UWAGA ! Konie wyłudzone do adopcji zaginęły bez śladu !

ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
26 września 2012 09:19
nie marudź dobrze.

Zamiast kożucha wstaw sobie coś, co cię nie będzie razić.

Chodzi o ilustrację "oddawania".
ale cos slabo Ci to ilustrowanie idzie i tylko o to mi chodzi 😉

bo na stary kozuch nie potrzebujesz umowy kupna-sprzedazy jesli bedziesz chciala go pozniej odsprzedac, na konia juz tak.
ElaPe, naprawde porownujesz konia do starego kozucha? 😉 Przyklad z przyslowiowej dupy.

Nie utożsamiaj się z panem. R. Ty pomagasz koniowi, którym ktoś nie mógł się opiekować.
Dbasz o kożuch i w nim chodzisz. A on go do second handu sprzedał, albo podarł na onuce.
z obdarowaniem róznie bywa. Umowę darowizny w uzasadnionych przypadkach można wycofać. Przykład -rodzice przekazują dziecku gospodarkę w zamian za opeikę na starosc. Dzieci opiekę mają gdzies , zamykaja starych rodziców do komorki, wtedy rodzice mają pełne prawo dochodzic swoich rozczen lub anulowac uowe darowizny.
Nie wiem jak jest w przypadku umowy adopcji czy darowizny konia, nie chcę zgadywac , nie mam umowy adopcji ale zapewne są w takiej umowie odpowiednie zapisy.
Tania, wlasnie o to chodzi, ze on nie mial prawa tego zrobic, poniewaz nie posiadal prawa wlasnosci do konia.
Nie mowie zupelnie o moralnej stronie tej sprawy, bo rozumiem, ze od takich ludzi nie mozna oczekiwac honorowego postepowania.

Przykladowa umowa adopcyjna zeby rozwiac wszelkie watpliwosci:
http://www.niechcianeizapomniane.org/dokumenty/umowa_kon.pdf
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
26 września 2012 09:33
albo się oddaje i nie rości żadnych pretensji albo płaci normalnie za konia w pensjonacie.

Innych realnych opcji ja nie widzę, chyba że ktoś w bajki wierzy że oddam i jeszcze będę chciała mieć wpływ na przedmiot/zwierzę które oddałam.
ElaPe, jesli sie konia oddaje za darmo, jednoczesnie zrzekajac sie prawa wlasnosci to w takim wypadku zadnych pretensji pozniej roscic nie mozna.
Jesli sie natomiast oddaje konia do adopcji, bo zalezy nam na tym co sie z koniem bedzie dzialo, chcemy miec pewnosc, ze nie stanie mu sie zadna krzywda i osoba adpotujaca godzi sie na takie warunki i podpisuje stosowna umowe, to sorry, ale musi sie z niej wywiazywac i to ewentualnie ta osobe mozna nazwac jeleniem, ze sie na takie warunki godzi.

A powiedz, czy wedlug Ciebie adpotujac konia z fundacji takze mamy prawo nim dowolnie dysponowac? Czym sie rozni podpisanie umowy z fundacja od podpisania takiej samej umowy z osoba prywatna? Dla mnie niczym.
A czemu się bierze w adopcję zamiast kupić? Nie lepiej mieć i się nie martwić, że ktoś odbierze?
A czemu kupowac jesli tyle zwierzat potrzebuje pomocy? Jesli ludzie o dobrym sercu i intencjach nie beda adpotowac koni emerytow, na utrzymanie, ktorych wlascicieli nie stac to jaka pozostaje im alternatywa? Rzeznia?

To moze psy ze schronisk tez przestaniemy adoptowac, bo jeszcze ktos odbierze? Ile razy sama na forum probowalas znalezc dom potrzebujacemu koniowi? Wtedy tez sie pytalas potencjalnych chetnych po co chca takiego konia adoptowac skoro moga sobie kupic innego?

