Jak zmienić swoje życie? Czy to możliwe?

Gillian, ją też kiedyś miałam problem z takimi rzeczami. Wyleczylam się z tego dzięki współlokatorce, z która mieszkalam 4 lata. Ona była zupełnie zablokowana i nie było mowy, żeby zadzwoniła w sprawie rachunku, zepsutej pralki czy nawet po pizzę. Brałam to zawsze na siebie i z czasem stało się rutyną.
Jesteś introwertyczką? Czytałam kiedyś artykuł o tym, że w dzisiejszych czasach trudno być introwertykiem, świat wymaga czegoś zupełnie odwrotnego. Dlatego często po wielu latach introwertycy uczą się zachowań ekstrawertycznych, choć w głębi duszy i tak odczuwają dyskomfort. Czasem mi się wydaje, że to właśnie mój przypadek. Nauczyłam się radzenia sobie z prostszymi sytuacjami, ale jak ma przyjść prawdziwa konfrontacja to uciekam do jaskini.
Swoją drogą sporo nas łaczy, z tego co pamiętam jesteś ratownikiem medycznym? Ja podobne klimaty, choć dopiero skonczylam studia
taa 🙂 możliwe, żem introwertyk. Właśnie musiałam wykonać telefon i siedzę nad tym od 10  😜
Ale dalas radę? To jest najważniejsze. Z własnego przykładu mogę przestrzec by nie odkładać takich rzeczy na później, ja powoli osiągam w tym mistrzostwo. Skutki opłakane.
.
Pracowałam w handlu lat pięć i była to dla mnie szkoła życia, ponieważ ja jako introwertyk, musiałam rozmawiać z klientem. Sam kontakt z osobą nieznajomą wywoływał u mnie notoryczny ból brzucha, o jąkaniu nie wspomnę. Czas jednak działał na moją korzyść i nagle się okazało, że potrafię. Nie dość, że umiem coś załatwić to jeszcze zminimalizował się problem w poznawaniu nowych ludzi. Potrafię gadać a nie tylko milczeć, co jest bardzo dużym krokiem naprzód. Oczywiście pamiętam jak wielokrotnie nie zawitałam w sklepie, bo nie znałam pani ekspedientki itd. Tak, takie niekomfortowe sytuacje były dla mnie jak test. Jednakże, żeby nie było... nadal wolę wysłać smsa niż zadzwonić. Zazwyczaj komunikuję się najpierw pisząc, a potem w ostateczności wykręcając numer. Niby głupota, ale przeżywam wewnętrznie.
Humor z zeszytów  ,, Martin Iden popełnił samobójstwo,  by zacząć życie odnowa  "
niesobia, serio bawi Cię czyjaś choroba
Fobia społeczna to nic innego, jak choroba.
Ja Wam dziewczyny szczerze współczuję.
Mi pomaga gdy sobie uswiadomie co najgorszego może się stać gdy wykonam daną  czynność ( jako najgorszy scenariusz ) w 99% po przemyśleniu i oswojeniu się z tym scenariuszem nie wydaje się taki zły,  a ja w razie W mam już gotowe rozwiazanie/ dalsze działania ułożone w głowie.
gacek 🙂, kompletnie nie jestem psychoterapeutą, ale wydaje mi się, że przewidywanie porażki nie motywuje do działania... Szczególnie w momentach, gdy trzeba skonfrontować coś mało przyjemnego...
Nie Gaga nie bawi mnie . Szczerze to nawet nie czytałem wpisów na forum  Rozbawił mnie tytuł i cytat, który  z nim skojarzyłem ,  Jak kogoś uraziłem  to  przepraszam  :kwiatek: , 😡 nie miałem takiego zamiaru  . A pewna doza autoironii ,też czasami może pomóc .
_Gaga,  mi pomaga oswoić się ze strachem, czasmi wyolbrzymiamy pewne rzeczy ( przynajmniej ja tak mam ) i jeśli sobie to wyobraże to w większości nie okazuje się on być taki wielki i poważny .
W moim przypadku strach często jest wyolbrzymiony. Tzn jak już się zbiore do dzialania to się okazuje, że jakoś dałam radę. I później jak mam takie chwile jak teraz to staram się myśleć o tym, że kiedyś byłam w podobnym położeniu i jakoś udało się z tego wyjść. Ale zwykle jak jestem w takiej matni to żadne racjonalne argumenty nie dzialaja

