Jak namówić rodziców na konia/jak odmówić konia dziecku
Rownie dobrze moglabym wkleic historie smutnego rozwodu ku przestrodze tym co chca sie hajtac albo wypadku samochodowego dla tych co sa odwazni i wsiadaja do samochodu.
Straszna zgroza i pesymizmem wieje w tym watku. Mozna by pomyslec, ze "kupno konia" jest smiertelna choroba, czy czyms takim.
Mozna by pomyslec, ze "kupno konia" jest smiertelna choroba, czy czyms takim.
Mozna. Szczegolnie, jak ktos jest totalnie nieodpowiedzialny, a konisia kupuje sobie tylko dlatego, "ze tak chce"
Znalam kiedys pewna rodzine. W krotkim czasie z biedy przeskoczyli na wielkie bogactwo - mieli bardzo dobrze prosperujaca firme. Na koniach nie znali sie wcale i nagle wpadli na pomysl - "Kupmy araby i je hodujmy! Zarobimy na tym krocie!" 😂 Najpierw kupili trzy 10 - letnie klacze za 30 000 tysiecy kazda (handlarz sobie znalazl naiwniakow), potem ten sam handlarz sprzedal im 4 zrebaki arabskie, ("pomozcie mi, ja kocham te zrebaki, a bede musial je oddac na rzez"😉 Potem dzieci zachcialy jezdzic, wiec kupil 2 konie do jazdy. Postawili wszystkie te konie w stajni pensjonatowej (wyobrazcie sobie rachunek za sam hotel) - najpierw w osrodku, gdzie wlasciciele tez byli laikami, a sposob opieki nad konmi byl watpliwy. Wyobrazcie sobie to polaczenie - skonczylo sie na wypadku, gdzie jeden ze zrebakow niemal sie rozbebeszyl. 🙁 Zawiezli konia do szpitala, gdzie spedzil kilka razy po kilka tygodni na operacjach, szyciach...
Rodzina przeniosla konie do jednej z drozszych stajni, z lepszymi warunkami. Kuli konie u najdrozszych kowali, kupowali najdrozszy sprzet, zamawiali najdrozsze uslugi nie dlatego, ze potrzebowali (no sory, po co arabka, ktora gryzie trawe caly dzien potrzebuje kowala z drugiego konca Polski za cene 3x wyzsza niz normalnie), tylko dlatego, ze ludzie zerowali na ich niewiedzy i im wciskali kit, ze tak trzeba, ze to jedyna opcja.
Powiem jedno - po kilku miesiacach konie zezarly rodzinie firme i zbankrutowali.
Ja byłam czternastolatką która dostała konia. Moja mama nie znała się na koniach, ale wyszła z założenia że będzie to tańsze niż jazdy. Kupiłam 7 miesięczną klaczkę. Na pewno to nie był najlepszy pomysł bo przez to nie rozwijałam się jeździecko, ale koń miał się dobrze. Regularnie kowal i zabiegi vet, była odpowiednio żywiona. Bezproblemowa we wszystkim, miałam dla niej dużo czasu.
Niestety moja nie wiedza jej nie ominęła, zaczęłam na niej jeździć jak miała 2 lata- w tamtych czasach wielu ludzi ujeżdżało dwuletnie konie, nie widziałam w tym nic złego. Jeździłam dość dużo bo klacz była bezproblemowa. Na szczęście kupiłam drugiego konia.
Teraz jak patrzę z perspektywy kolejnych 14 lat, to na pewno w wielu sytuacjach postąpiłabym inaczej ale nie żałuję tak wczesnego zakupu. Bardzo dużo się nauczyłam, niestety często na błędach. Wtedy już wiedziałam, że konie to nie jest tymczasowe hobby.
Teraz jak hoduję konie i sprzedaję je różnym ludziom, to czasem wolę sprzedać nastolatce niż dorosłemu. Obserwując klacze przywożone do krycia czasem chce się płakać. Kopyta nie wiadomo ile nie robione są częstym widokiem, właściciele szarpiący się z koniem często bez jakiejkolwiek wiedzy. Raz nie mogłam uwierzyć własnym oczom: klacz w ogłowiu z za małym wędzidłem, sznurek przyczepiony do jednego kółka, przeciągnięty przez drugie i na krótko przywiązana do podłogi.
