Koniec z jeździectwem?
Tunrida - ale ja naprawde musze jezdzic na trupach? Nie moge sobie focic, jutro jade do BB na MP, potem znow robie male tournee po pomorskich stajniach. Potem zaraz CSIO w Sopocie. Wiekszosc moich znajomych to koniarze, mam mojego Tofika. Ale siedzialam na nim raz przez te 2 lata. Nie dlatego, ze jest beznadziejny, bo to wspanialy konik, ale nie mam czasu. Moglshym jezdzic na trupach przy domu. PO CO ja sie pytam? Naprawde tylko szarpiac sie ze sztywnym, niereagujacym koniem moge czerpac przyjemnosc z kontaktu?
strzyga- mam wrażenie, że nie czytałaś tego co napisałam. 🤔
Wyraźnie w pierwszym poście napisałam o KONTAKCIE z końmi i stajniami, o zapachu koni, o przebywaniu wokół nich. Nie tylko o jeździe.
Dla mnie będziesz typem koniarza, aktualnie nie jeźdźca ( no chyba, że nie jeździsz TYLKO dlatego, że nie masz odpowiedniego konia pod tyłek. Ale koniarzem jesteś, bo chcesz/musisz przebywać wśród koni, bo jest ci to potrzebne do życia w jakiś tam sposób)
Tak, nie jezdze dlatego, ze nie mam dobrego konia pod tylek przy domu. Teraz mam wakacje, od sierpnia na 4 miesiace dostaje do jazdy konia chodzacego MR, ktory pare razy szedl DR.
:Ja tylko mowie, ze niektorzy wybieraja brak jazdy zakiast kiepskiej jazdy. I to ich wybor i ja go w pelni rozumiem. Dla kogos radoscia jezdziectwa jest klepanie dupy w terenie na trupie. Dla innych to uczciwa praca i osiaganie coraz wyzszych umiejetnosci. Jazda na byle jakich koniach jest dla nich przykra, bo uczucie tego, gdy kon reaguje na najdelikatniejsze pomoce, prawie na sama mysl jezdzca, gdy sie zbiera i angazuje zad uwalniajc ta niesamowta sile... Sorry, umierajacy galop na wyryjonym koniu to nie jest ta sama radosc z jezdziectwa. Eli, dodo, fazie to nie przeszkadza. Ale to bardzo nie fair, ze zabieraja mozliwosc wypowiedzenia sie i podzielenia skumutkiem osobom, ktore boli brak dobrego jezdziectwa.
No właśnie były podawane. Że na koniu niższej klasy i przy braku trenera cofamy się jeździecko.
Teoretycznie...niby tak.
Racja, wcześniejszą część dyskusji czytałam w telefonie i nie dostrzegłam.
Cofamy się lub nie. Można się przeprofilować. Nauczenie czegoś miśkotłumoka też nas czegoś uczy.
Przynajmniej się nie cofamy.
Pewnie tego nie dostrzegacie, ale w jeździectwie dokonuje się postęp. Mnie było okropnie wstyd, że na forum pytałam o elementy wyposażenia, których dawniej nie było a dla młodych są oczywiste. Wątek o dopasowaniu siodła nadal jeży mi włos na głowie.
Strzyga- to po co jeździsz po stajniach i robisz zdjęcia koni? Nie sprawia ci to przyjemności? Możesz przecież robić zdjęcia kanarków?
Możesz rzucić przebywanie z końmi ZUPEŁNIE? Tylko dlatego, że nie masz dobrego konia pod tyłek?
Przecież nie chodzi o to, żeby się licytować, kto ma więcej obrazków końskich na ścianie i kto bardziej kofa konisie. Każdy oczekuje czego innego od życia i czego innego od swojej pasji. Żyć to się nie da bez powietrza, bez koni się da jak najbardziej. Tylko jednym będzie ciężko z koni całkiem zrezygnować i w niesprzyjających okolicznościach będą szukać jakiegokolwiek kontaktu, a inni, w myśl zasady wszystko albo nic, bez możliwości ambitnej (sportowej czy też nie) jazdy, z koni zrezygnują zupełnie.
Dlatego ci, którzy obejść się bez końskiego akcentu w swoim życiu nie potrafią, nawet gdy nie mają szans na prawdziwe jeździectwo, nazywają siebie koniarzami. Nawet jeśli dla innych: zawodników, jeźdźców, sportowców, trenerów, hodowców, czy kim tam kto jeszcze jest i kim się czuje, są nikim.
