Potwór w rodzinie
ale złość tez ma dwa końće, może byc i zła i dobra - dobry wqrw czy złość na cos wyzwala pokłady siły, czesto pomaga cos zrobić i przemienić w coś dobrego
yga, nie możecie mu spuścić wp* ??? Nie ma komu?
konikmorski, Teodora dobrze rozumie. Na jakiej podstawie podstawie wartościujesz emocje? Dlaczego niby złość miałaby być "zła"? Sama tak je podzieliłaś? Wg jakiego kryterium? Czy ktoś cię poinformował, które są "złe"?
halo myslę że te emocje sa wartościowane jako dobre lub złe ze względu na samopoczucie osoby która je przeżywa.
Gdy czujemy żal, nasze samopoczucie jest złe.
Gdy czujemy radość, samopoczucie się poprawia.
Ja to tak rozumuję 🙂
kajpo, czyli gdy coś jest Przyjemne to jest DOBRE???
Miłość, mówisz. Miłość jest Rozwiązaniem. Może i tak. "Tak więc trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość. Z nich zaś największa jest miłość".
Halo, to nie tak, Agape jest mi znana, ale to nie jest to co mna kieruje ;-) Chodzi mi o bardziej przyziemne uczucie. Ja, mysle, mam spore deficyty milosci. Z dziecinstwa. (oczywiscie, bylam dzickiem kochanym. I ustawianym nieustannie, dla mojego dobra. A dzieckiem bylam naprawde grzecznym i wrazliwym, tylko, ze rodzicom, lekarzom, umknelo, ze ja mam emocje. Chyba im sie z klockiem lego pomylilam :-( ) Teraz chyba to nadrabiam, gdy jestem sama, usycham, doslownie. Nie jestem typem kobiety bluszcza, wrecz przeciwnie, Ale do szczescia potrzeba mi tylko jednego (oprocz moich kotow ;-) ) - bycia kochana.
A co do terorii skad sie biora potwory - u 'mojego' potwora przypuszczam, ze cos niedobrego zadzilao sie na linii kobieta - mezczyzna. Facet mial wieczny i gleboki zal do matki. Kobiet - mimo, ze pozornie wobec nich szarmancki - nie szanowal. Podejrzewam, ze na mnie wyladowywal cala zlosc jaka mu sie ptrzez lata nazbierala. Jedyna kobieta w ktorej jest szalenczo zakochany, do ktorej zwraca sie zawsze 'kochanie' gdy jednoczesnie swojej partnerce nie pozwalal na czule zwracanie sie do siebie, tylko po imieniu.zawsze. Sam rowniez nigdy nie uzywal czulych, namietnych slow. Mysle, ze kazdy z potworow ma jakas swoja 'historie', u kazdego jzadzialal akis inny czynnik, albo i kilka, dajac w efekccie takie a nie inne zachowanie.
halo - to się może wydać dziwne, ale w tym rzecz że ja od dawna się nie złościłam, pozbyłam się wybuchów gniewu. Używam złości kiedy chce/muszę coś zrobić w pracy. Właśnie jak ten zawodnik który potrzebuje energii by zakończyć bieg. Jeśli mi się coś nie podoba, to mówię danej osobie że nie życzę sobie tego czy tamtego. Jednak wobec mamy, siostry, partnera - otwarcie się złoszczę jeśli specjalnie chcą mi sprawić przykrość. Zdarza się to jednak bardzo rzadko.
Oraz moi przyjaciele dostają ode mnie burę/jeśli zrobią coś czego nie lubię. Oni mi też mogą wygarnąć. Nasza przyjaźń stała się przez to bardziej głębsza.
Strzyga - fajne materiały, co to za książka?
Czy złość jest zła?
Gdyby była dobra, to wystarczyłoby poskakać w miejscu, potupać nogą i mielibyśmy to czego akurat chcemy. Ale gdyby nie było złości, to skąd wiedzielibyśmy, że bardzo chcemy. Chcemy mimo oporu świata.
Małe dzieci przejdą bezpośrednio od złości do tupania, krzyczenia itd.
Duże dzieci (znaczy my) mają szansę się zatrzymać, spojrzeć na to. Zastanowić, o co chodzi (może to coś jest dla mnie ważniejsze niż myślałam?). Zastanowić, co z tą złością zrobić (działać? dążyć do celu? zaprotestować na niesprawiedliwość?).
kajpo, też przeszedł mi przez głowę pomysł na taki podział.
