Depresja.

AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
13 kwietnia 2012 15:41
Ale w leczeniu depresji zaleca się i.in. pracę jako element terapii. Zmuszanie siebie do wykonywania różnych czynności. Więc może Dodo ma rację?
Mnie martwi to, że ją konie nie cieszą- przeżyłam to samo, jak miałam taki moment depresyjny. O skali problemu uświadomiłam sobie dopiero teraz, po 4 latach- kupiłam wtedy mojego pierwszego, wymarzonego konia i przez pół roku nie zrobiłam mu ani jednego zdjęcia!! Biorąc pod uwagę, że dokumentuję niemalże każdy dzień- naprawdę musiałam mieć "doła". I u mnie była krótka piłka- obniżenia nastroju miewałam już wcześniej, ale jak zrobiło się tak poważnie, to moja własna mama, kobieta, która uważa, że tylko praca jest w stanie wybić głupotę (a wg niej większość tych "obniżeń nastroju" i chandr to nic innego, jak głupota i za dużo czasu) z głowy, w trybie natychmiastowym wysłała mnie do psychiatry. Skończyło się na psychotropach i po paru miesiącach pozbierałam się do kupy. Z tym, że działanie leków nie było takie "uderzające"- po prostu po pewnym czasie coraz mniej myślałam o problemach, aż w końcu całkiem przestałam, ale to coraz mniej to było na zasadzie: we wtorek o problemach myślałam przez 16 godzin i 57 minut, w środę- 16 godzin i 56 minut, w czwartek- 16 h i 55 minut i tak dalej  😉 . Nie było czegoś takiego, że się nagle budzę rano i czuję się, jak nowonarodzona i z tego, co wiem, to tak leki psychotropowe nie działają.
Wracając do Dodofon- z obrazu na forum jawi się fantastyczna, silna kobieta sukcesu, o dużej mądrości, ale która uwikłana jest w nieciekawą sytuację życiową, w której trwa już dłuższy czas. Może ten epizod depresyjny pomoże jej uporać się z tym, co ją gniecie od dawna i podjąć jakieś radykalne decyzje? Trzymam za Ciebie kciuki i wiem, że sobie poradzisz  😅
dziewczyny,
na pocieszenie powiem ze da sie z tego wyjsc, ale blagam same leki do tego nie doprowadza. potrzebna jest regularna i dluga pyschoterapia. to jest podstawa. mowie z wlasnego doswiadczenia, po szesciu latach na kozetce.
decyzja zeby zaczac psychoterapie nie jest latwa, ale ciesze sie ze sie ugielam pod wlasnym ciezarem i schowalam ego do kieszeni ze sama sobie dam rade. bo roznie mogloby byc.

glowy do gory!
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
13 kwietnia 2012 18:17
Ja nie z "depresujących", ale zrobiłam krok na przód, a raczej kopnął mnie w dupę i załatwił chłopak. I na środę mam wizytę u terapeuty m.in. od DDA.
czytam od paru tygodni to moze i cos napisze.
siostra mojego niemeza miala gigantyczne depresje od wieku mlodzienczego, na rozne sposoby probowala sobie odebrac zycie, na rozne sposoby uciekala od rzeczywistosci. na zewnatrz nigdy przenigdy nie dala po sobie nic poznac. super inteligentna dziewczyna, towarzyska, ladna, oczytana, z gronem naprawde fajnych ludzi dokola. studiowala medycyne, no i przestala. rok przed koncem zaczela staz, na poczatek na pogotowiu gdzie pierwszym jej kontaktem z prawdziwym swiatem byl topielec, ktorego nie udalo sie odratowac. zalamala sie totalnie. to co najpierw wygladalo na 'zwykla' depresje- trudnosci z podejmowaniem decyzji, niechec do zycia, panika przed spotkaniem z ludzmi, przed powrotem na studia, przed opowiedzialnoscia itd itp. skonczylo sie w szpitalu psychiatrycznym. Gudrun zaczela opowiadac niestworzone rzeczy, widziala ludzi, zdarzenia, ktorych nie bylo, tworzyla swoj swiat, w ktorym czula sie bezpiecznie, zmienila fryzure, zaczela nosic okulary. tak jakby tworzyla tez kompletnie nowa siebie. byl czas, ze bylam u niej w szpitalu codziennie, za kazdym razem zastanawiajac sie co moge/mozemy zrobic. i wiecie do czego nasza rola sie sprowadzila? do tego, zeby po powrocie do domu nie probowala znowu popelnic samobojstwa....  to ona sama musiala przebrnac przez wszelkie zakamarki tej choroby, sama sobie odpowiedziec na wiele pytan, na ktore my jako rodzina nie znamy kompletnie odpowiedzi. w jej przypadku to nie okazalo sie zwykla depresja, jednak nawet teraz czyli juz prawie 2 lata po jej wyjsciu ze szpitala lekarze nie sa pewni- schizofrenia albo cyklofrenia, to najczestsze co obstawiaja. prawdopodobnie nigdy nie beda w stanie postawic 100% diagnozy.