Ja osobiscie praktycznie wszystkie zwierzeta, ktore mialam/mam adoptuje, bo uwazam to za sluszne.
A czemu kupowac jesli tyle zwierzat potrzebuje pomocy? Jesli ludzie o dobrym sercu i intencjach nie beda adpotowac koni emerytow, na utrzymanie, ktorych wlascicieli nie stac to jaka pozostaje im alternatywa? Rzeznia?

No bo to komplikowanie jest. Biorąc Twój przykład- nie mogliście umowy sprzedaży za 10 złotych zrobić i już?
Byłby Twój i spokój.
A! PRZEPRASZAM! Pisałalś:
ja takze adoptowalam/wydzierzawilam konia od osoby prywatnej na dozywocie, ale tak naprawde nie mam do konia zadnych praw i nie moge nim dowolnie dysponowac. Kon w kazdej chwili moze zostac mi odebrany. Wlascicielka konia chciala go przepisac na mnie, jednak po przeanalizowaniu sytuacji doszlam do wniosku, ze forma adopcji jest dla mnie duzo korzystniejsza i zdejmuje z moich barkow spory ciezar. Mam swiadomosc, ze jesli zmieni mi sie sytuacja zyciowa kon ma swojego wlasciciela, do ktorego bedzie mogl wrocic, w razie jego smierci koszt utylizacji nie spadnie na mnie, w razie ciezkiej choroby i koniecznosci kosztownej operacji nie zostane z tym sama. Kocham tego konia niesamowicie, ale staram sie myslec rozsadnie. A poniewaz ja akurat trafilam na super ludzi, od ktorych konia dzierzawie nie mam obawy, ze zostanie mi odebrany. Pod warunkiem oczywiscie, ze bede sie wywiazywac z warunkow umowy.
😡
ash   Sukces jest koloru blond....
26 września 2012 09:48
Taniu, czy dobrze zrozumiałam że biorąc konia w adopcje, fundacja może go odebrać za jakiś czas?
Koleżanka adoptowała konia właśnie, ślicznego, surowego 7 latka. Idzie do zajeżdżenia i w trening. Czy będą mogli jej go zabrać, jak nie będzie już surowy ot tak, bez powodu?????
Tania, moglismy tak zrobic i byla taka propozycja ze strony prawnych wlascicieli. Nie skorzystalam z niej z powodow, o ktorych juz pisalam. Poza tym mam swiadomosc, ze w kazdej chwili moge zachorowac/miec wypadek. Chce miec spokoj sumienia, ze w razie czego zwierzeta, ktore u mnie mieszkaja beda mialy zapewnione dobre warunki. U mnie w rodzinie tylko ja zajmuje sie konmi i tylko ja mam jakies pojecie o nich. W razie mojej smierci rodzina nie wiedzialaby co robic dalej, nie wiedzialaby w jaki sposob znalezc im dobre domy, a biore tez pod uwage ewentualnosc, ze mogliby pojsc po najmniejszej linii oporu i konie sprzedac handlarzowi zeby pozbyc sie problemu. To, ze ja mam sentyment do wlasnych zwierzat nie znaczy, ze kazdy go musi miec.

Konie adoptuje sie takze fundacji, tam nie ma mozliwosci zeby fundacja przepisala konia za przykladowe 10zl, bo wtedy nie mialaby zadnej kontroli nad wyadoptowanymi zwierzetami i kolko mogloby sie zamknac, a kon trafic z deszczu pod rynne.

ash na pewno fundacja konia kolezance nie odbierze. Jedyne przypadki kiedy konie wracaja z powrotem do fundacji sa spowodowane zaniedbania koni przez osoby adoptujace, albo na ich wyrazne zyczenie.
Taniu, czy dobrze zrozumiałam że biorąc konia w adopcje, fundacja może go odebrać za jakiś czas?
Koleżanka adoptowała konia właśnie, ślicznego, surowego 7 latka. Idzie do zajeżdżenia i w trening. Czy będą mogli jej go zabrać, jak nie będzie już surowy ot tak, bez powodu?????

