Jak namówić rodziców na konia/jak odmówić konia dziecku

Jeśli jest się dojrzałym do kupna konia, to niestety - trzeba też być dojrzałym do decyzji jego ewentualnej sprzedaży, nie mówiąc o innych możliwościach.
K0niara, Dzierżawa to chyba najlepsze wyjście, zobaczysz jaki to obowiązek, czy dacie radę utrzymać itd. Nie musisz od razu skakać na głęboką wodę bo się utopisz. Powoli  😉
edit: Szczególnie jeżeli wydzierżawisz prywatnego konia a nie ze stajni rekreacyjnej (Uwież potrafią się różnić i to bardzo 😉 )
😤 Karolinko ,robaczku chyba was nie zrozumiałam.Tzn co,znudził mi się kon lub zle się obliczyłam to ...sprzedac konia.I to ma byc odpowiedzialnosc młodego człowieka" znudziła mi się zabawka czas jej się pozbyc.Oczywiscie są sytuacje ze trzeba konia sprzedac ale nie mozna jako powod podawać np znudził mi się.To raz a co zrobisz jak Twoj kon nabawi się kontuzji i nie będzie juz pod siodło -tez sprzedaz ?
Faza - napisałam na temat tego, co powiedziała Anetkis:

z jednej strony można się pozbyć, ale jakby np. rodzice kupili mi konia to jednak nie byłabym w stanie psychicznym się z nim rozstać. Oczywiście można go sprzedać, ale to takie to znów łatwe nie jest.

niestety, kupując konia, trzeba się liczyć z tym, że jeżeli np. pogorszy się nasza/rodziców (skoro taki wątek) sytuacja finansowa, koń będzie niezdolny do pracy, itp., to konia po prostu będzie trzeba sprzedać, oddać na łąki - właśnie dlatego, że bierzemy odpowiedzialność za zdrowie i dobro zwierzaka, trzeba czasem podejmować takie decyzje. kierowanie się jedynie emocjami, przywiązaniem nie zawsze jest słuszne. całkowicie zgadzam się z podejściem karoliny_.
Faza - ktos komu kon sie po prostu znudzil nie powinien go nigdy kupic, to po pierwsze. Chodzi mi (i Robaczkowi mysle ze rowniez) o to, ze w razie koniecznosci zyciowej typu problemy finansowe, wyprowadzka gdzies gdzie sie konia nie da zabrac, itd. mozna go sprzedac. Uwazam ze lepiej sprzedac konia w dobre rece, niz nie poswiecac mu dosc uwagi badz funduszy. A w razie problemow zdrowotnych zawsze jest tylko jedno wyjscie - leczyc jak dlugo sie da, a jak sie nie da, to emerytura na lakach.
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
23 czerwca 2011 15:07
spokojnie Faza, znam robaczka i wiem że dobrze opiekuje sie swoim koniem, tzn odeszłam już z naszej stajni; ale myślę ze nic się tam nie zmieniło na gorsze 🙂 nawet podzielam jej zdanie, bo naprawdę należy się liczyć z róznymi losowymi choćby sprawami; takie jest życie

a wracając do tematu- to jest jednak inna sprawa kiedy rodzice są obeznani z końmi i wiedzą o co kaman
gorzej gdy rodzice z innej bajki, na dodatek finansowo nie najlepiej stojący; wtedy poziom frustracji rośnie wraz z kolejnym wydatkiem 🤔

o ile w tym pierwszym przypadku - wydaje mi sie ze zakup konia "małolacie" ale takiej która jest odpowiedzialna i chce jeździć może się udać i zaowocowac fajną przygodą dla rodziny, o tyle w drugim-jestem kategorycznie na NIE

moja podopieczna dostała konia na komunię, 5 lat temu

na początku bylo wszystko fajnie bo zapał był i nawet talent sie zaplątał...jeżdziła ze mną - zrobiła brązową odznakę w pięknym stylu...
a potem -cóż -życie... 🤔 jeździ teraz max 2x w tygodniu
na szczęście koń jest pod świetną opieką, ma zapewniony ruch i wszytko czego potrzebuje