Myślę, że chcąca się uczyć nastolatka może być dobrym i odpowiedzialnym właścicielem konia. Trzeba chcieć, a wiek tu nie ma dużego znaczenia. Zawsze można pytać o radę bardziej doświadczonych. A niestety z góry ciężko jest ocenić kto zadba o konia a kto nie.
warunki są takie: grać naa wiolonczeli (nie znoszę ale prawie zaliczone 😲) mieć porządek w pokoju (zaliczone) wygrać zawody z psem ( są pojutrze) i ie denerwować brata
oceny nie spadają poniej 4
na dzierżawe uważają że to też jakby twój koń i też nie 🚫
mam zaufaną stajnie i przyjaciólkę (intruktorkę która ma konia i ujeżdża 2)
pracuje i przyjeżdżam do stajni codziennie (opruccz poniedziałków bo wtedy jest zamknięte)
i nie uważam że kon to zabawka ale bardzo kocham konie i marzę o swoim namaawiam rodziców też dlugo umiem rozpoznać kolke że koń kuleje nie widzi albo ma coś złego z oczami że jest przeziębiony ile koń musi jeść codziennie
hmm jesli się dobrze uczysz, dobrze zajmujesz psem o.... szczerze nie rozumiem rodziców? No chyba ,że mają kłopoty finansowe lub cos nie ciekawego dzieje się w pracy.
Może spokojnie , usiądz z rodzicami i omów wszystkie za i przeciw.Poznaj ich argumentacje, ty zas przedtstwa im swoją.
Przedstawias swoj pierwszy post tak ,że zrozumiałam go - ja chcę konia a rodzice mi go odmawiją. Zabrzmialo to tak jak u większosci rozkapryszonych małolat Teraz dopiero przestawiłas troszkę inaczej sprawę. Po pierwsze uczysz się dobrze, zajmujesz sie psem, starasz ię życ z bratem w zgodzie i pomimo ,że nie lubisz grasz na wiolonczeli.
A czy rodzice wiedzą ,że nie przepadasz za nauką wolonczeli? Może spokojnie , wszystko im wytłumacz , obiecak grac dalej no i przede wszystkim wysłuchaj rodziców. Jak argumentują sprawę , dlaczego nie chcą kupic konia.
A jaką ocenę masz z polskiego? ;-)
U mnie na przykład fakt posiadania konia zdefiniował całe moje dorosłe życie - miasto, w którym studiowałam i finalnie zamieszkałam (bo na przykład przeprowadzki do rodzinnego miasta nie wyobrażam sobie - pomijając pozakońskie aspekty - dlatego, że nie znam już ludzi ze środowiska tak dobrze jak kiedyś, stajnie są yyy mało dla mnie ciekawe i cholernie drogie - w porównaniu- itp itd.). W rodzinnym mieście na próżno szukać konkretnego konskiego weta, który nie leczy w czerwcu wszystkich koni na trzeszczki, a w lipcu na szpata....
Do tego gdyby nie pomoc Rodziców to nie było by mnie ni cholery stać na utrzymanie konia mimo, że mam już 25 lat, bo moje zarobki z trudem wystarczyłyby na utrzymanie średniej wielkości psa...
Do tego ciągła sraczka czy sobie nie zrobił krzywdy na wybiegu, a tu podkowa spadła, a tu zęby trzeba zrobić i tak co miesiąc poza "jazdą obowiązkową" czyli gołym pensjonatem wypada kilka stówek, które można by wydać na piękne nowe buciki na szpileczce.
Odnośnie nastoletnich "właścicielek" widziałam kilka takich dziewczynek, które konie traktowały przedmiotowo, jako +10 do ogólnego stopnia wylansowania, mając jednego czy dwa konie, którymi się nie zajmowały kupowały kolejnego, niezajeżdżonego surowego "z łąki", a rodzice... NIC! taki znak naszych czasów, że MIEĆ określa BYĆ...