Nie potrzebuje być kimś w jeździectwie (zawodnikiem, sportowcem), ale potrzebuję kontaktu z końmi, bo bez tego mi źle. Konie to nie jest mój sposób na życie, tylko odskocznia od szarej codzienności. Realizuje się i jestem kimś w innych aspektach życia niż jeździectwo, co nie oznacza, że nie szanuję osób, które w końskim światku coś sobą reprezentują i są "kimś" - świetnym jeźdźcem, zawodnikiem, sportowcem, trenerem, hodowcą. Bardzo, bardzo szanuję i podziwiam takie osoby. Choć sama jeździecko jestem nikim i pewnie tak pozostanie, to czuję się koniarzem.
Nie czuję się z tego powodu ani grosza ani lepsza.
Strzyga ale Ty nie rzuciłaś koni, tylko jeździectwo. Kontakt wciąż z końmi masz. I o to chodzi.
Dlatego ci, którzy obejść się bez końskiego akcentu w swoim życiu nie potrafią, nawet gdy nie mają szans na prawdziwe jeździectwo, nazywają siebie koniarzami.
istnieją też ludzie których bardziej niż faktyczny kontakt ze zwierzęciem bardziej rajcuje ta cała otoczka jeździectwa: obrazki, ciuchy, sprzęty itd . Gdy dochodzi co do czego często wolą swój wykreowany świat...
Wybaczcie ale dla mnie ktoś, kto nazywa konia trupem lub byle jakim koniem, nie jest miłośnikiem koni i tyle. Nie rozumiem jak można dzielić konie na gorsze i lepsze.
Mnie kiedyś też marzył się sport i zawody. Szybko jednak musiałam zejść na ziemię, bo bez pieniędzy i stajni blisko nie było o takim rozwoju mowy.
Przez 6 lat, zanim kupiłam swojego konia, zajmowałam się i jeździłam na pewnej kobyłce. Strzyga pewnie uznała by, że to trup nie koń. Ani poskakać, ani potrenować, ani w teren, bo konia roznosiło a galopować za dużo nie mogła. I owszem było mi żal, że nie mogę jeździć jak inni, czasem też chciałam rzucic to wszystko w cholerę, bo czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Ale i tak wracałam i chowałam ambicję do kieszeni. Cieszyłam się, że mam kontakt z koniem, że udało mi się stworzyć z ową kobyłką więź, że mi ufa i poznaje kiedy do niej przychodzę. Wystarczyło mi spojrzenie jej oczu, które wynagradzało ambicje, których nie mogłam spełnić. Nauczyło mnie to, że ważniejsze jest dla mnie dobro konia, a dopiero potem moje ambicje, zachcianki i kaprysy. I tak podchodzę dzisiaj do mojego konia. Kiedyś uwielbiałam skoki, ale mój koń to żaden skoczek, w ogóle go to nie ciągnie. Jednak nie przeszkadza mi to. Nie będę go na siłę zmuszać, bo mam ambicję.
Oczywiście, że każdego zadowala co innego, i co innego sprawia przyjemność, ja to poniekąd jestem w stanie zrozumieć. Boli mnie tylko jak ktoś dzieli konie na lepsze i gorsze. Na trupy i konie sportowe. Bo nawet przebywanie z takim "trupem" potrafi wiele nauczyć. Dla mnie jeździectwo to nie tylko jazda konna i nieustanne pięcie się w górę.
dla mnie też wynurzenia Styrzygi wywołują pusty śmiech i chęć popukania się palcem w czoło. No Jaśnie Wielmożna Pani Księżniczka na Grochu pełną gębą. Nie dość że wiecznie na darmosze bazuje to jeszcze śmie nazywać te konie, dawane jej w dobrej wierze konie, w dodatku za darmochę "trupami". No gratulacje 🤬
:Ja tylko mowie, ze niektorzy wybieraja brak jazdy zakiast kiepskiej jazdy. I to ich wybor i ja go w pelni rozumiem. Dla kogos radoscia jezdziectwa jest klepanie dupy w terenie na trupie. Dla innych to uczciwa praca i osiaganie coraz wyzszych umiejetnosci. Jazda na byle jakich koniach jest dla nich przykra, bo uczucie tego, gdy kon reaguje na najdelikatniejsze pomoce, prawie na sama mysl jezdzca, gdy sie zbiera i angazuje zad uwalniajc ta niesamowta sile... Sorry, umierajacy galop na wyryjonym koniu to nie jest ta sama radosc z jezdziectwa. Eli, dodo, fazie to nie przeszkadza. Ale to bardzo nie fair, ze zabieraja mozliwosc wypowiedzenia sie i podzielenia skumutkiem osobom, ktore boli brak dobrego jezdziectwa.