sprawa oprócz wygórowanych żądań babci(!) w postaci lekcyj gitarry, francuskiego itepe (bo należy się rozwijać w róznych kierunkach), rozbiła się o to że tato był zwyczajnie zmęczony wracając z pracy-musiał stać i czekać az mała skończy, potem sruuuu do domu; zostawiali mi czesto konia brudnego po jeździe, rzucony sprzęt...itd (no ok, ale ja tez o którejś ze stajni chciałam wyjśc)

pominę milczeniem to jak na dzień dobry zostali wy....ni przy zakupie tegoż konia, o czym dowiedziałam się później 😤

edit: no i w przypadku tej rodziny żadnych finansowych problemów nie było, tylko byli zwyczajnie zapracowani, natomiast są w 100% wypłacalni

i teraz jak juz przyjedzie te 2x w tygodniu to i tak jest święto-bo odwołują przyjazdy z dziwnych przyczyn: sraczka, zatwardzenie, klasówka, katar, chory chomik, lekcje religii
czyli jak mam rodziców laików to nie mogę mieć konia?? bo tak wynikło z Twojej wypowiedzi...
Wtrącę się:
Jestem pewna, że nie o to chodziło. Jeśli masz pełną świadomość co do tego, że koń żyje jakieś 20 lat i że w Twoim życiu przez ten czas wszystko się może zmienić o 180 stopni kilka razy... Jeśli Twoi rodzice mają świadomość, że może się zdarzyć, iż nagle trzeba będzie wywalić parę tysięcy na leczenie konia, gdyby stało się coś złego...
To czemu nie.  😀

odwołują przyjazdy z dziwnych przyczyn: sraczka, zatwardzenie, klasówka, katar, chory chomik, lekcje religii...


😂
mils   ig: milen.ju
23 czerwca 2011 18:26
aaga84 duuni chyba chodziło o to, żeby potem nie wyszło, że dzieciak się znudził czy coś w tym stylu (tak jak to opisała). Jeśli dziecko i rodzice są w pełni świadomi WSZYSTKICH wydatków, to nie będzie w tym raczej nic złego. 😉 Rozumiem duunię, jej refleksje po tym, czego była świadkiem zostały i ma teraz na ten temat swoje zdanie.
A spoko, źle zrozumiałam. Z tym że trzeba mieć świadomość podejmowanych decyzji to się zgadzam jak najbardziej 😉 Ja właśnie narazie planuję pogłębić swoją wiedzą poprzez wyjazd na obóz, potem może jakąś współdzierżawę, póżniej dzierżawę. A konia to pewnie za jakieś pare lat bo jak moje plany się powiodą i pójdę na medycynę to wątpię czy będę miałą czas dla własnego rumaka 😉
Omatko i corko, jak ja sie ciesze, ze rodzicie nie kupili mi konia.
Mam lat 15, swego czasu [jak chyba wiekszosc 😵] mialam okres w stylu ''kuuuuupcie mi konika'', codziennie. Nie mam pojecia jakim cudzem rodzice nie wywalili mnie za okno. Chwala im, ze nie kupili. Przede wszystkim, to od tamtego czasu nieco pogorszyla sie sytuacji finansowa u mnie w domu [tata sie wyprowadzil itp.], takze ciekawe co by bylo z koniem. Znaczy, konia moglabym miec, ba, moge miec, tata nawet jest sklonny mi go kupic. Tylko, ze musialby stac u taty [na Mazurach]. Niby mialby fajnie, jest tam kilka ha pola, chyba nawet troche lasku. Tylko, ze nie mialby tam fachowej opieki. Zero, null. Tata pomimo szczerych checi i odpowiedzialnosci z konmi mial do czynienia tylko w dziecinstwie na wsi. Juz pomijajac 'kwialifikacje' mojego taty, to przede wszystkim chodzi o mnie. Caly byt konia spoczalby na moich barkach, bo jednak ja jako jedyna w rodzinie mam stycznosc z konmi. To tez jest ciekawe, bo to ze mam stycznosc nawet i te 4 lata nie znaczy, ze mam wystarczajace doswiadczenie, zeby sie zajac takim zwierzakiem.
Jeszcze kupno konia i trzymanie go w sensownym pensjonacie nie byloby zlym pomyslem. Bo gdyby stal nade mna ktos wykwalifikowany i godny zaufania, to ja bardzo chetnie. Wiem, ze jezdze beznadziejnie, tyle ze sie jakos trzymam, ale zeby stworzonko bylo w miare spokojnie, to czemu nie? Ale niestety, nie jestesmy w bajce i nie ma nikogo kto by mnie poprowadzil za reke przy opiece nad koniem. Co z tego, ze wyszyszcze, osiodlam, kiedy ja sie nie znam na np. dostosowywaniu diety. Wywalalam gnoj, przerzucalam ciuki, opiekowalam sie konmi, jezdzilam i na 4 dziennie, ale nie czuje sie na silach wziac sama jedna jedyna na siebie takiej odpowiedzialnosci.
Juz pomijajac sam fakt, jak calkowicie runeloby mi zycie towarzyskie i inne takiego [ktorego btw. nie mam😀].
Gdybym wtedy kupila, wroc, dostala konia, to podobnie jak ktos wczesniej napisal, bylabym slitasna panienka ze slit konisiem z rozwalonymi kopytami w padzie ANKY. Z reszta, ja sie dalej czuje gowniara.  💃
Faza - Bać, to raczej się nie boją. Na każdych festynach i innych imprezach, wsadzali mnie na kucyki bez gadania. W 2007r, zaczęłam jazdę. Tata zawsze ze mną jeździł, głaskał konie itd.

