Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

kujka   new better life mode: on
24 września 2011 19:12
m.indira, a powiedzialas o tym komus? o tym, ze jestes zmeczona, ze masz dosc?

bo ja ostatnio sama przeoczylam kryzys przyjaciolki... po pierwsze dlatego, ze dlugo jej nie widzialam, po drugie dlatego, ze zawsze byla tryskajaca energia i optymistycznie patrzaca na wszystko... pozornie oczywiscie, bo w srodku dzialo sie zle od dluzszego czasu. mialam potem straszne wyrzuty sumienia, ze nie zauwazylam...
kujka gdybym powiedziała za pewne nie pisałabym w tym temacie, problem polega na tym że moi przyjaciele to osoby które uważają mnie za swojego przyjaciela ale ja ich do tego grona nie zaliczam, zresztą słowo przyjaciel jest w dzisiejszych czasach bardzo wyjątkowe, i raczej bardziej pasuje na kumpli/kumpelki niż tak wielki zaszczyt jakim jest przyjaźń
a więc prócz jednego przyjaciela tak naprawdę nie mam nikogo komu mogłabym powiedzieć co mi na wątrobie leży, najsmutniejsze jest to że własnie jemu teraz jestem najbardziej potrzebna a On nawet nie zdaje sobie sprawy jak jest mi
twarda, walcząca o to by inni zawsze byli zadowoleni
ile z nas jest takich?
ile z nas pomaga choć w głębi duszy sami wołamy o pomoc o przystanięcie w codziennej gonitwie i złapanie oddechu
ktoś mi kiedys powiedział że dzięki koniom ładuje akumulatory
ja już ich naładować nie umiem, jestem z nimi prawie 40 lat, zawodowo ponad 20 a ostatnio robiąc kopyta na głos sama do siebie powiedziałam że przecież ja tak naprawdę koni nie lubię...
wywołało to mój uśmiech lecz potem zastanowienie-co to było, gdzie przyczyna skoro życie oddałabym za dotyk końskich chrap na mojej ręce...
zmęczenie materiału?
wy tak też macie?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
24 września 2011 22:25
To może czas przestać robić z siebie wybawcę i zbawiciela i odnaleźć w sobie trochę egoizmu? Skąd ludzie mają wiedzieć, że nie chcesz czegoś robić jak się uśmiechasz i wszystkim naokoło pomagasz? I nie dajesz po sobie poznać, że coś jest nie tak?
Ludzie nie czytają w myślach. Powiedzenie "nie" nie jest łatwe, asertywność to sztuka. Tylko Ty sama możesz wprowadzić równowagę w swoim życiu pomiędzy pomocą innym, a własnym zdrowiem i dobrym samopoczuciem.
własnie stwierdziłam że wyłaczenie tel poskutkowało tym że dzwoniono na domowy...
Strzyga masz rację ale tak nie do końca
łatwo się mówi nie gdy ma się ku temu powód, lecz gdy go sie nie ma stoi potem w gardle wyrzutem sumienia i nie daje spać, no cóż mam to po( i tu się reklama nie zgadza) tacie...
ale kto ma miękkie serce ten ma twardą dupę ...
doły bywają i przechodzą tak samo szybko jak sie pojawiły
cieszę się z jednego że sama przed sobą i ze sobą jestem szczera i puki mogę sobie ze swoimi dołami radzić sama będę to robić, szkoda tylko że czasami brak mi zwykłego ludzkiego, będzie dobrze...
ale w dzisiejszych czasach gdzie czubek nosa jest całym światem można o tym pomarzyć
czas na sen, rano bowiem samochód i wyjazd na zawody, i znowu konie 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
24 września 2011 23:13
Ale o to chodzi, żeby nie czuć się źle, jeśli czasem ( nie zawsze! chodzi o zdrowy egoizm!) mówi się nie. Jeśli to jest dla nas dobre, jeśli sprawa nie jest wagi życia i śmierci. Ludzie lubią przyjmować pomoc, lubią, gdy ktoś ich wyręcza. I w pewnym momencie biorą to za coś całkowicie naturalnego i coś, co im się należy. Nie zmienisz innych, możesz jedynie zmienić siebie, żebyś potrafiła powiedzieć nie, bo chcesz zrobić coś dla siebie. Oczywiście, jeśli tego chcesz.
m.indira, Będzie dobrze 🙂
To oczywiste, że "spadła Ci motywacja". Człowiek potrzebuje nagrody za swój wysiłek - inaczej motywacja spada. Jeśli inni Ciebie nie nagradzają, nie dbają o rewanż - nagradzaj siebie sama. "Jesteś tego warta" 🙂 (cudzysłów, bo cytat z reklamy). JESTEŚ TEGO WARTA.
Możliwe, że wtedy zaczniesz lepiej odróżniać, co jest dla Ciebie powodem dla dumy, a co zwykłym "rzucaniem pereł przed wieprze".

