Wizyta u psychoterapeuty - wasze wrażenia i opinie

tunrida, nie słyszałam o zakładzie poprawczym dla... siedmiolatków 😀
Bardzo chętna jestem na 1(!) przykład, gdzie sens ma TYLKO terapia.
asds   Life goes on...
16 sierpnia 2012 18:10
Ja byłam dwa razy, a może 3 na takich rozmowach. Pytania jak z formularza dosłownie. Zreszta to smao było z rysowaniem. A jako że dość kreatywna jestem to na plastyce sobie pofolgowałam równo. Nic z tych spotkań nie wyniosłam ku mojemu nie miłemu zaskoczeniu. Według mnie to była strata czasu. Póxniej juz nie chodziłam...
wiem ze psycholog/psychoterapeuta nie moze narzucac rozwiazan, tylko wydaje mi sie ze czesto pacjenci tego oczekuja. Pisze to w odniesieniu do opisanych wizyt polegajacych na mowieniu o sobie i malej interwencji terapeuty.

Duunia, wiesz na czym polega (powinna polegac) metoda Hellingera? Pewnie tak, ale napisze ogolnie dla innych ze jest to metoda uwalniania "suplow energetycznych", przez ktore powielamy/powtarzamy jakies schematy zyciowe naszych przodkow. Moze sie to wydawac niepowazne, ale ich zycie ma wplyw na nasze.
Jakkolwiek to tlumaczyc, uczestnicy "podlapuja" wibracje osob o ktorych jest mowa i zachowuja sie/czuja tak jak te osoby i dzieja sie rzeczy naprawde przedziwne czasem..
Ta metoda pozwala rozpuscic blokady energetyczne w rodzinie, i nie jest zadna forma terapii dla jednostki (moze byc srodkiem pomocniczym). Dlatego moim zdaniem molestowana dziewczyna powinna isc na terapie indywidualna a nie na ustawienia (chyba ze bylby to jakis powtarzajacy sie schemat).

Trudno odniesc sie do tego co widzialas, ale poruszylas ciekawa kwestie - bo fakt faktem jesli ktos sie na takich "warsztatach" znalazl to ma cos do zrobienia, tylko wlasnie problem czesto polega na tym ze ludzie sie nie do konca poddaja zdarzeniom i "psuja" ustawienia innym...
Bylam na ustawieniach raz, niby ze swietna doswiadczona terapeutka, ale powiem szczerze ze nie stworzyla klimatu zaufania i swobody zeby to spotkanie mialo sens. Wszyscy byli spieci, pani ucinala ludzi ktorzy chcieli powiedziec cos wiecej, robila to tak jakby sie jej troche spieszylo. Koniec koncow z 2dniowego warsztatu zrobil sie jeden ku zadowoleniu pani prowadzacej... Ja czulam sie dziwnie i dosc mocno rozczarowana. Ale nie zmienia to faktu ze ma to sens i dziala - moje ustawienie okazalo sie byc bardziej uwalniajace dla mojej mamy, ale z czego sie bardzo ciesze 🙂
7- latek kryminalista? hehehe ale rozumiem, współczuje
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
16 sierpnia 2012 18:40
wydaje mi sie ze czesto pacjenci tego oczekuja. Pisze to w odniesieniu do opisanych wizyt polegajacych na mowieniu o sobie i malej interwencji terapeuty.

Ja osobiście uważam, że jeśli ktoś odważy się zrobić pierwszy krok i pójść do obcej osoby i uzewnętrzniać się z przeróżnych doświadczeń, to psycholog chociaż na pierwszym spotkaniu powinien wyciągnąć dłoń do pacjenta. Spróbować pokazać jak to wygląda, spróbować jakoś nawiązać dialog, który potem powinien sam przejść w słowotok. A nie usiąść wygodnie na fotelu i "dzień dobry, no to słucham".
Dla mnie osobiście sam fakt, że poszłam do ośrodka odwykowego, gdzie było mnóstwo (owszem bardzo miłych ludzi, którzy proponowali herbatę czy ciastko) obcych ludzi, a ja czekałam na korytarzu, próbując udawać, że mnie tam nie ma, modląc się żeby nikt się do mnie nie odezwał, czytając po raz setny terminy spotkań anonimowych seksoholików. Przestępując z nogi na nogę, bo przecież pół godziny temu była moja kolej wejścia do tej kanciapy. Było dla mnie wyzwaniem. A co dopiero usiąść przed obcą kobietą i od pierwszej sekundy mówić "jestem Agnieszka i jestem..."