Ja się odniosę jeszcze do tego. Pod dobrym jeźdźcem nawet "trup" pójdzie zupełnie inaczej. Znam konie, które były uznawane za konie jak Ty to nazwałaś, byle jakie, ale jak wsiadł na nie dobry jeździec, to nagle się okazywało, że to zupełnie inny koń. Konia który nie reaguje na delikatne pomoce można odrobić.
Mam wrażenie, że Ty byś chciała wszystko gotowe, podane na tacy i to najlepiej za darmo. Niech ktoś Ci zrobi dobrze konia, a Ty sobie na niego wsiądziesz i pojeździsz.
Złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy. Rozumiem dzielenie się smutkiem, bo kogoś nie stać na jeżdżenie lub nie może z powodu choroby, ale dzielić się smutkiem bo nie ma konia, który spełni wysokie wymagania? To już jest moim zdaniem wygórowane ego.
dokładnie tak. "trup" pod jednym pod innym raptem już trupem nie jest. Ale zawsze najlepiej zawalić winę na to że "trup" 😎
Dla mnie temat zakończenia jeździectwa, bądź "koniarstwa" jest dość skomplikowany, gdyż każdy ma inne priorytety w życiu. Pamiętam, jak mi byli szkoda forumowej Kucunio - dwie ogromne pasje, obie uprawiane z sukcesami i teraz trzeba z jednej zrezygnować na rzecz drugiej. Albo ludzie, którym dobrze płatnej pracy, małżeństwa i dzieci nie dało się wcisnąć w 24 - godzinny wór razem z końmi. Albo tacy, którym w ogóle dobrze płatnej pracy sie nie udało znaleźć. Myślę, ze tak długo, jak ktoś jest spokojny ze swoimi myślami i czerpie radość z innych rzeczy, niż konie, to nie ma co dramatyzowac odejścia od jeździectwa. Jednak, jeżeli ktoś juz to rzuca i potem staje sie to jego małą życiową tragedia, to cóż, trzeba sie ruszyć i kombinować, zawsze jest jakieś wyjście, a jak nie, to są jeszcze okna... i ściany też można staranowac 😉
To wychodzi, że i ja nie byłam koniarą. No cóż, pogodzę się z tym 🙂. Nie jeżdżę od lat pięciu i jakoś żyję. Nie widzę realnej możliwości powrotu. Nawet sobie tego nie wyobrażam. Konie z przyjemnością widuję raz na jakiś czas.
Mnie również nie satysfakcjonowało robienie czegoś po łebkach. Nigdy nie jeździłam jak wymiatacz, miszcz świata i okolic- ot, rekreantka.
Za bardzo mi na tym zależało, by robić po trochu. Nie, nie każde byle-wsiąście daje radość. Zmuszona różnymi czynnikami zrezygnowałam z szermierki, która mnie wciągnęła. Nie ciągnie, ale jeśli mam luźniejszy miesiąc chodzę na zajęcia, choć jestem najsłabsza. Nawet się już szczególnie nie staram, po prostu mnie to bawi. Z końmi bym tak nie mogła. Niemoc, nieumiejętność i brak warunków frustrują. Można próbować dalej, za wszelką cenę. Może nie mam tyle pokory, na tę "wszelką cenę", ale kalkulacja ile by to wysiłku kosztowało, czego kosztem pozwala racjonalniej spojrzeć na sprawę. Mnie zapewne dodatkowo obciążyłoby to psychikę. Uznałam, że nie warto dawać sobie nadzieję i się frustrować- nie opłacało się. Mogłam zaangażowanie i energię wykorzystać do czegoś, co przy podobnym nakładzie sił i czasu dawało większe lub pewniejsze efekty- o ile mnie to oczywiście interesowało. Fakt faktem, że nie znalazłam dla siebie dziedziny, która by mnie tak pochłonęła, ale może po prostu potwierdziło się, że "nic nie umiem".
Dalej lubię konie, jeżdże na różne imprezy, interesuję się, siedzę na volcie. Pechowo mam koniarska rodzinę z koniarskimi znajomymi. To czasami komplikuje.
