Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Ale ja już wiem, że takie drobnostki, o jakich piszesz, się skumulują to człowiek nie wie jak się nazywa.
W moim przypadku właśnie najgorsze jest to, że sama nie wiele mogę zrobić. Pozostaje siedzieć i czekać na rozwój wydarzeń.
Ale dobrze czasami wyrzucić z siebie to co boli, a nawet stwierdzam, że lepiej obcym ludziom się wyżalić niż rodzinie czy znajomym. Ci nieszczerzy będą się cieszyć z naszych niepowodzeń, a szczerzy będą się zamartwiać razem z nami, że nie są w stanie pomóc.
Właśnie już mi lepiej ,trochę się na marudziłam . Muszę się ogarnąć ,może będzie lepiej  🙁
mona i remendada pocieszacie mnie bo ja tez chce zrezygnowac ale wszyscy mi mowia z szkoda na 3 roku i zeby zrobic chociaz tego inzyniera... a ja bym jednak chciała właśnie może tą grafike komputerowa, albo grafike na asp jeśli sie dostane... no cóż sama nie wiem co robic 🤔 ale ja po prostu nie umiem sie uczyc i przykładac do czegos co mnie nie interesuje
Mi bardzo wiara pomaga, nawet po śmierci mamy zbliżyłam się do Boga. Sama się sobie dziwię, bo prosiłam go żeby mama była zdrowa, a jednak mi ją zabrał.. własnie prosiłaś go zeby twoja mam była zdrowe, moze tam gdzie ją zabrał to jedyne miejsce gdzie wlasnie mogła byc zdrowa.Trzymaj sie ciepło. Bol , któregoś dnia zmniejszy sie...
Tak pewnie jest, a przynajmniej w to wierzę.
Olga rób co kochasz  😉
Olga rób co kochasz  😉


Eh..
Łatwo mówić, ale sama widzę po sobie, że wiek po 20-stce- szczególnie jak o swojej przyszłości myśli się za dużo- nie jest najfajnieszym okresem w życiu.
Pracować za bardzo nie można- bo studia, są studia- obawa co po studiach.
Przynajmniej ja tak mam i wcale miłe i proste to nie jest, jak człowiek ma dokonywać wyborów wpływających na jego życie.

Inną sprawą jest, że życie zawsze się jakoś układa.Czy lepiej, czy gorzej, ale zawsze jakoś jest  🙂
Gillian   four letter word
02 grudnia 2011 22:48
MAM DOŚĆ  😵 po uszy!  😵
chcę zasnąć i obudzić się w kwietniu co najmniej.
Łatwo mówić, ale sama widzę po sobie, że wiek po 20-stce- szczególnie jak o swojej przyszłości myśli się za dużo- nie jest najfajnieszym okresem w życiu.

no wlasnie, a jeszcze jak sie ma we krwi rozmyslanie o wszystkim 24h na dobe i na trzecim roku studiow dochodzi sie do wniosku, ze jest sie debilem, bo nie walczylo sie o wymarzony kierunek to zwariowac mozna
coraz czesciej lapie sie na tym, ze mysle, ze studiuje nie to co powinnam, niby jeszcze mam czas, moge wszystko zmienic, z drugiej strony 3 albo 4 lata do tylu, skonczyc licencjat i zaczac wszystko od poczatku nie za bardzo mi sie widzi
a z trzeciej strony pluc sobie w brode do konca zycia, ze nie walczylam o marzenia i pracowac w zawodzie, ktory owszem interesuje mnie, ale nie wzbudza we mnie jakis szczegolnych emocji...
w dodatku majac dookola znajomych, ktorzy naprawde pasjonuja sie tym, co studiuja, walczyli o to i byli pewni niemal od dziecka co chca w zyciu robic jest jeszcze trudniej, tez marzylam od dziecka i jaki diabel mnie podkusil, zeby wybrac inny kierunek? i dlaczego w liceum bylam daleka od myslenia o wlasnej przyszlosci?
nie ma to jak przemyslenia na tydzien przed rozpoczeciem sesji...
ciri, a na co chciałaś iść?

Powiem jedno.Walcz!!
Zupełnie inaczej się na wszystko patrzy,masz wymarzony, określony cel i życie nabiera sensu  🙂
Gillian   four letter word
03 grudnia 2011 13:16
tiaaaa... ja się wyłamałam i poszłam na swój wymarzony kierunek, skończyłam go na samych piątkach bo byłam najlepsza w szkole, kochałam się tego wszystkiego uczyć, napisałam prawie na 100% egzamin dyplomowy i...
I koniec dobrego. Po 8 miesiącach szukania pracy w swoim wspaniałym zawodzie wróciłam do codzienności i robię zupełnie co innego. Marzenia marzeniami a życie życiem.
No chyba, że ktoś sobie wymarzy kierunek dający pewne zatrudnienie i dobre pieniądze, to wtedy inna sprawa.
Gillian, niestety samo życie.
A co studiowałaś?Z tego co kojarzę ratownictwo medyczne.Mylę się?

