Bandera
Konto zarejstrowane: 19 maja 2020
Najnowsze posty użytkownika:
Kącik luzaka
autor: Bandera dnia 22 maja 2020 o 21:45
Pamiętajcie też, że przy powożeniu czwórkami cztery konie muszą być gotowe na już. Nie można przecież jednego zaprząc czy pozwolić aby za długo stał w uprzęży. Oczywiście nie umniejszam tym samym luzakom w innych dyscyplinach jeździeckich. Oprócz koni trzeba zadbać o bryczkę, uprzęże, samemu ubrać się w konkursowy strój. Jeśli jest to tresura to należy też wypolerować lampy przy bryczce.
Czasami było tak, że konie oprócz czwórek startowały też jako single i pary (Oczywiście nie brały wtedy udziału w maratonie). Wtedy trzeba też zmienić dyszle i ubrać inny sprzęt.
Nie powiem, że wuja był cwany, bo wykonywał wszystkie czynności z dbałością bardziej chodziło o to co pisaliście kilka postów przedtem aby nie pokazywać iż za dużo się wykonuje za te samą wypłatę. Przed konkursem np. Szef sam robił ‚kratki’ za zadach koni a gdyby wuja robił to sam musiałby wykonywać chociażby tę czynność więcej przed startem gdzie jednak liczy się czas.
Kącik luzaka
autor: Bandera dnia 20 maja 2020 o 19:31
Jeszcze raz dzięki za miłe słowa i porady wszystkich odpisującym :kwiatek:
Może aby nie robić off topic opowiem wam, że jako 18-latka miałam bardzo krótką przygodę jako luzak u innej osoby.
Mój wujek pracował u pewnego Szwajcara jak luzako-stajenno-berajter. Szwajcar startował jak w powożeniu czwórkami. Potrzebowali wsparcia na 1 miesiąc aby móc pojechać na międzynarodowe zawody (wymóg 2 luzaków). Oczywiście się zgodziłam będąc szczęśliwa iż mogę w ogóle wyjechać.
Sam wyjazd wspominam bardzo pozytywnie, koni było tylko 6 wszystkie bardzo poukładane i spokojne. Roboty dla 2 osób nie było dużo. Taki trochę cygański żywot z miejsca na miejsce się jechało. Dzięki temu, że byłam z wujkiem też było fajnie, bo ktoś znajomy.
Ale zawsze coś musi być nie tak i był to.. szef 😁
Bardzo niemiły starszy pan z myśleniem mam kase, mam wszystko. Wiecznie wszystko dla niego robiłam za wolno, nie można było chodzić tylko biegać. Krzyczał bardzo dużo, kiedy on coś mówił nie można było powiedzieć słowa, bo krzyki i ichniejsze przekleństwa. Z jednej strony ciesze się, że połowy nie rozumiałam (niemiecki znam ale szwajcarski mimo, że podobny ma dużo innych słów) a wujek nie chciał mi mówić co mówił na mój temat. Aczkolwiek byłam wtedy jeszcze trochę zielona i to był moje pierwsze zetknięcia z większymi zawodami. Wujek też nie kazał mi robić za dużo, bo potem będzie mu kazał to robić np. czyścić konie z nabłyszczaczem czy psikać ogony i polerować uprzęży przed każdymi zawodami.
Jednak pobyt tam wspominam o wiele milej niż moją obecną pracę obowiązków dużo mniej dzielonych sprawiedliwie na pół, no może trochę nawet mniej robiłam, bo wujek nie chciał mnie przemęczać 😀
Umówieni byliśmy na 500 euro za miesiąc a dostałam.. 80, bo na jakiś mniejszych zawodach tyle wygrał i dał mi tą kopertę.
Ja to jednak mam pecha do pracodawców 🤣
Kącik luzaka
autor: Bandera dnia 19 maja 2020 o 21:53
flygirl pozazdrościć szefostwa w takim miejscu człowiek aż chciałby wstawać rano i iść do pracy z uśmiechem na ustach 🙂
Cóż został mi rok studiów myślę, że po tym czasie na pewno będę szukać czegoś innego.
Staram się zbierać właśnie na auto, oprócz stajni staram się w każdy weekend chodzić do rolnika i pomagać mu w pracach typu przebieranie ziemniaków póki jeszcze ma jakieś zajęcie i nie koliduje to z moimi studiami.