A mnie Baaardzo nie wyszło  😤. Bardzo. Powiedziałabym wręcz - spektakularna klęska. Ale o dziwo - wcale nie jestem zdołowana. Bo zrobiłam wszystko, co w danych okolicznościach zrobić mogłam, nic też nie zapowiadało, że "okoliczności" przerosną. Przerosły. "Mówi się trudno i płynie się dalej, płynie się, płynie...
Dziękuję Wam za dolanie trochę otuchy i za zrozumienie. Postaram się na przyszłych jazdach dać z siebie więcej i nabrać pewności siebie. W końcu jak mam spaść to i tak spadnę, a jeśli będę się bała mniej to może koń nie będzie się tak płoszył.
Kwestia przyzwyczajenia. Tak samo jak kiedy pokazywałam znajomym i rodzinie gady. Byli przerażeni jakie to niebezpieczne, zimne, oślizgłę, a kiedy okazało się, że zwierze te jest ciepłe, delikatne w dotyku a dotego przyjazne to zaraz chcieli co chwilę! Co prawda wąż nie zrobi tego co koń kopytami, ale myślę, że dam radę. Przydałby się też ktoś kto nauczy rzeczy, których w książkach nie ma, albo są lecz lepiej nauczyć się na żywo.

Z tego co widzę moje problemy nie są aż takie wielkie jak innych. Naprawdę ciężko jest, ale jeżeli wiadomo,że można na kogoś liczyć to jest lepiej.