Niestety są kierunki, po których po prostu pewnej kwoty nie przeskoczysz, ale są też takie, po których może być marnie, a może być bardzo dobrze  🙂
Kwestia szczęścia, chęci, pomysłu.Więc jeśli nie jest to kompletny absurdem warto próbować.
Gillian   four letter word
03 grudnia 2011 13:29
Nie, nie mylisz się. Nie chodzi mi o pieniądze. Ja po prostu CHCĘ to robić w jakiejkolwiek formie. No ale nie pykło.
dziewczyny jak ja bym wiedziała co ja chce robic w życiu i gdybym miała jakiś wymarzony tak naprawde kierunek to by nie było problemu... najbardziej zazdroszcze ludziom którzy od małego wiedzą kim chcą zostać w przyszłości (jak np wiekszosc moich znajomych-lekarzem) a ja po prostu nie mam pojęcia. Wiem tylko tyle że napewno nie chce robic nic związanego z moimi obecnymi studiami. lipa 😫
Remendada - weterynaria, nie jest to jakis kosmiczny kierunek, z zatrudnieniem nie ma problemu, tylko to sa cholernie wymagajace studia+staz, skonczylabym w najlepszym wypadku kolo 30tki...

no nic, na razie musze dokonczyc licencjat, ale ciagle intensywnie mysle
stwierdzam, ze bardzo dojrzalam w ostatnim czasie, pewnie tez dlatego nachodza mnie takie przemyslenia, ale to dobrze, moze dojde w koncu do jakis konstruktywnych wnioskow.

Olga-a w czym jestes dobra? co jest Twoja pasja? sprobuj kombinowac pod tym wzgledem
ciri, właśnie w tym sęk.

Też mam wrażenie, że przez te 3 lata dojrzałam, na wszystko patrzę pod innym kątem.
Zupełnie inaczej niż to było w czasach maturalnych.

Ale coś za coś.Też skończę studia przed 30-stką.

Gillian, aż tak jest trudno o pracę w zawodzie?
Wydawało mi się, że poza tym, że jest niesamowicie wymagająca i stresująca i nieadekwatnie do tego płatna, żadnych minusów nie ma.

Inną kwestią jest, że gdybyś nie podjęła tych studiów, które były Twoim marzeniem, prawdopodobnie żałowałabyś do końca życia.
Pewnych rzeczy nie jesteśmy wstanie przewidzieć.Zawsze jest jednak lepiej coś zrobić, niż nie zrobić, a potem żałować.
ciri moze zabrzmi to dziwnie ale 'niestety' jestem czlowiekiem renesansu  🤣 mam wszechstronne zainteresowania i tak naprawde i w ścisłych przedmiotach jestem dobra, i rysuję, i kocham sie uczyc jezykow... bez sensu 🤔
Olga, nie myślałaś o architekturze?
Albo jakaś filologia?
właśnie ja juz o wszystkim myślałam i codziennie mam jakis nowy pomysł ale coś trzeba w końcu wybrać... architektura niby fajnie ale jak sobie pomyśle o kolejnych latach z kalkulatorem i matematyka to .... 😵 ( w tym momencie jestem na 3 roku na politechnice)
Gillian   four letter word
03 grudnia 2011 20:55
remendada, na moim zadupiu i z moją płcią - to praktycznie niemożliwe. Najbliższy SOR, który zatrudnia ratowniczki jest 150 km ode mnie 🙂 będzie bliżej ale niestety tam nie mam szans się wgryźc bo przejmują cały personel z izby przyjęc. Gdybym była facetem to miałabym jakieś szanse. A tak to śmiech na sali... szkoda, że nikt nie uprzedził jak zaczynaliśmy szkołę, wręcz przeciwnie - ciągle nam wmawiali jaka to świetlana przyszłośc nas czeka. Taaa.
Zarobki - tak jak wszędzie. Jak się zapiernicza to są pieniądze. Jak się obija to nie ma 🙂
nie żałuję że skończyłam, bo to były dwa najlepsze lata w moim życiu ale naprawdę bardzo bardzo ściska mnie w dołku jak słyszę dźwięk syreny lecącej gdzieś przez miasto 🙁 dużo oj dużo bym dała, żeby byc tam i wpadac w szał adrenaliny znowu. Echh.
A przeprowadzka nie wchodzi w grę?