ładna dyskusja...
ja w takim razie też koniarzem nie jestem...
bo ani nie mam obrazków na ścianach ani nie chciałoby mi się jeździć na zepsutych koniach. wystarczy mi doskonale jednego mojego zepsutego 😉 serio - co wy macie takie ciśnienie?
Jak człowiek pojeździ na przepuszczalnym, miłym koniu - może być i młodym, i starym, i na poziomie L i na poziomie C - to po prostu MA PRAWO nie czerpać przyjemności z jeżdżenia na koniu sztywnym, zaszarpanym, nieposkładanym... nie każdy ma ochotę zbawiać świat i takie konie naprawiać, a jak już się jeździectwa przyjemnego liznęło to naprawdę jeździectwo na poziomie zza stodoły MOŻE nie sprawia przyjemności. O co to święte oburzenie?...
Poza tym koń, który jest dla kogoś niefajny do jazdy - może być poza tym wg tej osoby całkiem miłym koniem - może chcieć go wyczyścić, zrobić mu zdjęcia - ale niekoniecznie jeździć...
Najśmieszniejsze, że tymi "trupami" częściej szastają ich obrońcy 😉
dla mnie też wynurzenia Styrzygi wywołują pusty śmiech i chęć popukania się palcem w czoło. No Jaśnie Wielmożna Pani Księżniczka na Grochu pełną gębą. Nie dość że wiecznie na darmosze bazuje to jeszcze śmie nazywać te konie, dawane jej w dobrej wierze konie, w dodatku za darmochę "trupami". No gratulacje 🤬
Lubię to!
Anaa, ale jakie oburzenie? Nikt tutaj oburzony nie jest. Po prostu nie każdy jest w stanie zrozumieć niektóre podejścia i tyle.
Dla mnie sprawa jest jasna. Jeśli coś dla danego człowieka jest pasją, to jest w stanie bardzo wiele dla niej poświęcić, a niemożność jej uprawiania będzie przynosiła frustrację. Ja nie rozumiem tutaj niektórych ludzi, chociaż się staram zrozumieć, bo dla mnie konie to pasja, bardzo wiele dla niej poświęciłam innych rzeczy, ale nie żałuję i w dalszym ciągu wiele poświęcam, bez żalu.
Próbowałam kilka razy rzucić jeździectwo, właśnie z braku możliwości ambitniejszej jazdy i byłam jeszcze bardziej nieszczęśliwa i sfrustrowana. I tak wracałam do koni i do jazdy tylko takiej na jaką miałam możliwości. Nie potrafię żyć bez koni, więc trudno mi zrozumieć inne podejście. Ale jednocześnie wiem, że różne ludzie mają priorytety i to szanuję. To co mnie oburza, to nazywanie koni zepsutych "trupami" uznawanie ich jako konie gorszej kategorii, bo przecież te "trupy" są niegodne naszego jaśnie tyłka. To brzmi jak dla mnie po prostu próżnie, nie obrażając nikogo.
Każdy inaczej odbiera bycie ,,koniarzem".
Ale co do tego, że gorszy koń inaczej pójdzie pod lepszym jeźdźcem- w 100% się zgadzam.
Jak uczyłam się jeździć (i jeździłam już sama, brano mnie na szalone tereny, po których długo bałam się wyjechać z placu) dostawałam najbardziej doświadczonego, najstarszego konia w stajni, który pracował głównie na inne konie. Nie umiałam zagalopować, to okładałam po łopatce biedną staruszkę, ciągałam za pasek od wytoka, kopałam po bokach. Pojechać 20-metrowe koło w kłusie było osiągnięciem. Koń chodził byle jak pod byle-jakim jeźdźcem. Poszłam do szkoły, dobrzy instruktorzy mnie nauczyli lepiej jeździć. Po dwóch latach wsiadłam na tą samą klacz: w kłusie płynęła, chody były miękkie (wcześniej nie umiałam w pełnym siadzie jeździć), leciutko na łydkę szła. Aż miałam wyrzuty sumienia, że nikt nie nauczył mnie od początku dobrze jeździć, że krzywdziłam tą klacz (i ogólnie konie).
W szkole była klacz z jelenią szyją. Szczególnie w galopie głowa w chmurach. Co jeździec wsiądzie, koń łeb w górę i już. Zaczęto zakładać jej gumy (na jazdy rekreacyjne), a po ich zdjęciu trzeba było na spokojnie ćwiczyć przejścia z kłusa do stępa. Wsiadła instruktorka- koń zebrany na miarę możliwości kilkunastoletniego konia.
