dzl1

Konto zarejstrowane: 08 czerwca 2012

Najnowsze posty użytkownika:

stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 15 kwietnia 2014 o 20:04
ok, udało mi się grubasa dzisiaj wziąć na lonże. o dziwo było lepiej niż się spodziewałam. z filmikiem niestety nie wypaliło, bo skończyła mi się szybko pamięć w telefonie (czego oczywiście nie zauważyłam) i mam nagrane głównie tylko to jak majstruję przy tych lonżach 😀 generalnie efekt był taki: na początku postraszył mnie troszeczkę, ale nie ruszyłam się o krok więc on też nie zmienił swojego położenia. najpierw trochę powalczyliśmy, pokręcił się na boki, ostatecznie przeszłam, a potem przebiegłam z nim parę kółek, potem puściłam wodze (już znowu w stępie), ciągle trzymając lonże i prowadząc go nadal po kole i powoli się oddalałam aż nawet udało się zrobić ze 2-3 kółka w odległości ok. 2 m od konia. potem od nowa ta sama historia z buntem i znowu jakieś 2 kółka. pomęczyłabym go dłużej, ale brakło mi czasu (nie wiem kiedy minęło to 45 minut, które miałam na początku ;o). na koniec wsiadłam tylko i zakłusowałam w siodle po kole tak jak być to powinno, ale tak jak przewidywałam, nie było żadnych problemów. generalnie zauważyłam światełko w tunelu 😉 od momentu przyjazdu do stajni, podczas czyszczenia itd. byłam bardziej stanowcza niż zwykle, widziałam, że to poczuł, i na ujeżdżalni już nie był taki pewny siebie jak zwykle. tak mi się wydaje. chociaż ograniczenie lonżami też na pewno zrobiło swoje.
mam tylko jedno pytanie - jak mam poprowadzić zewnętrzną lonżę? przywykłam do zarzucania jej za zadem, ale wiem, że póki co nie jest to dobry pomysł dla mojego konia. nie mam pasu do lonżowania i z tego co wiem to nikt w mojej stajni nie posiada ;o kombinowałam z pociągnięciem jej za siodłem, ale wpadała pod siodło i blokowała się. ostatecznie skróciłam maksymalnie zewnętrzne strzemię i przełożyłam lonżę przez strzemię i dalej po siodle, ale czy takie rozwiązanie jest akceptowalne?

i Djarumm, dziękuję za wsparcie 🙂

a! i jeszcze jedno! jeżeli już tak na poważnie biorę się za jego zachowanie to czy mam na jakiś czas zrezygnować z jazd na rzecz lonżowania, albo najpierw poćwiczyć z pół godzinki a potem wsiąść albo odwrotnie, czy w ogóle lonżowanie wykonywać niezależnie od jazd nie rezygnując z tego drugiego?
stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 14 kwietnia 2014 o 22:11
tak teraz sobie myślę, że jak jutro wezmę go na te dwie lonże to postaram się to nagrać - będzie widać czarno na białym i jego reakcje i moje - sama chętnie też to zobaczę. jakoś poczułam się teraz zmotywowana 😀 chyba przez historię z Twoją klaczą kwagga 🙂 no nic, teraz idę się z tym przespać, zobaczymy jutro po południu co z tego wyniknie.
stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 14 kwietnia 2014 o 22:04
olewa mnie totalnie, nie robi nic. jak zamacham końcówką lonży to popatrzy na mnie spod byka i nic nie zrobi, ew. przyjdzie do mnie z położonymi uszami, ale widać, że bez zamiaru ataku. tak nawiasem mówiąc to czasem uda mi się wymusić od niego 1-2 kółka stępa, ale potem zaczyna się interesować tym co ma pod nogami, a jak go ponaglę to jest powtórka z rozrywki 😉
stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 14 kwietnia 2014 o 21:41
masz rację 🙂
stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 14 kwietnia 2014 o 21:34
Nie ma opcji, żeby konia zmienić. Amen 🙂 Co do oddania w trening. Przemyślę tę kwestię, ale nazbieranie na taką przyjemność to w moim przypadku nie miesiąc, a przynajmniej z pół roku, a nie zamierzam w tym czasie siedzieć bezczynnie. Zacznę od próby z dwoma lonżami -> to generalnie ma sens, tylko mi brakuje przy tym koordynacji i jak próbowałam kiedyś to zawsze brakowało mi rąk. A co myślicie o ewentualnym zaopatrzeniu się w "odstraszacza" typu parasolka, czy coś w ten deseń?
stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 14 kwietnia 2014 o 20:38
Nie za bardzo mam kogo...
stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 14 kwietnia 2014 o 20:32
Rozumiem co masz na myśli, ale z drugiej strony tak jak pisałam problemy dotyczą tylko pracy z ziemi. Jazda w siodle zdecydowanie dostarcza mi satysfakcji i radości i przede wszystkim jest PRZYJEMNA (poza pojedynczymi wyjątkami, które zdarzają się chyba przy każdym koniu), powolutku osiągamy kolejne cele. Zrezygnowałam z pracy z ziemi, a teraz chciałam do tego wrócić i rozwiązać problem, bo sam nie zniknie.
stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 14 kwietnia 2014 o 20:15
trochę to długo trwa i się za bardzo rozwinęło, te ataki konia.