Ale potem pomyślałam o złości - dobry wkurz może dawać całkiem przyjemny haj.
Chociaż to też nie wiem: może mylę adrenalinę (pobudzenie?) z emocją?
kajpo, czyli gdy coś jest Przyjemne to jest DOBRE???
Za daleko poszłaś 🙂 To tylko kwestia nazewnictwa.
Nikt nie chce czuć złości czy strachu, bo czuje się źle. Dlatego te emocje nazywamy złymi. Można powiedzieć: emocje pozytywne i negatywne.
Teodora nikt nie powiedział, że negatywne emocje nie mogą mieć pozytywnego oddziaływania ( i na odwrót)
Chociażby stres - choć nieprzyjemny - jest świetnym motywatorem w granicach przystosowawczych 🙂
Powiedzmy tak:
Ciocia Krysia mówi nam, żebyśmy spróbowały ciasteczka. Na ciasteczko absolutnie nie mamy obecnie ochoty, odpowiadamy:
- Dziękuję ciociu, nie mam ochoty, zjem później
- Ależ zjedz ciasteczko, jest takie dobre!
- Dzięki ciociu, ale naprawdę nie mam ochoty na ciastko.
- Ale zobacz jaki ono ma kremik pyszny!
I w tym momencie czujemy złość. Możemy:
a) stwierdzić, że złość jest zła, odcinamy się od niej, uśmiechamy, jemy ciasteczko i mamy w dupie, ale cioci to my już nie polubimy
b) stwierdzić, że złość jest zła, więc skoro ją czujemy, my musimy być źli, a ciocia chce dla nas dobrze, jemy ciasteczko
c) stwierdzić, że ciotka to stara prukwa, mówimy jej to, ciasteczka nie jemy
d) zastanawiamy się dlaczego czujemy złość, ciocia narusza nasze granice, bo nie obchodzi ją fakt, że nie mamy ochoty na ciasteczko i właściwie to tak nie powinno być, mówimy, że ciasteczka nie zjemy i to nasza ostateczna decyzja, ale chętnie skonsumujemy je później i zadzwonimy opowiedzieć jakie było dobre. Ciocia się obraża i cóż, zdarza się, jest takie ryzyko, albo przystaje na propozycje, a potem się cieszy, gdy dzwonimy, dodatkowo zaczyna szanować nasze granice.
Dlatego złość nie jest złą emocją, jeśli nie patrzy się na nią jak na coś rujnującego.
Był okres kiedy dostawał "wp*.." , jak widać nie pomogło 🙄
[b] Czy ktoś cię poinformował, które są "złe"?
Halo - Poinformowało mnie życie i grupa wsparcia.
Powiedzmy tak:
Ciocia Krysia mówi nam, żebyśmy spróbowały ciasteczka. Na ciasteczko absolutnie nie mamy obecnie ochoty, odpowiadamy:
- Dziękuję ciociu, nie mam ochoty, zjem później
- Ależ zjedz ciasteczko, jest takie dobre!
- Dzięki ciociu, ale naprawdę nie mam ochoty na ciastko.
- Ale zobacz jaki ono ma kremik pyszny!
Strzyga, wlasnie moja Mame zacytowalas 👀 z tym, ze ona nie odpuszcza tak szybko 😁
sanna, bo właśnie o to chodzi, że to może trwać godzinami, przeszłam od razu do momentu, w którym pojawia się złość =)
Bo to jest bardzo błahy, ale jednak wyraźny przykład próby przekroczenia granic. Choć, nie mamy wątpliwości, że w dobrej wierze. Mając 20/30/40 lat człowiek już wie kiedy ma na coś ochotę, a kiedy jej nie ma. Mówiąc, że nie zje, stawia granice, druga strona chce tę granicę przekroczyć. I tutaj można sobie pofantazjować, posprawdzać, jak reagujemy, co odczuwamy w danej chwili i dlaczego. Dlatego złość jest bardzo przydatna.
yga - żeby coś z tym zrobić, musiałby pójść na terapię. Ale jeśli rodzice nic z tym nie zrobią, to nasze rady/sugestie też nic nie zdziałają. Mogę ci jedynie podpowiedzieć co trzeba zrobić żeby wyeksmitować taką osobę.
To nie ja uważam, że da się amputować jakąkolwiek emocję. To zen uważa, że jet "ponad" niektóre. Zen pytam - jak to się robi?