To nie jest takie proste rzucić tą prace, mieszkam w domu rodzinnym dzięki czemu odchodzą mi koszty chociażby wynajmu mieszkania i mogę odkładać małe sumy na te 4 koła.
Mam dwa swoje konie ale przychodząc z pracy nie mam sił nic konkretnego z nimi zrobić i tak szczerze chęci, nie chce ich psuć. Więc chodzą sobie i koszą trawę. Oczywiście nawiązując do szefa moje konie są warte jedynie cenę mięsa, bo typowo polskie rodowody już je skreślają (a ja uwielbiam wielkopolaki).
Mój post nie miał na celu chęci wyżalenia się czy szukania atencji, może jest czymś w rodzaju przestrogi? Następnym razem szukając stajni będę starała się zrobić wywiad wśród obecnych lub byłych pracowników. Pan stajenny po pół roku powiedział, że dawał mi tyle ile pozostałym czyli jakiś tydzień 😁
Kącik luzaka
autor: Bandera dnia 19 maja 2020 o 18:39
Dziękuje dziewczyny za miłe słowa :kwiatek:
Nie wiem czy wszędzie w polskich stajniach tak jest. Mam nadzieje, że nie mi już trochę zapał opadł.
Jeśli codziennie się słyszy, że niczego nie potrafi się dobrze zrobić to jednak podcina skrzydła. Nie wiem czy jestem tak złym pracownikiem czy szef ma wymagania z księżyca.
Pracę podjęłam głównie po to aby rozwinąć się jeździecko, nieśmiało myślałam o berajtrze. Natomiast szef widząc mnie na koniu ze trzy razy stwierdził, że najwyżej mogę pojeździć na ośle, bo muły to już za wysoka półka. Także nie wiem po czyjej stronie jest prawda. Boję się właśnie wyjechać za granicę z tego powodu iż to wszystko jest prawdą a tam przyniosę sobie tylko jeszcze więcej wstydu.
Kącik luzaka
autor: Bandera dnia 19 maja 2020 o 01:01
Aż założyłam konto aby móc się wypowiedzieć w tym wątku (chociaż ta inna nazwa ogłowia mnie zmyliła xD)
Forum czytam od dawna a szczególnie ten wątek. Ponieważ nikt nie wypowiada się jak to jest być luzakiem w PL postanowiłam się wypowiedzieć.
Od 1,5 roku jestem luzakiem u jednego z polskich zawodników skoków przez przeszkody. Z racji rzeczy, które chce napisać nie będę podawać żadnych danych mam nadzieje, że rozumiecie środowisko jest małe. Zawodnik jest na poziomie raczej ogólnopolskim. Czasami się zdarzy wyjazd na zawody 3* np. Cavaliada czy Baltica może raz 4* w Poznaniu.
Trafiłam do niego wiadomo aby zarobić trochę kasy ale głównie po to aby nauczyć się czegoś nowego i nabrać doświadczenia. Nasz układ na początku był dla mnie wręcz wymarzony mianowicie pracuje u niego 8-15 a w tym czasie mam razem z nim trening na jakimś koniu aby podnieść swoje umiejętności jeździeckie.
Oczywiście układ układem a życie życiem. Od początku treningów takowych miałam 2 jeśli można to tak nazwać, bo trener cały czas wisiał na telefonie.
Moimi obowiązkami miało być przygotowanie koni do jazd, opieka po, pielęgnacja (golenie, mycie), sprowadzanie z padoków, wprowadzanie do karuzeli. No wiecie to co luzacy zazwyczaj robią. Z czasem szef mówił abym posprzątała padok- ok zrobiłam, boksy- ok zrobiłam. Nawet nie wiem kiedy zaczęło być to też moimi obowiązkami. Łącznie z karmieniem, dawaniem treściwego po prostu obowiązki stajennego, który w tym czasie pił piwko z szefem (rodzina kilka lat do emerytury). Panowie nie pomagali nawet gdy widzieli iż muszę przetoczyć bele siana do stajni czy słomy, rozładować transport z paszą, czy wrzucić owies do silosów. Muszę pamiętać kiedy konie maja terminy szczepień, kiedy trzeba odrobaczyć, któremu jakie leki podać. Nawet w nocy muszę przyjechać do stajni i to zrobić. Oczywiście są też wyjazdy na zawody na które bierze najczęściej 4-5 koni gdzie już w ogóle wszystko musi być na guzik bez jakiejkolwiek jego pomocy.
