Seria niefortunnych zdarzeń

Nie chodzi mi tu o film. Mieliście może takie coś? Mnie ostatnio prześladuje pech, najpierw pękło mi 100-litrowe akwarium, później sprzedali mojego ukochanego konia(przez długi czas nie mogli znaleźć kupca), a wczoraj miałem wypadek samochodowy.
Jak to się mówi....life 😉
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 września 2009 12:03
Mi tak się ciągnie od początku roku :]
Gillian   four letter word
06 września 2009 12:26
nieszczęścia nie chodzą parami. One biegają całymi kupami!!!
mam tak czasami, że po prostu chciałabym wejśc do szafy i przeczekac aż wszystko się skończy.
Ja mam tak, że póki jest dobrze, to jest dobrze  😎 ale jak już się jakieś nieszczęście zdarzy, to zawsze zaraz zwołuje resztę swoich nieszczęsnych krewnych i znajomych  😎
Lotnaa   I'm lovin it! :)
06 września 2009 13:37
Bo tak troszkę sobie filozofując... może dużo zależy od naszej reakcji na pierwsze złe zdarzenie. Jeśli je będziemy przeżywać i użalać się nad sytuacją, przyciągamy następne podobne historie. Czyli, jednym słowem, trzeba się śmiać z nieszczęścia, a wszystko będzie dobrze  😉 (żeby to jeszcze takie łatwe było).
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
06 września 2009 13:41
Ja zawsze mówię 'jeśli będzie się myśleć negatywnie to to negatywne myślenie wpływa na rozwój wypadków' 😉
I jest w tym trochę prawdy. Jeśli przed egzaminem się człowiek nastawi negatywnie, że nie zda to zazwyczaj nie zdaje 😁
Ja miałam trochę pechowy wyjazd do Hiszpanii, z którego niedawno wróciłam, bo
1) okradli nas Cyganie w metrze w Barcelonie (ale potem my ich okradliśmy z naszego portfela  😁 )
2) wyrzucili nas z klubu (po raz pierwszy w życiu ktoś mnie za fraki wyciągnął za bramki  😲 )
3) zaspaliśmy na statek na, który miał nas zawieźć na wcześniej opłaconą wycieczkę (15 euro)
4) mój koń zerwał sobie w tym czasie podkowę razem z kawałkiem puszki kopytowej w chorym kopycie

ALE

pomyślałam sobie, że to nic w porównaniu, co w tym samym czasie w ciągu 2 dni spotkało w Grecji moich rodziców i ich znajomych  😁 a więc:

1) tata kupił złe winiety (na Czechy zamiast na Słowację), więc musieli podwójnie opłacić
2) złapała ich policja i zapłacili duży mandat za prędkość
3) złapali gumę na autostradzie i 3 godziny szukali opony do ich samochodu
4) podczas jazdy po autostradzie 2 razy otworzył im się interpack na dachu samochodu i przy 200km/h wyleciały z niego ich rzeczy  👍

Tak więc chyba gorzej być nie mogło, bo traz wyjazd mija im miło ^^
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
06 września 2009 14:04
Czyli, jednym słowem, trzeba się śmiać z nieszczęścia, a wszystko będzie dobrze  wink (żeby to jeszcze takie łatwe było).

Jasne, każdy ma tylko takie nieszczęścia, z których się śmiać można :/

Ja mimo to powtarzam, że nigdy nie jest tak źle by nie mogło być gorzej.
Też tak mam - jak jest źle, to myślę o tym, że mogłoby być gorzej, i od razu trochę lepiej 😉
Bo tak troszkę sobie filozofując... może dużo zależy od naszej reakcji na pierwsze złe zdarzenie. Jeśli je będziemy przeżywać i użalać się nad sytuacją, przyciągamy następne podobne historie. Czyli, jednym słowem, trzeba się śmiać z nieszczęścia, a wszystko będzie dobrze  😉 (żeby to jeszcze takie łatwe było).


