Depresja.

Problem w tym, ze ja kompletnie ńie mam pomysłu czego chce.
Gdyby to było uwarunkowane czymś co można zmieńic - to spoko - moznaby to zmieńic.
Ale zastanawiałem sie nad zmiana życia... I doszłam do wniosku, ze to tez nic by nie pomogło.
Zmiana miejsca zamieszkania tez ńie.
Wymyślam już jakieś zajęcia. Nic.
Fakt - brak bliskiej osoby. Ale przestałam wierzyć w znalezienie takowej.
Widzę bezsens, kompletny bezsens - analizuje ostatnie 10 lat i widzę, ze nic sie nie zmieńia i kolejne 10 będzie podobna egzystencja- która nic nie zmieńi.
Dodo, "Problem w tym, ze ja kompletnie nie mam pomysłu czego chce."
Zupełnie jakbym czytała siebie.
Czy Ty przypadkiem nie tkwisz w toksycznym związku?
Dodo, "Problem w tym, ze ja kompletnie nie mam pomysłu czego chce."
Zupełnie jakbym czytała siebie.
Czy Ty przypadkiem nie tkwisz w toksycznym związku?

To tez, ale nie poznałam nikogo innego, co chciałby ze mną być.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
10 kwietnia 2012 20:55
Nie myśl w ten sposób "kto chciałby ze mną być", a zacznij myśleć z kim Ty chcesz być.
ale moze poznalas kogos, z kim Ty przypuszczalnie chcialabys byc i to Ci wode w mozgu zrobilo? 😉
Nie myśl w ten sposób "kto chciałby ze mną być", a zacznij myśleć z kim Ty chcesz być.


Tia, osoba z która chciałabym być - nie chce mnie. Niestety.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
10 kwietnia 2012 21:07
Dodo z pewnością znasz powiedzenie, że "tego kwiatu, to pół światu" 😉 A tak na poważnie, nie ma sensu tkwić w toksycznym związku i wmawiać sobie, że to jedyne wyjście. Będąc w tym związku nie masz szans na ułożenie sobie życia i odnalezienie w nim radości. Decyzje o tym, że czasem trzeba coś zakończyć, aby zacząć coś nowego są trudne, wiem coś o tym, ale później jest o wiele lżej.
Mówi się, że najpierw trzeba zakończyć jedno by zacząć coś nowego. Mnie na przykład nie interesują zajęci faceci (formalnie, nieformalnie, faktycznie czy fikcyjnie). Może czas wyplątać się z obecnego układu i dać sobie szansę?

Tia, osoba z która chciałabym być - nie chce mnie. Niestety. Też tak mam  🤔 Im bardziej się z tym faktem godzę, tym mi lepiej.
Oj, Dodo - to chyba klasyczna "smuga cienia" 🙂 Sprowadzająca się do to-tamto przepadło , a (czas tak zapyla) wkrótce przepadnę i ja. "Ale co poradzisz, Dusiu..." 😀
Oj tam, póki życia póty nadziei. Kup sobie naprawdę dobre, słoneczne czerwone wino. I pij dłuugo, delektując się, serkiem-winogronem pogryzając, nigdzie nie pędząc. Co ma być będzie, a "jeszcze się tyle zdarzy, jeszcze się tyle zmieni". Nikt z nas nie jest siła sprawcza wszystkiego w życiu, i nie za wszystko ponosimy odpowiedzialność. Kruche, śmiertelne istotki jesteśmy. Ale jakie ładne 😀 (i mądre)
Wasze rady są bardzo cenne.
Ale widać, ze nie macie pojęcia o depresji.
Mówienie - weź sie w garść, jest pięknie, itd. jest kompletnie bezsensowne, a u mnie powoduje jeszcze rozdraznienie i wkurzenie.
No nie da se.
TinaTigra   ...w życiu piękne są tylko chwile...
11 kwietnia 2012 07:53
egzystencja, bez celu.... Mi tez koń nie pomaga. Moje mysli są skierowane w jednym kierunku: kiedy wreszcie umrę i będzie spokój.
Tak Was czytam i w większości opisów widzę siebie.Załamaną,nie mającą ochoty na nic,myślącą kiedy umrę.A gdy słyszę wez się w garść to jeszcze bardziej się załamuję.Od męża ciągle słyszę,że albo znowu mam swoje filmy,albo korona mi się przesunęła.A to jeszcze bardziej mnie dobija.Coraz częściej wychodzę z domu i nie mam ochoty do niego wrócić,jedyne co mnie ciągnie do domu to moja córeczka,gdyby nie ona już raczej by mnie tu nie było.No to sie trochę wyżaliłam,mam nadzieję,że nikomu to nie przeszkadza.
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
11 kwietnia 2012 09:21
Wasze rady są bardzo cenne.
Ale widać, ze nie macie pojęcia o depresji.
Mówienie - weź sie w garść, jest pięknie, itd. jest kompletnie bezsensowne, a u mnie powoduje jeszcze rozdraznienie i wkurzenie.
No nie da se.


