Dobra, w końcu się zabieram za opisanie naszej wycieczki na Bałkany 😀
W planach mieliśmy wyjazd na miesiąc, ale oczywiście jak zwykle coś poszło nie tak i przed samym wyjazdem zepsuł nam się samochód 😂 Ostatecznie wyjechaliśmy tydzień później niż początkowo planowaliśmy i udało nam się wyskrobać 3 tygodnie i dwa dni. Pojechaliśmy VW T4, którego "przerobiliśmy" na campervana - w cudzysłowie, dlatego, że całe przerabianie polegało na tym, że mój chłopak ze swoim tatą zbili z desek łóżko, wstawiliśmy łóżko do busa, połóżyliśmy na wierzch materac, który był szerszy niż łóżko (innego nie mieliśmy), pod spód wstawiliśmy kartony z całym towarem, wrzuciliśmy dwa składaczki i powiesiliśmy zasłonki w alfabet (kupione w lumpeksie za 3 zł). Zresztą z wieszaniem zasłonek bujaliśmy się cały dzień, ostatecznie dół był przymocowany na samoprzylepne rzepy, które w podróży ciągle się odklejały 😂 Z kolei przednie szyby z racji braku zasłonek zasłanialiśmy na noc kartonami, które zgarnęliśmy z jakiegoś Auchan po drodze 😁
Całe nasze przygotowanie do wyjazdu było dość prowizoryczne, ale udało nam się przejechać ponad 4000 km bez większych wpadek (nie licząc akumulatora, który nam umarł w BiH i musieliśmy tam kupić nowy i wymienić). Przynajmniej wiemy już na przyszłość, co można poprawić, co nam się sprawdziło, a co nie i następny bus już na pewno będzie lepiej przygotowany. Na tym wyjeździe przy wszystkich busach wyglądaliśmy jak ten biedniejszy krewny, ale przynajmniej nie kusiliśmy potencjalnych złodziei 😂
Pierwszą noc spędziliśmy na parkingu pod skansenem w Zubercu na Słowacji, najpierw wpadliśmy do naszej ulubionej pizzerii w Zubercu na 20 minut przed zamknięciem i ubłagaliśmy, żeby nam jeszcze upiekli pizzę, zjedliśmy ją w busie na parkingu i troszkę przerażeni pierwszym tego typu noclegiem poszliśmy spać. Później przyjechały jeszcze dwa busy na nocleg i nie powiem, było to mocno budujące. Za to poranek był przecudowny, zjedliśmy śniadanie na łonie natury i wykąpaliśmy się w lodowatym potoku (znaczy ja w sumie tylko opłukałam twarz, bo uznałam, że nie chcę zamarznąć już pierwszego dnia), później pojechaliśmy na Węgry i spaliśmy nad Balatonem, z widokiem na półwysep Tihany. Po drodze jeszcze zgarnęliśmy opakowanie szynki, które wypadło wyprzedzającemu nas motocykliście, więc mieliśmy darmowe śniadanie na następny dzień 😂

Z Węgier pojechaliśmy do Chorwacji, najpierw pokręciliśmy się trochę Wigrami po Zagrzebiu, potem spaliśmy pod mostem w Rastoke (zostaliśmy tam, bo nie stać nas na Plitwickie Jeziora 😁 ), a później pojechaliśmy na wyspę Vir, gdzie spędziliśmy dwie noce... z grypą żołądkową. Jak nas dopadło to byliśmy w przecudownej zatoczce, która miała wszystko, co człowiekowi do szczęścia potrzeba (ciszę, spokój i widoki) oprócz toalety 😁 Nie powiem, trochę to była hardcorowa noc, ale nawet to nie było w stanie nam zepsuć nastroju. Drugą noc spaliśmy na Czerwonych Klifach, dość turystycznym miejscu, więc baliśmy się policji, ale policja podpłynęła wieczorem na motorówce i wcale się nie przejęła, że ktoś tam śpi (a z naszym białym busem byliśmy dość widoczni w blasku księżyca, a oprócz byli jeszcze motocykliści z namiotem).

Znad morza pojechaliśmy w głąb Chorwacji, niedaleko granicy z Bośnią i Hercegowiną, gdzie odetchnęliśmy - nie było tłumu turystów, komercji, straszenia policją, ludzie byli dużo milsi i sami nam mówili, gdzie najlepiej spać na dziko. Spaliśmy nad Zielonym Jeziorem (Zeleno Jezero), w okolicy są jeszcze przepięknie położone Crveno i Modro Jezero (w tym drugim można się kąpać, z czego oczywiście skorzystaliśmy 😀 )

Stamtąd pojechaliśmy do Bośni, zahaczyliśmy o wodospady Kravica, a potem kawałek dalej znaleźliśmy pięknie położone nad rzeką knajpki (oczywiście jak to w BiH najedliśmy się po korek za grosze) i zostaliśmy na noc na parkingu przy jednej z nich - dzięki temu rano przed otwarciem mogliśmy się wykąpać w rzece 😍 Później pokręciliśmy się trochę po wiochach, szutrowych, wąskich drogach, ze znakami "uwaga, miny!" na poboczu i pojechaliśmy do Trebinje. Tam niestety musieliśmy pojechać na jedną noc na camping, bo w miejscu, w którym planowaliśmy spać przyczepił się do nas dość natarczywy, pijany lokals i usilnie próbował wyciągnąć od nas pieniądze. A że było już dość późno i nie bardzo mieliśmy jak szukać innej miejscówki, to poszliśmy na łatwiznę. I całe szczęście, bo następnego dnia padł nam akumulator i jakbyśmy byli w jakiejś dziczy, to pewnie dość długo musielibyśmy czekać na kogokolwiek, żeby odpalić samochód, a na campingu od razu zgłosił się pomocny Chorwat, od którego mogliśmy odpalić.