Poza tym chyba pierwszą zasadą psychologów i psychoterapeutów to: nie radzić. 😉
halo- mówiąc TYLKO terapia, miałam na myśli- "nie w lekach szukamy rozwiązania, ale w spotkaniach z terapeutą i pracy nad sobą". Wiadomo, lekami się czasami wspomagamy, ale jak najrzadziej, najlepiej okresowo, doraźnie.
A wyleczenie ma nastąpić głównie dzięki terapii. Np- terapia alkoholików, terapia osób współuzależnionych, terapia DDA, terapia behawioralna osoby która ma lęk przed jazdą samochodem. Terapia rodzinna- polegająca na zmianie funkcjonowania danej rodziny z funkcjonowania prowadzącego do różnych objawów, zaburzeń u dzieci na funkcjonowanie prawidłowe i tym sposobem zdjęcie z dzieci objawów choroby. ( rodzice tu muszą mocno pracować, a pracują bez leków)
Jeju, dziewczyny, mam ciągle jakichś ludzi na głowie i nie mogę się rozwlekle wypowiedzieć 🙁 Jutro obiecuję!! Poczekajcie na mnie, bo dyskusja arcyciekawa 🙂 
Poczekamy.  😉 Raczej nigdzie się stąd nie wybieramy.  😉
No dobra, doczytałam 🙂

Zet, ja się rok szkoliłam w Gestalcie, a teraz postanowiłam do końca (czyli jeszcze 3 lata) szkolić się integracyjnie na podstawie humanistycznej - wciąż dużo gestaltu 🙂

Moim zdaniem terapeuta grupowy to jakiś wyższy level nad indywidualnym. Bardzo trudno praca, na pewno frustrująca i wymagająca maksymalnego skupienia przez te 2 czy 3 dni warsztatu czy też przez okres trwania grupy. Ja się w ogóle na to nie porywam, bo na wiele interwencji mojej trenerki w ogóle bym nie wpadła i dopiero po czasie odkrywałam jakie to było trafne. Dynamika grupowa rządzi się jednak swoimi prawami i przetrwać bunt grupy i jeszcze sprawić by dla niej był konstruktywny.. . no dla mnie mistrzostwo i tylko najlepszym się nie udaje.

W wielu przypadkach sama terapia jest wystarczająca, w ogóle zdziwiło mnie powątpiewanie w to. Na własne oczy oglądam ludzkie przemiany, widzę ile im dają spotkania i jak powoli porządkują swoje sprawy. Są, oczywiście, sytuacje wymagające leczenia farmakologicznego i jak najbardziej terapeuta powinien takie przypadki dostrzegać i kierować osoby do lekarza psychiatry. W ogóle współpraca psychoterapeuta-psychiatra to dla mnie podstawa w efektywnej pracy, nawet okresowo przy klientach w kryzysie na przykład.