Dodo ma rację, takimi tekstami nie podnosicie na duchu, lecz irytujecie. Bo łatwiej powiedzieć lecz trudniej wykonać.
U mnie trwa to już kilka lat ale mimo upływu czasu, żaden lekarz nie ma do końca pewności czy to depresja czy długotrwałe przemęczenie. Faszerują mnie lekami, które działają krótko. Nie znalazłam dobrego lekarza. Aktualnie moje samopoczucie osiągnęło dno Rowu Mariańskiego. U Dodo brak bliskiej osoby jest wielką przyczyną, u mnie największy wpływ ma sfera zawodowa. Czuję się jak śmieć, bo jak się mam czuć skoro nikt nie docenia mojej pracy? Są równi i równiejsi, po wypłacie też to widać. Nie naciągam na nadgodziny, pracuję efektywnie 8 godzin i każde zadanie wykonuję 100% poprawnie, a jednak jestem ta zła.
Kochani, u mnie to się przerodziło w lata. Nazwałam to "fatum", bo nie wierzę, że tak poprostu mam pecha lub tak mi się musi życie układać. Jakby ktoś jakąś klątwę walnął. Jedynie w domu odnajduję jako taki spokój, to mój azyl. Znienawidziłam komórki, e-maile służbowe, czasami mam ochotę wywalić to wszystko do pieca. Najgorsze jest to, ze nie ma perspektyw na poprawę, nie widzę "światełka w tunelu" zwiastującego, że będzie lepiej.
Problem w tym, ze ja kompletnie ńie mam pomysłu czego chce.
Gdyby to było uwarunkowane czymś co można zmieńic - to spoko - moznaby to zmienić.

Zwykle można coś zmienić - sposób patrzenia. Również na to, czego zmienić nie można.
Widzę bezsens, kompletny bezsens - analizuje ostatnie 10 lat i widzę, ze nic sie nie zmieńia i kolejne 10 będzie podobna egzystencja- która nic nie zmieńi.
Podejrzewam, że sama to możesz jak wąż zjadać swój ogon i kręcić się w kółko. Spec mógłby pewnie pomóc, ale nie bez gotowości z Twojej strony. Jak to się ma do całokształtu, do dobrania leków, pomysłu na leczenie, to już nie wiem.

(Gdzieś tu się przewinęło "idę do psychologa/psychiatry, ale tak dobrze gram, że on myśli, że wszystko u mnie w porządku". Czasem nie ma rady, trzeba odsłonić miękkie podbrzusze... Łatwiej przed kimś z zewnątrz IMHO. Trudniej przed sobą - ale warto, też IMHO.)

Swoją drogą to musi być heroiczne - być w depresji i jednocześnie mieć dość woli, żeby wziąć się za pracę nad/ze sobą.

