Nasze upadki z koni.
Koń miał ostatnio bunt, stwierdził, że skakać nie będzie. Przez całą jazdą wydziwiał różne rzeczy 🙂 Efekty poniżej 🙂


Zaliczyłam dwie gleby - jedną na nogi, a drugą centralnie na tyłek 😀 Na zdjęciu uwieczniona ta druga 🙂
oglądam i czytam o tych Waszych upadkach i... podbudowłayscie mnie. Juz myslałam ,ze chyba sie tak mocno zestarzałam (5 upadkow w ciągu roku) ,że chyba czas najwyzszy zrezygnowac z jazd. A tak...widzę ,że nie jest tak zle, mogę sobie jeszcze poklepac tyłek. 🤣
Faza, no coś Ty, były jazdy że zaliczałam po 5 upadków ;-) 😂 🏇
A mnie po przejżeniu tego wątku ogarnęła ciekawość jak to jest na drugim biegunie? Czy ktoś nie spadł nigdy, od 4 lat, od 7 lat, od 15 lat 😁 ?
No to ja przyznam szczerze, że zaliczyłam przez 12 lat jazdy (ostatnio miałam 2. letnią przerwę) ok. 10 upadków 😁
Ostatni raz jakieś właśnie 3 lata temu na treningu w lesie (rajdy), gdy mój ex siwy stwierdził, że z kłusa się rzuci na przeskoczenie gałązek.
Poleciałam na szyje i z braku równowagi zaparkowałam tyłkiem na ziemi 😁
Jakoś szczęśliwie wielu gleb nie zaliczyłam ale jedną pamiętam, oj pamiętam..
Skoczek ze mnie żaden, ale inni skakali no to ja oczywiście też. Człek był młody i głupi. Zamiast bryknąć sobie coś małego, na miare własnych możliwości zasadziłam sie na najwyższą przeszkodę jaka była dostępna. Koń był wielki, oporów nie miał zadnych. Poszedł na przeszkodę ale ja źle oceniłam jego chęci i wydawało mi się że tuż przed przeszkodą sie wyłamie. Więc sie rozluźniłam coby sie razem z koniem zabrać a on w tym momencie sie odbił. A ja..cóż, przeleciałam pieknym łukiem przez przeszkodę i wylądowałam szybciej niż koń zdzierając przy tym brodą półtora metra murawy.
Ale wsiadłam i przeskoczyłam tę przeszkodę już nie spadając. Tym nie mniej był to ostatni mój skok i raczej już skakania mam dośc do końca życia
W przeszłości wiele razy spadałam z różnych koni. Miałam nawet problemy z opanowaniem lęku, przed każdą jazdą bolał mnie brzuch i dygotały nogi. Ale to było dawno, wyleczyłam się z tego dopiero na swoich koniach, które sama ułożyłam i wiem czego mogę się po nich spodziewać. Ostatnio spadłam z mojej młodszej klaczy jakieś 3 lata temu. To było podczas czwartego dnia zajazdki 🤣 kobyła skumała, że jeździec na grzbiecie to nie tylko zabawa i zaczęła kombinować. Zrobiła mi wtedy istne rodeo 😲 wylądowałam jakoś dziwnie na kolanach, ale zaraz wstałam i nawet nie wiem kiedy znalazłam się ponownie w siodle. Od tamtej pory Azja nigdy nie zrobiła mi takiego numeru, więc nie miałam okazji spaść. A sporo jeździmy, głównie w teren. Można jeździć bez spadania, nawet na młodziaku 😉
Ja sobie liczę wszystkie gleby i jeszcze w dodatku zapisuje kiedy, z jakiego konia i gdzie xD.
W zasadzie to nic mi się nigdy poważnego nie stało, ale jedna gleba mogła się wydawać nieco groźna 🤣, a więc jadę sobie w zimie galopem na wielkoludzie forumowej dzowanki (było to na hali) no i żeby go trochę obudzić delikatnie pacnęłam go bacikiem, a ten tak walnął z zadu, że przeleciałam przez jego głowę i robiąc po drodze fikołka wpadłam za bandę na hali pomiędzy grabie a łopatę. Na szczęście wszystko ze mną ok 😉.
