Kupno konia
Anderia, z drugiej strony nie ma też się co dać zwariować. Ja konia dostałam egzaminach gimnazjalnych. Wprawdzie do top liceum nie chodziłam (bo i też nie chciałam), ale bywając u konia 5-7 dni w tygodniu bez problemu liceum skończyłam, maturę zdałam dobrze i dostałam się na dość mocno oblegany kierunek na UW. Ba, w czasie matur bywałam w stajni nie rzadziej niż wcześniej 😉
A mi rodzice kupili pierwszego konia w wakacje przed gimnazjum. Skończyłam je z wyróżnieniem, a gimnazjum to był okres największej ilości startów w zawodach w moim życiu. Trafiłam do jednego z najlepszych liceów we Wrocławiu. Dzięki temu, że miałam treningi, to miałam regularny napęd do nauki, ale umiałam też kombinować i lawirować odpowiednio🙂
A umiejętności na pewno wtedy nie miałam odpowiednich na posiadanie własnego kopytnego. Za to miałam dookoła wielu życzliwych ludzi i nie bałam się pytać i prosić o pomoc.
Ja swojego pierwszego dostałam w wieku 9 lat ale już wtedy regularnie trenowałam kilka razy w tygodniu. Rok później debiut w LL, przez gimnazjum/liceum miałam minimum 2 konie do treningu i stale byłam na zawodach - ciągnęłam szkołę muzyczną a w klasie maturalnej trenowałam na kilku koniach w czym 3 regularnie startowały co 2 tygodnie. Maturę zdałam z bardzo dobrymi wynikami, na wymarzoną uczelnię się dostałam i... dalej to ciągnę. Teraz to zdarza mi się pojeździć nawet 5 koni dziennie. Nie widzę problemów z czasem, może odrobinę intensywne życie, ale da się. Dodam, że jestem zawodowym muzykiem więc muszę ćwiczyć 3-4 godziny dziennie żeby być w formie. Da się.
Ja swojego pierwszego dostałam w wieku 9 lat ale już wtedy regularnie trenowałam kilka razy w tygodniu. Rok później debiut w LL, przez gimnazjum/liceum miałam minimum 2 konie do treningu i stale byłam na zawodach - ciągnęłam szkołę muzyczną a w klasie maturalnej trenowałam na kilku koniach w czym 3 regularnie startowały co 2 tygodnie. Maturę zdałam z bardzo dobrymi wynikami, na wymarzoną uczelnię się dostałam i... dalej to ciągnę. Teraz to zdarza mi się pojeździć nawet 5 koni dziennie. Nie widzę problemów z czasem, może odrobinę intensywne życie, ale da się. Dodam, że jestem zawodowym muzykiem więc muszę ćwiczyć 3-4 godziny dziennie żeby być w formie. Da się.
Wszystko sie da!
Im wiecej zajęć, tym lepsza organizacja. Zwłaszcza jak człowiek młody.
Niestety wydolność organizmu spada z wiekiem...czego doswiadczam niestety
Tylko ekuss z tego,co kojarzę jest finansowo zdana na siebie. Rodzice jej nie kupili konia, musiała na niego sama nazbierać, teraz (o ile dobrze pamiętam) sama sobie opłaca wszystko,co z koniem związane, co za tym idzie musi też pracować. Oczywiście nie twierdzę,że się nie da, bo logiczne,że jak się chce, to wiele można. Jak w przypadku wielu osób i u mnie koń był marzeniem przez wiele lat, ale nie miałam nawet możliwości systematycznej jazdy. W zasadzie wiecznie jeździłam za pomoc, potem za pracę w stajniach,nie przypominam sobie,żebym kiedykolwiek miała zapłacone,albo sama zapłaciła za jazdę. Zawsze tak kombinowałam,aby mieć ją poprowadzoną i móc odpracować, bo zwyczajnie nie było pieniędzy na płacenie. Takim sposobem zdobyłam wiedzę i doświadczenie,które pozwoliły mi na spełnienie marzeń o zrobieniu kursu instruktorskiego i hipo oraz właśnie zakupu konia.Jesteśmy razem 3,5 roku (oficjalnie od momentu zakupu, bo znamy sie dłużej)i dopiero po pewnym czasie zrozumiałam w jak idiotyczny sposób kupiłam konia i jak wiele szczęścia miałam,że udało mi się na początku go utrzymać. Przez pewien czas miałam dwa konie, drugi nieco w rodzaju "misji-odrobienia", czego w żaden sposób nie żałuję, bo trafiłam na wyjątkowego folbluta, który zasługiwał na taką szansę. Natomiast to do czego dojrzałam, to fakt,że powinnam patrzeć na życie również logicznie. Chęci są oczywiście ważne, ale czasami nie wszystko od nich zależy. Ja osobiście w drugiego konia bym się nie wpakowała ze względów finansowych. Bo jeden koń wymaga ode mnie wystarczająco dużo myślenia i poświęcenia i wystarczająco bardzo boję się,że kiedyś mogę go stracić właśnie przez pieniądze. Myślę,że decyzja o zakupie drugiego konia w sytuacji,kiedy się uczy jest dobrym pomysłem tylko i wyłącznie wtedy, gdy może się liczyć na rodziców w kwestii utrzymania koni.
