zajezdzanie młodych koni
autor: Pani_Julia dnia 03 lipca 2012 o 11:46
Witam Was serdecznie,
Jestem autorką artykułu, o którym dyskutujecie i chętnie rozwieję Wasze wątpliwości na mój temat i na temat moich przekonań dotyczących szkolenia koni. Muszę z góry zastrzec, że to o czym piszę, oparte jest jedynie na anatomii koni, a nie na wytycznych jakiejkolwiek z jeździeckich dyscyplin sportowych. Wybrałam perspektywę biomechaniczną w postrzeganiu jeździectwa, bo jest neutralna, stała i nie podlega dyskusji (a jeśli podlega, to nie w kwestiach fundamentalnych). Koń jaki jest każdy widzi i takim sposobem nie ma podziału na konie dresażowe, konie skokowe czy konie westernowe. Mechanizmy anatomiczne wewnątrz konia mogą albo harmonijnie współgrać w ruchu, albo nie, i wtedy powstają różnego rodzaju "zgrzyty". Nic wewnątrz konia nie podlega modzie i nie zmodyfikuje się, żeby sprostać wymaganiom sportu, do jakiego koń zostanie użyty, a więc w pewnym sensie, owszem, wierzę, że są dwa sposoby treningu koni - w zgodzie z ich organizmami (czyli "jedyny słuszny"😉 lub przeciwko nim.
Jeśli chodzi o mnie (odpowiadając na pytanie "a kto to jest i dlaczego mamy jej wierzyć?"😉, to moje umiejętności jeździeckie zapewne pozostaną dla Was kwestią sporną, ponieważ nigdy nie uprawiałam (i nie mam w zamiarze uprawiać) jeździectwa sportowego. Jeżdżę dla przyjemności i nigdy jakoś nie aspirowałam do stawania na żadnym podium, a więc nie mam żadnego mistrzowskiego tytułu na poparcie samej siebie. Anatomią i biomechaniką zajmuję się z wielkiej pasji i studiuję ją intensywnie od kilku lat (z końmi jestem związana od dwudziestu kilku), opierając swoją wiedzę na książkach, filmach, badaniach i wykładach, ale przede wszystkim na reakcji moich koni na szkolenie oparte na ich fizycznych predyspozycjach. Ktoś napisał: "ukryta opcja naturals. Sie naumiała wiedzy internetowej i w dodatku ma wrodzony gen misjonarza i konieczenie ale to koniecznie musi pouczać tą wiedzą internetowo-nautralsową. Brednie + stwierdzenia wyssane z palca (sufitu?) wygłaszane tonem przemądrzalczo-nie znoszącym sprzeciwu." Nie jestem żadnego rodzaju "naturalsem" i zaręczam, że mojej wiedzy ani nie "naumiałam się" z internetu ani nie wyssałam jej z palca. Jeśli sprawiam wrażenie misjonarki to pewnie dlatego, że naprawdę leży mi na wątrobie dobro koni (zrozumiałabym tę wrogość, gdybym nakłaniała do krzywdzenia koni - tymczasem pozostanie ona dla mnie psychologiczną zagadką). I nie mam kłopotu ze znoszeniem sprzeciwu, jestem otwarta na dyskusję z Wami i bardzo ciekawi mnie Wasz punkt widzenia. Nie jestem nieomylna, nie posiadłam wiedzy absolutnej i nigdy nigdzie nie napisałam, że "moja racja jest mojsza". Po prostu wierzę w to co piszę (jakżeby zresztą inaczej?) i być może stąd mój nader "przekonywujący" ton. Być może zgodnie z Waszymi sugestiami powinnam lepiej się autopromować, zamiast posiłkować się zdjęciami i filmami jeźdźców, których podziwiam. Byłabym być może bardziej wiarygodna. Zobowiązuję się przemyśleć sprawę.
Wszyscy uczestnicy dyskusji chyba zgodzą się, że rozluźnienie jest kwestią totalnie podstawową. Kontrowersje powstały wokół wyprostowania i lonżowania przy pomocy patentów. Jeśli chodzi o patenty to jest tak jak napisałam - wierzę, że tylko bardzo niewielki procent koni wymaga stosowania tego typu pomocy i są to konie, które urodziły się zbudowane w taki sposób, że zaokrąglenie się i wydajny ruch pod jeźdźcem są dla nich trudne do osiągnięcia. Są to konie zbudowane "z górki" (podstawa szyi umiejscowiona dużo niżej niż niż staw lędźwiowo-krzyżowy). Ostatniego konia zbudowanego w ten sposób widziałam kilkanaście lat temu. Nie urodził się wierzchowcem, ale całe życie pracował pod siodłem i przed śmiercią (bardzo smutną zresztą i przedwczesną) był w opłakanym stanie. Praca w wypinaczach mogła ułatwić mu życie. Większość koni jednak jest zbudowana wspaniale, z wysoko osadzoną, proporcjonalną szyją i bardzo funkcjonalnym zadem i uważam, że patenty mogą im tylko zaszkodzić (nie muszą, jeśli używa się ich prawidłowo, a z tym, jak na pewno wiecie, bardzo różnie bywa - ile procent "patentowiczów" wie np. jak przypiąć wypinacze, na co tak naprawdę wpływają i w jaki konkretnie sposób?). Ktoś napisał tutaj, że koń lonżowany bez patentów tylko biega w kółko i niczego się nie uczy. No, jeśli pozostawić go samemu sobie to pewnie tak właśnie będzie, ale czemu nie pomóc mu się rozluźnić, wyprostować i zebrać? Koń potrafi to zrobić wspaniale zupełnie nieskrępowany. Kwestia czy my potrafimy mu to umożliwić i zasugerować?
Jeśli chodzi o wyprostowanie i jego miejsce w tzw. piramidzie szkoleniowej, to różnica w naszych poglądach polega na tym, że Wy kierujecie się skalą ujeżdżeniową w rozumieniu sportowym, a ja skalą ujeżdżeniową w rozumieniu klasycznym. Pomiędzy ujeżdżeniem sportowym, a klasycznym ponad sto lat temu powstała przepaść i teraz oba nurty - ten historyczny i ten współczesny - różnią się od siebie niemalże wszystkim: począwszy od pokroju używanych koni, poprzez priorytety, sprzęt, wykonywane elementy aż po ideały i cele. I takim sposobem sportowa skala zakłada, że rytm poprzedza rozluźnienie, a kontakt i impuls poprzedzają wyprostowanie, podczas gdy skala, która jest mi bliższa (bo bliższa anatomii), kładzie nacisk przede wszystkim na rozluźnienie szkolonego konia (jako, że nierozluźniony koń ma kłopot poruszać się rytmicznie) i na wyprostowanie go (jako, że niewyprostowany koń nie może poruszać się z impulsem i nie jest w stanie w pełni przyjąć kontaktu). Zatem będziemy zapewne różnić się w poglądach - jeśli jeździcie sportowo to opieracie się na innych założeniach. Nie widzę jednak żadnej podstawy do otwartej wrogości 😉
Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości co do tego co napisałam w moich artykułach, albo chciałby mi coś "wytknąć" na temat powyższego to proszę się nie krępować 🙂 Zapraszam również do korespondencji pod adresem equimechana@gmail.com (swoją drogą nie wiedziałam, że "equimechana" brzmi jak imię pokemona :cool🙂
Pozdrawiam serdecznie Forumowiczki i Forumowiczów,
Julia Lichosik