No wlasnie...
Dlatego zakladam temat i zostawiam symboliczny kamyczek.
prof Bartoszewski:
"Dozyl pieknych lat, odszedl jako czlowiek spelniony, choc caly czas zyl ze swiadomoscia tragedii, ktora przezyl. Nie chce mowic, ze byl niezastapiony, bo nikt nie jest, ale takich ludzi jak Marek Edelman bylo niewielu, nawet w Jego srodowisku i pokoleniu. Moje najwazniejsze wspomnienie z Nim pochodzi nie z czasow dramatycznych, lecz z 1993 r. W suwerennej Polsce widzialem, jak wraz z wnukiem sklada kwiaty pod pomnikiem Bohaterow Getta. Wo byl piekny skrot losow tego pokolenia. Jestem Jego rowiesnikiem. Nasze pokolenie odchodzi. Ostatni raz widzialem Go w lipcu, na pogrzebie prof. Leszka Kolakowskiego. Siedzialem miedzy Nim, a prof. Barbara Skarga. Gdy kilka dni temu umarla prof. Skarga, zastanawialem sie, kto bedzie nastepny."
Dokładam się z kamyczkiem.
Niby to taka kolej rzecz, że ludzie odchodzą.... ale naprawdę, czy niektórzy nie mogliby zostać?