Jeśli chodzi o to radzenie... Trochę wbrew książkom powiem, ale w przypadku młodzieży czy osób bardziej zagubionych jednak trochę tego stosuję. Są osoby, którym brakuje jasnych granic w domu, są puszczone wolno i nie wiedzą ani co jest złe ani co jest dobre. Trochę dyrektywności, a nawet solidny opieprz (oczywiście po wypracowaniu dobrej, opartej na zaufaniu relacji) jest konstruktywny. Nie jest to jednak reguła i rzeczywiście w czasie klasycznej psychoterapii klient sam powinien dochodzić do rozwiązań i sam je formułować. Inaczej nie przyjmie ich jako swoich. Nie zmienia to faktu, że terapeuta powinien wspierać ten proces a nie czekać na cud, że sam na to kiedyś wpadnie 🙂
Ogólnie rzecz biorąc, co klient to inna praca. Mam obecnie 10 podopiecznych, z którymi pracuję wyłącznie terapeutycznie, w wieku od 13 do 55 lat i nie ma dwóch takich osób, z którymi praca wyglądałaby chociażby podobnie.
Ale może nie od razu trzeba radzić, mówić jak ktoś powinien postąpić, tylko pokazać pacjentowi, że może się w swoim osądzie mylić, że jakieś wydarzenie/ osobę mógł źle/zbyt dobrze ocenić. Po prostu pokazać inny punkt widzenia. A samą ocenę sytuacji pozostawić Pacjentowi.
Przez krótki okres czasu (ale jednak dla mnie bardzo zły) korzystałam z pomocy psychologa, uwielbiałam krótki relaks na początku sesji- w przeciągu kilku minut znikał stres, napięcie.
A możecie my wytłumaczyć dla kogo skierowane są takie wizyty?
Jak się ma psycholog, do psychoterapeuty i do psychiatry? Z czym dokąd iść?
Psychiatra to lekarz i leczy lekami.
Psycholog, to osoba która ukończyła studia psychologiczne i może umieć i stosować terapie, ale nie powinna się tykać osób chorujących psychicznie. ( czasami psychologowie nie prowadzą terapii, tylko parają się różnymi innymi sprawami, bo psycholog może robić różne inne rzeczy, nie tylko terapeutyzować)
Psychoterapeuta, to osoba ( według nowego prawa powinien to być psycholog) który wyszkolił się w danej szkole terapii, ma na to odpowiednie dokumenty, ma superwizora ( czyli osobę nadzorującą jego pracę terapeuty) i terapia przez niego prowadzona przynajmniej teoretycznie powinna być skuteczniejsza niż prowadzona przez psychologa. Ma prawo terapeutyzować osoby chorujące psychicznie, co jest ważne dla potrzeb psychiatry.
( uwaga na terapeutów uzależnień, którzy często nie są psychologami, co teoretycznie jest karalne, a praktycznie jest jak jest. Gdyby MUSIELI być psychologami, jak każe prawo. zniknęłyby poradnie dla uzależnionych i ich rodzin, bo nie ma i nie będzie tylu psychologów jeszcze długo, którzy chcieliby pracować w takich poradniach i kończyć terapie tego typu)

.................

Psychiatra i psycholog powinni współpracować i w razie potrzeby podsyłać sobie klientów. Czyli- jeśli przyjdzie do lekarza pacjent, który ma jakiś tam problem, a lekarz nie widzi sensu leczenia lekami, powinien go odesłać do psychologa. I odwrotnie. Jeśli u psychologa jest pacjent z problemem i psycholog widzi, że sam tu nic nie wskóra i warto się wesprzeć lekami, powinien go odesłać do psychiatry. I taki pacjent chodzi albo tu, albo tu, albo i tu i tu. Wszystko zależy od przypadku. Ani do jednego ani do drugiego nie potrzeba skierowania.
motyl, jasne, w nurcie, w którym ja się szkolę jak najbardziej terapeuta wyraża swoje odczucia co do zachowań pacjenta. Mówi mu na przykład, że go wkurza jak mówi to i to albo że go złości jak jak coś tam robi. Jest trochę takim lustrem, kimś kto pokazuje jak mogą cię od odbierać inni ludzie, tylko tego nie mówią, a na przykład unikają cię. Klient może z tym zrobić co zechce.

rtk, dokładnie tak jak tunrida mówi. Psycholog to każda osoba, która skończyła psychologię i ma dyplom magistra. Może pracować wszędzie, w HRze, w PRze, w reklamie... a psychoterapeuta to osoba, która szkoli się albo ukończyła zazwyczaj 4-letnią szkołę podyplomową i pracuje terapeutycznie z pacjentami w swoim gabinecie albo jakiejś prywatnej lub państwowej przychodni. Psychiatra to lekarz i tylko on może przepisywać leki.
Dzięki dziewczyny, ale to wiem, interesuje mnie strona praktyczna.
:kwiatek:
Co np musi się dziać żeby iść do psychologa? O psychiatrach wiem dosyć dużo, o chorobach psychicznych też. Pożecie mi przykłady pracy dwóch pozostałych?
Do psychologa: nie radzisz sobie sama ze sobą i swoimi problemami z różnych powodów i zaczynasz cierpieć ( ojciec pije, chłopak cię bije a ty go kochasz, masz jakieś lęki, masz lęk przed ludźmi, przed wystąpieniami a pracujesz jako nauczyciel, dziecko ciebie nie słucha, nie podoba ci się twój charakter przez który zauważyłaś, że tracisz przyjaciół lub gnoją cię w pracy lub jeszcze coś innego, sama zauważasz, że za dużo pijesz, masz anoreksję, twoje dziecko ma anoreksję, zmarła ci matka, straciłaś pracę i się załamałaś, ogólnie stałaś się płaczliwa i się podłamałaś, masz taki charakter, że wszystkim się przejmujesz a ostatnio bardziej, kłócisz się z mężem i zaczynacie przebąkiwać o rozwodzie, twój chłopak ćpa a ty chcesz mu pomóc, dziecko ciebie nie słucha i nie szanuje itd itp można tak wymyślać i wymyślać  😉)
tunrida, to wszystko raczej do psychoterapeuty a nie psychologa według mnie 🙂