Ja nie wiem. Też od rana rozgryzam temat.
Stillgrey-doczytałam już. Czyli układ opiera się na zaufaniu i dobrej woli.
I czasem z tego tęcza i jednorożce wychodzi.
Taniu, nie na zaufaniu - na zapisach umowy 🙂 każda fundacja ma konkretne zapisy w umowach adopcyjnych na tę okoliczność - na jakiej zasadzie odbywa się odebranie konia
Do tej pory sadzilam, ze na zaufaniu, dobrej woli i umowie, ale teraz sie dowiaduje, ze umowa to sobie mozna co najwyzej tylek podetrzec. Fajnie by bylo gdyby jakis forumowy prawnik nam powiedzial jak to naprawde z tymi umowami adopcyjnymi jest.


Angela ja takze adoptowalam/wydzierzawilam konia od osoby prywatnej na dozywocie, ale tak naprawde nie mam do konia zadnych praw i nie moge nim dowolnie dysponowac. Kon w kazdej chwili moze zostac mi odebrany. Wlascicielka konia chciala go przepisac na mnie, jednak po przeanalizowaniu sytuacji doszlam do wniosku, ze forma adopcji jest dla mnie duzo korzystniejsza i zdejmuje z moich barkow spory ciezar. Mam swiadomosc, ze jesli zmieni mi sie sytuacja zyciowa kon ma swojego wlasciciela, do ktorego bedzie mogl wrocic, w razie jego smierci koszt utylizacji nie spadnie na mnie, w razie ciezkiej choroby i koniecznosci kosztownej operacji nie zostane z tym sama. Kocham tego konia niesamowicie, ale staram sie myslec rozsadnie. A poniewaz ja akurat trafilam na super ludzi, od ktorych konia dzierzawie nie mam obawy, ze zostanie mi odebrany. Pod warunkiem oczywiscie, ze bede sie wywiazywac z warunkow umowy.

Ja też mam konia od osoby bardzo w porządku i nie boję się zmian.Mam dożywotnią dzierżawę i jest oki. Tylko nie wiem czy tak do końca to wyglada tak że w razie czego utylizacja itp spada na właściela.W to chyba raczej wątpię skoro kon jest u Ciebie i jakby co to ze wszystkim i tak zostajesz. Zapytałam tak z ciekawości.
Drugiego mam na siebie
A trzeciego sama kupiłam więc tu nie ma obaw zadnych
Poprostu czytam i analizuję
znając życie, każdą umowę da się podważyć, ale to już większy kaliber...
naszą układali prawnicy i uważam, że jest uczciwa, ponieważ zawiera prawa adoptujących 😉 absolutnie nie jest krzywdząca, a w razie problemów i tak otaczamy opieką adoptujących i zwierzaki w adopcjach przebywające. nie spotkałam jeszcze zarzutu, żeby umowa była krzywdząca - jeśli dochodzi do konfliktu z adoptującym, to zawsze na jakiejś innej płaszczyźnie.

idąc tym tropem, okazuje się, że dzierżawy to już w ogóle niezgodne z prawem, o najmie nieruchomości nie wspominając
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
26 września 2012 10:16
Słuchajcie, a czy to przypadkiem nie jest tak, że umowy adopcyjne, aby miały moc prawną muszą być podpisane przez fundacje? Coś takiego kiedyś obiło mi się o uszy, ale nie jestem pewna czy faktycznie tak jest.
Angela, wydaje mi sie, ze to jest podobnie jak w przypadku pensjonatu, w przypadku smierci konia, koszt utylizacji ponosi wlasciciel, mimo, ze kon znajduje sie na posesji wlasciciela pensjonatu. Ale moze sie myle? W sumie to jest najmniej istotne dla mnie, wazne ze w razie czego kon bedzie mial gdzie wrocic, poniewaz posiada opiekuna prawnego.