nad kupnem konia trzeba sie zastanowic nie 100 razy a co najmniej 100000... ja wiedziałam że predzej czy później bede konia mieć, ale nie wiedziałam, że stanie sie to tak nagle w wieku 20lat, decyzja nastąpiła błyskawicznie, ale... pierwsze miesiące to była przejażdżka rollercoaster, chwile radości, ale zdecydowanie więcej załamek psychicznych 🙁 z tym, że konia trzymałam u siebie i nie przyjeżdżałam na gotowe do "kochanego konisia" tylko zapier*** od 6 rano do wieczora... z czasem sie zorganizowałam i teraz mam już 2 konie 😉 ale praktycznie brak życia osobistego, brak imprez, brak kasy dla siebie, bo wszystko idzie na konie... takie są realia 🙄 K0niara jesteś młoda, wiec przemyśl to baaaardzo dobrze, twoje życie zmieni sie co najmniej o 180 stopni... w moim przypadku to było 360 😉
Miałam lat 13 gdy zaczęłam jeździć, teraz mam 20 lat więcej. Nigdy nie dręczyłam rodziców o zakup konia, bo nie było nas na to stać. W sumie prawie od razu jeździłam za pracę przy koniach, ale jakoś i tak wolałam wypracować sobie to moje szczęście niż sępić kasę od matki. U mnie w domu zawsze mówili: rzuć to, zajmij się nauką, bo z koni pieniędzy nigdy nie będziesz miała! W okresie studiów pracowałam zarobkowo w stajni, co dodając alimenty od ojca pozwalało mi się samej utrzymywać. Teraz pracuję zawodowo i oprócz tego dorywczo ( 4 razy w tygodniu) w stajni.
Czasem przebiega mi przez głowę myśl, że mogłabym mieć konia, że stać mnie na to. Tylko na co mi to? Mam stały kontakt z końmi, jeżdżę, współdecyduję o ich życiu, co nieraz bywa trudne. Teraz przynajmniej moge się odwrócić na pięcie i powiedzieć "mam dość koni na X czasu", chociaż tego nie zrobię, bo jestem zaangażowana w swoje obowiązki. Gdybym miała swojego własnego byłabym uwiązana do końca jego życia, ponieważ mam ogromne poczucie obowiązku.
Moja córka na szczęście od niemowlaka przy koniach i bakcyla nie złapała (póki co), jednak gdyby jej się odmieniło, a nie byłoby innego dojścia do koni, mogłabym jej zaproponować jedynie dzierżawę konia. Bo wiem, że i tak JA byłabym odpowiedzialna za to co się dzieje z dzierżawionym czy też kupionym. Umowę dzierżawy łatwiej jest rozwiązać niż pozbyć się konia.
hugolina, jak 360 to rozumiem, że nic się nie zmieniło... 😉
marysia550, no to jest dobre podejście, ale chyba do momentu, dopóki się w jakimś nie zakochasz...
Jak odmówić?
1. Szczerze przedstawić stan finansów rodziny .
Pokazać koszty i spytać dzieciątko z czego ma ew. zrezygnować rodzina dla konia.
Bo taki zakup naruszy więcej niż kieszonkowe dzieciątka.
2.Czas. Policzyć, wykazać ile czasu zajmuje posiadanie konia. Z dojazdem do stajni okrągły rok.
Jasno powiedzieć, że wpadanie do stajni od czasu do czasu odpada.
Pokazać co w tym czasie można i trzeba robić. Nauka, życie osobiste, życie rodzinne.
3. Wpływ konia na teraźniejszość i przyszłość. Powiedzieć jak długo żyje koń i opowiedzieć jak sobie wyobrażamy
sytuację : dzieciątko lat 13 +koń lat 6-7 i panna lat 26 + koń lat 20
4. Omówić wpływ tak absorbującego hobby na naukę.
Oceny na poziomie 4 w gimnazjum= oceny na poziomie 3 w liceum = kiepsko zdana matura= marne studia = marny los.
5. Jak takie rozmowy nie pomogą postawić warunek: dzieciątko osiąga pełnoletność i przejmuje konia na własne utrzymanie= idzie do pracy na kasie w Biedronce.
Przepraszam,że piszę tak brutalnie, ale widziałam wiele porzuconych zabawek ze smutnym spojrzeniem i złości mnie taka bezmyślność.
Tania, żeby oceny na poziomie 4 w gimnazjum= ocenom na poziomie 3 w liceum... to według tej skali miałabym conajmniej pasek 😁
Ja też najpierw dzierżawiłam konia, zaczęłam mając 14 lat. Racjonalnie przedstawiłam rodzicom, że płacenie połowy boksu wychodzi tak samo jak jazda 3 razy w tygodniu. Przyjeżdżali czasem od święta do stajni, widzieli jak się koniem zajmuję, więc kiedy się okazało, że jest na sprzedaż, znali sytuację. Kupili mi konia jak miałam 16 lat. A właściwie kupiliśmy- tata dał mi 2 tysiące na zaliczkę, w styczniu, resztę do końca roku miałam spłacić sama. I dałam radę 😉 wliczając opłacanie połowy boksu, pasz i treningów <niestety z przerwami>. Jak trzeba było weterynarza to się rodzice angażowali.