Ja dziś zerwałam z moim chłopakiem... po 4.5roku... ech 🙁
dzięki dziewczyny za to że wogóle zwróciłyście na mnie uwagę
to tak wiele znaczy...
cóż, dziś przekonałam się że ludziom trzeba dać się czasem utopić a nie wyciągać do nich rękę i wydzierać z bagna w które się wpakowali na własne życzenie
jeśli ktoś nie szanuje klientów, ma ich za śmieci, długo nie pociągnie, wytłumaczyłam jak krowie na rowie że klient nasz pan, i nie pali sie za nikim mostów tylko dlatego że ktoś koniowi chce zapewnić lepsze warunki niż u nas, niestety moje argumenty nie dotarły tam gdzie powinny i usłyszałam że jak sie nie podoba to wypier...lać
wózek się jakoś toczy, ale z takim podejściem popędzi w przepaść finansowego upadku ...
ogólnie dowiedziałam się że siodło powieszone na drugie na wieszaku w koniowozie na jedną noc to dolne rozpłaszcza, a przecież ono tyle kosztowało(oba siodła w podobnej cenie były, tej samej firmy, i co śmieszniejsze to górne dużo lżejsze 😉 )
umarłam z beznadziei ludzkich istot ...
Z ludźmi generalnie jest ciężko. Ciężko z nimi się dogadać. Można dla nich robić wiele, być miłym, grzecznym, sympatycznym, a potem i tak powiedzą, że za mało się starałeś/łaś. Byle małe potknięcie oni będą wynosili jako ogromną katastrofę, której nie da się wybaczyć. Ich humory i nastawienie do życia oraz do innych istot ludzkich jest tak skrajnie negatywne, że zastanawia mnie po co w ogóle przebywają w społeczeństwie. Mają się jeszcze za najlepszych, nie wiedzą co to skromność, umiar w osądzaniu siebie. Takich ludzi bardzo nie lubię i uważam, że powinno się ich unikać dla własnego dobra. Nie płakać z tego powodu, że znowu nas zgnoili tylko najzwyczajniej skończyć znajomość zanim ta zrujnuje nasze poczucie bycia.
Znam parę takich osób, a jedną dosyć dobitnie dlatego wiem o czym piszę. A życie lubi łamać. Oj lubi. To takie hobby losu, żeby jak najskuteczniej przybić nas do ziemi. W tedy bez pomocnej ręki nie da się wstać. Jak się wstanie samemu, to można znowu upaść. Ech, gdyby było więcej osób uśmiechniętych, radosnych, takich które chcą pomóc, zaprzyjaźnić się to wiecie jakby było lepiej na świecie? Zaraz "nie da się" zmieniło by się na "a jednak tak...".
Dzisiaj już wymiękłam. Czuję się jakby wyprali mnie ze wszystkich dobrych uczuć i emocji. Zostało tylko to, co złe i łzy. Nie dałam rady. Fajne jeszcze jest to, że nikt, ale to zupełnie nikt nie potrafi mnie zrozumieć.
Dziś naprawdę dół. Taki bardziej lej piaskowy. Z bardzo sypkiego piasku. Jeszcze nie jestem pewna, czy mnie nie pochłonie. Nie widzę sposobu, żeby się wygrzebać. Boję się, że to tylko przedsmak tego, co mnie czeka. Staram się nie rozpędzać z wnioskami, ale... no... nasuwają się.
Jeśli się potwierdzą - będę musiała niemal od nowa "zacząć życie". Wiśta - wio.
Uważajcie na złudzenia! To, czego chcecie, bardzo łatwo może wydawać się prawdą. I bardzo długo.
Jejku - jakże bym chciała, żeby problem(y) ograniczył(y) się tylko do "spraw technicznych". Wystarczająco "uporczywie dokuczliwych" i na razie - nie do przejścia. Oby to była kwestia (bardzo trudnej w danej sytuacji) "logistyki". Poważnie obawiam się, że jest inaczej, że żadne działania nic nie pomogą. Spadła kurtyna? Jeśli nic z tym nie zrobię - to do piachu, nie będę miała prawa o sobie znośnie myśleć = "strusia polityka" i 0 spełnienia. Jeśli wyciągnę wnioski i podejmę stosowne działania - no nie ma opcji, żeby wszystko mnie nie przerosło - kompletna wywrotka wszystkiego, bez żadnego punktu zaczepienia + dużo zniszczeń. Niestety, wszystko zmierzało do tego punktu. Przynajmniej od 3 lat. Naprawdę chciałabym, żeby okazało się, że tylko od 3, a nie - że od 18 🙁 (a może i 40+). Chciałbym obudzić się, żeby się okazało, że "to" tylko mi się przyśniło.
Ale jest chole** chuj***... nie umiem nic, jestem za uległa dla konia. Nie mam sił go kopać [...]


To jest chore. Jeśli wydaje Ci się, że do jazdy konnej potrzebna jest siła fizyczna i kopanie, to znaczy że nigdy nie miałaś ani jednej lekcji z prawdziwym instruktorem.

W sumie podłamał mnie tekst instruktorki z wczoraj. "Jak ktoś jest strachliwy to nie powinien jeździć konno" ... poczułam, że chodzi o mnie. Ba! Wiem, że chodziło o mnie.