Przypomniala mi sie jeszcze jedna kwestia. Byly juz niejednokrotnie przypadki, ze ktos wstawia konia do pensjonatu po czym za niego nie placi, a konia porzuca.
W takim przypadku jest analogicznie, wlasciciel pensjonatu konia utrzymuje, ale nie majac do niego prawa wlasnosci nie moze nim dowolnie dysponowac.
Taniu, nie na zaufaniu - na zapisach umowy 🙂 każda fundacja ma konkretne zapisy w umowach adopcyjnych na tę okoliczność - na jakiej zasadzie odbywa się odebranie konia

Hm... to czemu zrezygnowałaś z adopcji?  😉
Jak to w praktyce jest?
Taka sytuacja od strony adoptującego:
Ktoś oddał konia (prywatnie) do adopcji. Nagle operacja, koszty, urwanie głowy.
I zawsze ten ktoś leci pomagać adoptującemu? A jak nie leci to adoptujący umową macha?
Jak się to sprawdza-to podziwiam.
Tania, jesli takie byly zapisy umowy to powinno sie sprawdzac, w koncu po cos te umowy sie podpisuje.
W praktyce na pewno to zalezy od tego czy prawny wlasciciel jest osoba uczciwa i czy faktycznie zalezy mu na dobru konia. Jesli nie to pewnie, ze sie do operacji nie dolozy, adoptujacy moze mu wtedy na podstawie podpisanej umowy wytoczyc sprawe sadowa, ale to sa koszty i czas.

Dobrze że ten watek powstał, po paru osobom trochę rozjasnił w głowach nt. "adopcji".

Podsumowując:
1) w sprawie "zaginięcia 4-letniego Juniora": sprawa od strony prawnej jest skomplikowana bo: pytanie #1 - jaką umowę osoba podpisywała z Panem R? Co w niej dokładnie zapisano? Czy to nie była jednak umowa darowizny? Jaka była intencja stron. To że osoba "oddała" konia na emeryturę Panu R, może świadczyć że jej intencją było przekazanie konia (przekazanie własności) do końca jego życia, a nie wydzierżawienie, wypożyczenie, "opieka" itp. To jest ocenne i trudne do udowodnienia. Jeżeli by się okazało, że była to umowa darowizny - to Pan R jest kryty, bo jako właściciel może z koniem zrobić co chce (tzw. oczywiście w ramach ustawy o ochronie zwierzat i innych przepisów prawa), a zwłaszcza już nastepnego dnia konia może sprzedać komukolwiek, nawet do rzeźni.

2) NAPRAWDĘ ważne jest co podpisujemy, jak szczegółowe są umowy, które podpisujemy i czy przewidują wszelkie wypadki w sytuacjach krańcowych i niekorzystnych, gdy druga strona nie ma dobrej woli i może postąpić z nami nieuczciwie. Bo inaczej po co nam by były umowy? Zwłaszcza tzw. "umowy adopcyjne", które nie są uregulowane w przepisach prawa i które bardzo dowolnie (według okoliczności sprawy) można interpretować na przeróżne sposoby, jako umowy dzierżawy, umowy darowizny, umowy o opiekę itp. Ta sama umowa adopcyjna może być tak różnie interpretowana. Im bardziej szczegółowa umowa adopcyjna - tym pole do różnych interpretacji się zawęża. Taka zasada.