Nie kastruję siebie ze złości, z odczuwania emocji wszelakich. Ja złość przekuwam w coś innego, zastanawiam się nad nią, nad sobą. Więc w pewnym sensie jestem ponad nią, bo ona popycha mnie tylko i wyłącznie do zastanowienia się nad sobą. Nie działam pochopnie, nie prowadzę rozmów w złości, w agresji. A jest to dla mnie duża sztuka, bo cóż, jestem cholerykiem 😉 Nie polecam nikomu agresywnych zachowań w stosunku do czegokolwiek czy kogokolwiek, bo uważam, że to kiepska droga, lepiej jest się skupić na czymś istotniejszym, a mianowicie DLACZEGO akurat to coś mnie wkurzyło. Im dłużej pracuję ze sobą, tym trudniej wyprowadzić mnie z równowagi 😉
to się może wydać dziwne, ale w tym rzecz że ja od dawna się nie złościłam, pozbyłam się wybuchów gniewu. Jakoś tak jest, że jak się dopuści złość do głosu, to jej moc słabnie. Jak się uchyla pokrywkę na gotującym garnku, to para sobie stopniowo ulatuje i mniejsza szansa na solidny wybuch (jak się w szczelnym szybkowarze zatka przewód odprowadzający parę, narośnie ciśnienie... oj, może być bum!).
Jak umiesz bronić swoich granic, to przy inwazji cioci z ciastem szybko poczujesz, że ktoś te granice chce przekroczyć. Poczujesz - bo to przecież nie jest tylko intelektualna wiedza, że "usilne namawianie do zjedzenia czegoś, na co nie masz ochoty + szantaż emocjonalny", to inwazja na Twoje samostanowienie. Ty czujesz, że to jest nie tak. A jak czujesz? Co to za uczucie? Raczej nie smutek, nie żal, nie strach. Jakaś taka malutka złość.
Piszesz o grupie wsparcia, więc pewnie jakąś tam pracę ze złością masz za sobą. Może to stąd zmiany? Nie nabudowują się pewne emocje, bo coś z nimi robisz na bieżąco.
Ja już o sobie wspomniałam - jak nie upuszczałam pary na bieżąco w związku (zamiast się czasem wkurzyć, albo przetwarzało mi się to w smutek, albo w spokój), to potem dowolnie idiotyczny powód mógł spowodować solidną detonację, rozlanie się żalów i pretensji. Pilnowanie się, żeby wtedy nie doszło do dużego wybuchu jest baaardzo męczące. I sił w którymś momencie braknie. I jest: bum.
Zen - a co się stanie jak ta metoda znudzi ci się? Nie będzie już tak skuteczna? Gdzieś czytałam że człowiek co 7 lat zmienia swój cykl życia, jedne rzeczy wypracował i nie wraca do nich. Inne dopiero co zaczyna zmieniać. Wtedy też ten sposób zrozumienia problemu jest już mało skuteczny. Szuka się wtedy innych metod zrozumienia.
Nie rozumiem pytania, sorry.
Ty czujesz, że to jest nie tak. A jak czujesz? Co to za uczucie? Raczej nie smutek, nie żal, nie strach. Jakaś taka malutka złość.
Ja bym powiedziała, że to frustracja.
Tutaj do głosu powinna dojść nasza asertywność. Gdzie się jej nauczyć, jak potwory ją skutecznie wybiły z głowy...? Przykład szemranej jako dziecka 😉 Ja się zrozumiałam czym jest asertywność dopiero w szkole.
Ja rozumiem Zen, bo chyba dokladnie tak samo dzialam, przynajmniej dopoki sytuacje powodujaca napiecie nie przeciaga sie az w koncu miarka sie przebierze - wowczas wybucham - intensywnie aczkolwiek krociutko. Nie lubie tracic panowania nad swoimi emocjami, tymi negatywnymi, wole wytlumic narastajace negatywne mysli, wyciszyc sie, przyjrzec sie sytuacji na chlodno, przeanalizowac gdzie tkwil probem, sprobowac go rozwiazac i zaproponowac rozmowe - o ile sytuacja jest warta tego, przeprosic jesli to po mojej stronie tkwil czynnik zapalny, wyartykuoawc spokojnie, rzeczowo i krotko, co nie jest fajne, jelsi zawinila ta druga strona. Ale te dzialania stosuje tylko wobec osob na ktorych mi mocno zalezy. w przypadku obcych staram sie po prostu zapomniec, jak najszybciej.
edit. gwoli wyjasnienia - to moja taktyka obronna, jestem delikatna, wrazliwa wiec juz dawno doszlam do tego, ze jesli bede sie zapalac w zlosci, to sie wykoncze, predziej czy pozniej, wiec tym sposobem chronie siebie. I unikam karczemnych awantur ktorych nienawidze kazda komorka go mojego ciala i umyslu. Malych awanturek tez nienawidze.
yga - żeby coś z tym zrobić, musiałby pójść na terapię. Ale jeśli rodzice nic z tym nie zrobią, to nasze rady/sugestie też nic nie zdziałają. Mogę ci jedynie podpowiedzieć co trzeba zrobić żeby wyeksmitować taką osobę.