Przypomniało mi się, że jest taka broszurka o depresji:
http://www.ptsr.org.pl/pl/?temat=mod/pobierz&id=SM15&pl=19_sm_i_depresja.pdf
Co prawda skierowana do chorych na konkretną chorobę, ale reszta uniwersalna. Zresztą każdego coś tam w życiu bodzie, czy to ta choroba, czy inna, czy inne dokuczliwości i okoliczności.

Idę jutro do neuropsychologa. Wcześniej nawet nie wiedziałam, że ktoś taki istnieje 🙂
Swoją drogą to musi być heroiczne - być w depresji i jednocześnie mieć dość woli, żeby wziąć się za pracę nad/ze sobą.


Dlatego tak się nie robi.
Jeśli się jest w EWIDENTNEJ depresji, to idzie się do psychiatry po leki. I dopiero po poprawie samopoczucia idzie się do psychologa, by znaleźć to co można zmienić i by zmienić to co można zmienić i zaakceptować to czego zmienić nie można.\

Jeśli ktoś przyjmuje leki i po lekach poprawa jest krótkotrwała, to EWIDENTNY znak, że potrzebny jest właśnie psycholog. Jest to trudne. Bo jesteśmy dorośli i ciężko zmienić siebie, nawet minimalnie. Ale innej drogi nie ma. Łatwiej łykać tabletki licząc, że to wystarczy. Fakt- czasami faktycznie wystarcza. Jeśli wpadliśmy w dołek, bo: coś się wydarzyło, kropla przepełniła dzban, jesteśmy na jakimś zakręcie- bywa, że kilka miesięcy łykania leków i nagle wracamy na swoją prostą, odstawiamy leki i żyjemy dalej bez nich, tak jak poprzednio.
Jeśli jednak problem jest głębiej, jeśli mamy nierozwiązane sprawy, jesteśmy uwikłani w trudną sytuację, frustruje nas ona, przeraża, przerasta, to same leki NIE pomogą. Leki pomogą na tyle, że a) albo sami się weźmiemy POTEM w garść i sobie jakoś to wszystko przetłumaczymy, albo b) potrzebujemy wsparcia psychologa
Ehhh...
Też w domu słyszę gadkę typu: "ogarnij się", "weź się w garść".
Dziwią mnie takie teksty, szczególnie z ust mamy, która jednak o deprę się otarła.

Prawda jest taka, że tak naprawdę nie mam porządnego wsparcia, a co wydaje mi się dość istotną rzeczą przy zmaganiu się z chorobą.
Mama jest w trakcie remisji raka. Musi prowadzić w miarę bezstresowy tryb życia, aby choroba się nie wznowiła i dlatego nie chcę jej zaprzątać głowy swoimi problemami..
Tato nie rozumie, ma bardzo pozytywne spojrzenie na świat, był wychowywany w starych czasach. Uważa , że moje problemy to nic, z tym co ludzie mieli kiedyś (czyt. za komuny).
Dziadkowie by się tylko zmartwili i narobili paniki, więc im nawet nie mówiłam, choć ewidentnie widzą, co się ze mną dzieje.
Chłopak- sam ma depresję. Reszty chyba nie muszę pisać.

