"Nie ogarniam jak..."
U mnie była taka sama kalkulacja. Czy tak czy siak trzeba płacić, to już lepiej "na swoje" i mieć komfort tego by nie mieć obcych współlokatorów, a także móc wbić gwóźdź w ścianę bez pytania.
Averis o kurde, ale masz fajny kredyt! Zazdro 😁 U mnie też skończyło się na takim wyborze, ale kwoty są zupełnie inne niestety..
Bo w Warszawie to generalnie dobry ruch. Ale tylko dlatego, że wynajem jest bezsensownie drogi 🙁 A taką kawalerkę (lub nieduże mieszkanie) łatwo potem wynająć, jeśli zmieni się wizja życia. My z chłopem też ostatecznie wylądowaliśmy na swoim i choć kredyt był w jakimś tam stopniu stresujący, tak teraz no jakoś szczególnie się go nie zauważa, bo w zasadzie to tyle samo co za wynajem (a teraz to właściwie - mniej). Tyle, że jest się u siebie i jest się decyzyjnym.
Smarcik joł, ale Ty chyba kupiłaś jakieś gigant mieszkanie 😉
smarcik, kredyt mały, bo na 30 lat, małe mieszkanie i niska cena 🙂 No i czynsz też malutki. Gdzieś mieszkać i tak muszę, bo nie pochodzę z Warszawy, a kawalerkę na Grochowie rzut berem od Wiatracznej zawsze wynajmę od ręki. Głownie dlatego, że mogę wygrywać ceną 😉
Kawalerka w Warszawie za 1400-1800 Was dziwi? A co powiecie na niemal identyczne ceny w Rzeszowie? 😀 Siostra wynajmuje kawalerkę w standardzie hmm... no takim do przeżycia 😉 za 1200 plus wszystkie opłaty poza czynszem do spółdzielni. I to dosłownie na końcu miasta. Za mieszkanko do 30 mkw gdzieś bliżej cywilizacji ludzie wołają teraz po 1500 w górę. I dlatego ja również, jak Averis, niejako oszukałam ten system i wzięłam kredyt. Teraz za 50 mkw płacę ratę 1300, a za wynajem mieszkania o podobnym standardzie musiałabym dać co najmniej 2000 zł. I to jest Rzeszów, miasto, gdzie średnia wypłata (nie mówię tu o specjalistach, ludziach mega zdolnych, jak ich przedtem określiłyście, tylko takim przeciętnym Kowalskim) to przy dobrych wiatrach 2000-2500 zł.
Mi za rachunki stałe, różne zobowiązania miesięczne, stałe wydatki co miesiąc będące moją prywatną potrzebą (rzęsy, paznokcie) wychodzi 3700. Bez jedzenia i całego "życia na bieżąco". Same stałe opłaty.
Okres spłaty, tu jest pies pogrzebany 😉 Ja mam krótszy.
amnestria no niby "gigant" bo nie jest to kawalerka, ale z drugiej strony na zadupiu, więc za metr kwadratowy płaciłam jakieś 50% tego co na Bemowie czy Bielanach, i pewnie 1/3 tego co w Centrum 😡
tunrida ale Ty żyjesz na totalnie innym poziomie niż my 😉 Człowiek przyzwyczaja się do takiego życia.
No pewno tak, ale NIE MA tu : jedzenia, zakupów, leczenia, nagłych wydatków, jakiegoś widzimisię w stylu "dieta pudełkowa" czy "kajaki na mazurach". Same stałe wydatki. Fakt, że w stałych wydatkach jest koń, 3 koty, kasa dla matki, korepetycje dziecka, benzyna dla 2 osób, media dla wszystkich, ale to są cały czas stałe wydatki. Uczciwie piszę, ze rzęsy i paznokcie wchodzą w moim domu do stałych wydatków, tak jak np leki dla męża czy dla młodego.