3) na miejscu osób poszkodowanych, jeżeli ustalenia z Panem R były jasne i zmierzały do powierzenia mu opieki nad końmi, a nie do przeniesienia na niego własności koni (okoliczności konkretnych spraw mogą o nich świadczyć np, zeznania świadków, wszelkie dokumenty, korespondencja mailowa, nagrania rozmów itp) bym się skrzyknęła i razem bym mocno pilnowała sprawy na Policji i na prokuraturze. Zdecydowanie tutaj najlepiej iśc przez doniesienie o popełnieniu przestępstwa oszustwa i kradzieży koni. Nalezy pilnować później każdego kroku Policji, patrzeć im na ręce, nie dawać się zbyć i nie zgadzać się na próby umorzenia śledztwa/ dochodzenia. Niech czują oddech na plecach. Wtedy będą lepiej przykładać się do pracy. Im będzie was więcej - tym lepszy efekt.
Inne drogi, w tym dochodzenie sprawy na drodze cywilnej - w tym zagmatwanym stanie prawnym umów - to żmudne i skomplikowane postępowanie sądowe bez gwarancji sukcesu. Nie radzę. Oczywiście można i też tymi drogami iśc, ale nie obędzie się bez dobrego prawnika który poprowadzi sprawę ( prawnicy tzw. "za darmo" moga tylko wydać opinię, poradzić, ale sprawy przed sądem Wam nie poprowadzą, a tu musi byc prawnik, który będzie zaangażowany i będzie wiedział jakie dowody i kiedy przed sądem przedstawiać. To kosztuje).

ash,  oczywiście, że może odebrać! dlatego, np ja bym sie nie zabrała za wziecie konia chorego w adopcję, bo go wyleczę, zainwestuję, oddam w trening, a potem sobie ktoś odbierze bez powodu konia.

czesciej oczywiscie są konie odbierane ze wzgledu na zły stan zdrowia i oczywiste zaniedbania, ale 90% umów adopcyjnych, które czytałam miały coś w stylu, że organizacja zastrzega sobie prawo odebrania zwierzęcia z adopcji bez podania konkretnej przyczyny. a ja na takie coś nie idę, bo ja w konia zainwestuję, wyleczę, a potem sobie ktoś odbierze zdrowego? są organizacje, które tak nie robią i od nich bym konia wzieła, bo im ufam, ale od prywatnej osoby albo szemranej fundacji? w życiu!

jeśli konia oddajemy za np 1 zł na umowe kupna sprzedaży, to osoba kupująca może i tego samego dnia konia na kiełbasę oddać.
jeśli kon jest wydzierżawiony za koszty utrzymania, to wtedy nie może zostać sprzedany, bo ciągle jest wlasnoscia osoby, która go do adopcji daje.

choć to tylko teoria jak widać.

medal ma dwie strony.
albo się oddaje i nie rości żadnych pretensji albo płaci normalnie za konia w pensjonacie.

Innych realnych opcji ja nie widzę, chyba że ktoś w bajki wierzy że oddam i jeszcze będę chciała mieć wpływ na przedmiot/zwierzę które oddałam.


Elu, do mnie został wstawiony koń do towarzystwa, wlasciciel placi tylko i wylacznie za jedzenie, ja za konia nie biorę zadnej odpowiedzialności ani kosztów np leczenia, nie uzytkuję w żaden sposób. ja potrzebowalam towarzystwa, ktos potrzebowal taniej alternatywy emerytury.

takie układy też się zdarzają. dla mnie fajnie, bo nie ponoszę kosztów utrzymania drugiego konia, dla drugiej osoby też fajnie, bo jest ciągle prawnym wlascicielem a ponosi malutkie koszta.

najlepsze jest jak sobie własciciel konia nie płaci za pensjonat, o to jest sajgon. nie można takiego konia np wystawić za bramę(wtedy to własciciel pensjonatu może mieć na głowie sankcje za narażenie zwierzęcia itp), nie można przejąć za długi ot tak. można jedynie zabezpieczyć na poczet długu i skierować do sądu o przejęcie za długi, albo (hit) odstawić na policję jako zwierzę porzucone. 
analogicznie, u nas była taka nieprzyjemna sprawa, facet miał w zwyczaju wynajmować jakieś obiekty, nie płacic kilka mies i sie zwijać. u nas też tak chciał zrobić (oczywiscie miekkie serce, że od razu sie go nie wywaliło), a wiadomo że po pół roku zaległości, 5 tys za wynajem miesiecznie, to sie juz robi niezła kwota. moja matka mu zamkneła bramę, i powiedziała, że nie odzyska maszyn, jeśli nie ureguluje należności. i co? pozwał ją o zawłaszczenie. sprawa ciągneła się naście lat. tak naprawdę czy to osoby, która ma do wynajecia, czy osoby, która np oferuje pensjonat (wynajem boksu) nie chroni nic, ktos sie może zabrać bez płacenia i dopiero sądownie trzeba toczyć batalię o odzyskanie kasy, bo zamknąć bramy i nie pozwolić na wywiezienie zwierzaka nie można  😵
Angela,