Obiś- Konia kupił mi tata na zasadzie ,,ten, albo żaden". Głupia byłam, bo się zgodziłam. Właścicielka dużo istotnych spraw przede mną zataiła, za konia się przepłaciło... Jak na to teraz patrzę, to bym bardziej walczyła o innego konia, albo w ogóle zrezygnowała z niego. Ale dzięki temu koniowi mam jakieś zajęcie, a że chrzestny zgodził się trzymać i sponsorować jedzenie oraz boks i w razie mojej nieobecności poić i karmić koniucha, to jakoś się to kręci... Wystarczy mi samo przebywanie z koniem, tym bardziej, że jak na razie ode chciało mi się jeździć.
Dementek, Eno, swojego konia ma się nie po to żeby na nim jeździć. 🙂 😉
[quote="Obiś"]Myślę,że decyzja o zakupie drugiego konia w sytuacji,kiedy się uczy jest dobrym pomysłem tylko i wyłącznie wtedy, gdy może się liczyć na rodziców w kwestii utrzymania koni.[/quote]
Dokładnie. Wszystko można - za odpowiednią ilość wsparcia i wkładu finansowego.
Tylko ekuss z tego,co kojarzę jest finansowo zdana na siebie. Rodzice jej nie kupili konia, musiała na niego sama nazbierać, teraz (o ile dobrze pamiętam) sama sobie opłaca wszystko,co z koniem związane, co za tym idzie musi też pracować. Oczywiście nie twierdzę,że się nie da, bo logiczne,że jak się chce, to wiele można.
No właśnie- koń,sprzęt,utrzymanie, zawody- wszystko na mojej głowie... i teraz zamiast leżeć brzuchem do góry (bo mam już wakacje od 2 tygodni) to zapieprzam w fabryce ryb na wymarzone siodło i utrzymanie na przyszły rok...
Mi się wydaje, ze forumowicze źle zrozumieli moją wypowiedź. Nie chodziło mi o to, że ekuss nie poradzi sobie z egzaminami przez konia, ale o to, że jest tak skupiona na znalezieniu jakiejkolwiek możliwości treningów, że całkowicie przysłonilo jej to, co najważniejsze - czyli zaczęcie rzeźbienia swojej przyszłości. Desperacja doprowadza ją do próby zakupu kolejnego konia, co w sumie jeszcze bardziej by ja pogrążyło. Sama ekuss stwierdza, ze nie wie do końca, co chce robić, tak się poświęciła koniowi, ze praca nad własną przyszłością zeszła na drugi plan. Mamy gotowy przykład - zamiast chodzić na praktyki, zbierać kasę na jakieś szkolenia, siedzi w fabryce ryb, żeby zarobić na konia. To nie jest tak, ze krytykuję ta postawę - wręcz przeciwnie, z każdym postem mam coraz większy szacunek do jej osoby. Jednak sami przyznajcie, jej życie mogłoby być łatwiejsze. Bo nie chodzi o to, aby tyrać na 3 etaty, wsiadać na konia pozna noca ledwo żywym, tylko mieć fajna, porzadna robote od 8 do 16, wsiąść na konia na godzinkę po robocie i jeszcze mieć czas na jakieś życie.