my jako rodzina- jestesmy przy niej. i tyle. przykro mi, ale nie wierze juz, ze moglismy zrobic cos wiecej.

TinaTigra   ...w życiu piękne są tylko chwile...
24 kwietnia 2012 16:19
Hejka- czy ktoś z Was brał Lenuxis?
A jaką ma substancję czynną ten lek?
escitalopram
TinaTigra   ...w życiu piękne są tylko chwile...
25 kwietnia 2012 12:25
a jakieś doswiadczenia na ten temat?
Akurat biorę escitalopram (Nexpram 10 mg)od jakiegoś miesiąca z hakiem i jest różnie. Na początku- wiadomo-bez rewelacji ale też i bez skutków ubocznych. Potem nastrój uległ polepszeniu, lecz ostatnio znowu łapię doły.
ja z dnia na dzień odstawiłam
mam to w d.
nic nie pomaga
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
25 kwietnia 2012 16:17
Mam tylko 3 koleżanki z technikum, jedną znajomą (swoją byłą nauczycielkę) i siostrę cioteczną, z którymi utrzymuję kontakt. Jak jadę ze studiów do domu, nie wychodzę z domu. Tylko jak muszę iść do sklepu, albo pojechać do konia. Czasem siostra cioteczna wyciągnie mnie ,,do ludzi", ale źle się czuję, nie potrafię nawiązać kontaktu (na 1 roku studiów także nie mam znajomych). Tak na prawdę to tylko konie i rodzice trzymają mnie przy życiu. Nie widzę sensu w studiowaniu, nie widzę siebie w przyszłości. Zamykam się w sobie. Tylko przez internet jestem ,,wygadana", bo nikt na mnie nie patrzy, nie komentuje za plecami, nie zna mnie. Do psychologa/ psychiatry nie poszłabym. W 3 klasie gimnazjum moja ,,była" przyjaciółka miała ze mną pojechać, ale nic z tego nie wyszło. W sumie to dobrze, bo nie dałabym rady czegokolwiek ,,na trzeźwo" jakiejś osobie w 4 oczy gadać o sobie i swoich problemach (pewnie wyimaginowanych). Podziwiam osoby, które odważyły się na ten krok...
Dementek , ja bym ci jednak radziła wizytę u psychiatry. Ja długo zwlekałam i ba rdzo tego żałuję. Jednak nie żałuję, że w końcu poszłam. Byłam sceptycznie nastawiona, nigdy nie byłam wcześniej u psychiatry i nie mogłam uwierzyć, że jakieś tabletki poprawią mi nastrój i samopoczucie. Pierwsza wizyta była kiepska, bo ciężko mi się mówiło, jestem nieśmiała, a tu mam mówić obcemu facetowi o swoich osobistych problemach. Głos mi się łamał, ręce trzęsły, trochę łez poleciało. Ale potem coraz łatwiej mi się mówiło, a po miesięcy leczenia - rany jaka jestem szczęśliwa! Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek to powiem. Zapomniałam już, jakie to uczucie.. A teraz sama je czuję. Mimo, że nie układa się nic, że są problemy, szaro, buro.. Ja nagle stałam się optymistką i chodzę uśmiechnięta od ucha do ucha. życie z uśmiechem jest 100 razy przyjemniejsze 😀
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
25 kwietnia 2012 19:37
gllosia Przez 9 lat to mi się ciągnie. Jest coraz gorzej, bo coraz bardziej się od ludzi izoluję. Przez pewien czas się cięłam, ale zwalczyłam to (z domu wszystkie żyletki powyrzucałam) , bo powiedziałam sobie, że jak już mam konia (który, jak myślałam, rozwiąże problemy) od dwóch miesięcy, to muszę przestać. Zresztą mama chyba coś podejrzewała. Jeszcze rok czy tam dwa lata temu mówiłam , że jestem nienormalna, że zamiast chodzić na imprezy siedzę sama w domu, że chyba powinnam iść do specjalisty - jedno spojrzenie mamy (wielce zdziwione) i zrezygnowałam. Próbowałam używek, ale też bez efektów, więc przestałam. Najgorzej było, jak mnie do akademika rodzice ,,wywozili" - po złych wspomnieniach z internatem w szkole średniej panicznie się bałam- wszystko się we mnie trzęsło, roznosiło mnie. Już w akademiku (przez tydzień byłam sama w pokoju) nie mogłam jeść; wciskałam w siebie kromkę chleba. Ale mama stwierdziła, że to ja sama sobie wmawiam, że jestem nienormalna.