No nie wiem, ja mam tak, że jak coś się posypie, to sypią się również inne rzeczy, zupełnie niezależne ode mnie.
Tu nastawienie nic nie zmieni  😉
Lov   all my life is changin' every day.
06 września 2009 15:58
Ale wiecie.. podobno jest równowaga w przyrodzie. Na logikę, ile pecha, tyle szczęścia 😉 tylko że wśród różnych tragedii, mniejszych lub większych, nie zauważamy tych małych, pozytywnych akcentów w naszym życiu. A wiele rzeczy zaczynamy doceniać dopiero wtedy, kiedy je tracimy. Wiadomo, są takie zdarzenia, przy których nijak znaleźć pozytywną stronę. Najlepszy sposób- olać to 😁 wtedy jakoś samo przechodzi, jak się nie przejmujemy 😉
dempsey   fiat voluntas Tua
06 września 2009 16:41
suma fartow i niefartow rowna sie constans
(jesli to kogos pocieszy  :cool🙂
suma fartow i niefartow rowna sie constans
(jesli to kogos pocieszy  :cool🙂


Twierdzenie to jest prawdziwe ale dla dużej grupy badanych obiektów (tj. ludzi) i w długim okresie czasu... Innymi słowy, jest to tzw. "prawda statystyczna"!

Co przypomina mi pewien stary szmonces. Żył sobie biedny Żyd, powiedzmy że nazywali go Szlomo. Miał Szlomo pecha w życiu co niemiara: rodzice obumarli go dziecięciem, krewni wyzuli z majątku, kobiety nie dawały mu... szans na założenie rodziny, czego się nie imał zawodowo, zawsze spotykała go porażka. W końcu poszedł biedny Szlomo do synagogi, siedzi, modli się i pyta Pana Boga: Panie Boże, a dlaczego mnie zawsze takie nieszczęścia spotykają, a? Pan Bóg na to: widzisz Szlomo, ja cię po prostu jakoś nie lubię...

Jak popatrzę na rok miniony, to się czuję jak Szlomo: najlepszą kobyłę zabili mi w tak głupi sposób, że się to w głowie nie mieści. Dwie pozostałe, po czterech miesiącach wysiłków - nie źrebne! Palec urwałem. Siedzę in the middle of nowhere i nawet nie mam jeszcze pieca na zimę, o zapasach wszelakich nie wspominając...
(ale potem my ich okradliśmy z naszego portfela  😁 )



brzmi niezle
jestem żądna szczegółów
dempsey   fiat voluntas Tua
06 września 2009 17:10
to ja odpowiem tez szmoncesem ku pocieszeniu

Biedny Mosiek poszedl do rabina po porade. "Rebe ratuj, w jednej izbie mieszkam z osmiorgiem dzieci, tesciami i zona. Jesc nie bardzo jest co, zimno, biedno i dzieci placza. Juz nie mam sily, poradz, co robic zeby nie zwariowac". Rebe na to: "Wez kozla i zaprowadz do domu i przyjdz do mnie za tydzien". Kozla, pomyslal Mosiek, co za pomysl. Ale jak rabin kazal, tak zrobil. Po tygodniu wraca: "Rebe, juz gorzej byc nie moze niz jest teraz. Glodno, biedno, dzieci placza, a koziol sienniki zzera i tak smierdzi ze juz nie mozna wytrzymac. Ratuj!" Rabin pociagnal sie za brode i mowi: "To teraz wyrzuc kozla z domu i przyjdz tu za tydzien".
Po kolejnym tygodniu Mosiek wraca uradowany i krzyczy od progu: "Rabbi jaki ty madry, jaki madry! Ja nie wiedzialem ze ja mam taki wielki dom!"


dempsey, moja hiperwymagająca Wychowawczyni Chemiczka z LO zawsze przytaczała nam tę historię, kiedyśmy padali z nadmiaru nauki 🙂
[quote author=Dzionka link=topic=9112.msg330307#msg330307 date=1252241375]
(ale potem my ich okradliśmy z naszego portfela  😁 )



brzmi niezle
jestem żądna szczegółów

[/quote]