Tak właśnie doszłam do wniosku,że zamiast kupna następnego konia to kasę lepiej wydać na właśnie jakiś dobry kurs/obóz/szkolenie czy co to tam jest...
ekuss, ja tylko napiszę, że jesteś nad wyraz dojrzała i coś mi się wydaje, że swoim uporem, myśleniem i pracowitością sporo osiągniesz🙂 Czego ci oczywiście z całego serca życzę🙂
nie ładuj się w sydnrom zbieracza koni, bo to nie jest dobre Ekuss
zgadzam się z elap. jestem dobrym przykladem jak nie nalezy robic. od kąd zaczelam pracowac mam konie, najpierw dzierzawione potem swoje, z praca jest jak jest wiec pierwszy raz otwieram szkólke, zbierajac konie na zasadach wszelakich, po sezonie, wspólnicy sie wycofują, jazd nie ma, konie trzeba utrzymac, nie da sie isc do pracy na 8 h, mając konie u siebie, bo stoją same, brak warunków by puscic je samopas na pastwisko.
po cięzkiej zimie, wracam do jazd, ale zacyznam dorabiac po ludziach zajeżdzajac konie, prowadząc jazdy w innej stajni, plus u siebie, prace zacyznam o 5 rano, zeby sie wyrobic.
Zaniedbuje jazd u siebie bo orzewaznie mnie nia ma. sama decyduje co i kiedy robie wiec moge zapanowac na trudną sytuacją z brakiem mozliwosci puszczenia koni na padok kiedy mnie nie ma.
pod koniec sezonu, wupadek, koniec zajezdzania koni, zero na koncie, powrót do domu i szybka rekonwalescencja bo konie musza jeść.
oddaje zboierane wczensiej konie, zostają mi dwa. idę do pracy do innej stajni, w miedzy czasie znów ulegam syndromowi zbierania koni, do stajni dochodza dwa nowe konie, surowe....
po znów trudnej zimie, idę do normalnej pracy, 10 h.
Oddaje dwa nabyte jeienią konie.
przez polowe sezonu znów tyram na 2 etaty praca 10 godzin i kolejne do bólu na ujeżdzalni. nagle okulala mi kobyła i nie mam na czym wozic drugi kon chodzi tylko za nią.
(brak czasu na pracę z nim) przez ostatni rok prawie nie wsiadam na konie.
no i następuje kryzys, nie mam zadnego konia w stajni pracy juz tez nie.
zdesperowana, ide do szkoły, i dostaje kolejną pracę. Tym razem otwiera sie prze demną kariera o jakiej marzyłam.
No ale , najpierw przyjmuje do pustej stajni konie znajomego, potem koleznaki na pensjonat...caly czas pracuje, nagle okazauje sie ze moge odkupic konia krtórego keidys mialam, odkupuje.
W miedzy czasie mam 4 konie na pensjonacie i swojego. pracuję.
Jednak po skonczenius zkoly, w pracy juz zarabiam tylko na dojazdy ( kryzys) rezygnuje zostaje z konmi, które znów zaczynam zbierac...
obecnie znów próbuje wybrnąc z chorej sytuacji , naszczescie z 7 mam juz tylko 4 konie.
Tak mienło 10 lat...
Czy to przeznaczenie czy głupota...?
julia, to brzmi jak jakiś sen wariata, po prostu totalny chaos... I trochę tak jak byś nie miała żadnej kontroli nad swoim życiem.
Anderia, chyba trochę demonizujesz 🙂 W ten sposób to nigdy nie będzie dla ciebie dobrego czasu na konia! Bo przecież po maturze zaczynają się studia - dwa pierwsze lata to zazwyczaj zasuwanie ostrzejsze niż w LO czy gimnazjum, a do tego przydałoby się zacząć coś zarabiać, gdzieś stażować i takie tam. Nie ma chyba dobrego czasu na konia, po prostu w pewnym momencie trzeba się zdecydować i już "z tym żyć" 🙂 Widzę po sobie - gdybym nie miała teraz konia, czekałabym na lepsze czasy żeby go kupić. A tu proszę, koń jest i wszystko się układa mimo tego. Twój plan brzmi oczywiście rozsądnie, ale jeśli masz wspierających rodziców i trochę doświadczenia, to ja ci tam żadnej katastrofy nie wróżę 🙂
Anderia, tak jak dziewczyny piszą, wszystko można. A nigdy nie będziesz już miała tyle czasu dla siebie i konia co w szkole. Mało tego, mając konia nauczysz się dobrej organizacji, co Ci się przyda cokolwiek przyjdzie Ci robić zawodowo.
o nie chodzi o to, aby tyrać na 3 etaty, wsiadać na konia pozna noca ledwo żywym, tylko mieć fajna, porzadna robote od 8 do 16, wsiąść na konia na godzinkę po robocie i jeszcze mieć czas na jakieś życie.