LatentPony, jak na drugiej fotce Pająk grzecznie czeka aż się łaskawie podniesiesz 😉
Ja średnio spadam dwa razy do roku. Na ten rok limit już wyczerpałam, tfu,tfu, bo mam jeszcze jednego konia do zajazdki 😁
ja jeżdżę od powiedzmy 2 lat i ostatnio zaliczyłam pierwszą glebę, ale za to jaką 😡 skończyło się złamanym obojczykiem i mocno zbitym biodrem, ale wiem już przynajmniej jak NIE należy spadać 😁
Oj, dawno nie spadłam! (tfu, tfu, na psa urok).
Ale za to mój ostatni upadek był...w stój 😀
Jeździłam u znajomego na nowym, dopiero co kupionym koniu. Znajomy ostrzegał mnie wprawdzie, że Los nie lubi gwałtownych ruchów, ale sobie to puściłam mimo uszu, bo co to znaczy gwałtowne ruchy na koniu? Przecież siedzę spokojnie i nie wymachuję nogami i rękami! Po paru minutach stępa zatrzymałam Losia, żeby dociągnąć popręg. I podniosłam lewą nogę dość energicznie... Zryw był taki, że nie wiem jak wylądowałam plecami na ziemi 😂
Ale potem Los się uspokoił i był moim najukochańszym koniem, zwłaszcza w teren.
Ja ostatnio walnęłam dość efektowną i malowniczą glebę. 😀iabeł:
Skoki, ćwiczymy 'rozgrywkowe' najazdy, jeździłam na kobyle koleżanki, w sumie jakoś 3 raz.. Stacjonatka koło metra, skakana z lewej strony, trochę na ukos, lądowanie na prawo..
Dojeżdżam, dość żwawym galopem, w pełnym siadzie i tu muszę się przyznać - zawierzyłam kobyłce, mój wałek praktycznie nigdy nie robi stopek w takich momentach, nawet jeśli nie poprę łydką, ale kobyłka niestety włączyła ABSy. 😀
Zrobiłam bardzo malownicze salto, opierając się rękami o przedni łęk siodła, w momencie gdy byłam w pionie nastąpiła faza zawieszenia.. 😂 Coś w stylu 'spadam dalej, albo wracam w siodło', niestety grawitacja przyciągnęła mnie w tą pierwszą stronę, spadłam za przeszkodę i to jeszcze na dodatek odwrócona do niej przodem, na kolana. 😀
Na szczęście prawie nic mi się nie stało, oprócz małego problemu z ręką..
co prawda nie moj ale nieźle o ziemie
Ja kiedyś miałam tradycję że zawsze pod koniec miesiąca spadałam.Najgrozniejszy był taki że raz pojechałam w teren i nie miałam takiej równowagi koń jakto koń gdy galopował z radości sobie brykna i wtedy spadłam rzesz niego i kopytem mi przeleciał brode i do dziśaj mam blizne a najlepsze było że jak wyszłam z szoku to ja chciala jeszcze galopować.
spadłam raz pare lat temu gdy w terenie konie sie sploszyly. a ostatnio mało brakowało kon sie sploszyl strzelil barana zadem a ja polecialam na szyje ale wrecz wbilam mu sie w ta szyje i nie spadlam, wylecily mi wodze i nogi ze strzemion nawet do konca nie wiedzialam co sie stalo hehehe
Ja rzadko spadałam. Może z raz? Ze 2?
Za to dziś... 3 😂 😵 🤦
W teren pojechałysmy, pierwszy raz ja z nią, ona od roku w lesie nie była. No to po jakims czasie galopik. Fajnie fajnie, ale tracę równowagę [cięzko mi z kolanami, miałam kiedyś chore], nogi w strzemionach ale się bujam. A kobyłka czuje chyba, że coś nie tak i się zaczyna zatrzymywać, a ja przez szyję baaach na piach 👿
Wsiadamy, powtarzamy galop... druga gleba.
wszystko ślicznie, taka mocniejsza już, ale coś zabolało...