Dodo bo bez psychoterapii nie działa,albo działa na zasadzie placebo(z autopsji),albo działa na chwilę.Jeśli chodzi o stany depresyjne okresowe,czy nerwicę,to bez bodźców zewn.leki na dłuższą metę nie pomogą. Poprawią funkcjonowanie jeno,ułatwiają zycie,ale trzeba samemu nad sobą pracowac zarazem.

Ja dostałam "kopa" od Tunridy plus bliskich mi osób i powiem,ze bardzo dużą rolę odgrywają zaufane osoby,nie tylko terapeuta.U mnie wizyty u psychologa,to raczej na zasadzie odfajkowania i wyjścia( z mojego podejścia niestety... ,jakoś cięzko się otworzyć, no nie umiem!).
Kiedyś bałam się/nie chciałam rozm.o swojej dolegliwości z bliskimi,ale gdy się otworzyłam,okazało się,ze mam wokół osoby,które mnie rozumieją i wspierają  🙂

Z 20mg paroksetyny zeszłam na 5mg, zaczęłam normalnie spać(bo na dwudziestce nie było mowy),działa!chodzę raz na dwa tyg do terapeuty,ale największą rolę widzę u siebie - bieganie,słuchanie muzy,książka na wieczór,pogadanie z mamą przez tel. Jak się chce to można sobie pomóc.Sobie samemu.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
27 kwietnia 2012 14:25
Ja byłam dwa razy u psychologa, w tym i zeszłym tygodniu. I też myślałam, że odbębnię swoje i do domu, ale się myliłam. Ciężko było zacząć, ale poszło.
Dostałam książkę do poczytania i miałam iść wczoraj pierwszy raz na grupę wsparcia, ale... nie starczyło mi odwagi.
Za 3 tygodnie idę do psychologa (na NFZ), więc zobaczę jak będzie.
Mam nadzieję, że tym razem trafię na kogoś ogarniętego.
Dementek, nie ma sie czego bac, idz do psychologa. to jego zawod pomoc innym, jest neutralny, nie bedzie cie oceniac, pomoze zrobic ten pierwszy krok. nawet nie masz pojecia ile ludzi korzysta z tej pomocy, i czesto z pierwszych stron gazet. niestety, tym wrazliwym i introwertycznym jest ciezko poniewaz wspolczesny swiat zostal zbudowany dla ekstrawertykow. polecam lekture: introwertyzm to zaleta marti laney.
Demetek, idź koniecznie do specjalisty, ale ja bym ci radziła jednak psychiatrę i leki. Mi one bardzo pomogły. Do psychologa planuję też iść wkrótce, bo mam do rozwiązania problemy, nad którymi muszę sama popracować, tabletki ich nie rozwiążą. Ale jednak pójście do psychiatry to było najlepsze co mogłam zrobić. Nie żałuję, choć nie było mi wcale łatwo. Jak już usiadłam w poczekalni po zarejestrowaniu, to miałam ochotę uciec w cholerę, ale jednak zostałam i całe szczęście. Choć wizyty mi przyjemności nie sprawiały, a jeszcze musiałam nie raz czekać 5 godzin (jak ja kocham NFZ), to warto było.
odkopuję, bo właśnie mnie bierze... we wtorek już idę do lekarza po tabletki, czuję się fatalnie, całymi dniami ryczę, nie chcę nigdzie wychodzić..