Ja złapałam się ostatnio na tym, że może za granicę bym się nie wyprowadziła, ale gdyby mi zaproponowano, dobrze płatną pracę w innym mieście, to bym się nie zastanawiała.
Nawet ostatnio z chłopakiem rozmawiałam, że fajnie byłby się gdzieś wyprowadzić.
A myślałam, że jestem strasznie do Krakowa przywiązana  😉
Gillian   four letter word
03 grudnia 2011 21:36
absolutnie nie wchodzi w grę. Gdyby była możliwa - byłabym już w Krakowie 🙂
Olga, Witaj w klubie "ludzi renesansu". 😉 Na pocieszenie Ci powiem, że mało jest ludzi, którzy naprawdę wiedzieli co chcą robić od dziecka 🙂 Za to bardzo dobrze wiedzieli to ich rodzice... 😉 Rodzice-prawnicy przyszłych prawników, rodzice-lekarze przyszłych lekarzy albo rodzice-ambitni. Czasami to jest dobre - może gdyby mnie przyciśnięto w odpowiednim momencie, to bym teraz była np. na stomatologii, a nie na filologii.
Jestem w podobnym stadium jak Ty i nie wiem co będę dalej robić. 🙁 W sumie...lubię moje studia, ale...  nie wiem czy to na 100% "to".

remendada, Zazdroszczę. Ja mam opory wyprowadzać się z mojego miasta. Pierwszą katastrofę życiową wieszczę za rok, jak się będę musiała wyprowadzić chociaż na chwilę. 🙁

Odnośnie ratownictwa - niestety potwierdzam słowa Gillian. 🙁 Mam koleżankę po ratownictwie, która pracuje... w przychodni. Choć tyle. Siostra chciała na to iść, ale, mając drobną posturę, stwierdziła w końcu, że rezygnuje, bo już kompletnie nie zostanie zatrudniona. Gdyby była rosłym chłopem to co innego. W dużych miastach pewnie nie jest z ratownictwem "aż" tak źle, ale jak ktoś mieszka w mniejszych to kiepsko.
A szkoda, bo zawód fajny.
Gillian   four letter word
04 grudnia 2011 08:42
w większych miastach nie ma aż takiego problemu, są SOR-y i więcej karetek, jakoś się to udaje bo znam multum babek, które jeżdżą. No ale w takich uroczych dziurwach jak moja to sobie mogę chciec 🙂
znowu jeździecki dół  😵
Taki jakiś ogólny dół. Jesień mi nie sprzyja, faceci mi nie sprzyjają, szkoła też nie. 🙁
Czuje, że się uwsteczniam w sensie jeździeckim. Dzisiaj to nawet przejścia w kłusie mi nie wychodziły 😵 od czasu jak jeżdżę z instruktorem mam wrażenie, że wszystko robię źle i nic mi dobrze nie wychodzi. Najgorzej jest jak mnie instruktor poprosi abym coś wykonała w danej chwili lub od danej litery na ujeżdżalni. No nigdy mi nie wyjdzie tak jakbym chciała 😵 nie wiem czy czuje presje przez osobę instruktora. Kiedy bardzo mi zależy żeby  wykonać jakieś polecenie to nigdy mi nie wyjdzie. Zaczynam tracić zapał. Najlepsze jest , że mój instruktor nie powie mi wprost , że coś źle robię tylko powie najczęściej , że to koń dzisiaj jakoś nie idzie. Ja rozumiem , że mu płace ale wymagam konstruktywnej krytyki.
BASZNIA   mleczna i deserowa
06 grudnia 2011 21:44
Zdrowie nawala...ludziom, zwierzom. Heh.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
07 grudnia 2011 17:59
nieważne ile śpię, zawsze jestem zmęczona.
mam dosc. mam po prostu dość.
wszystko mnie wkurza.
wczoraj sie poplakalam. pierwszy raz od roku.

26 listopada minął równy rok od smierci mojej mamy, zostałam beż żadnej żyjącej rodziny, ale rok przetrwałam bez wylanej łzy.
a tu co? wszystko źle. nie dość, ze musimy rodzicom TŻ pomóc, bo im cofnęli zdolnosc kredytowa i potrzeba 20 tys na juz, to jeszcze liczylismy na ponad 80 tys zysku, co padło. a jako, że liczylismy na to, to w listopadzie wpompowalismy w filię firmy prawie 10 tys. a tu nie wypaliło, i potrzebujemy kombinowac drugie 10 do konca grudnia. a tu nic nie opłacone, wszystko jak po grudzie.

wczoraj mielismy jechac na pierwsze zawody z rudziszonem, a tu co? kon po wieeeelu jazdach w przyczepie, nagle stwierdzil sobie wczoraj, ze nie wejdzie. nie i już. i nie pojechaliśmy.

czy wszystko musi byc tak po grudzie? wszystko sie sypie jak piasek przez palce. dobił mnie wczorajszy humorek konia. zupelnie straciłam do niej zaufanie, tyle razy wchodziła, a tu nagle, jak na nią liczę to "nie bo nie". nie mam wcale ochoty do niej jechac, brak mi zupelnie motywacji.

mam dość.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się