Przypomniala mi sie jeszcze jedna kwestia. Byly juz niejednokrotnie przypadki, ze ktos wstawia konia do pensjonatu po czym za niego nie placi, a konia porzuca.
W takim przypadku jest analogicznie, wlasciciel pensjonatu konia utrzymuje, ale nie majac do niego prawa wlasnosci nie moze nim dowolnie dysponowac.


to ja też słyszałam
z tym że akurat w przypadku tej sytuacji koń miał na szczęście innego właściciela w paszporcie a tylko dlatego że ten ktoś pożyczył pieniądze na jego kupno.
A co do tej pewności ,że jakby co.... mi  się stało... to faktycznie cieszę się że koń ma gdzie wrócić , i w przypadku jednego konia tak mam.Ale ja na papierze mam dzierżawę .
Tak prosto spytam:
na zasadzie follow the money -
Jaki interes ma ktoś adoptujący prywatnie więcej koni ? Satysfakcję i wydatki ?
Rozumiem :adoptować konia towarzysza dla naszego i pomóc jakiemuś bidakowi.
Rozumiem adoptować sobie do tuptania po lesie.
Adoptować do tuptania dla męża/ciotki/szwagra.
Ale więcej? Z umową, że nie wolno komercyjnie koni wykorzystać?
To chyba tylko ekscentryczny bogacz może ?
z punktu widzenia prawnego adopcja to przyjęcie do rodziny, usynowienie a więc przejęcie praw do całkowitej opieki, tutaj mysle dobry prawnik mógłby stworzyć precedens że skoro adopcja to prawo do dysponowania zwierzęciem itp
z punktu widzenia prawnego adopcja to przyjęcie do rodziny, usynowienie a więc przejęcie praw do całkowitej opieki, tutaj mysle dobry prawnik mógłby stworzyć precedens że skoro adopcja to prawo do dysponowania zwierzęciem itp

Ale potocznie "adopcja" zwierząt to zupełnie nie to samo co adopcja dzieci.
Tego nie da się nijak połączyć.
Według prawa cywilnego (!) zwierzę traktowane jest jak rzecz (generalnie ujmując). Do zwierząt odnoszą się regulacje prawne dot. rzeczy ( np. przenoszenie własności, wydzierżawianie itp), a nie dot. ludzi (np. przysposobienie (adopcja), dziedziczenie itp. W tym znaczeniu nigdy adopcja zwierzęcia nie może być rozpatrywana jak adopcja człowieka (dziecka).
Nie da się iść tym tropem.
Ja na papierze takze mam dzierzawe za koszty utrzymania, a mimo wszystko wlasciciele sa do tego stopnia w porzadku, ze placa za kowala, odrobaczanie, kupuja pasze tresciwe, witaminy etc. Maja swiadomosc, ze ja zamiast ich konia moglabym przyjac dodatkowego konia do pensjonatu.