czy tylko u mnie w tym okresie zaczyna się od nowa..?
U mnie jest też chwilowe pogorszenie...Ale przynajmniej powód moich gorszych stanów jest znany.
Mam takie pytanie: jak wygląda pierwsza wizyta u lekarza? Mówi się prosto z mostu "panie doktorze, chyba mam depresję", czy doktor sam kieruje rozmowę? Nie mogę sobie wyobrazić rozpoczęcia pierwszej wizyty, ostatnio rozmawiałam na ten temat z bliską osobą, którą niedługo czeka taka wizyta i nie potrafiłam jej odpowiedzieć właśnie na pytanie "jak wygląda początek wizyty, czy od standardowego lekarskiego "co się dzieje" ? "
U mnie jeden lekarz od razu jak weszłam, zapytał się, co mnie do niego sprowadza. Z kolei obecna lekarka zadawała pytania na zasadzie "od ogółu do szczegółu" i sama sobie doszła do tego na podstawie wywiadu, z jakim problemem przychodzę.
Jakiego typu to są pytania? Czy mogę w jakiś sposób załagodzić stres osoby idącej na pierwszą wizytę? Potowarzyszyć jej do drzwi gabinetu, coś ponadto? Niby zgodziła się na wizytę, zapisała, ale boję się, że znajdzie pretekst i wymiga się od wizyty.
Mnie lekarka pytała, czy leczyłam się już kiedyś psychiatrycznie, czy miałam jakieś problemy w przeszłości, jakie mam objawy, mogące wskazywać na deprę. To takie ogólne pytania, ale jak zaczęłam opowiadać, to się dopytywała o daną sytuację i na tej podstawie wyciągnęła wnioski oraz postawiła diagnozę.
Myślę, że możesz potowarzyszyć w poczekalni, w oczekiwaniu na wizytę.  Sama poprosiłam chłopaka, żeby poszedł ze mną na pierwszą wizytę i poczekał pod drzwiami gabinetu. Sama świadomość, że ktoś bliski jest za ścianą dodawała mi otuchy.
Mistral bardzo dziękuję Ci za udzielenie mi odpowiedzi  :kwiatek:
TinaTigra   ...w życiu piękne są tylko chwile...
26 czerwca 2012 07:58
ech...a co robić jak partner uważa, że dla niego niezrozumiałe jest pojęcie "depresja" - nawet poczytanie uważa za zatrudne i niepojęte 🙁
TinaTigra, a to ty masz depresje, czy on?
A ja też chyba dołączę :/ Nie czuje się ani smutna i nie myślę o samobójstwie. Jednak ostatnio zdałam sobie sprawę, ze przez ostatnie 2-3 lata zmieniłam się diametralnie. Kiedyś byłam chodzącym wulkanem energii, ludzie ciągle krzyczeli, żebym zwolniła, bo za mna nie nadążają. Bardzo mocno odczuwałam emocje, zawsze aż plonelam ze szczęścia, ekscytację czułam sama sobą. Teraz jednak żyję jakby w zwolnionym tempie, ruszam się jak zolw, ciągle o czymś zapominam, nie umiem się skoncentrować. Jeśli chodzi o emocje - wszystko mi jedno - ze wszystkim,no moze poza koniem. Ciągle chce mi się spać, nie chce mi się nigdzie wyjść (5 lat temu bym umarła, gdybym nie wyszła z domu) Chciałam iść pogadać o tym z psychologiem, ale do jasnej ciasnej w mojej okolicy jest dwóch na krzyż i do tego są bardzo drodzy 🙁 Muszę się wziąć w garść, bo utrudnia mi to prace, poza tym znajomi zaczynają mnie postrzegać jak "spiaca królewnę"
mysle ze to po prostu "depresja emigracyjna"  🙂
Ikarina, a Ty masz sprawdzoną tarczycę?
nerechta, właśnie tak mi się wydaje 😉 Co nie zmienia faktu, ze mogę sobie jakoś ulżyć 😉
Teodora, myślisz, ze to może być tarczyca? Mogę się przejść do lekarza i sprawdzić.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się