Kolejne podejście. Długi odcinek nagle mi poszła w bok i straciłam równowagę i znowu, tym razem tak sobie nery obiłam, że ledwo wsiadłam, spuchłam i już.
Ledwo człapię. 😂
Mam nadzieję, że to wyczerpało zapas na dłuuuuugo. Ale chyba jutro nie dam rady pojechać, bo ledwo siedzę nawet.
A skubana jeszcze mnie w tyłek szczypnęła jak jej kopyta czyściłam.
Koleżanka zaobserwowała, że ona chyba właśnie wyczuwa i się zatrzymuje jak ja się gibam. Także duuuużo pracy przede mną. I że dla niej ten galop za wolny i się nie wyrabia, więc trzeba zrobić porządny. Tylko czy ja dam radę 😜
Fairy, to dlaczego skoro czujesz, ze tracisz rownowage sama nie zatrzymasz konia? tylko jedziesz dalej?
Fairy, to dlaczego skoro czujesz, ze tracisz rownowage sama nie zatrzymasz konia? tylko jedziesz dalej?
Bo jak zaczynam tracić, to ona nagle wtedy staje i ja wypadam przez szyję 😜
Ale to pierwszy galop po 4 letniej przerwie, także muszę sobie wszystko przypomnieć. Dopiero 5 raz w stajni.
to ja się dopiszę do wątku 😉
nie pamiętam już ile razy spadłam- od upadków w stępie na oklep po upadki z galopu w terenie- już nie liczę :P
najgroźniejszy- wylądowałam na płocie, koń zwiał, w efekcie śródkostne złamanie nadgarstka, nawet nie wiem jak to się stało dokładnie 🤣 duuuży plac, szybki galop, skręt miał być w lewo a konik cos odstrzelił i wrzuciło mnie na płot. Drugi, jeszcze groźniejszy- na obozie w terenie koń galopując przewrócił się, ja spadłam, no ale jedziemy dalej, i oczywiście następny galop i koń znowu się potknął, wylądowałam uderzając głową w drzewo. Nic nie pamiętam co tam się działo. No i z obozu musiałam wrócić... Warto dodać, że po tym upadku nie jeździłam rok, a w terenie nie byłam 2 lata, w dodatku miałam paniczny strach przed terenem, ale trafiłam na cudownego konia, z którym pojadę już wszędzie 😀
Najśmieszniejszy upadek, a równocześnie mój ostatni, jechaliśmy na rajd, i wyjeżdżaliśmy z małego lasku. Jechałam prawie na końcu, sporo nas było, wiedziałam, że kobyłka spokojna, na niej się nie bałam, więc luźna wodza, i tak jedziemy stępem. Mnóstwo drzew, więc jakoś je wymijamy, ale moja Miśka- zimnokrwista, trochę taran, więc chodziła blisko tych drzew a ja obrywałam gałęziami. Skończyło się tak, że konik szedł za blisko drzewa, zmieściła się idealnie pod grubą gałęzią, która wyrastała akurat na wysokości mojego pasa. Nie zdołałam kobyłki cofnąć, bo konie z przodu idą, to ona też 🤣 no i drzewko mnie zatrzymało i elegancko zgarnęło z konia 🏇
Ja tez się dopisuję 🙂
Po 18tym upadku przestałam liczyć. Nigdy żadnych śmiesznych, czy wartych opowiedzenia młodszym pokoleniom, nie miałam i obym nie miała 🤣 No może takich parę, które wspominam "najlepiej":
- moja pierwsza gleba była ze ślązaczki. Miałam z 9 lat. Jechaliśmy stępem w zastępie i nagle konie się spłoszyły, odskoczyły w bok i zaczęły galopować przed siebie. Przy samym odskoku nawet mną nie zarzuciło, ale za to siła odrzutu zadziałała i poleciałam na plecy przez zad 😉 Bolało.