Otóż to, tylko niestety żeby się znaleźć w takiej sytuacji, trzeba zazwyczaj najpierw sporo w tym kierunku popracować. Czasami łatwo zapomnieć, że priorytetem powinien być rozwój zawodowy, a nie zarabianie dodatkowej kasy na koniki , tzreba to umieć jakoś wypośrodkować.
Tak, jasne, dla chcącego nic trudnego, gdybym się postarała pewnie byłabym w stanie ogarnąć konia nie zawalając reszty 🙂 Ale chodzi też w sumie o to, że będąc dorosłą będę mogła już zarabiać, oczywiście nie kokosy, ale zawsze coś na początek. Teraz rodzice mogliby mi utrzymać konia - mogliby, co nie znaczy, że ja bym chciała, żeby to robili. Po prostu głupio byłoby mi ciągnąć wiecznie kasę od rodziców, powody są wszystkim znane - konie to skarbonka bez dna, ciągle coś, w dodatku same pensjonaty w stolycy do tanich nie należą, etc etc, można by wymieniać 😉 Nawet nie umiem poprosić rodziców, żeby mnie gdzieś podwieźli - w końcu paliwo to też droga impreza... Tata zawsze mi powtarza, że własny koń to mój wymysł, więc ja mam się zatroszczyć co z nim będzie, oni mogą najwyżej zakup (chociaż częściowo) zasponsorować. Ja i tak skaczę do góry z radości, że za dobre oceny zgadzają się na współdzierżawy, bo znam dużo przypadków moich rówieśniczek lub prawie-, które nie mogą sobie na coś takiego pozwolić.
Na studiach ok, na pewno jest ciężej niż w liceum, ale też przede wszystkim INACZEJ. Jest większa motywacja do nauki, a może nie tyle motywacja, co świadomość, co będzie jak olejesz 🙂 Na przykładzie mojego brata to widzę - wcześniej typowy obibok i nierób, w klasie maturalnej średnia 2.10, ledwo przepychał się z klasy do klasy, bo zazwyczaj miał po 3-4 zagrożenia. Teraz studiuje w dwóch różnych miejscach, za każdym razem egzaminy zalicza na 4 i 5. A gra zawodowo w nogę, gdzie treningi ma 6x w tygodniu i zazwyczaj raz mecz - ale czasami też częściej. Ma narzeczoną. I daje radę.
Może to wygląda, jakbym nie do końca chciała mieć własnego konia, jakbym szukała wymówek i wymigiwała się od zakupu, ale zapewniam wszystkich, że po takich przebojach jakie miałam z nie-swoimi zwierzakami niczego tak nie pragnę jak własnego 🙂 Tylko jeszcze nie teraz. Na pewno prędzej czy później go kupię. Ile osób z perspektywy czasu wspomina "ale byłem głupi/a mając te naście lat", więc równie dobrze ja mogę za te kilka lat czegoś żałować. Mam jeszcze czas, na IO się nie wybieram 😀
ekuss, ja tylko napiszę, że jesteś nad wyraz dojrzała i coś mi się wydaje, że swoim uporem, myśleniem i pracowitością sporo osiągniesz🙂 Czego ci oczywiście z całego serca życzę🙂
Dziękuję,chociaż szczerze przyznam,że to zasługa konia,a raczej tego,że mam ją na utrzymaniu i to ode mnie zależy czy będzie miała co jeść czy ja to przepuszczę na np. imprezy...
nie ładuj się w sydnrom zbieracza koni, bo to nie jest dobre Ekuss
Co racja to racja
Anderia Właśnie lepiej poczekać, podszkolić się i potem kupić konia. Ja powiem szczerze,że nie miałam możliwości ani dzierżawy,ani nawet jazdy w ośrodku,bo tutaj czegoś takiego nie ma i każdy ma swojego konia/konie. Nie powiem- wyrzeczeń wiele, teraz zamiast wieczorem w piątek po szkole szykować się na imprezę to muszę lecieć do stajni wywalić gnój... no i znajomi też na dalszy tor,bo czasu nie ma, sobie też rzadko coś kupię,bo dla konia coś trzeba... ale w sumie uważam zakup Frigg za najlepszą rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłam 🙂
Dziewczyny, czy jest sens robienia prześwietleń roczniakowi przed kupnem?