Może nie przeszkadzało by mi to bardzo ale szef (czyli też trener) jest osobom bardzo nerwową, chamską i ogólnie porywczą. Cokolwiek w stajni jest źle jest to moją winą. Konie uciekły z padoku (pęknięta deska) dlaczego jej nie naprawiłam? Pękł pasek w ogłowiu (starym raczej taniej firmy) za mocno szarpnęłam. Szef nie może znaleźć ostróg, pewnie schowałam. Przykładów było dużo ale przynajmniej raz dziennie jak dobrze idzie coś zrobiłam nie tak. Krzyki, wyzwiska są u niego normą. Koni też nie traktuje zbyt delikatnie. Zajmując się nimi z ziemi kiedy trafi mi się delikwent nie akceptujący np. dotyku w okolicy uszu staram się powoli nie nerwowo odczulić konia na te okolice. Szef oczywiście krzykiem, szarpaniem i batem psuje mi potem całą prace z tym koniem, bo po prostu wracamy do punktu wyjściowego a najczęściej jest jeszcze gorzej. Za co ja dostaje zjebe z powodu tego iż za długo mu zakładam ogłowie.
Oczywiście jeśli jakiś sprzęt się popsuje wszystko to leci z mojej kieszeni, nawet trzonek od wideł.
Jestem osobom cichą, nie lubię się kłócić nie umiem też walczyć o swoje co szef wyczuł i ustawia mnie w sposób jaki chce. Kiedy każe mi coś zrobić mówi najczęściej masz 5 min na zrobienie tego i tego.
Najbardziej szkoda mi jego koni, przez to jak się z nimi obchodzi tracą zaufanie w człowieka. Pomyślicie jak to konie na takim poziomie lecz niestety tak jest.. Szef ma inną firmę, która bardzo dobrze prosperuje konie to takie jego marzenie? Ambicja? Trudno zgadnąć. Na pewno jest to coś czym lubi się chwalić zapraszając gości i organizując imprezy na terenie stajni oczywiście z %. Podczas nich mam zakaz zbliżania się do towarzystwa i rozmowy z nimi (nie żebym chciała).
Umowę dostałam po pół roku proszenia i to z wielką łaską. Obecnie przyjeżdżam do stajni 6:30 wychodzę najczęściej 19-20. Przerwę taką normalną mam jedną kiedy konie są w karuzeli mam czas aby coś zjeść. Czasami nawet podczas niej dostaje go ręki grabie z rozkazem zagrabienia danej części. Studiuje zaocznie tzn przed kwarantanną szef miał duży problem zrozumieć dlaczego nie mogę pojawiać się w niektóre weekendy, miał o to duży problem co też dało się odczuć w wypłacie. Szef lubi mi powtarzać, że nigdzie mnie nie przyjmą mówi, że ma kontakty i wystawi mi takie referencje iż prace przy koniach znajdę najbliżej w Kambodży.
Zapytacie teraz o zarobki, powiem nie będę ukrywać miesięcznie dostaje coś ok 1800-1900 zł (przed studiami 2000).
Dlaczego jeszcze tam jestem? Mieszkam w okolicy gdzie o pracę jest trudno, nawet do wspomnianej Biedronki trzeba dojeżdżać a nie stać mnie obecnie na samochód. Chce też jednak zdobyć to doświadczenie aby móc kiedyś spróbować gdzieś indziej. Myślę nieśmiało może o Niemcach ale wiecie tutaj już mnie więcej wiem co trzeba robić, znam swoje bagno a tam musiałabym zacząć od nowa a nie liczę na lepsze traktowanie.
Proszę nie zrozumcie mnie źle mój post nie miał na celu wyżalanie się wam czy narzekanie jak to ja mam ciężko. Po prostu poczułam się 'wywołana do tablicy'. Nie chce żadnych słów współczucia czy pomocy. Skończę studia i wtedy będę myśleć co dalej. Jedno jest pewne mój tyłek po tym wszystkim będzie na prawdę twardy.
Pozdrawiam wszystkich 😉