- raz zrzucił mnie konik polski, na którym jeździłam będąc sama na hali (nie było innych koni). Cwaniak zdecydował, że zacznie "panikować" i biegać z 10letnim dzieckiem na grzbiecie po całej hali. W końcu nie wytrzymałam i spadłam pękając sobie nadgarstek 😉
- wywaliłam się z hucułem w galopie na zakręcie. jechaliśmy dużym zastępem, ja jako przedostatnia i nie zdążyłam wyhamować przed zakrętem. Oczywiście jak juz leżałam na ziemi, chciałam natychmiast wstać, uśmiechałam się, trochę mnie chyba przymroczyło 😉 Władowali mnie na innego hucuła, bo byliśmy kawałek od stadniny i dopiero wtedy ta zwisająca bezwładnie noga zaczęła boleć. na pogotowiu okazało się, że mam pięknie złamany piszczel.
- I moje epickie 3 gleby w ciągu 5 minut. Już na Jasnym, chyba tydzień, czy dwa po kupnie 🙂 POjechałam w teren z właśc. stajni i jeszcze jedną panią. Jasny nie chodził pod siodłem 4 dni (!). Chcemy zacząć kłusować, daję łydkę, J wyrywa mi wodze, bierze głowę między nogi, wyskakuje z czterech nóg i bach, leżę przed nim na ziemi. Wsiadam z powrotem. Wodze maksymalnie krótkie, żeby nie mógł schylić głowy = nie mógł strzelić baranka. Łydka do stępa, bach, leżę. Jasnemu jednak udało się wystrzelić z czterech bez obniżania głowy. Wsiadł właśc. stajni, odjechał nim kawałek od reszty koni, nic się nie działo, więc wsiadłam ja. Wjeżdżam z powrotem za konia, daję łydkę do kłusa i bach, znów przed nim leżę. Na dodatek tak mocno trzymałam wodze, że podczas prób ich wyszarpywania, złamałam palec w stawie.
- I jeszcze jedna, można powiedzieć, że profesjonalnie zaplanowana i w pełni świadoma. Jeździłam na prywatnej kobyłe, z którą były nie małe problemy. baba miała focha i nie podobał jej się mój pomysł na jazdę. Można powiedzieć, że trochę się pokłóciłyśmy, więc klacz postanowiła się mnie pozbyć. Urządziła mi rodeo przez cała długość czworoboku. Strzelała baranki, jeden po drugim, na wyprostowanych nogach. Ja siedziałam dzielnie, ale w końcu mną zarzuciło na bok i wisiałam na tym boku, a klacz ostro brykała dalej. Poddałam się i stwierdziłam, że czas na ewakuację, bo kobyła i tak nie przestanie. Popatrzyłam gdzie mam spaść i mocno odepchnęłam się od konia, żeby upaść jak najdalej od kopyt. Taaa, to było fajne 😎
To takie chyba najciekawsze 🙂
Ja glebiłam około kilkunastu razy. Najciekawszy miałam na samym początku, taki filmowy 🙂
Kobyłka na hali płoszyła się powiewających ścian, a ja byłam na etapie nauki galopu, więc za dobrze się w siodle nie trzymałam. Przy kolejnej "żabce" zawisłam jej na szyi, z nogami po przeguby w strzemionach. I stoimy, ja się śmieję do instruktorki, że jestem w takim położeniu, w którym nie wiem, czy dam radę wleźć z powrotem, kiedy nagle ściany załopotały kolejny raz i ziuuuuu.. jedziemy - kobyła nagina galopem, ja na ziemi, ale co to, coś mnie ciągnie za nogę? Noga została mi w strzemieniu i jadę na plecach, jak na filmach western... Kobyła ponoć najpierw poskakała w miejscu i wyglądało to tak, jakby mnie kopała po brzuchu (co nie było prawdą), potem wydarła w kierunku wyjścia, a ja odbijałam się o jej tylne nogi. Całe szczęście "urwałam się" przed wyjściem, a kobylsko wyleciało przez otwarte drzwi i zaparkowało w stajni. Koleżanka instruktorka jeszcze wiele lat powtarzała, że przez ten mój upadek ma kilka siwych włosów więcej i kilka lat życia mniej 😉 Miałam leciutko odrapane plecy i parę śladów kopyt na plecach (kobyła nie kopała mnie specjalnie, ja się po prostu obijałam o jej tylne nogi).
