Ja na swojego trafiłam w stajni takich rolników. Na początku jeździła na nim inna dziewczyna, ze względu, że to moja koleżanka nie będę się wdrabniać w szczegóły. Dlatego też ja zajmowałam się matką i siostrą Karego. Mogłam jeździć w zamian czasem wyniosłam gnój, posprzątałam, poprowadziłam jakąś jazdę dzieciom z okolicy itd.
Konie stały w całkiem dobrych warunkach, bo obie kobyły miały własne normalne boksy. Kary niestety stał w wąskim stanowisku w którym ledwo co mógł głowę obrócić . Poza tym zaraz za nim był kran z wodą i raz całkiem nieźle oberwało mi się z jego kopyta w łydkę 🙄

<--- Karuś w swoim stanowisku
Poza tym był strasznie zaniedbany, grudę miał na wszystkich czterech nogach. W niektórych miejscach taki gnój że trzeba było go wycinać razem z sierścią
Kary zaczął sprawiać kłopoty, potrafił wywieźć dziewczynę na wielokrążku do lasu i odmawiał jakiegokolwiek wykonania polecenia. Więc dziewczyna przestała jeździć. Trzeba było się nim zająć. Próba wyprowadzenia go na dwór kończyła się tym że latał ze mną po całym polu, a ja nie umiałam go wprowadzić na padok, który był 10m dalej. Do tego przeraźliwie gryzł, na lonży przeciągał mnie przez całą prowizoryczną ujeżdżalnie. Mimo to miał coś w sobie i gdy właściciel mi powiedział, że mają 2tygodnie na sprzedaż tego konia, bo kobyły są na wyźrebieniu poczułam, że muszę go mieć. O dziwo rodzice się zgodzili. 1 lipca 2007 roku wpakowaliśmy wspólnymi siłami konia do bukmanki i pojechaliśmy do nowego domu w Kokoszycach. Na miejscu ja i mój tata próbowaliśmy go doprowadzić do stajni. Najpierw szedł koń, a potem po obu stronach na butach jechała dwójka ludzi 🤣

<--- dzień po przywiezieniu
Tutaj niestety nie skończyły się kłopoty. Czekała nas długa droga. Wszyscy śmieli się i ze mnie i z mojego konia. Kary potrafił na łydkę odwrócić się i ugryźć w nogę. Kiedyś 3 ciągnął mnie po betonie, potem w stajni musieli wyjmować mi kamyczki z czoła. 1 grudnia 2007 roku Kary został pozbawiony męskości. Pamiętam, że jak go oprowadzałam to na każdym kroku próbował ugryźć mnie w rękę. Mimo to dzięki pomocy wielu ludzi. Jednej trenerce, oraz trenerowi udało nam się obu wyjść na "ludzi" i po ponad roku wreszcie ciesze się, że kupiłam ślązaka z pola, a nie trakena o jakim zawsze marzyłam 🙂

<--- lato 2008

<--- najbardziej aktualne zdjęcie