maluda, no to rzeczywiscie mialas 'prace marzen'. Choc z drugiej strony dobrze jest czasem wepchnąć się na siłę w tak niekomfortowa sytuację. Dopiero wystawienie się na czynnik, który budzi w nas lek pozwala się z tym jakoś oswoić. Fajnie, że Ci się udało. Swoją drogą to ciekawe, że coś, co dla jednej osoby jest czymś prostym, błahostka, dla innego jest powodem do ogromnego stresu.
Tzn. wiesz, żebym to się specjalnie tam pchała, ale pracować trzeba było to jak na pierwszy raz to jakoś przeżyłam. Wydaje mi się, że się po prostu dostosowałam. Oczywiście występowało wiele sytuacji, gdzie najchętniej bym uciekła w pierwszym odruchu, ale później było już z górki. Obecnie nie mam styczności z klientami, ale z wieloma współpracownikami i często się odezwę, ale też nie łaknę kontaktu. No ale, im starsza jestem tym więcej sytuacji, gdzie sama muszę się ogarnąć i trzeba. Także staram się. Mentalnie kopię się w dupę i lecę do przodu.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 października 2016 13:11
Mi też praca w handlu dużo dała. Musiałam rozmawiać z ludźmi, doradzać, dyskutować. Nauczyłam się wtedy, że wcale to nie jest takie straszne na jakie wygląda 😉 Nauczyłam się załatwiać sprawy urzędowe, iść na żywioł, nie przejmować się jeśli coś nie idzie po mojej myśli, dzwonić i załatwiać różne sprawy. Nie jest to dla mnie przyjemne, ale już nie wywołuje ataku paniki 😉
Ale ja jestem bardzo dziwnym typem- mój chłop i koleżanka się ze mnie do dziś śmieją, bo jak kiedyś pan z Tesco zostawił u nas skrzynkę to stresowałam się kilka tygodni czy go za to nie opierdzielą albo czy nie będą chcieli po nią wrócić 😵
Niemniej swego rodzaju fobia społeczna dalej mi nie przeszła. Jeśli mam ochotę na kontakt, to wychodzę, rozmawiam, bawię się, nie zwracam na nic uwagi. Ale jeśli mam "okres na nie" to potrafię i tydzień nie wyjść w ogóle z domu, bo sama myśl o kontakcie z innym człowiekiem wzbudza we mnie niechęć i totalne odrzucenie.
Lata 90  baza transportowa  w nowej rzeczywistości  gdzie kierowca  ma być i handlowcem  i  gdzie już nie wszytko,  nie jest nie dostępne  i odprawa kierowców przez dyspozytora cytat ,, Przypominam ,że kierownik hurtowni  dla kierowcy nie jest głupim  ch**** "  Autentyk  byłem na tej odprawie  .

Uważaj na to, jak piszesz - chyba, że chcesz znów moderowaną.
niesobia, nadal nie ogarniam Twojego toku rozumowania. Co brak kultury prowadzącego odprawę czy też kierowców to ma do fobii społecznej?  🤔
CzarownicaSa, o kurcze, zupełnie bym nie pomyślała, że masz taki problem. Po Twoich wypowiedziach na forum i blogu myślałam, ze jesteś ekstrawertykiem pelną gębą. Jak widac ludzka psychika jest bardzo złożona ale przy tym dosyć plastyczna . Chyba najważniejsze jest to, by nad sobą pracować, żeby cechy charakteru nie uprzykrzaly nam codziennego życia. Czasem to bardzo ciężka praca