Konisko całe dnie spędza na pastwiskach, na pierwszy rzut oka nie widać żadnych urazów (oczywiście mówię tu o czymś, co może zostawić ślad zewnętrzny).
Oczywiście racja. Moje pytanie było raczej w kontekście tak młodego konia.
Wiadomo, że jeżeli kupuje konia chodzącego jakieś zawody, którego cena wynosi xx tys. to badania obowiązkowe. Taki koń bowiem przeżył wiele różnych rzeczy...
A przy takim gów...rzu co to nawet nie wie, że jest coś takiego jak uwiąz? Zaznaczam też, ze to nie jest koń z prywatnych rąk z "przypadkowej hodowli" i to jeszcze zza stodoły...
Nawet taki szkrab może mieć czipa, więc zrób, aby później nie wyszło szydło z worka.
To jest trudne pytanie, bo OCD taka typowa rozwojowa może się ujawnić u dwulatka i wtedy nici po wzorowych zdjęciach. Kilku znanych mi hodowców niemieckich robi TUV dopiero u 2,5 latków, przed zabraniem młodzieży do pracy - no ale oni mają zawsze co roku całą stawkę maluchów, a nie kupionego jednego.
dr Samsel równiez mówił ,że źrebaki do roku mają bardzo duża zdolnosć regeneracji i czip może zostac wchłonięty i na zdjęciach nie uświadczysz nawet śladu, co potem może pokazać się w kolejnych pokoleniach.
Dziękuję za odpowiedzi. :kwiatek:
Kontaktowałam się dziś w tej kwestii z 3 lekarzami i wszyscy jednogłośnie orzekli, że badanie tak młodego konia jest "bez sensu" (o ile nie widać ewidentnych oznak jakichś urazów, kulawizny, zgrubień itp.). Argumentowali to właśnie tym, co napisali: quanta i whisperer13.
Dziewczyny mam pytanie i bardzo proszę o opinie. Przy sprzedaży konia co się dzieje z umową pensjonatową, czy należy uwzględniać okres zapisany w umowie?? Czy nowy właściciel przyjeżdża i zabiera i umowa wygasa automatycznie. Nadmienię że nie ma w niej napisane co w takim wypadku, natomiast jest ze należy zgłosić miesiąc wcześniej ze skutkiem na koniec miesiąca czyli w tym przypadku koniec lipca.
barnabik, dogadaj się z właścicielami pensjonatu. Jeśli masz okres wypowiedzenia, to nie ma znaczenia, że koń się wyprowadzi z nowym właścicielem czy starym. W zeszłym roku sprzedałam (w dwa dni od wrzucenia ogłoszenia) klacz, którą miałam w dzierżawie. Klacz pojechała do nowej stajni, a ja miałam 30 dni na rozwiązanie umowy i powinien być to normalnie płatny okres. Na szczęście właściciele byli na tyle elastyczni, że ustaliliśmy tylko opłatę za boksowe, znacznie niższą niż kwota pensjonatu, bo klacz i tak już w stajni fizycznie nie przebywała. To całkiem fair podejście.
quantanamera tego się właśnie obawiałam, moje dziecko na dożywociu się ze mną męczy chodzi o konia znajomych, a właściciele raczej trudni i ciężcy w dogadaniu dlatego takiej odpowiedzi się obawiałam
Co zrobić w przypadku, kiedy umowa kupna konia jest nieważna 🤔 tzn w związku okazało się, że poprzedni właściciel konia ( z którym, sporządzono umowę) wcale nie jest ostatnim właścicielem- i prawnie nigdy nim nie był. 🙄 tak więc nie jest zachowana ciągłość właścicieli i nie można przepisać konia na nowego właściciela na podstawie takiej umowy
ja tak miałam, w paszporcie nie było wpisanego ostatniego właściciela, z którym miałam podpisaną umowę.
Paszport wysłałam do związku łącznie z kserem umowy i bez problemu przepisali 😉