Odejmując od stałych opłat moje rzęsy, pazury i botoks co kilka m-cy, wychodzi na miesiąc- 3100 I tak od cholery
Ja trafiłam na złotych ludzi z wynajmem mieszkania i mam kawalerkę 25 metrów, super urządzoną i zagospodarowaną, w sercu pragi południe (blisko wszędzie), zielono dookoła, cisza i spokój za 1550 zł już z opłatami. I ja wiem, że to jest OKAZYJNA cena 😀 Bo takie mieszkania chodzą w tej okolicy po 1600 bez opłat.
Co nie zmienia faktu, że to jest 1550 zł. Więc nie wyobrażam sobie wyżyć za 1800zł.
Zresztą nie do końca się zgadzam, że to zależy od punktu siedzienia. Gdybym mieszkała u rodziców, czy mieszkała z partnerem czy współlokatorem to nadal nie zgodziłabym sie pracować za 1800 zł. Bo pewnie, nie muszę mieć wysokich wydatków, ale to nie zmienia faktu, że mam się dawać wyzyskiwać. To że jakiś student mieszka z rodzicami i zarabia dla siebie daje jakiekolwiek prawo pracodawcy do takiego stosunku wymagania vs płaca? Bo według mnie nie.
Ja chodząc do liceum pracowałam w McDonaldzie, to było kilka lat temu, były inne stawki. Zarabiałam 10 zł na rękę za godzinę na umowę o pracę. Wymagań nie było żadnych i żadnej odpowiedzialności. I nie czułam się wyzyskiwana. Ale jeżeli miałabym za 10 zł pracować w godzinach nocnych, ze znajomością dwóch języków, z odpowiedzialnością, pod presją itp... to już trochę inna dyskusja.
Ale gdybyś miała mieszkać pod mostem i jeść ze śmietnika, to i za 1800 zł byś pracowała. To, że studenci to jedna z najbogatszych grup społecznych to wiadomo nie od dziś 😉 Ale niestety jest ogrom osób, które zgodzą się na taką stawkę, bo po prostu nie mają wyjścia. Bo godność można sobie schować do kieszeni, kiedy trzeba cokolwiek zjeść, kupić dziecku pieluchy albo leki. I to jest smutna rzeczywistość wielu osób w Polsce.
A z drugiej strony - żeby coś zarabiać, to trzeba coś z siebie dawać. Jak przychodzą osoby, które nie mają pojęcia o branży i mówią, że chcą te 3k na początek no to co zrobić? Pożytek z takiego pracownika żaden, to jest czysty koszt przez pierwszych kilka miesięcy z wielką niewiadomą, czy cokolwiek z tego wyjdzie. I o ile w dużych firmach jest to akceptowalne, o tyle dla mikroprzedsiębiorstw bywa to ryzykiem na poziomie "być albo nie być" firmy.
Ale jeśli pracowałaś, zarabiałaś, masz mieszkanie i wiesz, że opłaty za mieszkanie wynoszą cię 1400, to nie weźmiesz pracy za 1800. ( no chyba, że mama powie "weź kochanie, ja ci będę dokłądać co miesiąc tysiąca" Ale jeśli nie masz mamy co dołoży, to nie weźmiesz, bo się nie utrzymasz)
tunrida chodzi mi o sytuację: praca za 1800 zł albo żadna. Skądś się te wszystkie osoby biorą w pracach za 1800 zł. Tylko naprawdę jest bardzo mało osób, które mając 20 lat mieszkają same (bez współlokatorów) - uważam, że to pewien luksus.
Tylko ja tu głównie mówię o wskazniku obowiązków i wymagań do płacy. Bo gdybym była w innej sytuacji życiowej, inaczej wykształcona i w ogóle inna i musiałabym pracować za 1800 zł to prawdopodobnie byłaby to jakaś pospolita praca fizyczna. Tak jak mówię, pracowałam za 10zł na godzinę (co za etat daje mniej niż 1800) i nie czułam się wyzyskiwana, bo to była praca w maku.