Psycholog to tytuł, sam w sobie niewiele znaczy. Jeden psycholog może pracować w korporacji, a drugi z dziećmi z autyzmem. Zależy co robi ze swoim rozwojem później. Psychoterapeuta zajmuje się wszystkim tym, o czym napisała tunrida, a też może się specjalizować w konkretnych przypadkach - lęki i fobie, zaburzenia odżywiania, choroby psychosomatyczne... Na sesje ogólnie rzecz biorąc umawia się z psychoterapeutą.
Nie no...tak, tak- psychoterapeuta.  😀
Z tym, że np w moim miasteczku NIE MA nikogo z certyfikatem terapeuty, uprawnionego do prowadzenia prawdziwej terapii. Nikogo. I chcąc nie chcąc, jeśli komuś coś tam dolega, cokolwiek, idzie do psychologa. Ja zawsze zalecam  przedstawić problem wprost ( nawet przez telefon) i spytać, czy psycholog podejmie się pomóc. Bo  mimo tego, że psycholodzy nie mają papierów, to starają się pomagać. Często ze skutkiem. Mniejszym lub większym. I lepsze to niż nic. ( jeśli problem przekracza ich możliwości, odsyła się pacjenta do większego miasta)
A, no wtedy to jasne. Nie trzeba mieć szkoły często, żeby komuś skutecznie pomagać - czasem fajna relacja wystarczy, by człowiekowi zaczęło się poprawiać. No ale książkowo rzecz ujmując, takimi sprawami powinni zajmować się psychoterapeuci, albo w trakcie szkoły albo już z certyfikatem, ale wiadomo że ich na razie malutko...
Solina   Wszyscy mamy źle w głowach że żyjemy hej hej la la
17 sierpnia 2012 17:20
Młody kryminalista prawdopodobnie ma już osobowość taką jaką ma. I skoro zostaje kryminalistą, to widać mu taki styl życia pasuje, imponuje. I jeśli ma terapię przydzieloną z urzędu, to ma ją gdzieś. I nie ma w nim żadnej chęci zmian.
I takiego młodego kryminalistę, jeśli są początki degeneracji, to umieszcza się w zakładzie poprawczym ( o ile naprawdę popełnia czyny karalne i kuratela nie przynosi skutku) i tam młody kryminalista ma wychowanie, nauczanie, pracę. I terapię niejako przy okazji. I albo wyrośnie na ludzi dzięki różnym oddziaływaniom, przypadkom i innym, albo zostanie starym kryminalistą.