Szkoda wam nawet tłumaczyć, naprawdę. Jestem zła i nie dobra i nie koffam konisi. Tylko mój koniś jakoś wiedzie bardzo szczęśliwe życie, a ja siedzę w tym sporcie i w tym światku bardzo głęboko.
Strzyga- przecież piszę, że każdy inaczej postrzega koniarstwo. Jedni zbierają figurki koni, a jak wsiądą na konia, to krzyczą, że koń się rusza, drugim wystarczy sam kontakt z koniem z ziemi, trzecim sama jazda (czasem nawet nie szykując sobie koni do jazdy), czwartym rekreacja, piątym sport, a innym dowolnie wybrany miks...
Pamirowa - dla mnie też konie "od zawsze" były wielką pasją, jeszcze nie tak dawno walczyłam o każdą godzinę na końskim grzbiecie, bardzo wiele poświęcałam, jeździłam na każdym koniu, który się trafił. Ale w pewnym momencie dotarło, że w obecnej sytuacji nie ma szans na rozwój, przez 2 lata postęp był praktycznie zerowy. A ja muszę widzieć postęp. Nie musi być duży, ale ma być. Jazda na koniach, które wyrywają ręce, są tak sztywne, że nie da się ich wysiedzieć itd. jest fajna do pewnego momentu. Potem człowiek chciałby nauczyć się czegoś nowego, a tu się nie da :/
Użeranie się z tym wszystkim mnie nie bawi, po tylu latach mam tego dość. Może nie jestem Prawdziwym Koniarzem 😂 Może się po prostu wypaliłam.
Severus- A może po prostu się ,,wypaliłaś" przez rekreanty? Mnie po kursie IRR odrzucało od jazdy konnej. Mogłam wszystko robić, aby tylko nie wsiąść na konia 😉
cieciorka, ale myslisz ze jak kiedys, jesli Bog da i bedzie Cie stac na jezdziectwo bez wyrzeczen - to wrocisz?
Dementek, gorszy kon pojdzie pod lepszym jezdzcem, tylko co z tego? I tylko dlatego mam wsiadac na kazdego jednego zepsutego konia i nakopac sie, naszarpac, zeby jakos to wygladalo i ktos mnie uwazal za dobrego jezdzca? W imie czego mam sie meczyc?
ja tam dziewczyny rozumiem. i zgadzam sie z Anaa co do tych trupow 😉
a jesli prawdziwy koniarz (podoba mi sie to okreslenie, to troche jak Prawdziwy Polak) zbiera obrazki, naklejki, ubrania i filmy z konisiami, to ja prawdziwym koniarzem nie jestem. dla mnie to wiocha i pazdzierz i zdjecia innego konia niz mojego u mnie w domu nie uswiadczysz. a aktualnie to poza komputerem (i tapeta na pulpicie 😉 ) nawet zdjecia Gila sie nie znajdzie. pewnie go nie kocham, i koni tez nie 😉 lubie sie powozic tylko 😉
kujka, co by było, gdyby było 🙂
Jakbym miała kupę czasu i kasy, że wystarczałoby też na wszystko inne, to czemu nie?
Nie. Prawdziwy koniarz to osoba, która bez KONTAKTU z końmi źle się czuje i która wcześniej czy później do koni wraca, bo jakość jej życia BEZ koni okazuje się do tego stopnia niezadowalająca, że ciągle czegoś brakuje.
( nie mam ani jednego obrazka z końmi w domu i nie czuję potrzeby posiadania ich)
Dementek - miałam to szczęście (a może pecha), że zaczynałam w bardzo porządnej rekreacji. Stajnia malutka, ale konie nieźle zrobione i instruktor, który potrafił uczyć. Odkąd zlikwidowano tą stajnię nie umiem znaleźć sobie miejsca. Trudno przesiąść się na słabiej wyszkolone konie, jak pamięta się frajdę z jazdy na tych lepiej wyszkolonych. Tkwienie w martwym punkcie kompletnie mnie nie satysfakcjonuje. Taka ze mnie chorobliwie ambitna bestia 😉
Severus ja jeździłam nie rozwijając się 6 lat. Miałam wybór, zaakceptować to co mam i za wszelką cenę się z tego cieszyć, ale nie mieć nic i być nieszczęśliwą. Jakie miałam wyjście? Schowałam ambicje do kieszeni i nauczyłam się cieszyć z drobiazgów. Jeździłam na jednym koniu przez te 6 lat i pomimo, że o ambitnej jeździe nie było mowy, to odbijałam sobie to kontaktem z koniem. Miałabym tak jakby swojego konia.