I ja wiem, że do prostych prac (w sensie prostych 'umysłowo'😉 to nietrudno znaleźć ludzi pracujących za grosze. Ale dziwi mnie taka sytuacja w przypadku prac, które już czegoś wymagają.
Tylko właśnie ludzie biorąc te prace za 1800 utrzymują pracodawców w przeświadczeniu, że tak jest ok. A powiedzmy sobie...może to jest ok dla osoby młodej, będącej na częściowym utrzymaniu rodziców. Ale nie dla osoby dorosłej mającej lub chcącej mieć rodzinę na utrzymaniu.
edit- i tak jak Infantil pisze, nie jest ok jeśli masz robić od 4😲0, znać język, dred code, trzymać poziom i ponosić odpowiedzialność i opłatę za parking w cenie 10% pensji , to CHORE
Z tym czynszem to naprawdę zależy od tysiąca różnych składowych. Ceny wynajmu w kamienicy w centrum zaczynają się od 2200 zł za takie 55 metrów, ale i tak większość woli jakieś airbnb. Ceny mogą sobie takie być bo w centrum nie ma mieszkań do kupienia i jak studenci czy przeciętny Kowalski chce na śródmieściu mieszkać to wynajmuje. Ceny przy metrze też są mocno wywindowane, ceny w okolicach uczelni też, bo studenci zamieszkają w 3 osoby i zapłacą. Zresztą nie widzę powodu, żeby wynajmować za mniej 😉
No toż od 2 stron wszyscy mówią o tym samym 😉 Że to marna pensja i nikt nie powinien za tyle pracować. Ale życie pisze różne scenariusze.
Cricetidae czynsz często zależy od.. sposobu zarządzania wspólnotą. U mnie dajmy na to większość opłat idzie na zapłatę zewnętrznej firmie administracyjnej, która nie robi absolutnie nic 🙁
smarcik, no właśnie, dlatego mówię że często te nowe budownictwo ma wyższe czynsze niż ja! I wodę mamy w czynszu już. U nas nie ma żadnej firmy, żadnego ochroniarza, jest brama na pilota i furtka na kod i już.
W moim czynszu 160zł miesięcznie idzie na cholernego zarządcę 😕 Sprawa sprzed chwili - zadzwoniłam do nich, bo zmieniono mi kod do klatki, klucza nie mam, bo mi go nie dali. Pani prychnęła że to nie jest jej problem. 😵
Fajnie... To tak jest, im więcej pośredników, administratorów tym gorzej coś załatwić. A kasę biorą.
A ja przez to podliczanie, znów kolejny raz doszłam do wniosku, jak bardzo jesteśmy rozrzutni. I ile nam wychodzi dodatkowo z portfela, poza tym co obowiązkowe. Dobrze sobie czasami tak policzyć.
Koniec tego dobrego. Po urlopie zaczynamy oszczędzanie.
Jak Was stać to czemu nie? 😉 Coś trzeba mieć z tego życia 😀
Im ma się więcej kasy tym więcej się wydaje, to normalne 🙂 Ja na początku miesiąca przelewam określona kwotę na konto oszczędnościowe i uznaję, że te pieniądze nie istnieją, trzeba żyć z tego, co zostanie 😉
tak, zgadzam się, ale chyba patrząc na te cyferki, to mi wychodzi, że moglibyśmy bardziej pooszczędzać i wcale by to głupie nie było. Do umartwiania się i biczowania to nam daleko. Nie, nie...zarządzam oszczędzanie po urlopie. Postanowione. Też tak odkładam jak Ty Cricetidae, bo to świetny sposób, ale za mało.
safie Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
24 maja 2018 19:05
I ja wiem, że do prostych prac (w sensie prostych 'umysłowo'😉 to nietrudno znaleźć ludzi pracujących za grosze. Ale dziwi mnie taka sytuacja w przypadku prac, które już czegoś wymagają.
Od czasu wprowadzenia 500+ ciężko znaleźć pracowników fizycznych np. panie do plewienia, czy panów do koszenia za minimalną stawkę. Wolą być na bezrobociu, bo wtedy należy im się więcej a i się nie napracują.
