeśli chodzi o rozkład jazdy komunikacji. Mam wrażenie, że on w ogóle nie istnieje. Na przystankach nie ma informacji, co o której jeździ, więc jeździ jak chce. Czasami busy zatrzymują się na innych przystankach, niż powinny, albo nie zatrzymują się, albo kierowca mówi, że jedzie do Termini, a potem wcale tam nie jedzie i odwrotnie. Generalnie było wesoło i trzeba pamiętać, żeby wcisnąć guzik, jak się chce wysiąść. Wszelkie ogłoszenia na klatkach schodowych w miejscu, gdzie mieszkaliśmy były też w wersji angielskiej, ale chyba nawet google translate nie byłby zdolny do takiego majstersztyku. Nie zrozumiałam nic 😵 Dużo sklepów było "chiuso per ferie", trzeba się też było przyzwyczaić, że w porze sjesty nie należy się wybierać na zakupy, no chyba, że do spożywki. Mnóstwo stron internetowych lokalnych restauracji i firm jest kompletnie nieaktualna, ale to chyba typowe. Ulice są kolorowe, można spotkać przedstawicieli wszystkich możliwych kultur ( albo turystów, albo miejscowych ), to samo dotyczy sklepów i restauracji. Generalnie codziennie doceniałam istnienie klimatyzacji i myślałam, że mogłabym tam mieszkać 😉