Drugi ciekawy upadek, to jedyny do tej pory z mojego Egona, dwa lata temu. Jechaliśmy z trenerem w terenie, mój w galopie zapodał bryka takiego, że nawet nie zdążyłam zauważyć, jak lecę. Po prostu nagle spotkałam ziemię. Oczywiście zwiał. Ewik została ze swoim koniem i ze mną, a trener pojechał po Egona i przyprowadził go karnie (ze stajni, która była o 20 minut stępem z tamtąd!) za wodze, kłusem 😉 Okazało się, że boli (a za chwilę już nap..ala) mnie kostka i ja wsiadłam na Ewikowego świętego konia, a ona na mojego dzika 😉 Wracaliśmy już stępem. Miałam nogę w gipsie (mocne skręcenie i pęknięcie którejśtam kostki) przez bodajże 6 tygodni i uraz do terenów, bo niestety później jeździł na Egonie w teren kolega, słusznej postury i wagi, i Egon też brykał i też zwiewał, Ewik jak wsiadała to też próbował jej coś często wykombinować (a to wywieźć w pole, a to jakiś bryczek), a ona sobie zazwyczaj w kaszę dmuchać nie pozwala, więc ja się po prostu obawiałam na nim jeździć. Po 2 latach sprawa została mam nadzieję zamknięta (lub się domyka), bo w końcu odważyłam się pojechać na nim w normalny 3 chodowy teren sama i był grzeczny prawie jak aniołek 😉
Ten wątek jest straszniejszy niż horror 🤔 🤔 🤔
Bo jak zaczynam tracić, to ona nagle wtedy staje i ja wypadam przez szyję 😜
Ale to pierwszy galop po 4 letniej przerwie, także muszę sobie wszystko przypomnieć. Dopiero 5 raz w stajni.
To może poćwicz najpierw kłus ćwiczebny, równowagę etc, bo możesz sobie zrobić krzywdę gdy galopujesz nie mając kontroli, możesz na lonży, poproś instruktora o pomoc
[quote author=nicka` link=topic=30241.msg1157483#msg1157483 date=1318585924]
Bo jak zaczynam tracić, to ona nagle wtedy staje i ja wypadam przez szyję 😜
Ale to pierwszy galop po 4 letniej przerwie, także muszę sobie wszystko przypomnieć. Dopiero 5 raz w stajni.
To może poćwicz najpierw kłus ćwiczebny, równowagę etc, bo możesz sobie zrobić krzywdę gdy galopujesz nie mając kontroli, możesz na lonży, poproś instruktora o pomoc
[/quote]
Tak też zrobię.
Kolejne sobie przypomniałam i dostałam pasek, więc już kolejny był ok, następny niekontrolowany również.
Ale trzeba i tak poćwiczyć.
No ja jestem nielotem, jeździłam konno 9 lat i przez ten czas zaliczyłam tylko trzy upadki.
1. Po siedmiu latach jazdy konnej postanowiłam wziąć się za skoki będące czymś więcej niż krzyżak od czasu do czasu czy jakaś kłoda w lesie. Wszystko pieknie i fajnie,już mi to w miare wychodziło, pykałam sobie niskie parkurki itd. Wsiadłam kiedyś na obcego konia, nie upilnowałam przed przeszkodą,ściął zakręt przed przeszkodą,jako skokowy żółtodziób stwierdziłam,że się zatrzyma więc przygotowałam się na wysiedzenie wyłamania,a on zrobił "sliding stop" po czym się wybił w górę. Tak mnie pociągnął że przy lądowaniu zrobiłam fikołka. Uderzyłam głową i barkiem,skończyło się na stłuczeniu barku.