A ja nie ogarniam skąd się bierze przekonanie, że na wsi jest taniej. Tzn że w sklepie kupuje się taniej. Mam wręcz przeciwne odczucia. W małej wsi jest tych sklepów, przy dobrych wiatrach, kilka, więc mogą narzucić wcale niemałą marżę. A jak trzeba pojechać do miasta to dochodzi koszt paliwa. I często jeśli to nie jest duże miasto to nie ma sensownych, tanich marketów. No, oprócz biedronki, ta jest na każdym rogu.
SzalonaBibi, jest taniej, jeśli chodzi o cenę ziemi, nieruchomości etc.
To oczywiste. Ale ja ciągle słyszę jak to ja zakupy taniej robię 😵 A mój ojciec (rodzice mieszkają w W-wie), który bardzo stara się sensownie kupować i patrzy na ceny, prawie zemdlał jak poszedł u nas do sklepu, powaliła go wysokość cen.
Część warzyw, owoców, produktów pochodzenia zwierzęcego osoba mieszkająca na wsi może mieć ze swojej uprawy, hodowli - to zdecydowanie obniża koszty życia. A w sklepach ceny są takie jak w mieście.
Nie każdy na wsi prowadzi gospodarstwo. Jak teściowa kiedyś policzyła sadzonki, podlewanie, oprysk + straty to kg domowych pomidorów wyszedł drożej niż w tesco. Fakt, smak nie do pobicia. Ale produkcja na małą skalę zawsze jest mniej opłacalna niż hurtowa.
A, jak pisałam, małe sklepiki miewają powalające marże więc ceny w sklepach raczej z tych wyższych.
SzalonaBibi, - nie wiem jak teściowa liczyła, ale moja babcia co roku ma swoje warzywka. Emeryturę ma jakieś szalone 1100zł, z czego 300 idzie na leki, więc do rozrzutnych nie należy, pomocy przyjąć nijak nie chce - tylko do węgla daje sobie dorzucić. Szczęściem, opłat ma tyle, co nic. Co roku są u niej truskawki, ogórki, pomidorki, marchewka, maliny, agrest, pigwowce, jabłka i jakieś zielsko, kwiatki. Raczej nie pryska, nie wytwarza hurtowo, ale ma na swoje potrzeby i jeszcze z sąsiadką się wymieni ogórkiem za śliwki czy coś. Więc nie wiem, czy tak totalnie się nie opłaca. Wszystko pewnie zależy od ziemi, ilości i cen wody. I czasu, bo wiadomo, babcia kobitka na emeryturze, schorowana już, ale 3 chwasty wyrwie, pół godziny poleży, znowu 3 chwasty wyrwie i przynajmniej nie słucha rydzyka, ani nie ogląda "trudnych spraw". Trochę ma dzięki temu kawałkowi ziemi powód do życia, wyjścia z domu i zajęcie, bo większość koleżanek już niestety odwiedza ze zniczem. Pewnie jakby mogła pracować, to by się średnio opłacało.
Moja mama kupuje mleko od krowy i jajka od pani z pobliskiej wsi, bo sama+dzieci z rodziną nie przejedzą produkcji. Zapisy ma sporo do przodu 😉 Kury biegają po trawie, krowa na łące i w obórce. Jedzą to, co urośnie i resztki, po wsiowemu - ja pamiętam, że i u mojej prababci tak było, że się w domu składało skorupki, suszyło chleb, a jak miało się świeże obierki w dniu wyjazdu, to i je się w torbę spakowało. Mama często zwozi tam suchy chleb, skorupki i inne takie, pani się zawsze cieszy. Ja wiem, że dla wielu to pewnie straszne, jak to tak, bez firmowej paszy, sanepidów i tym podobnych, ale kurka, jakoś się tak życie kręciło wiele lat, jak człowiek ma zwierzęta całe życie i rozum, to nic zepsutego i szkodliwego im nie da.