Hihi, już wyjaśniam! Otóż jechaliśmy ze znajomymi z meczu w Barcelonie, który bardzo późno się skończył. Po 1 wylądowaliśmy na pustej stacji metra i zaczęliśmy wjeżdżać schodami ruchomymi z peronu na piętro. I tak - pierwszy stał nasz kumpel z jego dziewczyną, za nimi nie wiadomo skąd stanęła grupa Cyganów: 3 facetów i kobieta po 50-tce, a w ostatniej parze na schodach ja i mój chłopak. Wszyscy trochę przysypialiśmy, a na mnie nagle spadł jeden z tych Cyganów  😲 Zobaczyłam, że popchnął go ten nasz kolega, więc razem z moim W pomyśleliśmy, że to jakaś bezsensowna bójka i lepiej żeby się uspokoił. Ale nasz kumple krzyknął, że ukradli mu portfel! Mój W spojrzał w dół i okazało się, że ci Cyganie podają sobie między nogami właśnie ten portfel do ostatniego chłopaka. Na szczęście W miał refleks i jakby nigdy nic przechwycił portfel od jednego z tych facetów, zanim zorientowali się, kto w końcu go ma  🙂 Trochę się wszyscy po przepychaliśmy, my pokrzyczeliśmy, oni po przepraszali i poszli szybkim krokiem przez stację. Co się stresu nadjedliśmy to nasze  😵 Później dowiedzieliśmy się, że najpierw temu koledze otworzyli plecak, a potem jak on to poczuł i zaczął przekładać plecak do przodu, wyjęli mu z bocznej kieszeni portfel. BRRR! No ale udało nam się ich okraść z powrotem  😁 W ramach ciekawostki mój chłopak miał otwarty plecak, a na samym wierzchu na kupie innych rzeczy aparat wyjęty z pokrowca, po prostu krzyczący WEŹ MNIE! I go nie zauważyli  😁


Gillian   four letter word
06 września 2009 22:44
Dzionka, ja jestem żądna szczegółów odnośnie wywalenia z klubu 😀
Dzionka, moze zmienimy tytul watku na "wakacje Dzionki" 😉 ?
Haha, to już mniej "straszna" historia  🙂 Otóż biuro podróży, z którym przyjechaliśmy do Hiszpanii obiecało nam sprzedać 2 dni po przyjeździe karnety do klubu za 20 euro na 7 dni. My (2 pary) postanowiliśmy jednak iść do tego klubu już pierwszego dnia. Najpierw staliśmy dzielnie w kolejce z pół godziny. Potem przeszliśmy wstępną selekcję. Stajemy przy kasie, wysyłamy mojego chłopaka jako jedynego mówiącego po hiszpańsku do negocjowania ceny karnetów i zaczyna się. Bysior w kasie mówi, że owszem, ma karnety na 7 dni, ale za 25 euro. No to mój chłopak mówi z jakiego my biura podróży i bla bla. Kolejka za nami rośnie, tak jak i irytacja kasjera. W końcu mój chłopak mówi, że przyjdziemy tu na drugi dzień i kupimy te karnety za 20 eur, więc niech się nie wygłupia. Kasjer mówi, że nie. Mój chłopak, że owszem! Na to kasjer mówi "tak? to dobranoc" i pstryka palcami na ochroniarzy. Zanim się zorientowałam zostałam razem ze znajomymi wywleczona na oczach całej wielkiej kolejki za drzwi  😀 To było upokarzające, ale potem śmiechu co niemiara  😉

mery co ja poradzę, że pech się mnie trzymał  👿
ale akcji z Cyganami gratuluje !! wiedzialam, ze ten Twoj W ma łeb na karku 😉
Wiadomo, w końcu przeszedł przez ostrą selekcję  😉


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się