Od lekarki., prócz leczenia farmakologicznego, dostałam zalecenia psychoterapii.
Niestety, jestem dość zniechęcona po 2 wizytach z przeszłości i jakoś nie mam odwagi isć.
A muszę iść na NFZ, bo leczenie prywatne jest bardzo kosztowne i znów obawiam się, że trafię na kogoś pierwszego lepszego, co mnie potraktuje z buta, jak tamte pindy ,za przeproszeniem.
Mistral, psychoterapeuta też człowiek, są naprawdę bardzo różni, są też różne rodzaje pyschoterapii.
ja z pierwszej terapeutki też nie byłam zadowolona, miałam wrażenie, ze kompletnie nie ogarnia mnie intelektualnie i emocjonalnie, po dwóch spotkaniach nie pojawiłam się więcej.
Drugi  - było znacznie lepiej, trochę do siebie strzelaliśmy, walczyliśmy, by w końcu dojść do porozumienia. Terapeuta mnie irytował, ale to było takie łaskotanie, by ze mnie wyciągnąć jak najwięcej. Zawsze było dużo do powiedzenia. Byłam zadowolona, wracałam z terapii spłakana albo uśmiechnięta, czasem szłam jeszcze do kina i zamiast oglądać film, rozmyślałam. Do domu wracałam oczyszczona, spokojna. Było warto.
I właśnie to łaskotanie i irytowania działa. Nie od razu. Bo od razu to mamy ochotę powiedzieć " Głupia baba". " co ona tam wie", "kompletnie mnie nie rozumie".
Efekty pojawiają się nie podczas terapii, nie bezpośrednio po, ale potrafią przyjść po jakimś czasie. Po czasie nagle przychodzi krytycyzm, refleksja i powolne zrozumienie "co terapeuta miał na myśli"
Różnie to bywa.
Do pewnych rzeczy musimy dojrzeć. SAMI. taki terapeuta pomaga naszym myślom dojrzeć. Ale dojrzewają one w swoim tempie. Nie da się szybko. Pomaga naszym uczuciom zostać nazwanym. Pokazuje jak te uczucia wpływają na nasze funkcjonowanie. I potem- co z tym można zrobić.
Ale nie da się od razu.
Bo to MY SAMI musimy zrozumieć, nieco się zmienić, przeprogramować. A na to potrzeba czasu. Czasami dużo. A czasami nigdy się nie udaje.
Ale próbować warto, bo co macie do stracenia? Tylko życie. Albo AŻ życie.
Warto spróbować przeżyć je tak, żeby było łatwiej.
Ja nie neguję samej idei psychoterapii. bo wiem, że może pomóc.
Ale gadanie psycholożki, że swoje choroby (somatyczne wówczas) sobie sama wymyśliłam, żeby wymusić nauczanie indywidualne (to był idiotyzm, mam na dowód odpowiednią dokumentację medyczną). Coś tam jeszcze nawijała w tym stylu ,póki się nie wkurzyłam, nie wstałam i nie pieprzłam drzwiami. Tyle mnie widziała.

Druga natomiast miała takie gadane, ze się na wymioty zbierało od tego słodkiego głosiku (zwroty do mnie i do mojej mamy jak do 5-letniego dziecka etc.). W dodatku usiłowała mi wmówić anoreksję, mimo, że nie miała ku temu podstaw medycznych (i znów mogła o tym świadczyć dokumentacja szpitalna, wyniki badań, ale jej nie pokazałam tego, bo nie w tym celu była ta wizyta).
Idź do innej.  😉
Myślę, że z mojego psychoterapeuty mogłabyś być zadowolona. On nie głaszcze po główce, nic nie wmawia, nic nie neguje. Ogromna wiedza plus doświadczenie.
Ale niestety nie ten region.
dempsey   fiat voluntas Tua
11 kwietnia 2012 12:12
A może warto tu zamieszczać namiary na dobrych psychiatrów/psychoterapeutów, którzy są warci polecenia i już komuś pomogli? Z zaznaczeniem czy przyjmują w ramach NFZ i z jakiego są województwa.
Na szczęście obie te psycholożki przeszły na emeryturę.
I tak bym już nie miała szansy mieć z nimi do czynienia, bo obie się specjalizowały w psychologii dzieci i młodzieży, czyli przyjmowały osoby do 18 r. ż

miss_misery- jak dla mnie terapeuta-marzenie. Mam nadzieję, ze we Wrocku też się jakiś taki znajdzie.
dempsey- jestem jak najbardziej za! Bo sama wiem, jak jest ciężko znaleźć kogoś polecanego w swoim mieście w określonych kryteriach.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
11 kwietnia 2012 12:22
Dodo ma rację, takimi tekstami nie podnosicie na duchu, lecz irytujecie.