Ostatnio sobie zaplanowałam, że postaram się namówić w sierpniu na dzierżawę konia. Mam cały miesiąc, by przekonać do tego rodziców. Mam nadzieję, że się uda.  😉
mils   ig: milen.ju
23 czerwca 2011 21:43
Eqil powodzenia. 🙂 Ja jestem na etapie luzakowania i zajmowania się końmi trenerki. Z boku trochę wygląda może jak współdzierżawa? W sumie cieszę się bardzo, że mogłam w ten sposób zacząć, bo dzięki temu sporo się nauczę. A jeśli kiedyś będzie mi dane mieć konia... To stanie się to w swoim, właściwym czasie. 🙂
moim zdaniem jak decydujesz się na kupno konia to masz na tyle pewną sytuacje, że na te podstawowe wydatki masz.
Wiadomo konie skarbonka bez dna, ale pieniądze zawsze jakoś się da zorganizować. Gorzej z czasem. Koń wywraca Twoje życie do góry nogami. Czasami masz ochotę wyjechać gdzieś ale nie możesz bo koń. Nie zapominajmy że jest to żywe stworzenie które przywiązuje się do człowieka i też potrafi kochać-być najlepszym przyjacielem. Co będzie jak będzie chory? Jak nie będzie zdolny do jazdy? Oddać, sprzedać? A psa byście oddali gdyby zachorował?
Nie zapominajmy że jest to żywe stworzenie które przywiązuje się do człowieka i też potrafi kochać-być najlepszym przyjacielem.

Dużo w tym zdaniu przesady. Koń nie odczuwa takich rzeczy jak miłość i przyjaźń, to są pojęcia ludzkie. A koniem kieruje prawie wyłącznie instynkt stadny.
Owszem - bardzo przyzwyczaja się do rutyny dnia, do miejsca, do innych koni...  Ale z tym przywiązywaniem się do ludzi i kochaniem, to nie przesadzaj.
Koń jest tak naprawdę najszczęśliwszy, jak może latać po łące z innymi końmi.
Nie uczłowieczajmy koni.
może określenie miłość jest w tym wypadku nietrafne, ale koń jak najbardziej przywiązuje się do ludzi. wywiązuje się silna więź. buduje się zaufanie.
Zgodze sie, ze trzeba byc ostroznym z okresleniami typu "przyjazn miedzy czlowiekiem a koniem", niemniej jednak wiele razy widzialam, jak konie, widzac dawnych wlascicieli, nawet po paru latach od rozlaki rzaly i byly bardzo "poruszone" widokiem starego, ludzkiego... ekhm towarzysza.
PRZEMYŚLMY MOCNO NASZE DECYZJE, żeby zwierzęta nie kończyły tak jak na filmiku podrzuconym przez bobek87.