maluda, w tym momencie zazdroszczę, ze potrafisz sprzedać sobie kopa. Ja czasem czuję jakbym próbowała kopnąć ale za każdym razem nie trafiam. Tracę energię a nie ma efektu
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 października 2016 13:58
No u mnie bywa różnie 😉 są dni kiedy mam ochotę na dyskusję całodzienną i w ogóle mi to nie przeszkadza, a są i takie kiedy siedzę i ostatnie czego chcę to rozmowa. Na forum zawsze jest łatwiej, bo jak nie chcę- to zamykam kartę i mam w nosie 😉 A w codziennym życiu już nie jest tak łatwo.
Nie Gaga  raczej chodziło mi o znak czasów .  Czasy tworzą presje  , coraz większą . Uwierz mi,  że nie nazywanie  kierownika hurtowni ,  tak  jak wyżej i pamiętanie o tym  jak jeszcze niedawno ten pan kierownik musiał się łasić  do kierowcy. , było taką samą fobią społeczną jaką co niektórzy dzisiaj przeżywają . Wiesz takie obserwacje socjologiczne  faceta, który wychował się w komunie , pierwszą pracę miał w komunie , a potem się świat zmienił .  Czasy dzisiaj są ciężkie , ale kiedy były łatwe .  Może  to pomoże dzisiejszym frustratom  , że  łatwo to nigdy nie było  , ale wesoło zawsze może być .  My się pewnie Gaga nie zrozumiemy  , Ty za bardzo zasadnicza , a ja za duży świr i luzak .
niesobia, bo ja z Marsa haha pomimo że baby są generalnie z Wenus,
A Ty się właśnie gdzieś przy Wenus chyba kręcisz mocniej 😉

Mi się wydaje, że w przypadku fobii społecznej śmiech nie pomaga. Na prawdę współczuję takich zahamowań i kompletnie nie umiem się w takiej sytuacji znaleźć, bo sama jestem otwarta i nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktu. Czasem widząc tego typu zachowania (a widuję je częściej niż mogłoby się wydawać) odnoszę wrażenie, że przejawiają je dorośli wyręczani w dzieciństwie przez rodziców = niesamodzielni. Ale kompletnie mogę się mylić, bo to wnioski wyssane mocno z palca. Ja - jak to zwykle ja - zamiast śmiać się z siebie - szukałabym przyczyny fobii (wszystko na świecie ma swoją przyczynę) i próbowała tę przyczynę odwrócić o 180 st. Jak? Nie wiem. Od tego są psycholodzy i moim zdaniem w przypadku takich problemów warto skorzystać z porady
Tylko domyślam się, że spotkanie z lekarzem to dopiero stres. Pewnie sam pomysł wydaje się Wam do bani , bo nie dość, ze kolejny obcy to jeszcze zadaje trudne pytania 🙁
CzarownicaSa, o kurcze, zupełnie bym nie pomyślała, że masz taki problem. Po Twoich wypowiedziach na forum i blogu myślałam, ze jesteś ekstrawertykiem pelną gębą. Jak widac ludzka psychika jest bardzo złożona ale przy tym dosyć plastyczna . Chyba najważniejsze jest to, by nad sobą pracować, żeby cechy charakteru nie uprzykrzaly nam codziennego życia. Czasem to bardzo ciężka praca

maluda, w tym momencie zazdroszczę, ze potrafisz sprzedać sobie kopa. Ja czasem czuję jakbym próbowała kopnąć ale za każdym razem nie trafiam. Tracę energię a nie ma efektu

To też nie do końca tak, że w 100% udaje mi się samą siebie zmotywować także naprawdę, mi również zdarza się upaść. Po prostu, walczę z tym. Efekty są różne.
vanille, a dużo masz zajęć i hmm.... wyzwań?
Jako dziecko, nie byłam zbyt komunikatywna (raczej nieśmiała, małomówna), ale życie zweryfikowało wszystko - no bo jak - każą Ci w pracy zadzwonić do kłopotliwego "klienta" i Ty powiesz, że nie, bo się boisz? Nie ma opcji - się dzwoni, się gada. Nawet i w języku, którego się nie zna 😁
Stresowałam się mocno wystąpieniami publicznymi w poprzedniej pracy, bo nie dość, że musiałam opanować grupę starszych od siebie osób (co będą słuchać jakiejś małolaty.... 😉 ), to jeszcze miałam przygotowane gotowe wystąpienie i musiałam pamiętać, co mówić. Ma-sa-kra. I jeszcze dyplomatycznie wybrnąć, jeśli mnie ktoś zaatakował jakimś pytaniem. Dobrze, że samo wystąpienie to było kilka minut.