Mnie życie nauczyło jednego: Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Jak już pisałam wcześniej, jak ktoś nie jeździ bo nie ma możliwości jeździć ambitniej, to jego sprawa. Ale jak ktoś pisze w taki sposób jak Strzyga, to ciężko kogoś takiego nazwać miłośnikiem koni czy pasjonatem. Zresztą w poprzednim swoim poście pisałam już o tym.
kujka, Anaa, cieciorka, Strzyga 👍
Przede wszystkim nie do końca rozumiem stwierdzenie, że jeśli ktoś rezygnuje z jeździectwa, bo nie ma ochoty klepać się na koniu rekreacyjnym, to będzie narzekał. Przecież nikt tutaj nie napisał, jaki to jest biedny, że mu kunika GP za darmo nie dają 🤔
To jest po prostu stwierdzenie fakt - jeśli mam wybór: jeździć w szkółce vs nie jeżdżę w ogóle, wybieram drugą opcję i tyle. Bez narzekania, takie życie. I nigdy w życiu nie czekałabym na gotowca, ktorego ktoś wspaniałomyslnie podaruje mi za moje wybitne osiągnięcia sportowe (:lol🙂, tylko nadal szukałabym jakiegoś rozwiązania typu opieka nad koniem znajomej w przypadku jej nieobecności, może jakiś fajny układ z koniem prywatnym itp
Na pewno nie poszłabym w kierunku masowej rekreacji, tylko po to żeby jeździć, bo dla mnie to nie jest cel w sam w sobie. Wolę postać i popatrzeć jak ludziom naprawdę to sprawia radość, a potem pomiziać źrebaczki na padoku 😉
Ja troche na poprawę nastrojów sie pochwalę że w weekend pierwsza moja jazda na westowym koniu w westowym sprzęcie!!!! 😅 😍
Juz si3e nie mogę doczekać! 😀
A ja sobie wróciłam dwa miesiące temu właśnie do jeździectwa, bo własny koń był od ośmiu lat i jest nadal ten sam. Miałam przerwę trzyletnią na pobyt w stajni bez hali i bez porządnego placu do jazdy. Decyzję podjęłam z trzech powodów. Między innymi z racji zwiazku "na odległość" w zasadzie każdy weekend zaczęłam spędzac na wyjazdach. Pierwszy rok było fajnie. Aura zimowa przychylna pozwalała jeździć i na łąkąch i w lesie. Wsiadałam może raz, dwa razy w miesiącu w sezonie jesienno/zimowym. Pracuję do 16tej wiec zanim dojechałam do stajni juz było ciemno. W sezonie wiosna/lato już częściej. Potem dostałam się na studia doktoranckie i to też było potwierdzenie decyzji o wstawieniu konia "na łąki". Po drugim roku już coś mnie zaczęło uwierać. Nawet kiedy miałam czas to albo śniegu po pachy, albo ulewa, a potem błoto do kostek. Przez ostatnie pół roku przed powrotem do ukochanej Hanny nie było w zasadzie dnia, kiedy nie wspominałabym "starych dobrych czasów" jazdy z trenerem, możliwości regularnej jazdy, którą daje hala, tego szczególnego uczucia satysfakcji po udanej jeździe, grona ludzi spotykanych w stajni i tej szczególnej atmosfery, którą mogą opisać drobiazgi - stukot kopyt o posadzkę stajni, zapachy paszy, suszących się czapraków i wiele innych rzeczy, które docenia się po powrocie. Nie jestem i nigdy nie bylam sportowcem. Ot koń kupiony ze szkółki, który jednak pod okiem dobrego trenera i dzięki regularnej pracy zmienił się w całkiem fajnego wierzchowca. Trochę skakaliśmy, nawet zupełnie nieźle 😉 bardzo się cieszę, że znowu mogę wsiadać regularnie, a konia mam 8 minut jazdy samochodem od domu 🙂
Pamirowa - fajnie, że starczyło Ci samozaparcia (i mówię to bez ironii) 🙂 Mi starczyło na 5 lat, po ostatnich przebojach (5 dzierżaw w ciągu pół roku) miarka się przebrała. Co ciekawe, wcale nie czuję się nieszczęśliwa. Czasem zatęsknię za końmi, ale mam jeszcze sporo innych zainteresowań, które wcześniej musiały ustąpić miejsca koniom.
Kolebka - AMEN 😉