Ja bym na twoim miejsc albo go przyuczyła do lonżowania na 2 lonżach albo poprosiła kogoś kompetentnego o pomoc albo i to i to, być może wpierw oprowadzanie konia po kole przez drugą osobę.

Ten koń raz na zawsze musi mieć wpojone że ma nie atakować.


próbowałam też na dwóch lonżach, z miernymi skutkami, ale może spróbuję jeszcze raz. o kompetentną (i odważną!) osobę z moim otoczeniu niestety ciężko, a na specjalistów mnie nie stać. dzięki za odpowiedź 😉

dzl1, a powiedz mi, czy jesteś jakoś mocno emocjonalnie związana z tym koniem? Wyobrażasz sobie życie bez niego? Bo nie chcę byc okrutna, ale ten, tego... może pora znaleźc mu bardziej odpowiednie ręce, a samej znaleźc sobie coś bezproblemowego, spokojnego, nie dominującego? Wiem, że rada brzmi okropnie, bo byc może dla ciebie to przyjaciel i w ogóle... ale dopiero po zmianie na konia odpowiadającego twojemu temperamentowi zdałabyś sobie sprawę, jaka to ulga, jak to można się cieszyc z posiadania konia, jaki świat jest piękny.
Na twoim miejscu uzbierałabym trochę kasy i wysłałabym konia w trening do dobrego, sensownego jeźdźca na miesiąc lub dwa i potem sprzedałabym go, a samej sprowadziłabym sobie jakiegoś bezproblemowego "przytulaśnego misia-pysia" 😉


wiesz, przez to jaką wywołuje we mnie frustrację to dużo razy zdawało mi się, że nie jestem przywiązana. dopiero kiedy miał poważną kolkę, a weterynarz który przyjechał twierdził, że to dla niego już koniec zrozumiałam, że jest dla mnie bardzo ważny i nie chodziło tylko o obrazek dogorywającego konia (naprawdę, wyglądał wtedy strasznie, cudem mu się polepszyło i po kilku dniach wyszedł z tego zupełnie). Może nie na tyle, żebym nie wyobrażała sobie życia bez niego, natomiast z różnych przyczyn wiele dla mnie znaczy. Poza tym, nie jestem z tych co "idą na łatwiznę". Jeżeli kiedyś tak nie robił, to znaczy, że może jeszcze przestać tak się zachowywać. Chcę pokazać samej sobie, że mogę nad nim zapanować, i coś mieć w tym swoim CV, że tak powiem 😉 Za 1,5 tygodnia zaczynam moje najdłuższe wakacje (kończę LO), a więc będę też miała dużo czasu na to, żeby z nim i nad nim popracować.

myślę że takie postępowanie (twoje uciakanie przed atakującym koniem, brak kary) spowodowało to, że masz konia który atakuje.