I uwierzcie, nie byłam/jestem rozpieszczoną nastolatką, która ciągnęła od rodziców kasę. Aktualnie, mając Gallardo, którego spłacam tacie, płacę za niego połowę boksu, pasze, kowala, treningi i inne duperele, a mam lat 19. Można pracować, dorabiać, odkładać wszystkie pieniądze i nie kupować ciuchów, a wrzucić to w treningi. Fakt, że na każdy prezent urodzinowy/gwiazdkowy/itp. dostaję pieniądze 😁 ale to jednak pomoc duża. I tak mam wyrzuty, że za dużo od nich biorę 😉
Taniu nie generalizujmy. Ja też widziałam wiele porzuconych, zaniedbanych kon. Widziałam rozkapryszone panny ,które straaaasznie koffaly swego konisia dopoki im się nie znudzil. Ale..widziałam też i bardzo odpwoiedzialne osobki. Poznałam 13 letnia panne którea dosłownie nocowala z koniem w szpitalu, mrozbiła mu wcierki, szeptala do ucha. Usłyszała wyrok - kon już nie do jazdy. A Ona i tak cieszyła się,że jej przyjaciel żyje.Dlatego nie wsadzajmy wszystkich do jednego worka.
Ja wiem jedno- to rodzice wiedzą dlaczego. Napewno mają uzasadnienie swojej decyzji i warto wówczas aby dziecko ich wysluchało. Ale tak na poażnie a nie tylko- ja chcę. Może byc to kwestia pieniędzy a może poprostu znają swoje dziecko i nie mają do Niego zaufania.
I ja nie miałam swojego konia ani jako dziecko ani jako młoda żona czy matka. Powód- nie było mnie stac, pozniej wazniejsza była rodzina i praca.Ale moje dziecinstwo i moj okres młodosci to nie powod abym mowiła,że ja nie miałam to i młodzi mają nie mieć. A często takie argumenty padają np ja nie miałem samochodu, mnie rodzice nie dawali to i Ty poczekasz. Nie! To nie tak. Po to rodzice , ba pokolenia pracują aby nastęne pokolenie miało łatwiej.
I powtórze sie- gdyby moja corka poprosiła mnie o konia to-tak, dostałaby go. Tak pomogłabym , bo wiem ,że moja córa to bardzo odpowiedzialny i dobry czlowiek. Wiem ,że swoim podopiecznym zajmowala by sie bardzo i do konca jego dni. Ale.. moja córka jest odpowiedzialna i może dlatego nie prosi ,nie ma własnych zwierząt. Bo:
1.nie chce prosic rodziców o pomoc przy swoich zachciankach
2. Nie ma czasu ,calymi dniami jest poza domem.
Poprostu sama robi sobie rachunek sumienia za i przeciw swoim zachciankom. Kiedys marzyła o wlasnym psie ale...wie ,że często wyjedza, jest sama i co wowczas do rodziców by woziła.
Nie wiem, nie znam, tej dziewczynki ale myslę ,że rodzice wiedzą dlaczego postępuja tak a nie ninaczej. Ich decyzja napewno nie jest po to aby dziecku robić cos na złosc. Wiec wypadaloby poprostu zamiast na forum ,porozmawiac z rodzicami.
Wiem,że są odpowiedzialne małolaty. Też takie znam.
Napisałam, jak tłumaczyłabym takiej mniej odpowiedzialnej.
Jak odmówić?
1. Szczerze przedstawić stan finansów rodziny .
Pokazać koszty i spytać dzieciątko z czego ma ew. zrezygnować rodzina dla konia.
Bo taki zakup naruszy więcej niż kieszonkowe dzieciątka.
2.Czas. Policzyć, wykazać ile czasu zajmuje posiadanie konia. Z dojazdem do stajni okrągły rok.
Jasno powiedzieć, że wpadanie do stajni od czasu do czasu odpada.