Następny etap to Czarnogóra, po ekspresowym wieczornym zwiedzaniu Kotoru wyjechaliśmy na wzgórze nad Boką Kotorską i razem z dwoma innym busami spaliśmy pod opuszczoną twierdzą z cudownym widokiem na zatokę. Rano obudziła nas wizyta krów i osiołka 😀 To był jeden z dwóch najpiękniejszych noclegów (drugi zresztą też w Czarnogórze).

Czarnogórskie wybrzeże przejechaliśmy całe, zrobiliśmy sobie dwudniową przerwę na campingu w Buljaricy (głównie po to, żeby zrobić pranie), pobyczyliśmy się na plaży i stwierdziliśmy, że już jest nudno i jedziemy dalej 😀 Objechaliśmy czarnogórską część Jeziora Szkoderskiego i niedaleko na północ znaleźliśmy super miejscówkę nad innym jeziorem, w miejscu, które wyglądało na opuszczone kąpielisko (prawdopodobnie z czasów świetności Jugosławii).

No a potem pojechaliśmy w góry Durmitor, które są przepiękne i tam właśnie mieliśmy najlepszą miejscówkę na tym wyjeździe (zostaliśmy dwie noce). Spaliśmy przy drodze, która prowadzi przez park narodowy, wieczorem z pomocą polskiej wódki i rakiji integrowaliśmy się z Holendrem, który mieszka na stałe w campervanie, trójką Francuzów, którzy byli od 8 miesięcy w trasie i serbskim pasterzem, który mieszkał w pobliskiej bacówce. Rano do wodopoju, który widzieliśmy z okna przychodziły stada koni, owiec i krów 😍 Do tego wszystkiego nie było tam zasięgu, więc mogliśmy odpocząć od wszystkiego 😍 Jedyny minus tego miejsca był taki, że w nocy wiał silny wiatr, a temperatura była bliżej 0 niż typowych wakacyjnych temperatur 😂

Drogą prowadzącą nad kanionem Pivy wróciliśmy do BiH i pojechaliśmy do mojego ukochanego Sarajewa. Tam znów noc na campingu, bo chcieliśmy wieczorem bez stresu móc powłóczyć się po mieście. Jak zwykle Sarajewa mi było za mało, ale to akurat u mnie norma. Ja bym mogła tam siedzieć rok, pić kawę i obserwować życie i chyba by mi się nie znudziło 😍 Z Sarajewa pojechaliśmy w stronę Serbii po drodze zahaczając jeszcze o słynny most na Drinie w Visegradzie.

W Serbii chcieliśmy się przejechać słynną Sarganską Ósemką, ale okazało się, że wszystkie miejsca siedzące na dwa najbliższe przejazdy są już wykupione, więc tylko zobaczyliśmy jak odjeżdża i pojechaliśmy do pobliskiego Drvengradu, czyli miasta zbudowanego od zera na potrzeby filmu Emira Kusturicy "Życie jest cudem". Przy wyjeździe z Serbii niestety mieliśmy dość niemiłą przeprawę z celnikiem, który tak usilnie przeszukiwał nam busa, że w końcu rozczarowany tym, że nie przekroczyliśmy limitu alkoholu i nie mamy w ogóle papierosów, uznał, że mamy za dużo kawy. Tak się tym zmartwił, że sam sobie wziął łapówkę w postaci jednego pudełka rahatlokum, które wieźliśmy na prezenty dla rodziny i znajomych 🙁 Nadal nie rozwikłałam zagadki, czy naprawdę mieliśmy tej kawy za dużo (chyba 3 kg na nas dwoje). Na szczęście chwilę później przemiły rumuński celnik nam poprawił humory żartując z nami i opowiadając nam, gdzie powinniśmy jechać. Niestety nie mogliśmy dłużej zabawić w Rumunii, bo trzeba już było kierować się w stronę domu.

Ostatnią noc za granicą spędziliśmy na Węgrzech, rano odwiedził nas Węgier, który za pomocą rąk, nóg i Google Tłumacza wytłumaczył nam, że on zawsze tu przychodzi na ryby i że mamy się relaksować i dobrze bawić, ale żebyśmy tylko ryb nie łowili 😀 Na koniec jeszcze zostaliśmy jedną noc niedaleko nieistniejącej wsi Czeremcha w Beskidzie Niskim, po której zostało tylko kilka nagrobków, pozostałości cerkwi i tablica informacyjna. Na początku mieliśmy spać obok opuszczonego PGRu, ale przejeżdżający myśliwi podpowiedzieli nam, że 2 km dalej jest nowa wiata z grillem, więc na sam koniec mieliśmy jeszcze kolację i śniadanie prawie że w cywilizacji (oczywiście oprócz nas nie było tam nikogo).

Wyjazd był niesamowity, nie byliśmy w wielu typowo turystycznych miejscach, głównie siedzieliśmy gdzieś w dziczy, ale znaleźliśmy sporo fajnych miejsc, których nie znajdzie się w przewodnikach. No i oczywiście ludzie - to chyba jest najcudowniejsza rzecz w tego typu wyjazdach. Poznaliśmy tylu wspaniałych ludzi, nasłuchaliśmy się historii, dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy. Już się zastanawiamy, gdzie jechać za rok i co na pewno musimy poprawić w busie, żeby było jednak trochę bardziej komfortowo - ale zasłonki w alfabet na pewno z nami zostają 😁