Przepraszam bardzo, może źle to odczytuję, ale koń którego kupiłam:

1) był najpierw rekreantem w stajni sezonowej nad morzem, gdzie nie potarafił utzrymać nawet tempa w kłusie
2) gdy został podjeżdżony i znów "przystosowany" do normalnej jazdy został sprzedany
3) tułał się po nadmorskich stajniach, aż skończył u handlarza
4) kupiłam go, bo był moją "jedyną miłością"
5) wziełam kredyt, poszłam do pracy
6) zawaliłam studia, by go utrzymać, by nie był skazany, bo nikt inny by go nie kupił
7) kiedy wszystko u mnie padło (finanse) i miałam do wyboru oszczędzać na kowalu, na witaminach, na czasie dla niego poświęconym, bo łapałam każdą pracę która wpadła w ręce - wolałam go sprzedać.  Z bólem serca, ale koń jest najważniejszy. Znalazłam mu dobry dom gdzie jest do teraz, nie uważam że zrobiłam źle, bynajmniej jestem z siebie dumna, że wbrew wszystkiemu i wszystkim go kupiłam, mimo tego że "podałam dalej". wiem, ze gdybym mogła uratować jeszcze jeden taki "odpad hodowlany" o na pewno bym to zrobiła.

I bardzo podoba mi się to:


Jeśli jest się dojrzałym do kupna konia, to niestety - trzeba też być dojrzałym do decyzji jego ewentualnej sprzedaży, nie mówiąc o innych możliwościach.
No, bywa i tak. Dobrze, że o tym piszesz.
To też tak ku przestrodze.
Wiem, że nie ten temat, ale nie mogę wytrzymac, muszę się pochwalic.  😵
Od lipca, zaczynam na nowo jazy.. -za pomoc w stajni, wraz z koleżanką i kolegą, ale to zawsze coś, nawet lepiej, bo sprawdzę swoje możliwości, i czy moje chęci do pracy są "szczere"  😀
Nie sądziłam, że z rodzicami pójdzie tak łatwo.  😅
Zgodze sie, ze trzeba byc ostroznym z okresleniami typu "przyjazn miedzy czlowiekiem a koniem", niemniej jednak wiele razy widzialam, jak konie, widzac dawnych wlascicieli, nawet po paru latach od rozlaki rzaly i byly bardzo "poruszone" widokiem starego, ludzkiego... ekhm towarzysza.


Dokładnie. Też się nie mogę do końca zgodzić, że konie mają wszystkich gdzieś i kto im daje jeść- za tym idą. Prawda jest taka, że faktycznie nie czują takich uczuć jak miłość czy przyjaźń, bo to może czuć tylko człowiek, ale bardzo duże znaczenie ma dla nich codzienna rutyna a także osoba, która się nimi zajmuje, bo przyzwyczajają się do pewnych ludzi, mogą się od nich spodziewać określonych zachowań i tym sposobem budują z człowiekiem wzajemne zaufanie. A zaufanie (w szczególności opierające się na uznaniu dominacji człowieka) to taka zwierzęca miłość, bo nie potrafią jej czuć w inny sposób.
Averis   Czarny charakter
02 lipca 2011 17:17
A ja nie rozumiem co jest złego w sprzedawaniu koni? Większość z obecnych tutaj ma konie, bo inni chcieli je sprzedać. Koniowi wszystko jedno, czy sprzedaje się go z przyczyn finansowych/emocjonalnych/ innych. Mniejszy lub większy dyskomfort odczuwa niezależnie od powodu.
Ja prosiłam rodziców od urodzenia a obecnie mam 12 lat. Są coraz bardziej przekonani chyba z powodu wygranych przeze mnie zawodów. Ja również mam sprzęt zarówno dla konia jak i dla mnie, ale uważam, że należy być cierpliwym  🙂 Ja jeżdżę już chyba z 7 lat i się nie doczekałam... Jednak wiem, że czasami warto przecierpieć, ponieważ później może być lepiej. Mój pierwszy pies wpadł pod samochód... Strasznie to przeżyłam... No ale potem dostałam drugiego psa i on został tatusiem xD. No i w każdym razie dostałam jednego ze szczeniąt. Miał być na tydzień a został na zawsze 🙂 Naprawdę polecam "pożyczenie" takiego konia, bo w moim przypadku z psem to zadziałało  😀
Ja jeżdzę od dziecka, ale konia kupiłam sobie dopiero jak poszłam do pracy, za pierwsze zarobione pieniądze. I dlatego pewnie tak doceniałam, że go mam. Nawet na to nie wpadłam, żeby prosić rodziców o kupno konia.

