Tak sobie zmniejszam kolejne zdjęcia i nie mogłam się powstrzymać:

😜
A co do maści - mi się marzył ciemnogniady bez odmian 😁 Wątrobiane kasztany to moja ulubiona maść, ale zakładałam, że trafić na takiego nie ma szans. Jak mi wyprowadzili takie cudo ze stajni, to stwierdziłam, że może nawet jakoś przeboleję, że taki pociapany na biało, szczególnie na głowie (hehe, jakby nie było, konie bez odmian są szalenie eleganckie do dresury). Ale jak się chłopak zaczął pod siodłem ruszać, to już w ogóle jak dla mnie mógł być srokaty albo tarant, to jakoś kompletnie przestało mieć znaczenie 😜
Swoją drogą, rozmawiałam dopiero co z Eckim (jeźdźcem rudego) na temat maści i właśnie mówił, że koń ma fantastyczny odcień maści. Ja mu na to, że mój ulubiony - a on, no tak, jego też i jego zdaniem to w ogóle ciemne kasztany są ładniejsze niż kare, z czym się również idealnie zgadzam 🙂