Pokazać co w tym czasie można i trzeba robić. Nauka, życie osobiste, życie rodzinne.
3. Wpływ konia na teraźniejszość i przyszłość. Powiedzieć jak długo żyje koń i opowiedzieć jak sobie wyobrażamy
sytuację : dzieciątko lat 13 +koń lat 6-7 i panna lat 26 + koń lat 20
4. Omówić wpływ tak absorbującego hobby na naukę.
Oceny na poziomie 4 w gimnazjum= oceny na poziomie 3 w liceum = kiepsko zdana matura= marne studia = marny los.
5. Jak takie rozmowy nie pomogą postawić warunek: dzieciątko osiąga pełnoletność i przejmuje konia na własne utrzymanie= idzie do pracy na kasie w Biedronce.
Przepraszam,że piszę tak brutalnie, ale widziałam wiele porzuconych zabawek ze smutnym spojrzeniem i złości mnie taka bezmyślność.
bardzo mi się to podoba takie przedstawienie sprawy dzieciątku.
pewnie ,że się da pogodzic ale....musimy miec odpowiedzialnego dzieciaka. Poza tym gdy dzieciak ma mnostwo obowiązków to nie ma czasu na głupoty i to wcale nie żarty. Jak ja się bałam gdy moja córa miała nascie lat ,złego towarzystwa.Zakazy? Etam, one są do łamania, kary? nic prostszego lecz wtedy prosta droga do buntu.
Moja córa w tym wieku kochała żagle a wiec? A wiec cos za cos -żagle w zamian za dobrą naukę, regaty, kursy żeglarza pozniej sternika morskiego w zamian za maturę. Pozniej chodziła i uczyła sie Hiszpanskiego. W zamian - wypady po europie itp itd.
Miała mega zapełniony czas i zero chęci na towrzystwo papierosowo- jakies tam. Nie twierdze ,że to co robiłam było i jest jedynie słuszne. Nie, na to nie ma recepty ale czasem fajnie jest kontrolowac to co robi dzieciak Więc może kupno kochanego, jedynego konia ,gdzie dzieciak spedza "kontrolowany"czas to dobry sposob na wychowanie.
Pewnie tak ale warunek. Dzieciak jest odpowiedzialny i my rodzice kontrolujemy to. A nie,że rozkapryszona małolata powie chce to dostaje to, chce konika dostaje konika a po krótkim czasie się nudzi i..dostaje nową zabawkę.
Mały off, ale tak mi się skojarzyło:
W tym roku mija 10 lat (ja mam 15), odkąd czekam na swojego "rumaka". Rodzicie się nie zgadzają, nie podając żadnych argumentów. Na zasadzie "Bo nie!". Z czasem przestałam z tym walczyć. Z dnia na dzień pogłębiam wiedzę na temat koni, więdząc, że tak czy siak, konie będę miała. Czy za rok, czy za 10 lat, kiedy będę na "swoim" i będzie mnie stać. Nie jeżdżę. A jeśli tak, to tylko z 5, max 10 razy w roku. Dlaczego nie mogę jeździć? "Bo nie."
I nie chodzi o brak funduszy na utrzymanie, czy tego, ze jestem nieodpowiedzialna. Nigdy nie otrzymałam nawet takiej, prawdziwej, solidnej odpowiedzi.
Dla tych "mniejszych" co chcą konia. - Jeśli macie możliwość jazdy konnej, albo nawet dzierżawy, korzystajcie z tego! Kupno wierzchowca zostawcie sobie na "dalekie" plany na przyszłość. Cieszcie sie, że nie macie odbieranego tego wspaniałego kontaktu, więzi z tymi wspaniałymi zwierzętami. 😉
Equil -czasem tak juz jest z nami starymi ,że uważamy ,że mamy "monopol" na racje. Ale..może Twoi rodzice nie zgadzając się na jazdy,poprostu się boją, nie znają tych zwierząt. Może mają inne obawy. Szkoda tylko ,że nie chcą o tym rozmawiac.Ja znam jeszcze inną stronę. Dziecka które nie chce jezdzic, diziecka które się boi ale...jezdzi bo rodzice tak każa, bo mama kiedys jezdzila. Teraz mamuska boi się wrócic do jazd i na "siłe" wypycha córcię. No cóz i my starzy popełniamy błędy.