Jak ktoś tak mówi, to nie jest instruktorem, tylko debilem. Co to za stajnia?!
To osoby z którymi miałaś do czynienia nie umieją uczyć, a nie Ty nie umiesz jeździć. Jeździsz tak jak zostałaś nauczona i jeśli czegoś nie umiesz, to wina instruktora a nie Twoja.
Bardzo wiele osób na początku nauki się boi. To jest normalne. A jeśli czujesz, że nie panujesz nad koniem, to znaczy że nie panujesz i się na pewno nie mylisz. I to znaczy, że nie zostałaś odpowiednio przygotowana do robienia rzeczy których instruktorzy-debile od Ciebie oczekują.
Przebywanie i oswajanie się z końmi to jedno. Nie zaszkodzi, ale też nie nauczy Cię jeździć.
To może zrobić tylko dobry instruktor.
halo- aż nie wiem co Ci napisać. Jeśli masz na myśli to, co podejrzewam, to co rozumiem z Twojej wypowiedzi, to .. nie wiem co napisać.
Aczkolwiek, jak by nie było, strusia polityka wcześniej czy później nie wypala. Chcąc nie chcąc chyba lepiej wziąć byka za rogi i zmierzyć się z prawdą. Bo wtedy można coś robić, działać. Udawanie, że jest ok, kiedy nie cholery nie jest ok, wcześniej czy później musi się skończyć.
Trzymaj się babo.
Napiszę tylko, że jednak (cudem?) znalazło się "jakieś wyjście", a jak będzie na dłuższą metę - zobaczy się.
bianca   At first I'm shy but then comes wine.
04 października 2011 21:57
Naprawde przykro jest, gdy wymarzona rzecz rodzicow rozpada sie przez kase... Ehh, ciezko mi.  🙁
Ech z kasą ostatnio wiele ludzi ma problemy. Co chwilę nowe zwolnienia, brak nowych miejsc, a jak już są to za marne pieniądze. Pracy poszukuje się miesiącami, nikt nawet nie zwraca uwagi na CV, które każe sobie dostarczać... jeden wielki wyścig szczurów wszędzie. Nikt sobie nie pomaga, bo przecież po co, skoro kiedyś ta osoba której się pomogło, może wstać i zająć nam gdzieś miejsce? Świat jest straszny. Wszędzie trzeba się pchać na chama, na siłę bo inaczej zostaje się na szarym  końcu pośród tych, co upadają. Jak tak sobie pomyśle, że na świecie jest tyle miliardów ludzi i że ja nic tak naprawdę nie znacze, to aż się żyć odechciewa.

Nie wiem czy też tak macie, że nie chce Wam się nieustannie pchać, krzyczeć i udawać odważnych...walczyć wiecznie o swoje. Same problemy, nie ma pocieszenia, ulgi. Albo kasa, albo zdrowie. Albo oba na raz. Do tego problemy z bliskimi i dalszymi bliskimi, przepraszanie, wybaczanie. Straranie się... Mnie się już bardzo nie chce. Należe niestety do ludzi słabych i jest mi z tym źle. Cały czas muszę żyć na przekór sobie - czyli udawać odważną, silną i pewną siebie - żeby mnie gawiedź nie zdeptała. A nie będąc sobą, czuje nieustające napięcie i brak spełnienia. Marzy mi się taka zaciszna wyspa, pełna życzliwych ludzi, gdzie w spokoju wykonywałabym swoją pracę. Na depresję coraz więcej ludzi cierpi :/