a czy takie zachowanie młodego "kryminalisty" nie wynika na przykład z jego przeżyć ( matka prostytutka, ojciec nie ma dla niego czasu)? może to nie imponowanie ale w jakiś sposób wyrażenie siebie, zwrócenie na siebie uwagi i na swoje problemy?
nie jestem psychologiem, psychoterapeutą ani psychiatrą ale wydaje mi się ( może błędnie a może i nie) że pewne zachowania wychodzą z naszych doświadczeń. dlaczego takiej osobie nie pomóc tylko od razu wysłać go do zakładu poprawczego gdzie będzie tam tresowany jak małpka?
przypomina mi się wychowanie moich pradziadków i dziadków gdzie dziecko/młoda osoba nie miały głosu, wyrażania w domu swoich uczuć i tłumiły wszystko w sobie, a potem to powielały na swoich dzieciach.
Dlatego, że halo napisała, że pomaganie jej nic nie wnosi. A ja wtedy napisałam, że jeśli pomoc ( kurator, terapia, MOPS i inne instytucje) nie pomaga a cierpią inni ( ofiary) to wtedy zakład wychowawczy.
Solina   Wszyscy mamy źle w głowach że żyjemy hej hej la la
17 sierpnia 2012 17:33
tunrida, to nie lepiej dzieciaka wysłać na jakaś terapie?
co da zakład wychowawczy dla problematycznego dziecka ( pomińmy wiek 7 lat jaki podała halo, ale załóżmy że jest to dziecko w wieku kiedy już więcej rozumie) czego uczą takie dzieci w takich zakładach i kto z nimi pracuje? psychoterapeuta? zwykły wychowawca jak w szkole? czy to ma być na zasadzie kary "byłeś zły to posiedzisz tam kilka miesięcy to zmądrzejesz"?
Jeśli małoletni popełni czyn przestępczy, sąd nie nakłada mu kary, lecz zabiera się za wychowywanie małoletniego. Małoletnie jest badany przez psychologa, czasami psychiatrę, rodzice są badani, zbiera się wywiad środowiskowy, szkolny. Jeśli sytuacja małoletniego wygląda źle i rodzice są z różnych przyczyn niewydolni wychowawczo, rodzina dostaje kuratora sadowego. To taki opiekun, który ma za zadanie pomagać rodzinie. Zarówno rodzinie jak i dziecku. Na różne sposoby, liczne, rozliczne. Dodatkowo jeśli biegli orzekną, że dziecko wymaga terapii z psychologiem, to taką terapie dostaje a kurator sprawdza, czy dziecko uczęszcza na tę terapię i jakie to przynosi efekty. Jeśli rodzice mają nakaz leczenia ( np odwykowego) to kurator tez to sprawdza i kontroluje. I zdaje sprawozdania sądowi. Jeśli wszystko jest ok, to ok. A jeśli to nie pomaga, odbywa się kolejna rozprawa, kolejne badania, kolejni biegli i kolejna decyzja co zrobić. Zawsze ostatecznością jest zakład opiekuńczo-wychowawczy, ale niestety...kiedy mamy do czynienia ze zdemoralizowanym już nieletnim  i nadal mimo pomocy niewydolną rodziną, to takie decyzje się podejmuje. I tam, w zakładzie, teoretycznie, małoletni powinien być poddawany wychowywaniu i terapii. Jak jest w zakładach? Jest różnie. I jest ciężko, bo trafiają tam naprawdę zdemoralizowani nieletni, którzy rosną na typowych prawdziwych kryminalistów, więc praca z nimi tez jest często ciężka. Ale się pracuje.