A istnieją terapię, z których nie może zrezygnować na własne życzenie?
Słyszałam, że na przymusową terapię mógłby pójść dopiero po walce w sądzie o jego ubezwłasnowolnienie, po czym rodzice stali by się w pełni za niego odpowiedzialni,za każdy jego wybryk czy też kary finansowe, a ten byk jest po 30stce z masą długów- z naszą sytuacją finansową nie możemy pozwolić sobie na tę opcję.
Chętnie posłucham rad co do eksmisji :kwiatek:
Nie o ubezwłasnowolnienie, ale o przymusowe leczenie. To są 2 różne sprawy. Ubezwłasnowolnienie ( częściowe lub całkowite) a sądowy przymus leczenia, to dwie różne kwestie.
Mogłabym Ci pomóc zrozumieć co i jak, ale musiałabym znać konkrety.
yga - ja przygotuję ci co trzeba zrobić do eksmisji, wyślę ci potem na PRV.
Tunrida, dobrze, ale nawet jak dostanie sądowy przymus leczenia, nie sądzę żeby się tego podjął.
Poza tym, żeby o to walczyć w sądzie muszę mieć dowody na papierku, jak np w przypadku alkoholika- wykazy z wytrzeźwiałek, a ja nic nie mam? Bo nie sądzę, żeby go zamknęli na psychiatrycznym za kradzieże. Poza tym mi na innym szpitalu by zależało, tym od uzależnień.
A propos przymusowego leczenia- od roku (sic!) policja nie umie doprowadzić na przymusowe leczenie osoby skazanej prawomocnym wyrokiem sądowym. Tyle w temacie..
edit, żeby nie było, że tym wpisem zniechęcam kogoś do podjęcia działań. Działać trzeba, ale ważne jest to, żeby mieć świadomość, że jak się delikwent uprze, to na żadne przymusowe leczenie nie pójdzie.
zen, A! Dobrze zrozumiałam? Nie odcinasz się, tylko podchodzisz do sprawy... strategicznie?
Od dawna twierdze, że człowiek nie jest... wkurwiony, tylko ZAWIEDZIONY 🤣
Ogólnie. Nadal nie pojmuję tych "złych" emocji 🙁 Ki diabeł? Strach ma być zły? I dlatego ludzie oglądają horrory? Smutek ma być zły? To mam chichrać jak głupia gdy żegnam na zawsze ukochanego... psa? I jakim cudem niekontrolowanie "negatywnych" emocji ma być złe? A niekontrolowanie "pozytywnych"? To gdy ktoś się naćpa/najara w 3 d* i pęka ze śmiechu, to jest ok? Bo wszak emocje "pozytywne"? NIE MA żadnych "pozytywnych" ani "negatywnych" emocji! Są tylko - adekwatne bądź nie - do sytuacji. Są - kontrolowane przez nas lub - nas kontrolujące. Mnie ten pomysł "złych" i "dobrych" autentycznie przeraża. Jawi mi się jako tylko krok do naćpanego prochami/manipulacją "pozytywnego" świata. Ślepego na wszystko, co ZŁE.
halo, mniej więcej tak. Każdą emocję lubię, bo mówi coś do mnie o mnie 😉 I lubię to przepuszczać przez jakieś swoje filtry.
- Jeśli jest to osoba uzależniona od alkoholu/narkotyków, można wystąpić do sądu rodzinnego o przymusowe leczenie odwykowe. Takie leczenie może by c leczeniem stacjonarnym, czyli osoba ma przebywać ok 8 tygodni zamknięta w ośrodku ( takie leczenie zawiera również terapię) Osoba taka dostaje termin zgłoszenia się do odpowiedniego ośrodka. Jeśli nie zgłosi się 2 razy, zostaje znienacka złapana i doprowadzona przez policję. Podczas przyjęcia do ośrodka, musi podpisać zgodę na przyjęcie. NIE informuje się zwykle takiego uzależnionego, że mimo postanowienia sądu i dowozu przez policje, ma prawo zawrócić się na pięcie i iść do domu. Aczkolwiek muszę przyznać, że część uzależnionych zna swoje prawa i korzysta z tego- odwraca się na pięcie i wychodzi. Jednakże duża większość, nie wie o tym i zostaje w ośrodku.