Wcześniej, żeby jeździć pracowałam w stajni a potem jeździłam na młodych koniach, na których nikt nie chciał jeździć. Teraz mam kolejnego konia, takiego jak sobie wymarzyłam i mam nastoletnią córkę. I mimo tego, że mnie stać, nie zamierzam jej kupić konia, bo po prostu uważam, że koń to odpowiedzialność, której nastolatka nie dźwignie a ja na dwóch koniach nie będę jeździć bo nie mam czasu.

W życiu naoglądałam się bardzo wielu przypadków kupna konia dzieciom i widziałam wiele opuszczonych koni, z którymi nie wiadomo co było zrobić. Można kupować treningi, można konia wydzierżawić, jest naprawdę wiele sposobów żeby jeździć. Nie trzeba konia od razu kupować.
Sprawa wyglada tak: na lato kupuje konia, i musze wymyślić coś aby uniemożliwić kuzynce jazde na tym koniu (jej mama uważa że skoro koń jest mój to jej córce NALEŻY SIĘ przynajmniej 2 godziny jazdy tygodniowo). Myślałam nad wydzierżawieniem konia koleżance (na warunkach że ona mi przy koniu pomaga, jeździ raz w tyg, i płaci pewną kwote (prosze nie pisac że koń to odpowiedzialność że dzierzawa musi byc podparta umową bo to wiem) chodzi o to że nie wiem jak przekonać mame że to dobry pomysł? Bo mama caly czas twierdzi że lepiej żeby ta moja kuzynka jezdila sobie za darmo tyle że ona ledwo co trzyma sie w klusie a mowa o koniu bardziej spirtowym wiec szkoda by bylo zeby go zniszczyla. Posze o pomoc i mile widziana przykladowa umowa wydzierzawienia konia (żebym miala dobry argument )  z góry dziekuje za odpowiedzi
Adrianna2003 do lata jeszcze długa droga. Postaw sprawę inaczej, powiedz że jak najbardziej będzie mogła kuzynka wsiadać, tylko do tego czasu niech regularnie jeździ pod okiem dobrego instruktora (te pare miesięcy regularnej pracy powinno wystarczyć żeby złapać podstawową równowagę). No i na twojego konia pozwól wsiadać też jedynie pod okiem dobrego instruktora/trenera (najlepiej tego z którym ty będziesz jeździć), kompetentna osoba pozwoli nie zepsuć konia, a ty nie będziesz musiała się martwić jak odmawiać.  😉
A ja uważam, że mama kupuje konia i ona decyduje co się z nim dzieje. W końcu to dorosły ma zwierzę i ponosi za nie odpowiedzialność. Jak Adrianna2003 będzie pełnoletnia i zarobi to kupi i utrzyma swojego konia - wtedy będzie decydować co się z nim będzie działo i kto może a kto nie może wsiadać.
Tylko jeśli mama nie jest osobą jeżdżącą i nie zna się na koniach, to jej opinia jest niemiarodajna i podejmowanie przez nią decyzji, kto na tego konia ma wsiadać, może prowadzić nawet do sytuacji niebezpiecznych.
Wiek i pieniądze w tej sytuacji nie są decydującym czynnikiem.
Adrianna2003, rozumiem, że jeśli koń będzie wymagał leczenia na skutek kontuzji, to kuzynka/jej mama będzie partycypować w kosztach? Może uświadom mamę, że koszty leczenia kontuzji powstałej w trakcie jazdy mogą być ogromne? Jakiś dziwny układ.
Układ może i dziwny, ale zapewne powstał w dobrej wierze, co by umożliwić kuzynce jazdy na wierzchowcu, którego nikt jej kupić nie chce/nie może. Widać, że rodzinne powiązania są tutaj ważne, a to temat zawsze delikatny. Jak odmówić bądź wytłumaczyć, aby połowa familii zaraz nie strzeliła focha? Ano właśnie, zagadka wszechświata. Bywa ciężko.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się