Solina- nie róbmy of topa. Dzionka chciała się dowiedzieć czegoś innego.  😉
Solina   Wszyscy mamy źle w głowach że żyjemy hej hej la la
17 sierpnia 2012 17:43
tunrida, dziękuje Ci bardzo za wyjaśnienie  :kwiatek: bardzo zaintrygowało mnie na jakiej podstawie dziecko trafia do takiego zakładu i jak to się odbywa.
już nie ciągnę  off'a i uciekam 😉
Solina, akurat siedzę trochę w temacie małoletnich "łobuzów", więc się wypowiem 🙂 Sprawa wygląda tak, że do ośrodków dzieciaki kierowane są dopiero jak już naprawdę porządnie sobie nagrabią. Do czasu popełnienia jakiegoś większego przestępstwa lub kumulacji mniejszych, stosowane są różne, zazwyczaj nieskuteczne, środki, takie jak nakaz chodzenia po lekcjach do świetlicy, stawianie się na spotkaniach z kuratorem i inne. Wysłać dziecko do psychologa? Kolejki są na kilka miesięcy do przodu, płatnie przecież nie pójdzie ani nikt go nie zmusi. Kiedyś sądy kierowały do MOSów, czyli młodzieżowych ośrodków socjoterapii - to są takie łagodniejsze ośrodki, gdzie dzieciaki mają socjoterapię i rozmowy z terapeutami, różne fajne zajęcia. Mogą też być urlopowane do domu na weekendy. Rodzice nieradzący sobie wychowawczo mogą też sami wysłać tam swoje dzieci. Teraz sądy kierują tylko do MOWów, czyli młodzieżowych ośrodków wychowawczych. To są już placówki o słabej reputacji, niestety. Trafia tam mocno zdemoralizowana młodzież, jeśli mają zajęcia z psychologami to bardzo okrojone. Dzieci nie są urlopowane do domu, chodzą do szkoły w tym samym miejscu co śpią. Nie porównałabym tego do tresowania, raczej panuje tam wolna amerykanka tudzież prawo dżungli. Niestety, czasem na nastolatki nie wracająca na noc do domu tygodniami i szlajające się po pijackich spelunach nie ma innej opcji, kiedy rodzice są absolutnie niewydolni. Smutne to jest, ale nie mam pozytywnych doświadczeń z dzieciakami trafiającymi do MOWów - raczej kiepsko one kończą, ale też nie ma na nie innego pomysłu, jak na razie.
eterowa   dawniej tyskakonik ;)
17 sierpnia 2012 17:56
Byłam 3 razy. Było całkiem przystępnie, ale żeby terapia pomogła, trzeba tego chcieć. A ja szłam właściwie z przymusu 😉 Może kiedyś dorosnę i sama będę chciała pomocy. A wiem, że jej potrzebuję, tylko nie lubię rozmawiać z obcymi, czuję się bardzo nieswojo.
tunrida, zaraz - ja nie pisałam nic o "nicniewnoszeniu" Pomagania - tylko o nieskuteczności, moim zdaniem, terapii jako Pomocy. Wyłącznie - terapii. Tylko - terapii.
I nie chodzi mi o "tylko terapia" jako - "bez leków".
Musi zaistnieć niesamowicie dużo przyjaznych okoliczności, żeby terapia mogła się przyczynić (!) do zmiany życia.
Kłopoty są z: czasem/cierpliwością/nabrzmiałą sytuacją/dostępnością pomocy = przydatnością tu i teraz; z motywacją ew. klienta (co za sztuka wspierać chętnego 🤣 a niechętnego wspierać się nie da); z samym założeniem terapii - na pewno ma służyć dobru jednostki? Czy tylko - społeczeństwu oszczędzać "odmieńców"? Może się mylę, ale większość terapii nie służy rozwojowi istoty ludzkiej - tylko przystosowaniu.
No i jeszcze osoba terapeuty, który klientowi/klientom powinien dawać:
1. wiarę (w nich, i w coś spójnego w ogóle)
2. nadzieję (że sobie poradzą i czeka ich coś dobrego, o co warto powalczyć)
3. miłość (klienta do siebie samego i do innych).
Jakoś (ja) nie wierzę w możliwość "uwolnienia" 1,2,3 od terapeutów, może 1? przez pierwsze 5 terapii?  😀iabeł:
Człowiek może pomóc wyłącznie sam sobie. Ew. bliscy mogą mu udzielić konkretnej, potrzebnej pomocy. Ew. "siły nadprzyrodzone". Jeśli człowiek SAM znajdzie terapeutę, który da radę udzielić mu wsparcia - to super  💃
Myślę, że masz halo na myśli jakieś konkretne swoje przykłady i dlatego masz takie a nie inne zdanie. Ja ci powiem tak. Terapia moim zdaniem JEST skuteczna jako pomoc. Oczywiście, że pacjent musi chcieć z niej korzystać, bo jeśli nie chce, to NIKT niczego za niego nie zrobi. I samo też się nic nie zrobi.
Ale uważam, że efekt terapii może zależeć TYLKO od pacjenta, a nie od przyjaznych okoliczności. Np- osoba z napadami lęku uczy się na terapii jak im zapobiegać i jak się zachowywać podczas tych napadów i co zrobić by zmniejszyć ich ilość. I to też jest terapia. Behawioralna. I otoczeniu nic do tego. Inna sprawa- czasami dzięki terapii pacjent sam zmienia otoczenie. Np- maltretowana żona alkoholika znajduje w sobie odwagę i jednak zakłada mu niebieską linię, składa sprawę o jego leczenie, mimo tego, że nie ma przyjaznych okoliczności żadnych innych, nowych.  I to ONA zmienia rzeczywistość.
A czasami jest tak jak piszesz....potrzeba odpowiedniego układu w otoczeniu pacjenta, żeby terapia mogła zadziałać. Ale to nie jest moim zdaniem zawsze konieczność jakaś i niezbędny warunek.