_Gaga, ja mam podobne spostrzeżenia. Jak ktoś był wyręczany w dzieciństwie przez rodziców, to jakoś gorzej mu cokolwiek zrobić = się porozumieć, żeby to zrobić. Jakby czekali aż "samo się" zrobi, bo przecież zawsze tak było.
Sankaritarina, zajęć i wyzwań mam bardzo dużo. Prowadzę aktywne i stresujące życie, czasem mi się wydaje, że aż za bardzo. I że własnie póki jestem w 'ciągu' to jakoś idzie, nie mam czasu na myślenie, trzeba działać. I czasem jak już coś mnie przerośnie to to zmęczenie nagle się kumuluje, wypadam z tego rytmu, a że ciągle pojawiają się jakieś nowe rzeczy do załatwienia to nawet chwila 'nicnierobienia' doprowadza do tego, że nie wiem w co mam ręce włożyć.
Też nie byłam chyba jakimś najśmielszym dzieckiem (chociaż bez przesady) ale zawsze sama wypychałam się w stresujące i wymagające sytuacje. Jako nastolatka zaczęłam jeździć do pracy za granicę, całe studia mieszkałam poza domem (pojechałam do Krakowa sama, w ciągu dnia znalazłam mieszkanie, gdzie wszyscy rówieśnicy, których poznałam stojąc w kolejce do dziekanatu przyjechali z rodzicami i to oni pomagali im znaleźć jakiś kąt) i pracowałam (wakacyjnie za granicą, ostatnie dwa lata także w roku akademickim). Byłam rok na wymianie zagranicznej w ramach studiów, wszystkie praktyki też robiłam za granicą, większość sama sobie załatwiałam (w lipcu np. pojechałam sama do Ammanu, była to moja pierwsza wizyta w kraju arabskim. Pojechałam też do Palestyny, sama wracałam z Betlejem do Ammanu wieczorem/nocą - kto kiedyś był ten wie, że jest to ogromne wyzwanie). Bardzo dużo podróżuję, korzystam z blablacara, couchsurfingu, w trasie zdecydowanie jestem osobą zaradną i zwykle to ja wszystko organizuje, co bardzo lubię i z czym nie mam żadnych problemów. Myślę, że nikt z mojego otoczenia w życiu by nie wpadł na to, że mam taki problem, bardzo wielu osobom pomagam np. w organizacji wyjazdów za granicę na praktyki etc. Takie życie kosztuje mnie sporo stresu (choć dużo rzeczy już przepracowałam i nie sprawiają mi problemu) bo nie jestem z natury aż tak pewna siebie i przebojowa. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wykonałam olbrzymią pracę nad sobą i swoim charakterem. Zdarza mi się odwlekać rozwiązanie jakiegoś problemu jeśli jest duży i wymaga czasu ale zwykle ostatecznie się zbieram i wychodzę z tego obronną ręką. Ale raz na kilka miesięcy ten tryb życia mnie przygniata i daje o sobie znać moja natura, chowam się w sobie i przez to, że życie pędzi a ja stoję to sprawy się kumulują i stają jeszcze bardziej skomplikowane.

EDIT: Co do mojego dzieciństwa to większość czasu byłyśmy z siostrą same z moją mamą, w mieście, gdzie nie mamy żadnej bliskiej rodziny. Więc z domu wyniosłam, że trzeba sobie radzić samemu. Moja siostra była większym buntownikiem więc uwaga mamy skupiała się głównie na niej. Ja byłam bezproblemowym dzieckiem, samodzielnym, zawsze dążyłam do niezależności, zarabiałam własne pieniądze by odciążyć rodzinny budżet. Niedawno mama mi powiedziała, że czasem ma wyrzuty, że nie poświęcała mi tyle uwagi co siostrze, ale nigdy nie przyszło mi do głowy by mieć o to pretensje.