Jednakowoż jeśli jednak pod siodłem żadnych niebezpiecznych zachowań nie wykazuje to po prostu go nie lonżuj.

początkowo była kara (być może zbyt słaba, ale jednak wyraźna) to i atak się wzmocnił. ostatecznie jeśli biegnie wprost na Ciebie jakieś 800 kg masy to ucieczka jest chyba naturalną reakcją 😉 nie uciekam jak tylko stuli uszy - tak jak wcześniej napisałam - staram robić się to w ostatniej chwili, kiedy koń jest już blisko i faktycznie jest to niebezpieczne.

Co do zaprzestania lonżowania -> jestem raczej ujeżdżeniowcem i lonżowanie jest dla mnie dość ważne, a na pewno bardzo pomogłoby w treningu.
stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 14 kwietnia 2014 o 19:33
no dobrze, ale bat służy nie tylko do machania w powietrze. Może należy zrobić z tego bata użytek skoro ten koń ewidentnie nauczył się atakować i kopać cię.


no tak, staram się jak to jest uzasadnione, ale często po prostu jest już za późno (bat do lonżowana ma ze 4 metry, a jednak w galopie to jest 1,5 fouli - moment), albo po prostu nie trafiam ;p
stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 14 kwietnia 2014 o 19:06
hmm... teoretycznie był, ale już kiedy jego bunty były powiedzmy na porządku dziennym (i nie z mojej ręki). ale tak jak napisałam - każdy zamach batem (czy to do lonżowania, czy ujeżdżeniowym do jazdy) w powietrze oczywiście to reakcją jest przynajmniej groźba, że zaatakuje.

Edit:
ahh, ok, trochę nie zrozumiałam pytania. jest to ciężkie do wykonania, bo naturalnie jak koń biegnie w moją stronę to uciekam w bok (chociaż staram się wstrzymywać do samego końca) a ostatecznie jest za daleko żeby go ukarać. po fakcie już to jest bez znaczenia, bo i tak nie zrozumie. o kogoś do pomocy też trudno, bo wszyscy się boją ;o
stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...
autor: dzl1 dnia 14 kwietnia 2014 o 18:52
hej. Postanowiłam wypowiedzieć się tutaj, bo mam problem z moim koniem. Jestem jego właścicielką od ponad 3 lat i od ponad dwóch prawie nie pracuję z nim z ziemi, bo... no właśnie. Jest to duży 8 letni wałach sp, o silnie dominującym charakterze. Jest zupełnie spokojny w obejściu - przy czyszczeniu, na myjce i ogólnie w codziennych, że tak powiem ugruntowanych, sytuacjach. Problemy pojawiają się, kiedy wymagam od niego więcej. Nie pamiętam kiedy porządnie go zmęczyłam na lonży (chyba, że pod jeźdźcem), bo strasznie się buntuje. Kiedy próbuję wysłać go na koło to kładzie uszy i zgrzyta zębami. Kiedy tylko zamacham batem to już odwraca się przodem do mnie gotowy do ruszenia galopem prosto na mnie. Podobnie jest w sytuacjach gdy chcę go zwyczajnie pogonić wokół ujeżdżalni np. w korytarzu. Już zdarzyło mi się kilkakrotnie być ugryzioną a nawet kopniętą (na szczęście nic po za siniakami/otarciami mi się nie stało, co nie zmienia faktu, że takimi kopniakami przynajmniej ze 3 razy powalił mnie już z nóg na ziemię), więc od roku już w ogóle praktycznie nic z nim nie robię z ziemi z uwagi na własne bezpieczeństwo. Problemy te w 95% znikają pod siodłem. Chłopak ma lepsze i gorsze dni, ale jestem w stanie sobie z nim i jego ewentualnymi buntami poradzić. Natomiast co do pracy z ziemi - kiedy go kupiłam te problemy nie występowały, więc wiem, że to ja popełniłam gdzieś błąd, niestety nie mam pojęcia gdzie, ani jak to teraz odkręcić...