Co do tego, że terapia niby nie pomaga człowiekowi, tylko społeczeństwu oszczędza odmieńców. NIEPRAWDA. Ty piszesz o osobach, które przymusowo są poddawane terapii. Wtedy tak. ja pisze o masie osób, które czują, że są nieszczęśliwe, że cierpią, że im źle i SAME szukają pomocy. Wtedy jest to pomoc jednostce i społeczeństwo nic do tego nie ma. ( jeśli kobiecie umrze mąż i kobieta cierpi i traci sens w  życiu, to gdzie tu szkoda dla społeczeństwa i bycie odmieńcem? Zwykła sprawa, żałoba)

Co do uwalniania wiary , nadziei i miłości przez terapeutę... No..masz rację. Terapeuta powinien dać oparcie pacjentowi. Zaufanie, wiara że terapia pomoże. To są czynniki, które muszą zaistnieć chyba, aby terapia mogła być skuteczna.

A że terapia to PRACA, która wymaga CHĘCI od pacjenta, to wiadomo. Już mówiłam- samo się nie zrobi. Terapeuta ma POMAGAĆ człowiekowi poradzić sobie. A nie zrobić coś za człowieka. A pomagać ma na tej zasadzie, że teoretycznie jest nauczony różnych metod pomocy i ma umieć je wykorzystać.
Tak uważam.