EDIT2: Tak mi jeszcze przyszło do głowy, że najwięcej kłopotów mam ze sprawami, które nie zależą ode mnie. Nie umiem prosić, nie lubię zdawać się na czyjąś łaskę, a niektóre rzeczy tego wymagają. Nie lubię gdy nie mam kontroli nad tym co się stanie, gdy moje sprawy zależą od woli innego człowieka. Takie sprawy najczęściej i najdłużej odwlekam.

vanille, dlatego w takiej sytuacji warto zwrócić się o pomoc psychologa. To żaden wstyd. Życie w stresie ma przełożenie na zdrowie - również fizyczne. Można się mocno popsuć przez przeciąganie stresu w nieskończoność 🙁

Dodam dla porównania - ja również prowadzę aktywne życie. Praca zmusza mnie do bardzo wielu konfrontacji, często nieprzyjemnych. Do tego na łbie dwa własne konie plus ranny koń kolegi. Dom tylko na mojej głowie (singielka), generalnie wszystko muszę ogarniać sama i mnie to nie stresuje. Czasem irytuje mnie 24 godzinna doba (powinna mieć minimum 52 godziny 😉 ), ale w sumie nie mam na to wpływu, więc szybko mi przechodzi 😉 Do pracy idę podśpiewując pod nosem 😉
_Gaga,  myślałam o psychologu ale teraz problem jest taki, że nie mieszkam w jednym miejscu od kilku miesięcy. Najbliższy rok również spędzam w rozjazdach , będąc średnio co 2 miesiące w nowym mieście , bo robię staz za granicą . Może to fakt, że nie mam w życiu stabilizacji i rutyny rowniez jakoś przeklada się na ta sytuację. W chwilach stresu brakuje mi takiego poczucia bezpieczenstwa, jakichś stałych i pewnych elementów .
Dla mnie doba też ma za mało godzin, staram się brać z życia ile się da. Lubię mieć wypełniony plan po brzegi bo wtedy czuję, że żyje, ze nie marnuje czasu. Może to kwestia braku odpoczynku i życia cały czas na wysokich obrotach, wielu spraw na głowie i świadomości, że nie mogę pozwolic sobie na chwilę słabości . I jak już tą chwila przychodzi to wszystko sypie mi się na łeb i czasem brakuje mi siły żeby sobie z tym poradzić i doprowadzić sprawy do porządku.
Dzięki za Twoje spostrzeżenia, dały mi trochę do myślenia
vanille, jedna ważna rzecz: każdy ma prawo do chwili słabości, nie jesteśmy ze stali... A że to czasem boli - trudno - trzeba przeboleć, "płaknąć" w razie potrzeby, po czym wstać i leźć dalej. Podstawa to mieć świadomość tego, że mamy do tego prawo - mamy prawo być słabi, mamy prawo czegoś nie ogarnąć. Nie jesteśmy idealni i nikt nie ma prawa wymagać od nas bycia idealnym

Idealne... to mogą być wschody słońca, albo nowe buty, nie my 😀
_Gaga, w sumie masz rację. Nigdy nie ponioslam jakiejś większej porażki, jak coś zawalalam to raczej takie rzeczy, na których mi jakoś strasznie nie zależało. Dlatego może też boję się konfrontacji przy dużych sprawach (tak jak wspomniałam zwłaszcza, gdy to nie zależy ode mnie i muszę zdać się na czyjąś łaskę). Może to tak jak z upadkiem z konia, że na początku człowiek się tego boi bo nie wie, jak to jest. A jak juz ma to za sobą to się okazuje, ze może tyłek trochę poboli ale nie jest tak źle,da się z tego podnieść a często nawet wstać silniejszym i bardziej zdeterminowanym. Chciałabym móc porozmawiać o tym z kimś kompetentnym i nauczyć się radzic sobie w momencie, w którym zaczynam odkładać problemy na później. Pod koniec przyszłego roku będę musiala wrocic na kilka miesięcy do rodzinnego miasta to skupię się na tym by coś ogarnąć.