Nasunęło mi się w związku z tym pytanie. Jak w takim razie pomóc takiej osobie? Jak rozmawiać z osobą z depresją? Co wolno, a czego nie wolno, aby złego stanu emocjonalnego jeszcze nie pogorszyć?
dempsey   fiat voluntas Tua
11 kwietnia 2012 12:33
Mnie też sie to nasunęło. Ale już kilka stron temu napisałam, jak znajoma dostała radę żeby z osobą chorą na depresję postępować wręcz brutalnie a nie łagodnie. Terapia wstrząsowa ma przywrócić chorego do rzeczywistości i zmusić go do działań.
Nie wiem, dla mnie hardcore, ja raczej jestem z tych co nie umieją zasunąć kopa w d..  osobie zdrowej, a co dopiero chorej.

Dla mnie takie wpisy jak Dodofona są alarmujące. Jeśli jest tak jak pisze (a po co miałaby zmyślać),to oznacza że samo napisanie tutaj musiało być bardzo trudne. A jednak mimo że było jej trudno, to zrobiła to - w jakimś celu. Ja to odbieram jako wołanie o pomoc. Szkoda że sama nie umiem pomóc.
JA sama nie wyobrażam sobie, jakby ktos miał mnie zrównac z ziemią, żeby postawić jakoś do pionu.
Dlatego tez nie jestem zwolenniczką terapii szokowych.

Wracając do namiarów na lekarzy to polecam we Wrocławiu dr Joannę Andrzejewską. Przyjmuje ona tylko prywatnie, w Dolmedzie albo w poradni Sensum na Jaracza. Koszt wizyty- 100 zł.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
11 kwietnia 2012 12:48
Ja poszukuję  👀 psychologa we Wrocławiu, mającego pojęcie o DDA i współuzależnieniu.
Najlepiej na kasę chorych.
Nie interesują mnie terapie grupowe np przy Ośrodku Leczenia Odwykowego itp.
A to błąd, bo grupowe są w tych sytuacjach najskuteczniejsze !  😉
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
11 kwietnia 2012 13:05
Kurde, chciałam najpierw z kimś pogadać żeby stwierdził czy aby na pewno to "tylko" to, czy jeszcze inne 'skrzywienia'. Bo sama jestem świadoma, że podchodzę pod dda, kompulsywne objadanie i współuzależnienie, ale czy aby tylko to...?

Nie wiem jak wygląda taka grupowa terapia, nigdy nie byłam. I nie umiem sobie wyobrazić czy inne dzieci alkoholików są wstanie mi pomóc z tym, że jestem tykającą bombą?
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
11 kwietnia 2012 13:35
[quote author=dragonnia link=topic=9502.msg1368249#msg1368249 date=1334132476]
Dodo ma rację, takimi tekstami nie podnosicie na duchu, lecz irytujecie.


Nasunęło mi się w związku z tym pytanie. Jak w takim razie pomóc takiej osobie? Jak rozmawiać z osobą z depresją? Co wolno, a czego nie wolno, aby złego stanu emocjonalnego jeszcze nie pogorszyć?
[/quote]

Jak pomóc - nie wiem, bo sama szukam pomocy. Natomiast rozmowy to kolejny orzech do zgryzienia. Wiem, że to trudne ale czasami lepiej przemilczeć jak powiedzieć "dasz radę", "weź się w garść". Nie wiem co Dodo nie zirytuje, do mnie jak powiedziano "jeszcze trochę i myślę, że Twoje problemy będą tylko wspomnieniem" (znajoma kiedyś tak do mnie powiedziała) to nie zadziałało to na mnie jak czerwona płachta na byka. Nie pomogło ale i nie wkurzyło. Osoby z depresją, czy z problemami emocjonalnymi bardzo łatwo dotknąć. Ciężej natomiast poprawić humor.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się