Może idz utartym szlakiem np w zamian za pomoc jazdzy za darmo, no ale to też musisz omówic z rodzicami. Tak czy owak trzymam kciuki.
majek w sumie tak by wynikało 😁 a tak serio to sie rozpędziłam w tych stopniach 😡 ale wiadomo o co chodzi 😉
Bez przesady z tym zastanawianiem sie 10000 razy. Przeciez kon to nie choroba weneryczna. Konia mozna sie brzydko mowiac pozbyc - sprzedac, wydzierzawic, czy oddac na laki jesli jest juz starszy. A co do imprez i wakacji - o wakacje na dluzej niz tydzien rzeczywiscie ciezko- zwlaszcza jesli przyjaciol ma sie samych koniarzy i wszyscy chca razem gdzies wyjechac. Nauke z konmi mozna pogodzic - tylko ze trzeba efektywnie wykorzystywac czas, w tym czas spedzony w szkole/ pracy tak zeby jak najmniej tego przynosic do domu. Jedyny problem to problem finansowy - a trzeba wziac pod uwage, ze jesli chcecie kupowac konie za pieniadze rodzicow, to moga Wam odmowic - i nie musza podawac powodu. Bo to sa ich pieniadze i moga wolec z nimi zrobic cos innego, i nie musza sie z teo tlumaczyc.
karolina_ - z jednej strony można się pozbyć, ale jakby np. rodzice kupili mi konia to jednak nie byłabym w stanie psychicznym się z nim rozstać. Oczywiście można go sprzedać, ale to takie to znów łatwe nie jest.
Moi rodzice kupić mi konia nie chcieli, powiedzieli krótki, że teraz mam się uczyć o tych koniach i wiedzieć po co wożę te swoje 4 litery na koniu. I bardzo się cieszę, że mi konia na razie nie kupili, a decydują się tylko na dzierżawę pod okiem trenera. I sądzę, że każda osoba przed kupnem konia powinna spędzić co najmniej 2 miesiące w stajni pomagając tam jako luzak, stajenny i mieć pod opieką jednego konia. Po trzech dniach zrozumiałam, że z moimi umiejętnościami tylko (jak to nazwali moi rodzice) będę wozić 4 litery na tym koniu i zaczęłam porządny trening. Później nastąpiły problemy zdrowotne i zmieniłam stajnie i styl (no właśnie z powodu zdrowotnych). Po roku od zmiany stadniny zaczęłam dzierżawić konia, a na kupno to ja nie wiem kiedy się zdecydujemy.
Ja jakieś 2-3 lata temu strasznie namiętnie marzyłam o własnym koniu. Oczywiście marzenia nie ustały ale różnica jest taka, że dziś po prostu o tym fantazjuję, a wtedy było "chcę konisia i już".
Z perspektywy czasu uważam, że mając już wtedy konia zachowałabym się jak typowa tak zwana 'dziefcynka'. Nie mówiąc już o tym, że kilka lat temu mój dosiad był na poziomie zerowym. Chodzi mi raczej o nieodpowiedzialność, niedojrzałość, wartość jaką sobą reprezentowałam (lub jej brak). Wpakowałabym konia w patenty i uważałabym że go zbieram. Koń byłby 'lofciany' przez pierwsze miesiące a później by stał, a przecież nikomu bym go nie dała do jazdy 'bo go popsuje'. Tak, wstydzę się takiego podejścia, jakie miałam, ale zarazem cieszę się, że już trochę się nauczyłam, przejrzałam na oczy i zdobyłam choć minimum odpowiedzialności.
Czasami, gdy (tak jak dziś na przykład) jest ładna pogoda, okropnie się nudzę, myślę, że gdybym miała swojego konia, nie byłoby takiego problemu, zająłby mi czas. Ale co to za problem gdzieś wyjść? Czy ktoś mi zabrania? Co prawda, jak chodzę z psem czy jeżdżę na rowerze po lesie to żałuję, że nie mogę zabrać w teren konia, ale na to przyjdzie jeszcze czas.
Kto wie, czy dostając dziś konia nie popełniłabym jakichś głupich błędów, nawet nieświadomie? Tak jak będąc 12-13-latką wydawało mi się, że cały świat należy do mnie a rodzice byli głupi bo nie chcieli kupić rumaka, tak dziś jestem im z całego serca wdzięczna że tego nie zrobili. Chociaż jednemu zwierzakowi zaoszczędzili cierpienia.