ps- masz pewno na myśli terapię zaburzeń osobowości i stąd takie twoje zdanie a nie inne. Bo wszystko to co piszesz powyżej może pasować do sytuacji kiedy terapeutyzujemy osobę z zaburzeniami osobowości. ( trudny, mozolny i niewdzięczny kawałek chleba)
halo, bardzo sie mylisz. Znam osobe, ktora wlasnie w trakcie kilku sesji + wizyta u psychiatry i leki, wyszla z czarnej d... I nie chodzi tutaj o terapie jako taka (bo znam tez osobe, ktora po sesjach z coachem zmienila zawod i wywrocila swoje zycie do gory nogami) ale chodzi o to ze czlowiek, nawet w czarnej d... bedacy ma mozliwosci, z ktorych nie zdaje sobie sprawy lub brak mu wiary, ze mozna z nich skorzystac albo czuje strach przed zmiana, nawet tajka potencjalanie na lepsze. Czasami jeden kamyczek rusza lawine ale trzeba ten kamyczek rzucic, a zeby go rzucic trzeba miec wiare, ze lawina ruszy.
Ale mnie chodzi o to, że to może być właśnie kamyczek. Tylko (aż) kamyczek. I to wtedy, kiedy całość sytuacji/okoliczności pomocy terapeuty będzie adekwatna,"podpasuje".
Ważne, że istnieje wiedza - o reakcjach i dziwnych reakcjach człowieka, i że terapeuta może tę wiedzę (bezpośrednio, niebezpośrednio) przekazać, nauczyć sposobów radzenia sobie. OK.
Moje zastrzeżenia co do terapii/konieczności terapii są, poniekąd... filozoficznej natury. Z jednej strony. A - na maksa pragmatycznej (realnej użyteczności) - z drugiej strony.
"Filozoficznie" - kto powiedział, że człowiek na tym świecie zawsze Musi być szczęśliwy? Ten świat, racjonalnie rzecz biorąc, wcale do tego nie uprawnia. Żałoba? No przecież wszyscy umierają a ich bliscy doznają dojmującego poczucia straty, nie chce być inaczej. Czyli (przerysowując) chodzi o to, żeby osoba przytłoczona żałobą szybciej "doszła do siebie" czyt. mogła zapi* jak autobusik w służbie społeczeństwa? Ograniczyła czas na żal, łzy, wyobcowanie, poczucie opuszczenia (przecież realne)? Depresja powiedzmy. Na pewno chodzi o to, żeby "odzyskać radość życia"? A jakie podstawy są do tej nieustającej radości?
Nie chodzi o to, że "umówiliśmy się", że życie jest fajne i mamy trzymać fason? A osoba, która szare i czarne strony przeżywa mocniej niż przeciętna - "psuje nam obraz"? Chodzi o to, żeby np. nie przyspieszyła własnej śmierci, czy o to, żebyśmy My nie mieli przykrych odczuć gdy tak jednak się stanie?
Wiem, raczej kontrowersyjne jest to co piszę. Jednak - wieki całe ludzie obchodzili się bez terapii. I w czasie wojny jakoś na terapię nie biegają (a teoretycznie wtedy bardzo warto) - ew. po! wojnie (żeby jakoś funkcjonować mimo urazów i traumy).
Pragmatycznie - taki przykład - aktualnie kącik o odchudzaniu. Dziewczyna 175 cm, 45 kg.
Terapia - ok, potrzebna. A rodziców - nie ma w domu od wczesnego rana do późnego wieczora. I co - dziewczyna pójdzie na terapię, a rodzice co - zdecydują się mniej zasuwać = mniej zarabiać? Dać jej to, o co rozpaczliwie prosi - uwagę, miłość, szacunek?
Jeszcze praktycznie - osoba terapeuty. Musi być dla podopiecznego autorytetem. Musi cieszyć się szacunkiem i zaufaniem. Autentycznie. A mechanizmy wzbudzania takiego odbioru terapeuty wcale nie są takie proste 🙁.
Podsumowując - dobra terapia może pomóc radzić sobie z objawami. Z przyczynami - gorzej.
Taki, żartobliwy, przykład. Z dzisiejszego serialu. Młody król Artur idzie walczyć ze śmiertelnie groźną bestią. Wypada dziewczyna i (nadreaktywnie 🙂😉 błaga go, żeby nie walczył, bo ona miała sen itd. itp. A on: "nie ma czego się bać" 🤣 No faktycznie (potem, oczywiście, woda życia - te rzeczy 🙂😉. My, realni ludzikowie na tej ziemi - magią nie dysponujemy.
Strasznie filozofujesz.  😉 Obce mi jest takie podejście. Ja nie filozofuję, tylko żyję i robię w tym życiu swoje.
Przychodzi ktoś smutny, załamany, nieszczęśliwy i chce pomocy, to po prostu pomagam na tyle na ile umiem. I wszystko. Nie mam czasu na zastanawianie się nad tym wszystkim nad czym ty się zastanawiasz.  😉
Nauczono mnie pomagać i to staram się robić.
-(anorektyczka dziecko będzie miała obowiązkowo dodatkowo terapię rodzinną- właśnie po to by rodzice zrozumieli, że muszą zarabiać mniej i zająć się dzieckiem)
-( wdowa w depresji przychodzi, bo SZUKA pomocy. To nie ja każę jej szybko wyzdrowieć i zapier...lać w szeregu zapierd...ących. To ona sama chce żeby jej pomóc. Po co? Może sama chce zapierd...ać ? A może rodzina tego od niej oczekuje? Nie zastawiam się. Przychodzi, chce pomocy, to staram się pomóc, tak jak mnie tego uczono. Kiedyś ( w czasie wojny) albo sama by się wzięła w garść i wróciła do żywych, albo jako słabsze jednostka wypadła poza ramy życia. Obecnie form pomocy jest więcej. Więc się pomaga, żeby nie wypadło poza te ramy i nie siedziała tam sama cierpiąca. Myślisz, że tylko po to, żeby był z niej pożytek dla społeczeństwa? A nie dla niej samej? Gdyby TAK na to patrzeć, to CAŁA MEDYCYNA ku temu dąży. Naprawić jednostkę by była zdrowa i pożyteczna dla społeczeństwa, a nie chora i wymagająca pomocy.

Terapia analityczna jest taka "filozofująca". Osobiście nie lubię jej.  😉 Ale nie ja mam ją lubić. Ona ma pomagać. Jeśli komuś pomaga, to ok. Jestem zwolennikiem terapii poznawczo- behawioralnej. Jest bliższa mojej psychice. Szybko, konkretnie, logicznie, prosto do celu, bez zbędnego zastanawiania się i kombinowania.  🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się