- Inaczej się ma sprawa z nie uzależnionym, ale chorym psychicznie. Lub: uzależnionym z dodatkowym rozpoznaniem psychiatrycznym ( czasami na skutek uzależnienia mają zaburzenia, które kwalifikują ich do rozpoznania schorzeń) Osoba chora psychicznie, która ma postanowienie sądu z artykułu 29 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego- niema NIC do gadania i MUSI się podjąć leczenia.
- Osoba która nie jest w stanie odpowiadać za siebie i swoje postępowanie ( czy na skutek choroby psychicznej, czy na skutek bardzo nasilonego uzależnienia) może zostać przez sąd ubezwłasnowolniona częściowo. Wówczas jednak taka osoba MUSI się i tak zgodzić na pobyt w szpitalu/ośrodku. Oprócz kuratora ( często jest nim ktoś z rodziny) który wyraża zgodę, taka osoba też MUSI wyrazić zgodę. Więc takie ubezwłasnowolnienie, raczej..mało daje w kwestii leczenia na siłę.
Istnieje ubezwłasnowolnienie całkowite, ale nie jest często orzekane. Bo to odebrania człowiekowi wszelkich praw decydowania o sobie- łącznie z odebraniem dowodu osobistego. Osoby uzależnione raczej nie są ubezwłasnowalniane całkowicie. ( zwykle tak się orzeka u osób ciężko otępiałych)
- Najłatwiej umieścić osobę na leczeniu, kiedy ta osoba zaczyna spełniać przesłanki do zatrzymania bez zgody- artykuł 23 Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego- czyli bezpośrednio zaczyna zagrażać swojemu życiu, lub życiu czy zdrowiu innych osób. Czasami się udaje skorzystać z tego artykułu u uzależnionych. Długo zatrzymać się tak uzależnionych nie da, bo zwykle szybko ustają przesłanki o zatrzymaniu bez zgody, ale często jest tak, że osoba uzależniona zaczyna rozumieć potrzebę leczenia. Na zasadzie - kropla drąży kamień. Plus przekonuje się, że terapia nie jest tak straszna.
- Czasami nic się nie da zrobić, poza leczeniem najbliższych ze współuzależnienia. Często osoby najbliższe nieświadomie pomagają uzależnionemu trwać w uzależnieniu, stwarzając mu ku temu dogodne warunki. I wtedy zaczyna się od terapii dla najbliższych. A potem, w trakcie, bywa, że efekt jest taki, że uzależniony...zaczyna się leczyć. A czasami nie i nie można mu pomóc.
Bardzo dużo zależy od danej sytuacji a ja w tej chwili piszę bardzo ogólnie, bo nie znam szczegółów!!!!!
edit- najlepiej byłoby osobiście iść do psychiatry zajmującego sie uzależnieniami i porozmawiać konkretnie jakie są możliwosci działania w danej sytuacji.
Ogólnie. Nadal nie pojmuję tych "złych" emocji 🙁 Ki diabeł? Strach ma być zły?
Halo, teraz ja nie pojmuje, ze Ty tego nie pojmujesz? 😲 Nie czulas nigdy kuli w zoladku, scisnietego gardla gdy ktos, kto byl w jakis sposob wazny dla Ciebie zawiodl Cie, zranil Cie? Nie ptrzezylas nigdy smierci ukochanego zwierzecia gdy bol jest tak przejmujacy, ze ogarnia caly Twoj swiat i wydaje sie, ze nie ma juz miejsca nawet na oddech?
A dobre emocje - popatrz w oczy swojego psa, konia, co czujesz? Przytul sie do meza, co czujesz?
To tak krancowo rozne emocje, nie mozna ich ladowac do wspolnego wora, tylko dlatego, ze nazywamy je tak samo, emocjami.
Ale dlaczego to ma być ZŁE??? Dlaczego odczuwanie bólu ma być ZŁE??? Przykre - może. I nawet nie samo odczuwanie (gdy się zastanowić) - tylko zdarzenie. Strata, zawód. Ale ZŁE???
Jak chcesz uniknąć "złych" emocji - to faszeruj się prochami - i sprawa załatwiona. "Szczęście w pigułce", kuźwa.