Do posiadania własnego konia trzeba po prostu dorosnąć.
Ja rodziców nigdy nie namawiałam na własnego konia ze względu na sytuacje finansową. Na upragnionego zwierza czekałam naście lat, ale doczekałam. Obecny narzeczony dał mi taki prezent, a raczej pieniądze na konia 🙂 Sama za to na niego pracuję, opłacam stajnię i inne dobra. Poświęcam mu tyle czasu ile mogę. Zimą i jesienią 3x w tygodniu, wiosną i latem prawie codziennie te 2h w stajni jestem.
Zagroź że potniesz się mokrym herbatnikiem 😁
czytając ten wątek można znaleźć tu mniej i więcej warte wypowiedzi.
od maleńkości byłam zakochana w koniach. zawsze marzyłam o własnym.. namawiałam dziadków, rodziców - "kupcie konika, kupcie konika!" od 5 klasy podstawówki zaczęłam jeździć na obozy konne. zaczełam się uczyć jeździć, opiekować się. wywalałam gnój, dawałam jeść, czyściłam, kochałam każdego. niestety w liceum przestałam jeździć.. brak czasu, brak pieniędzy.. to były główne przyczyny 'przerwy'.. po maturze dostałam aparat, zaczęłam fotografować. poszłam na studium fotograficzne i zaczęłam łączyć moje dwie pasje - fotografie i konie. wyjeżdzałam do znajomych stajni i koleżanek, przez przypadek napotkane konie na pastwisku musiały być obfotografowane. przez 7 lat raz albo dwa razy do roku wsiadałam na konia. przebywałam w stajni trochę więcej razy ale to głównie fotograficznie.. na jazdy nie było czasu i konia.. w końcu przez znajomą (forumową mehari) wróciłam do jeżdzenia. jeździłam na starszym koniu. umowę miałam jazda za opiekę i ruszenie konia. raz bądź dwa razy w tygodniu odwiedzałam 'staruszka'. przypomniałam sobie zapach stajni, ciepło i czułość konia. byłam bardzo szczęśliwa.
podczas mojej przerwy w jeździe poznałam pewnego konia w Bukowinie Tatrzańskiej. jeździłam tam na wypoczynek i na porobienie zdjęć i czasem pojechanie w teren ze znajomą instruktorką i fotografką zarazem. ujął mnie swoją delikatnością i chęcią przebywania z ludźmi. zawsze podchodził i pyrgał mnie żebym dała smakołyka albo głaskała 🙂 po 2 latach dziewczyna która go miała (był prywatny) sprzedała go. nikt nie wiedział gdzie, komu, co i jak.. byłam załamana, bo wracałam do Bukowiny specjalnie dla niego. przez 4 lata nie wiedziałam gdzie jest.. szukałam, pisałam, dzwoniłam.. zapadł się pod ziemię.. moja mama po rozwodzie z ojcem, razem z moim chłopakiem chcieli sami go poszukać i go odkupić, bo widzieli że ja cały czas o nim myślałam.. ale jak oni biedni mieli go znaleźć jak nie są z otoczenia jeździectwa i tym bardziej jak ja nie mogłam.. w zeszłym roku się wkurzyłam.. porozsyłałam zdjęcia, wystawiałam ogłoszenia. w końcu na Naszym forum, dzięki uprzejmości paru dziewczyn UDAŁO SIĘ! ODNALAZŁAM GO. pojechałam, wyprzytulałam, popłakałam się.. i wtedy okazało się, że jest na sprzedaż...... to był straszny cios.. mam 23 lata, pracuje, zarabiam na siebie i spłacam kredyt za nieżyjącą mamę.. straszna była to dla mnie zagwozdka czy spróbować.. czy kupić.. moje serce było oddane tylko jemu.. pieniądze by się znalazły.. dużo nieprzespanych nocy i zagwozdka ogromna.. chciałam to marzenie spełnić, ale nie teraz, nie w tym wieku.. jednak ZDECYDOWAŁAM SIĘ. kupiłam go.