Tania na to pytanie Ci nie odpowiem, poniewaz sama adoptowalam tylko jednego konia, bo na tyle mnie stac. Nie jestem tez pewna czy nawet posiadajac wystarczajace srodki podjelabym sie adopcji wiekszej ilosci koni, od tego sa fundacje, ja nie czuje powolania do bycia druga violetta villas 😉 W ogole uwazam, ze nalezy pomagac, ale tylko na tyle na ile nie godzi to w nas, jesli z tego powodu nie cierpi nasze zycie rodzinne, nie musimy odmawiac niczego sobie ani bliskim. Znam rodzine, w ktorej w 3 pokojach z kuchnia mieszka babcia, tesciowa, rodzice i 3 dzieci, oraz 9 kotow, 3 psy, szczury, szynszyle i cholera wie co jeszcze. Takiego postepowania nie rozumiem i nie pochwalam.
Hm... to czemu zrezygnowałaś z adopcji?  😉
Jak to w praktyce jest?
Taka sytuacja od strony adoptującego:
Ktoś oddał konia (prywatnie) do adopcji. Nagle operacja, koszty, urwanie głowy.
I zawsze ten ktoś leci pomagać adoptującemu? A jak nie leci to adoptujący umową macha?
Jak się to sprawdza-to podziwiam.


zwierzęta, będące w adopcjach, pozostały w adopcjach. zwierzaki wracające z adopcji mają możliwość iść w kolejną adopcję, ale jedynie z polecenia i w promieniu 100km od naszego gospodarstwa. nie ogłaszam koni i anonimowym osobom nie powierzam ich pod opiekę. dlaczego? bo za dużo mnie adopcje kosztowały. prawie każdy po konika sobie chętnie przyjedzie, ale jeśli pół roku później muszę po zniszczonego zwierza wysyłać transport w sumie 1000km, to mi daje 2000zł - za 2000zł zwierza utrzymam sobie na stałym poziomie u siebie i nie trzeba będzie odrabiać/odpasać go. pamiętajmy, że nie zawsze odrobić po "zajechaniu" się da. nie każde zaniedbanie można też wyleczyć. był moment, że w środku zimy wróciło 10 koni z adopcji, co mi zafundowało koszmarną dziurę w budżecie i ostrą nerwicę. lubię żyć z adoptującymi na przyjacielskiej stopie, jak w rodzinie czasem zdarzają się zgrzyty, ale zawsze można dojść do porozumienia. ale już mam dość znikających koni, wzywania policji, afer na pół kraju. ble, to nie dla mnie. dlatego też nie kupujemy już koni. Jasiek-Legro miał być potwierdzeniem reguły, ale koniec końców kupiliśmy go prywatnie, bo Michał chodził za mną, jęcząc, że Legro jest duży, ładny i brązowy - no to teraz leczymy nogi, plecy, głowę i trzymamy kciuki, żeby jak najdłużej mógł żyć bez bólu.

z mojego punktu widzenia, z moich doświadczeń stwierdzam, że to dający w adopcję ma bardziej przechlapane. z resztą wystarczy podać za przykład dziewczyny z tego wątku, które zostały poszkodowane

stillgrey, popieram Twoje podejście do sprawy. z resztą sama do tego dorosłam, chociaż zabrało mi to wiele czasu. w końcu stwierdziłam, że jeśli zajadę się ja, to i tak te zwierzaki będą w tarapatach, więc lepiej pomagać mniejszej ilości, ale zapewnić im najlepsze możliwie warunki, niż rozdrabniać się. smutne, ale prawdziwe
Wszystko ma swoje granice.U Nas o tyle jest dobrze że jest nas troje i każdy dba i pracuje na korzyść swojego zwierza -tu akurat w przypadku koni.
Był jeden to rąk za dużo a koni za mało 😉
I tak właściwie zupełnie nam to wystarcza. Przestaliśmy się kłócić 😉
A swoją drogą nie wyobrażam sobie aby to przygarnięte zwierzę do rodziny wynajmować osobom trzecim -nie mówię o stajniach gdzie jest to formą zarobku tylko o Nas
Za bardzo się zżyłam i nie ma nic piękniejszego niż uczenia konia ,,po swojemu,, i ważne że my się rozumiemy 😉

Zresztą oba mają jakieś wady -jeden wrodzoną drugi nabytą co daje mi też dodatkowy bodziec do tego aby były tylko Nasze.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się