Zawężanie to nie to samo co podwijanie. Na podłożu typu "bagno" kopyto równie "dobrze" może się "rozczłapać" na wszystkie strony - to, w którą stronę pójdzie, zależy pewnie od cech osobniczych konia...
Podwijanie to wygięcie w przód, czyli patrząc na kopyto z profilu, punkt, w którym kąt wsporowy dotyka ziemi, jest za bardzo wysunięty do przodu - i tu jest odpowiedź na to, co "strasznego" z tego wynika: koń traci płaszczyznę podparcia w fizjologicznym miejscu (przy równo obciążonych kończynach pionowa linia poprowadzona z miejsca gdzie czubek kąta wsporowego dotyka ziemi powinna przechodzić przez środek stawu pęcinowego). Jak kopyto wyląduje za bardzo "przed koniem", to koń "wisi", tak jakby człowiek próbował stanąć przodem stopy na stopniu schodów. Oczywiście da się, ale to męczące i obciążające kończynę na dłuższą metę.
Dodam jeszcze, że to niestety samonapędzający się mechanizm - im bardziej położone, dluższe są kąty, tym trudniej będzie je postawić - bo koń każdym krokiem (tak, prawidlowym krokiem od piętki) działa na dźwignię, którą tworzą. Często używana jest analogia do pęku patyczków trzymanych w dłoni - dopóki stawiamy je pionowo albo pod nieznacznym kątem, wytrzymują spory nacisk bez problemu. Jak je pochylimy, to raz: nie wytrzymują nacisku (taki tył kopyta z położonymi piętkami jest zwyczajnie SŁABY! za słaby, żeby udźwignąć konia), dwa - położą się bardziej...
Na grupie bosokopytnej spotkałam się ze stwierdzeniem, że jak coś się podwija pod kopyto (w tym przypadku kąty wsporowe), to trzeba spojrzeć na to, co po przeciwnej stronie kopyta (w tym przypadku pazur) -
na pewno jest za długie. Oczywiście utrzymywanie "łuczka" jest ważne, ale przede wszystkim - krótki pazur.
Przypomnę jeszcze
linka do stronki jednej z uczestniczek grupy, o FFS (forward foot syndrome), czyli zespole cech składających się na kopyto wyjechane do przodu - fakt, takie kopyto najczęściej będzie zawężone, ale bywają też zawężone i nie położone...
Mam nadzieję, że mimo gorączki nie bredzę za bardzo...