powiem Wam tak. dopiero TERAZ odkrywam wiele rzeczy których nie umiem.. wiele osób myśli, że jak umie jeździć, umie konia wyczyścić to już jest specem.. gówno prawda (za przeproszenie). ja kupiłam konia i teraz dopiero uczę się od nowa wszystkiego. ucze się patrzenia na jego reakcje, na okazywanie emocji, na ruch (czy nie kuleje itd.), teraz dopiero mam porządne treningi z ternerką (szykujemy się do odznaki). ternerka jest też właścicielką stajni w której trzymam Ponga i jest moim wielkim źródłem informacji i nauczycielem. ciągle zadaje pytania, ciągle martwie się o jakieś zadrapanie, rankę po ugryzieniu muchy. trenerka mnie uspokaja albo mówi czym przemyć/posmarować. teraz też dopiero odczówam jaki to jest ogromny obowiązek i zmiana stylu życia. jeżeli chodzi o odpowiedzialność. miałam już wiele doświadczeń w których moja odpowiedzialność była wystawiona na próbę.. mam psa, karmie go, wyprowadzam na spacer - teraz zabieram do stajni na wspólne treningi (nabieramy kondycji po siedzeniu w bloku na 10 piętrze) i tereny. grafik w pracy dostosowałam tak by móc MINIMUM te 2-3 razy w tygodniu być w stajni i albo wsiąść albo przelążować. a jeżeli chodzi o kwestie finansowe. spłacam kredyt po mamie, płace rachunki (nie wszystko bo mieszkam z ojcem). kasę mam i cieszę się w końcu że wydaje ją na 'coś porządnego', a nie na markowe ciuszki czy jakieś inne pierdółki. teraz mam cel i bardzo się z tego cieszę. czasem jest to trochę dołujące, bo tu kowal, tu dentysta, tu za pensjonat i czasem niestety nie mam kasy. ale trudno. taką decyzję podjęłam to teraz muszę się do tego dostosować.
jestem szcześliwa, że podjęłam decyzje kupna. jest to koń profesor (ma 13 lat) i MIŁOŚĆ mojego życia. on mnie bardzo dużo nauczy. a ja będę starała się zapewnić mu jak najlepsze warunki do szczęśliwego życia. oddałabym każdą kasę na niego. mogłabym nie jeść, ale on musi. takie jest moje podejście.
oczywiście jest to ogromny obowiązek. musimy sobie z tego zdać sprawę. trzeba to MOCNO przemyśleć. czy damy radę finansowo, czy damy radę z czasem i czy w ogóle damy radę z własnym koniem. ja miałam akurat że tak powiem sytuacje extremalna.. kupiłam go, bo chciałam go mieć przy sobie. na prawdę go kocham i przez te 6 lat ciągle był w mojej głowie. mój chłopak czasem nie mógł już o nim słuchać :P
PRZEMYŚLMY MOCNO NASZE DECYZJE, żeby zwierzęta nie kończyły tak jak na filmiku podrzuconym przez bobek87.
marysia550, no to jest dobre podejście, ale chyba do momentu, dopóki się w jakimś nie zakochasz...
Czy na prawdę myślisz, że spędzając połowę czasu z tych dwudziestu lat przy koniach w stajni jeszcze się nie zakochałam w żadnym ze swych podopiecznych?
Ja myślę w ten sposób: dom, dziecko, praca, dodatkowa praca w stajni i do tego jeszcze koń? Doby by mi brakło. Tygodniowo spędzam ok 15 godzin w stajni i do tych piętnastu musiałabym dołożyć jeszcze minimum 8-10 dla własnego konia. Czy miałabym na to czas? Czy starczyłoby mi sił? Wątpię.
To zdrowy rozsądek po prostu i zimne kalkulacje.
karolina_ - z jednej strony można się pozbyć, ale jakby np. rodzice kupili mi konia to jednak nie byłabym w stanie psychicznym się z nim rozstać. Oczywiście można go sprzedać, ale to takie to znów łatwe nie jest.
Nie przesadzaj, wazne ze wiesz ze sprzedajesz w dobre rece. Na wszystko jest w zyciu czas i gdybym kiedys nie miala swojego konia moje zycie byloby duzo nudniejsze i pewnie wiele by sie potoczylo inaczej. Za to teraz nie wyobrazam sobie posiadania konia - jeszcze troche czasu musi minac. Moje oba byle konie maja lepiej nie bedac w tym momencie moimi konmi - bo nie mam czasu zeby go koniowi poswiecic, ani kasy specjalnie tez nie. A sama problemu ze znalezieniem koni do jazdyjak jestem w domu naprawde nie mam.