Dobra, czuję się wywołana do tablicy 🤣
Mój "Kucyk" jest niedorośniętym wypierdkiem - wszystkie moje pozostałe konie mają powyżej 170cm wzrostu, ze szczególnym uwzględnieniem siwego - coś koło 175 i przy tym wszystko duże - zamiast opisywać wstawię zabawną fotkę przedstawiającą nasze dys-proporcje, notabene zdjęcie stare jak świat, a koń na focie ma 3.5 roku:

Do takich "koników" się przyzwyczaiłam, więc po przywiezieniu do siebie zwierzątka nieco tylko odrośniętego w górę od 160cm, ślicznego, bardzo drobnego i szlachetnego z budowy (kompletnie nie mój typ), malowanego na cztery łapki w dodatku o milusim imieniu (Diamencik - proszę, tylko nie to...), nie pozostawało mi nic innego, jak zrobienie z niego Kucyka, Kucunia, Ponika itd.
Nie przejmuję się tym, ile jeszcze osób tak nazywa swojego konia - Budda z nimi.
Poza Kucykiem gniady nazywany jest również Sparkling Pony, Mr. Swarovski (inspired by Anaa), albo Koh-i-noor (to polewka mojego faceta z Diamenta).
Reszta ferajny:
- Argentino (teraz już w większości nie mój) - Anonim (prawie zawsze jest tak nazywany), Ahmed, No name, Młody, Szatan Wcielony etc.
- Rot - Roto (w wersji przytulastej), Rotor (jak nabroi), Rotawirus (bardzo lubię tą wersję), Rottozaur, Rotello (stylizacja na niemieckie nazewnictwo, sesese), i na co dzień po prostu Siwy (do tego stopnia, że zdarza mi się do innego konia powiedzieć siwy :P)
A mojego prywatnego Oscara w kategorii przezwisk otrzymuje koń D'Wist, z roboczym imieniem Gwizdek - jest strasznie fajne i symaptyczne, krótkie, z charakterem, dobrze nawiązuje do prawdziwego imienia i pozwala na ciekawe rozwijanie związanego z nim słowotwórstwa (słynne: cała para poszła w Gwizdek).