Julie - masz rację. Ale dopiero niedawno zdałam sobie z tego sprawę. Zmieniłam stajnie, instruktorkę. Mimo tego pozostaje jeszcze problem zdrowotny, który będzie zatruwał mi życie aż do śmierci ( albo cudu w dziedzinie medycyny i nano technologi ). Jesień mi nie służy @.@
kassumi7- nie gniewaj się za to co napiszę, może jazda konna nie jest dla Ciebie?
Dołuje Cię , masz ograniczenia zdrowotne. Po co sobie dokładać zmartwień?
A ja - chyba rozumiem. I chyba rozumiem dlaczego - konie. Może tak napisane jednym ciągiem brzmi przygnębiająco... ale chyba chociaż w tym wątku nie trzeba być dzielną i szczerzyć zębów jak... współczesny dziennikarz? (no wiecie - jutro nadciągnie tornado - i ton triumfalny, dziewczynki nie udało się uratować - i uśmiech)
kassumi7, a gdyby tak opcję wyspy potraktować najzupełniej poważnie?
Minął tydzień od śmierci mamy, a ja nie mogę się podnieść ciągle, nawet do stajni nie chce mi się jeździć. Nic mi się nie chce, olewam pracę, wszystko olewam 🙁
Tak bardzo mi jej brakuje  😕
ash   Sukces jest koloru blond....
06 października 2011 12:13
o matko!!!!tajnaa trzymaj się! nie wiem co napisać.... :kwiatek:
tajnaa, o cholera, strasznie ci współczuję 🙁 🙁
mam dopiero 26 lat, a już straciłam najważniejszą osobę, mój największy autorytet, matkę i przyjaciółkę jednocześnie.
Chodzenie codziennie na cmentarz nie zaspokaja chęci bycia przy mamie. Chcę ją przytulić, pocałować, porozmawiać z nią...  😕 😕 😕
tajnaa- teraz czas na żałobę i ból, trwaj nie ma rady.
Mama odeszła tylko czasowo, spotkacie się na pewno.
Mnie taka myśl o Ojcu pomaga.
Mnie też to pomaga. Mama chorowała, bardzo. Wiedziałam, że śmierć nadejdzie, ale nie w taki sposób, że gadam z mamą jednego dnia, a na drugi dzień dzwoni pielęgniarka ze szpitala, że mama chce się z nami pożegnać. Jadę przez pół polski żeby zobaczyć cierpienia mojej rodzicielki.
jestem osobą bardzo wierzącą, jednak oczekuję od niej jakiegoś znaku "Stamtąd", że jest jej tam lepiej itp, a nie czuję nawet jej obecności. Bardzo to boli.
tajnaa- na pewno jest jej lepiej, już się tak nie męczy.Musisz wierzyć  że będzie dobrze. Dasz sobie rade, jesteś silną osobą.
kiedyś każdy z nas spotka się z najbliższymi w miejscu gdzie nie ma bólu i cierpienia, przynajmniej ja mam taką nadzieję , że po 2 stronie jest lepiej.
Również w to wierzę, staram się przynajmniej.  🙁
tajnaa, Oj, przykro. 🙁 Poczekaj, nie zmuszaj się do niczego, ale nie zamykaj się w domu. Tydzień to bardzo malutko... ale pewnie się czuje jakby to była wieczność. Na pewno jest Jej tam lepiej. Zobaczysz, jeszcze Ci się przyśni uśmiechnięta. Dasz radę, jesteś silna. :kwiatek:
BASZNIA   mleczna i deserowa
06 października 2011 18:04
tajnaa, stracilam Tate, dosc niedawno-6 lat. Bedzie zajebiscie ciezko, bedziesz zyla jak w transie, bedziesz szczesliwa tylko minute po przebudzeniu-potem sobie przypomnisz. Tak bedzie. A potem zacznie mijac. A potem zaczniesz sie smiac przez lzy jak przypomnisz sobie cos zabawnego o Mum. I bedzie coraz latwiej i tylko czasem bedzie znow tak strasznie zal-zal siebie, tak naprawde, ja wylam z zalu nad soba, ze zostalam tak strasznie sama-choc nie sama przeciez. Bedzie dobrze-frazes, ale musisz mi wierzyc, bo ja wiem. A wiara pomaga, wiesz przeciez, ze Mama czeka, jej sie nie bedzie dluzylo, a potem sie zobaczycie.
Mi bardzo wiara pomaga, nawet po śmierci mamy zbliżyłam się do Boga. Sama się sobie dziwię, bo prosiłam go żeby mama była zdrowa, a jednak mi ją zabrał...
Tam była bardziej potrzebna.
Byłam w stajni dziś, konia poganiałam, wyczyściłam, nawet na oklep wsiadłam na stępa 🙂
BASZNIA   mleczna i deserowa
06 października 2011 18:34
tajnaa, no i brawo 🙂. Bedzie dobrze.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się