2.Trochę ponad rok temu, wtorek po Wielkanocy. Przyszłam sobie do stajni,było kilka koni do ruszenia. Przyszła kolej na ostatniego, tak się złożyło że nigdy wcześniej na nim nie jeździłam. Ze mną na hali były dwie koleżanki, był też krzyżaczek, jakieś 30-40 cm ze wskazówką na galop. Ja już czułam się nieco pewniej skacząc,dziewczyny też trochę podskakiwały,wcześniej koń chodził cavaletti w kłusie i galopie. Nie wpadłam tylko na to,że hors nigdy w życiu wskazówki nie widział więc jak zobaczył przed sobą drąga i kawałeczek dalej przeszkodę to zadrobił w miejscu i wykonał piękny lot sprzed wskazówki z wybiciem jakby skakał nie 30 a 130 cm. Jak się łatwo domyślić trochę rozminęliśmy się wlocie i wylądowałam obok. Frunęło się całkiem przyjemnie. No nic,bachnęłam głową na piasek,koń stanął zdziwiony, otrzepałam się i wsiadłam znowu. Dokończyłam jazdę, trochę dalej poskakałam, pokazałąm zwierzowi,że przez wskazówkę się nie skacze,fajnie było. Po jeździe koninę rozebrałam, odprowadziłąm do boksu,wyczyściłam sprzęt i straciłam przytomność na chwilę. W szpitalu okazało się,że miałam wstrząs mózgu.
3. Trzy tygodnie po poprzednim, pierwszy raz wsiadłam na konia po upadku. Wszystko fajnie, postanowiłam pogalopować bez strzemion bo miałąm problemy z wysiedzeniem galopu,a to mi zawsze pomagało. Wszystko ok,ale przy przejściu do kłusa (ten koń miał akurat wybitnie wybijający kłus,za to galop bajka) trochę mną zatelepało.Nie chciało mi się walczyć o utrzymanie to się zsunęłam,wsiadłąm z powrotem i wszystko było ok.
O ile na "zwykłe" jazdy często nie brałąm kasku tak kiedy wiedziałąm,że będę skakać to zawsze.
Swój pierwszy upadek z kuca zapamiętam chyba na zawsze... cechuje się wybitną ambicją kucyka i totalną głupotą "trenera" 😁
Jeździłam wtedy na szetlandce Pacynce. Kucyk taki standardowy, 105cm w kłębie, ja jakieś 14-15 lat- pojęcia o koniach tyle, co 2 miesiące w innej stajni nauczyli mnie stępować, kłusować i nie dać się zrzucić. Czyli pełen profesjonalizm 😎
Po pierwszych galopach padło pytanie od Grzesia(chłopaka starszego o 5 lat, który uczył mnie jeździć... 😵 )- to jak, skaczemy?
Ja, oczywiście młoda, głupia i pełna chęci kiwam energicznei głową. No to Grzesiu ustawił mi słodkiego, małego krzyżaka i każe jechać. Pierwszy skok- no, jest nieźle. Nie zabiliśmy się, nie połamaliśmy, Pacynka nawet raczyła hopnąć a nie przejść. Ale, że rączki miałam trochę za duzę w stosunku do szyi kucyka i "normalna" pozycja odpadałą, Grzesiu kazał mi złapać się grzywy przy uszach. Czego oczywiście pozłuchałam.
Ale Grzesiu nie uwzględnił tego, że ja nie posiadająć równowagi(co swoją drogą od dziś się nie zmieniło 😁 ) opierałam się o szyję Pacynki. A gdy złapałam, się grzywy przy uszach... no cóż. Opierałam się o głowę.
Najeżdżam, kucyk się wybija... wiedziałyście, że kucyki potrafią skakać z głową między przednimi nogami? 😵
Oczywiście przeleciałam przez szyję, kucyk zrobił fikołka i przez chwilę razem podziwialiśmy niebo. Potem Pacynka wstała, parsknęła mi w twar i oddaliła się statecznym krokiem jeść trawę.
Padłam,wyobraziłam sobie jak to musiało wyglądać 😀
Ostatnio był mój ulubiony wątek i co 🤬 dziś zaliczyłam upadek , no raczej koń zaliczył a ja nie miałam wyjścia i musiałam z nim całować ziemię .
Teraz mnie tak boli bok że nie mogę chodzić ,dobrze że nic jej się nie stało , jutro zawody .
DeJotka wyglądać musiało bosko, bo Grzesiu zamiast mi pomóc tarzał się ze śmiechu po ziemi... 😁