Poza tym u mnie to też kwestia genetyki. Mój ojciec jest dokładnie taki sam. Małe sprawy załatwia od ręki,jest idealny zeby wysłać go do urzędów bo nie da się zbyć i jak trzeba to będzie chodził po kierownikach , w ostateczności zrobi awanturę. I załatwi. Ale przy sprawach złożonych, wymagających konsekwencji i systematyczności zawsze zawala. Stracił na tym w życiu bardzo duzo, zwlaszcza pieniędzy. Dlatego nie chce iść tą drogą, wiem ile to nerwów kosztowało moją mamę.
Gaga ja nie wiem skąd jestem , ale chyba raczej nie z Wenus , a czy Ty z Marsa  też mi się nie wydaję . Może bardziej wolisz ,żeby ogół uważał Cię za Marsjankę  😉 . A co do fobii społecznych i śmiechu to jest taka technika psychologiczna  ,żeby jak ktoś odczuwa strach przed rozmową z kimś  np jakąś komisją  egzaminacyjną , to zaleca mu się żeby starał sobie tą komisje wyobrazić  na golasa . Podobno niektórym pomaga . A co do psychologów to niestety nie każdemu są  wstanie  pomóc . Na  niektórych  psycholog nie działa . Zwłaszcza jak żona to psycholog   😵
Wiecie, trochę lepiej się człowiek czuje, jak czyta, że nie jest tym "jedynym dziwnym". Ostatnio zbierałam się prawie dwa tygodnie, żeby córkę do lekarza umówić ...
Co ciekawe, dla kogoś z dalszego otoczenia mogę załatwić wszystko. I nie ma z tym żadnego problemu. Wolę też pojechać/pójść niż zadzwonić.
Gaga, czasem wycofanie może wynikać z zupełnie przeciwnego nastawienia rodziców - Mnie zmuszali to podejmowania wyzwań w stylu "kup bułki; zadzwoń do sklepu czy..." i chyba to mnie dodatkowo zablokowało. Może też dlatego, że były oczekiwania, że wszystko będzie na 110%. Ponad ideał najlepiej ... Nigdy nie sprostałam.
No, ale jak przypominam sobie siebie w dzieciństwie, to klasyczne "zaburzenia ze spektrum autyzmu" można mi było zdiagnozować ... Dobrze, że wtedy nikt tego nie diagnozował ...
Niby prowadzali mnie do psychologów, ale miałam wrażenie, że oni są po rodzicielskiej stronie barykady i nie chciałam z nimi gadać ...
Mnóstwo rzeczy sama przepracowałam, z wieloma walczę do dziś ... Pewnie łatwiej by było z pomocą, ale nie mam przekonania do psychologów, tzn wiem, że trafiają się dobrzy, ale gdzie ich szukać?

[quote author=_Gaga link=topic=91104.msg2609457#msg2609457 date=1477635906]
idealne... to mogą być wschody słońca
[/quote]

Nawet one nie są całkiem idealne - byłyby, gdyby zdarzały się wieczorem  😀iabeł:
Jednym pomaga psycholog innym ksiądz  ,jeszcze innym wróżka czy szeptucha , a są tacy którym pomaga knajpa . Jako Wenusjanin przedkładam knajpę nad  inne środki terapeutyczne  🥂 . Kawa się nadawa , lecz gorzała szybciej działa  . 😀iabeł:  A co do samego tytułu wątku jak zmienić swoje życie ? czy to możliwe? To jest to jak najbardziej możliwe , ja swoje życie zmieniam diametralnie  z regularnością  co 10 lat i wręcz zastanawiam się czy jest możliwe nie zmienianie życia.  Czy dałbym radę w tym samy układzie trwać { nie chodzi mi o związek rodziny  , bo tego układu akurat  nie zmieniam }  , bez większych zmian  . Myślę ,że jednych przerażają zmiany  , a innych przeraża trwanie bez zmian . Ludzie dzielą się na osadników i koczowników  , oraz pełno wariacji  tych dwóch podstawowych  osobowości .
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się